5.-Przyjaciel? Prędzej wkurzający skrzat

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poczekałam w mojej ''Kryjówce'' aż moje serce się nieco uspokoi po czym ruszyłam biegiem przed siebie. Byle jak najdalej od miejsca gdzie mogę ich spotkać. Nie mam najmniejszej ochoty na bitwę gdy moja ręka się wykrwawia. Mam dwa wyjścia..pierwsze dotrzeć do domu i tam zająć się raną i dobrze przygotować na walkę lub po prostu się poddać...Nie ja się nie poddaję. Przynajmniej nie TA ja. Uśmiechnęłam się i skręciłam w lewo na rozwidleniu dróg po chwili dobiegając do drewnianej chatki. *W końcu*-pomyślałam i weszłam do środka. Szczerze to wciąż mnie dziwi iż oni nie odnaleźli tego miejsca...lub już dawno o nim wiedzą ale chcą zaatakować gdy nie będę się tego spodziewać...Nie wydaje mi się żeby mieli dobre plany, już nie raz pokazali ,że mnie szczerze nienawidzą. Fuknęłam cicho i podeszłam do mojej torby leżącej na ziemi. Wyjęłam z niej wodę utlenioną ,bandaże jak i nić z igłą. Z rany zdjęłam mój prowizoryczny opatrunek i obmyłam ranę. Dokładnie się jej przyjrzałam. Nie wyglądała aż tak źle, nie muszę jej zszywać ,ale lepiej byłoby gdybym jej nie nadwyrężała. Rękę zawinęłam nowym bandażem i zjadłam na szybko jabłko. Znów miałam te dziwne uczucie, widziałam jak w stronę mojego domu idzie tamta trójka ,jeszcze jedne chłopak i o dziwo sam Slender..No nieźle. Nie znałam tego jednego kolesia ale przeczucie podpowiadało mi bym zabrała benzynę i zapalniczkę. Po chwili zastanowienia ruszyłam do piwnicy. Zabrałam jeden kanister pełny jedynie do połowy i z powrotem weszłam po schodach na parter. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz gdzie przywitał mnie komitet powitalny..Piękna nawa nieprawdaż? Nawet kiedyś myślałam czy nie iść na Polonistę...Tak kiedyś a teraz to teraz. Zaśmiałam się krótko i dźwignęłam do góry owy przedmiot

-Wiecie co to jest?-Ci popatrzyli na mnie jak na idiotkę..na co znów się zaśmiałam

-To kanister z benzyną-Po czym wyjęłam zapalniczkę-A to jest ogień.-Burknęłam

-Nie boimy się tego-Powiedział Toby

-Tak? Mi się wydaje ,że ten tam myśli inaczej-Powiedziałam spokojnie wskazując na chłopaka w białej bluzie. 

Nie minęła sekunda a obiegłam wokoło nich tworząc koło, nieużyteczny już teraz kanister wyrzuciłam do krzaków i podpaliłam zapalniczkę.

-Powinnam się była wami zająć już dawno temu...denerwujecie mnie.-Burknęłam rzucając przedmiot na ziemię i nadal stojąc w miejscu. Mimo iż stałam zaledwie kilka centymetrów od płomieni nic mi się nie działo.

-Wykończę was psychicznie jednego po drugim jeśli nadal będziecie się mi wpychać w życie-Warknęłam. Znów to odczucie..jak gdyby porażenie prądem a potem wizja. Jak szybko przybyła tak szybko minęła. Wskoczyłam do środka płonącego koła unikając Slendera. O kurwa -jednym słowem. Zaśmiałam się i ruszyłam biegiem w przeciwną stronę przeskakując przez ogień który o dziwo rozszedł się na boki gdy to zrobiłam a następnie zniknął. Wbiegłam szybko do lasu i wspięłam się na pierwsze lepsze drzewo. *A ten dzień mógł być taki cudny..* Odczekałam tam dłuższą chwilę jednak gdy w końcu zaczęłam się nudzić zeszłam z powrotem na ziemię i ruszyłam do mojej ''kryjówki'' którą jest jaskinia za wodospadem. Oni co prawda o niej wiedzą ,ale jest tam mała rzecz którą przeoczyli, za jedną z większych skał jest wejście do kolejnych dwóch grot. Tam właśnie urządziłam sobie mieszkanko. Trochę tak dziwnie ,że w jaskini ,ale można do tego przywyknąć. Powolnym krokiem ruszyłam w tamtym kierunku dochodząc do tej cholernej górki, szczęście iż nie muszę się na nią wspinać a jedynie zejść w dół do rzeki. Stamtąd już prosta droga do wodospadu. Zaczęłam schodzić w dół uważając by się nie potknąć na jakimś kamieniu lub wystającej gałęzi. Na szczęście tym razem bezpiecznie dotarłam na miejsce , przeskoczyłam przez rzekę i rozejrzawszy się wokoło weszłam do jaskini ,a potem do mojej ukrytej groty. Nie znajdowało się tutaj nic specjalnego ,dwa materace z poduszkami i kocami ,jakiś stary kufer z moimi rzeczami ,zniszczona kanapa i mnóstwo świec oraz zapałek lub zapalniczek, oczywiście nie można zapomnieć o kilku broniach ukrytych pod moim ''łóżkiem''. Teraz pewnie się zastanawiacie czemu są tutaj dwa materace . Otóż zdarza mi się mieć czasami ''gościa'' który za przeproszeniem wbija mi tutaj i sypia. Więc by więcej nie zajmował mojego łoża załatwiłam mu własne. Kim jest ten..w sumie już mogę go nazwać przyjacielem? Chyba tak ,nie znam się na takich sprawach. Jest to Ben ,taki niski wkurwiający skrzat. Zwykle wbija tutaj przez mój telefon który najczęściej tutaj zostawiam więc w sumie sama jestem sobie winna. Koleś obiecał ,że nikomu nie powie o tym ,że się znamy ,ale i tak mu nie wierzę bo jeśli slender zechce to mu w myślach poczyta. Więc trochę słabo... 

Weszłam do groty a tam co? Ben siedzący na moim łóżku i grający w grę na moim telefonie. Warknęłam cicho i podeszłam do niego spychając go na ziemię.

-Wypad na swój materac-Burknęłam

-No dobra ,dobra-Mruknął i rzucił się na swój. Przewróciłam oczami i sama się położyłam wpatrując w ''sufit''

-Niezłą rozwałkę w mieście zrobiłaś-Mruknął

-Co ? Z kąd wiesz?-zapytałam

-Każdy teraz o tym gada ,a policja nawet chce cię szukać, narobiłaś sobie wrogów -zaśmiał się cicho po czym kontynuował.-A kilka osób już nawet tutaj przyszło by cię szukać. I sprawdzić czy to nie fake.

-Czyli zapowiada się zabawa..-Mruknęłam sama do siebie zacierając ręce.

-Pomógłbym ci ,ale to nie moja działka-zaśmiał się

-A co ty taki wesoły?

-Pobijam twój rekord-powiedział nieziemsko spokojnie

-Co?! Oddawaj mi ten telefon!-Fuknęłam wyrywając mu urządzenie

-No weeź!

-Kurde! I tak to pobiję-Mruknęłam

-Taaa na pewno-zaśmiał się

-A ty nie powinieneś być gdzie indziej?-zapytałam

-w sumie...O kurde! Dzięki ,że mi przypomniałaś!-Krzyknął po czym wybiegł z pomieszczenia

Wariatkowo za darmo...

--------------------------------------------

Trochę to trwało ,ale jest kontynuacja! Jupii czy ktoś spodziewał się takiego obrotu spraw?-szczerze ten pomysł przyszedł mi kilka godzin przed napisaniem tego ,ale już mam plany na przyszłość xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro