[6]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy się obudziłem, siedziała na parapecie okna. Wyglądała na zewnątrz, bujając lewą nogą w powietrzu, w takt niesłyszalnej melodii. Wiedziała, że już nie śpię, a mimo to się nie odwróciła. Poczułem się nieco niezręcznie. 

- Obiecałam – mruknęła. 

- Jak się tu dostałaś? – zapytałem. 

Nie odpowiedziała. Wstała i wyszła na zewnątrz. 

Czekała na mnie przed Dworem. Siedziała na ławce z półprzymkniętymi oczami. Słysząc moje kroki wstała i do mnie podeszła. Bez słowa patrzyła mi w oczy, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. 

Kiedy minęliśmy duże skupisko brzóz, które znacznie się powiększyło, od mojego ostatniego pobytu tutaj, już wiedziałem dokąd mnie prowadzi. Nie byłem tam od lat. 

- Lileeo, ja... - zatrzymałem się. 

Przystanęła parę kroków ode mnie i spojrzała na mnie błagalnie. Westchnęła i podeszła bliżej. Złapała za rękę i łagodnie poprowadziła dalej. 

Mogiłę porosły mchy, a mimo to wciąż była piękna. Ale było to smutne piękno. Rzeźba, która nie była rzeźbą, patrzyła z rozpaczą na nagrobek, po jej twarzy spływały łzy. Takie same, jak na twarzy Lileei, która usiadła nieopodal. 

„Rindalin. Moja kochana Rindalin..." 

- Dlaczego...? – nie wiedziałem jak dokończyć pytanie. Zbyt wiele ich było. 

- Dlaczego tutaj? Dlaczego dziś? Dlaczego ty? Ja? Ona? – dokończyła Lileea. Każde z tych pytań, było trafne, ale to i tak nie były wszystkie. 

- Jesteś moim przyjacielem, Randilu – powiedziała łagodnie. Nie była już nieobecna i chłodna, tak jak przez ostatnie dni. W jej głosie słychać było tylko lekkie zrezygnowanie, pogodzenie się z losem. – Jednak... Jednak, gdybyś nie opowiedział mi o Rindalin, nie zdecydowałabym się opowiedzieć ci o tym, co zaraz powiem. 

Słuchałem jej uważnie. W zamyśleniu gładziła płytę nagrobka, usuwając ze szczelin piach i kurz. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, jakby wspominała coś miłego. Jednak był to nieco smutny uśmiech. Pełen tęsknoty. 

- Zakochałam się – powiedziała nagle po prostu, głosem wypranym ze wszelkich emocji. 

- To... chyba dobrze? – zapytałem, tak jak ona sama kilka dni wcześniej. Usiłowałem się cieszyć z tej radosnej nowiny, choć czułem jak coś ściska mi serce. Czy to była... zazdrość? Czy elfowie w ogóle mogą odczuwać takie emocje? 

Wstała i dotknęła dłonią twarzy Rindalin. Patrzyła na nią przez chwilę, jakby miały jakiś wspólny sekret. 

- Zakochałam się – powtórzyła cicho, uśmiechając się lekko do siebie. Nagle spojrzała mi głęboko w oczy i dokończyła. – W elfie. Zakochałam się w elfie. 

Kucnęła i zaczęła oczyszczać grób z liści, leżących tu od wielu, wielu lat. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Bałem się zapytać, bałem się źle doradzić, tak jak to zrobiłem w przypadku Rindalin. 

„Nie, tym razem nie pozwolę na to" 

Nie mogłem pozwolić, by i Lileea cierpiała. 

- Gardin – mruknęła, oczyszczając nagrobek. – Miał na imię Gardin, prawda? 

Nie odpowiedziałem. Lileea też nie oczekiwała odpowiedzi. 

- Kto...? – zapytałem cicho. Suchość w ustach zaskoczyła mnie. 

Przymknęła oczy. Na jej ustach pojawił się łagodny uśmiech. Patrzyłem na nią w napięciu. 

- Poznałam go, nosząc poselstwa po Czterech Królestwach – mówiła powoli, w jej głosie słychać było jakąś łagodność, czułość. – Spotykałam go za każdym razem, gdy przybywałam w odwiedziny na Srebrny Zamek. Zwłaszcza, że zaczęłam bywać tam częściej ostatnimi czasy.

Znów podeszła do rzeźby Rindalin i spojrzała na jej zastygłą w smutku twarz. 

- Wystraszyłam się – szepnęła. – Bałam się, że będzie cierpiał. On albo ja. Jednak nim zdążyłam podjąć decyzję, było za późno i nic nie dało się już zrobić. 

Wiedziałem o czym mówi. Dopóki nie odwzajemnił jej uczuć mogła się wycofać i spróbować zapomnieć. Ale potem... Potem nie było już odwrotu. Ktoś musiał cierpieć. 

- Nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Nawet tobie nie chciałam o tym mówić. – Zerknęła na mnie szybko, wciąż muskając palcami kamienne dłonie Rindalin. – Kiedy mi jednak powiedziałeś o twojej siostrze, Randilu... Była taka jak ja. Nie wiedziała co robić – odrzucić Gardina, skazując na wieczny smutek i jego i siebie, czy też pozwolić rozkwitnąć uczuciu, które potem zmieni się w udrękę, żałobę i żal? Jednak, zapytała cię najpierw o radę. I ja też tak zrobię. – Oderwała wzrok od mogiły i spojrzała na mnie. – Pomożesz mi, Randilu? 

Zerknąłem na kamienną postać. Bez wahania poradziłem jej, by porzuciła swojego ukochanego śmiertelnika. Teraz jednak... Czy mogłem komukolwiek poradzić, by porzucił Lileeę? 

- Kto to...? – zapytałem ze ściśniętym gardłem.

Nie odpowiedziała. 

- Kochasz go? – zapytałem po chwili ciszy. 

- Bardziej niż własne życie – odpowiedziała stanowczo, bez zastanowienia. 

- A on ciebie? 

- Też. 

- Tak samo mocno?

- Mam taką nadzieję – szepnęła. 

Westchnąłem. 

- Całym sercem pragnę przy nim zostać, jednak wiem, że gdy umrę... - Zerknęła raz jeszcze na Rindalin. – Gdy umrę, czekać go będzie pewnie taki sam los, jak i ją. 

„A jaki los będzie czekał mnie, Lileeo? Prawie zapomniałem, prawie mi się udało. Lecz teraz przepadło. Nigdy nie zapomnę"

- Wiem, powinnam zapomnieć. Co to jednak da? Przecież... 

Nie dokończyła, ja jednak wiedziałem co ją trapi. Jeśli i on ją pokochał cóż po tym, że spróbują o sobie zapomnieć? Wiedziałem, że mnie by się nie udało. Mimo to powiedziałem: 

- Sądzę, że powinnaś spróbować. Nawet jeśli cię pokochał... Elfowie kochają na wieki, ale całe lata trwa nim kogoś pokochają naprawdę mocno... może...

Kłamałem. Obiecałem sobie, że nigdy tego nie zrobię, a mimo to kłamałem. Co z tego, że to co mówiłem było prawdą, skoro w tym wypadku było kłamstwem. Kimkolwiek był ukochany Lileei, musiał ją kochać już tak mocno... Tak mocno... 

Tak mocno jak ja. 

- Może jednak uda mu się zapomnieć – wydusiłem w końcu. 

- A ja? – zapytała cicho, podnosząc głowę. W jej oczach lśniły łzy, a na policzkach widniały dwa mokre ślady. – A ja, Randilu? 

Tak bardzo pragnąłem ją jakoś pocieszyć, ale... Nie miałem jak. Nie było sposobu. 

- Ja... Ja... Gdy się zdecyduję, czy... Gdyby... - Nie potrafiła powiedzieć tego na głos. – Czy będę wtedy mogła tu zostać? – zapytała w końcu cicho. 

- Zawsze byłaś i będziesz tu mile widziana, Lileeo – czemu czułem ulgę myśląc, że prawdopodobnie zostanie tu na długo? Ulgę i radość. Uczucia bardzo nie na miejscu w zaistniałej sytuacji. 

- Ja... ja muszę... - Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. – Wrócę tu. Jeśli nie to... To znaczy, że wybrałam. 

Odwróciła się. Chciałem zapytać kim on jest, ale nie musiałem. Zatrzymała się parę kroków ode mnie i szepnęła: 

- Że wybrałam Celiriona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro