I Pełnia księżyca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się dzisiaj bardzo wcześnie. Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam w górę na biały sufit z drewnianymi belkami podpierającymi całą konstrukcję. Odkąd pamiętam zawsze lubiłam ten dom. Gdy była młodsza spędzałam tu prawie całe wakacje... Dziadkowie mieli jedno piętrowy dom niedaleko jeziora. Jedna część domu była niższa z płaskim dachem, natomiast druga miała jedno piętro i dach spadzisty. Z pokoju, w którym zawsze spałam można było wyjść przez okno na płaską powierzchnię, a następnie bardzo łatwo było dostać się na spadzisty dach. Często tam wchodziłam, siadałam wygodnie opierając się o komin i rozmyślałam podziwiając piękny krajobraz. Z tej wysokości było nawet widać jezioro.
Ostrożnie wstałam z łóżka starając się nie obudzić swojej młodszej siostry i poszłam się ubrać. Wróciłam do pokoju i przejrzałam się w dużym lustrze wiszącym na ścianie. Dzisiaj kończę trzynaście lat, ale w sumie nie czuję się jakoś inaczej. Wyglądam też tak samo jak zwykle. Zwyczajna dziewczynka, raczej przeciętnego wzrostu jak na swój wiek, szare oczy i brązowe włosy do ramion z lekko kręcącymi się końcówkami. Babcia pewnie chciałaby, żebym jakoś ładnie się dzisiaj ubrała. Ale ja nienawidzę ubierać tych wszystkich eleganckich ciuchów, dlatego na sobie miałam krótkie spodenki i niebieską bluzkę na naramkach. W końcu był już środek lipca, a ostatnio na dworze było bardzo gorąco. Wczoraj nawet razem z siostrą pływałyśmy w jeziorze.

Jak na zawołanie moja młodsza siostra Mia przeciągnęła się na łóżku i otworzyła swoje niebieskie, prawie błękitne oczy. Miała dziesięć lat i jak na swój wiek była bardzo ładna. Mimo innego koloru oczu podobno widać było między nami rodzinne podobieństwo. Miałyśmy taki sam kolor włosów, ale włosy Mii były trochę dłuższe i mniej falowane niż moje. Szybko poszła się ubrać, po czym obydwie zeszłyśmy na dół po stromych , drewnianych schodach.
W kuchni już krzątała się babcia, przygotowując śniadanie. Pachniało przepysznie.
- Mmm... Naleśniki? - zapytałam
- W końcu masz urodzinki Kendro. - odpowiedziała babcia, podrzucając naleśnika tak, że obrócił się trzy razy zanim z powrotem wylądował na patelni. Była prawdziwą mistrzynią w robieniu naleśników, naprawdę. Gdyby ktoś kiedyś zrobił jakieś zawody w smażeniu naleśników babcia z pewnością by wygrała.
- O widzę, że panienki już nie śpią. - powiedział dziadek wchodząc do kuchni. - Rozmawiałem przed chwilą z waszą mamą. Tata niestety nie może przyjechać, bo jest na bardzo ważnej konferencji, ale mama powiedziała, że przyjedzie dzisiaj po południu. Prawdopodobnie zostanie tutaj na noc, a jutro pojedziecie do domu. - No tak, taty oczywiście nie będzie, ale przynajmniej mama przyjedzie. Dobra, będę optymistką jak moja kochana siostrzyczka. Tak, dzisiaj niczym nie będę się przejmować. W sumie to fajnie, że spędzimy urodziny u dziadków.

Po śniadaniu obejrzałam jakiś film z siostrą. A potem postanowiłyśmy, że pójdziemy nad jezioro. Pływałyśmy już jakąś godzinę, babcia siedziała na leżaku czytając jakieś czasopismo, raz po raz zerkając na nas znad gazety. Jednym słowem taki idealny, wakacyjny dzień. Leżałam właśnie na materacu unoszącym się na spokojnej wodzie jeziora. Zamknęłam oczy dalej rozmyślając, gdy nagle...
- Eeeeeeeeejjj! Ty zła! Jak mogłaś?! - krzyknęłam na młodszą siostrę, która przewróciła materac zrzucając mnie do wody, a teraz stała kawałek dalej i uśmiechała się z satysfakcją.
- Ale przecież ja nic nie zrobiłam. - powiedziała Mia z uśmiechem niewiniątka na twarzy. Już nawet nic nie powiedziała tylko rzuciłam się na siostrę chlapiąc ją wodą. Wielką bitwę przerwała babcia.
- Dziewczynki chodźcie!
- Co się stało? - spytałam idąc wraz z siostrą w stronę plaży. Zanim babcia zdążyła odpowiedzieć Mia już wiedziała o co chodzi.
- Mama! - krzyknęła dziewczynka i popędziła w stronę kobiety rzucając się jej na szyję.
- Ooo! Jesteś cała mokra. - powiedziała mama mocno przytulając Mię i przyciągając mnie do siebie.
- Wszystkiego najlepszego kochanie! - powiedziała wręczając mi prezent. Od razu zajrzałam do kolorowej torebki. Dostałam szkicownik z zestawem ołówków (ostatnio bardzo lubię rysować) i jakąś książkę. Kocham czytać książki, prawie wszystkie, ale najbardziej fantasy. Jedyne jakich zazwyczaj nie lubię to lektury szkolne... Ale są wakacje, więc nie zamierzam teraz myśleć o szkole.
- Dziękuję Mamo! - przytuliłam ją mocno.

***

- Wiecie, że dzisiaj ma być całkowite zaćmienie księżyca? - zagadnął dziadek. Siedzieliśmy właśnie przy stole jedząc tort.
- Tak, coś slyszałam - powiedziałam. Szczerze mówiąc wczoraj troszeczkę o tym czytałam w internecie. To raczej niezwykłe wydarzenie. Zaćmienie księżyca, pełnia i do tego trzynastego w piątek. Na niektórych stronach pisało, że to magiczne wydarzenie, zapowiedziane dawno temu, i że otworzy się portal do innego świata. W innych źródłach pisało nawet, że to jakiś zły omen. No bo trzynastego w piątek, jak pechowo. Dobrze, że nie wierzę w takie rzeczy, bo inaczej mogłabym się załamać. Trzynaste urodziny, trzynastego w piątek i jeszcze pełnia. Jeszcze tylko brakuje czarnego kota biegającego ciemnymi uliczkami.
- Obawiam się, że niestety nic nie zobaczymy. Sprawdzałam prognozę pogody i niebo ma być całkiem zachmurzone. - stwierdziła mama.
- Rzeczywiście już teraz zaczęło się chmurzyć - potwierdziła babcia.
- Och... jaka szkoda, takie zaćmienie zdarza się raz na jakieś sto lat. - zasmucił się dziadek. Szczerze mówiąc to zaćmienia księżyca nie są w cale takie rzadkie, przypadają za to bardzo nieregularnie. O ile dobrze pamiętam to następne całkowite zaćmienie może być faktycznie za jakieś sto lat... No dobra, chyba rzeczywiście dużo o tym wczoraj poczytałam. - No cóż, mówi się trudno, może przynajmniej choć raz się wyśpisz Alicjo. Pewnie jesteś zmęczona po podróży.
- Tak, chyba dzisiaj faktycznie pójdę spać trochę wcześniej. - postanowiła mama.

***

Leżałam w łóżku już od godziny i nadal nie mogła zasnąć. Wieczorem próbowaliśmy zobaczyć to całe zaćmienie, ale tak jak powiedziała mama niebo było całkiem zachmurzone. Po cichu wstałam z łóżka, otworzyła okno i wyszłam na płaski dach. Na dworze było chłodno, ale w porównaniu do dusznego pokoju bardzo przyjemnie. Niebo nadal było pokryte chmurami. Pewnie wszyscy oprócz mnie już spali. Szybko wdrapałam się na stromy dach i zajęłam swoje ulubione miejsce przy kominie. Teraz mogłam spokojnie sobie wszystko przemyśleć... Dzisiejszy dzień był udany, nie licząc tego, że tata nie mógł przyjechać. Nie miałam zielonego pojęcia która była godzina, ale na dachu siedziało mi się bardzo przyjemnie. Chyba byłam tu już dosyć długo. Spojrzałam w górę. Chmury jakby się rozchodziły, może jednak uda mi się zobaczyć to zaćmienie. Przecież coś takiego zdarza się raz na jakieś sto lat... Nagle zdałam sobie sprawę, że już od dłuższej chwili czuję na sobie czyjś wzrok. Szybko rozejrzałam się wokół siebie, ale nikogo nie zauważyła. Trochę się przestraszyłam, naprawdę czułam, że ktoś mnie obserwuje. Mogłam nie czytać tych wszystkich głupot o złych omenach. Jeszcze raz rozejrzałam się dokoła, jednak tym razem zobaczyłam niedaleko od siebie czyjeś oczy. Jedno było ciemno niebieskie, a drugie takie żółto zielone. Zamarłam przerażona. Dopiero po chwili zrozumiała, że na dachu siedzi kot. Czarny kot. To zły znak? Chwila, przecież sama mówiłam, że w to nie wierzę. Brawo Kendra. Masz trzynaście lat i siedzisz na dachu, a wystraszyłaś sie jakiegoś kota - skarciłam się w myślach. Kot miał niesamowite oczy, którymi się we mnie wpatrywał.
- Kici, kici. Chodź tu kotku - powiedziałam powoli podchodząc do zwierzątka. Kiedy tylko zrobiłam kilka kroków w jego stronę kot cofnął się odrobinę i usiadł kawałek dalej. Ja także się wycofałam, a wtedy kot powrócił na swoje wcześniejsze miejsce.
- No śmiało, chodź tu kotku. - zachęcałam zwierzę, jednak bez żadnych rezultatów. Kot nadal siedział bezruchu w tym samym miejscu i w całkowitej ciszy patrzył na mnie tymi swoimi oczami. Jak to się nazywa gdy ktoś ma różny kolor tęczówek? Hederchromia? Chyba jakoś tak.. Postanowiłam, że zostawię kota w spokoju, może za chwilę sam podejdzie. Chociaż z drugiej strony ten zwierzak był naprawdę dziwny. Jeszcze ani razu nie miauknął, czy mruknął, w ogóle chyba od samego początku nie wydał żadnego dźwięku. Wpatrywałam się w niego już od dłuższej chwili, kiedy nagle kot odwrócił głowę i spojrzał w górę. Podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem i zobaczyłam księżyc. Chmury rozeszły się całkowicie i w tej chwili idealnie widać było zaćmiony księżyc w pełni.
- Woww - wydusiłam z siebie dalej podziwiając to niesamowite zjawisko. Księżyc lśnił delikatnym czerwonym blaskiem. W tamtej chwili poczułam jakby mrowienie w całym ciele. Przez krótką chwilę księżyc wydawał się świecić jaśniej niż słońce. Rozejrzałam się dokoła. Nie było bardzo jasno, ale widziałam wszystko jak w dzień. Urzeczona rozglądałam się dokoła...
- Kendy? Czemu stoisz na dachu w środku nocy? I co to za kotek? - Zmarugałam jakby wracając do rzeczywistości. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam Mię, która właśnie wdrapała się na dach. Zdziwiona spoatrzegłam, że teraz z powrotem jest ciemno, może przez chwilę widziałam w ciemności? Ale nad tym zastanowię się później...
- O Mia, myślałam, że śpisz. - powiedziałam.
- Przed chwilą się obudziłam, ale nie odpowiedziałaś na moje pytania.
- Nie mogłam zasnąć, więc weszłam na dach. Nie wiem co to za kot, ale koniecznie spójrz na księżyc. - Mia spojrzała w niebo.
- Jeejuu, ale niesamowite. - stwierdziła.
- Nie czujesz się jakoś dziwnie? - zapytałam. Może ona też poczuje to dziwne uczucie, wtedy może dałoby się to jakoś naukowo wyjaśnić...
- Ale w jakim sensie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Czyli ona tego nie czuje...
- Kendi? - powiedziała Mia próbując uzyskać ode mnie jakąś odpowiedź. Chyba trochę się zamyśliłam.
- Yyyy co? A no tak, chodziło mi po prostu o to, że ten księżyc wygląda tak niesamowicie, wręcz magicznie... A po za tym chyba cię prosiłam, żebyś nie mowiła na mnie Kendi?! - W sumie już przyzwyczaiłam się do tego przezwiska, ale w ten sposób przynajmniej odwróciłam uwagę siostry od moich dziwnych pytań.
- Ale Kendi tak ślicznie brzmi, a do tego idealnie oddaje twój charakter - w tym momencie ewidentnie zacytowała słowa mojej przyjaciółki. Tak idealnie... Byłam raczej pesymistką i szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia co to ma wspólnego ze słodkością. Kiedy Mia dowiedziała się, że słowo "candy" oznacza słodycze zaczęła tak do mnie mówić. Do tego moja najlepsza przyjaciółka - Nel, kiedy usłyszała to przezwisko nagadała Mii, że idealnie do mnie pasuje.
- Może lepiej chodźmy już spać - zaproponowałam. Dopiero teraz poczułam jaka jestem zmęczona.
- No dobrze. A pokażemy mamie i dziadkom ten księżyc?
- Chyba lepiej nie. Mama musi się wyspać, a po za tym znowu się chmurzy za parę minut może już nawet nie będzie widać tego zaćmienia. A z resztą, pomyśl jak by zareagowała babcia, gdyby się dowiedziała, że siedzimy w środku nocy na dachu... - chyba obydwie pomyślałyśmy w tej chwili o przerażonej babci tłumaczącej nam jakie to niebezpieczne, bo w jednej chwili zaczęłyśmy się śmiać. Mia zeszła już z dachu, a ja schodząc spojrzałam jeszcze w stronę kota. Przez chwilę miałam wrażenie jakby się uśmiechał, ale jak kot miałby się uśmiechać? Zwierzak jakby kiwnął głową, zeskoczył z dachu i pobiegł gdzieś ciemną ulicą.

No to pierwszy rozdział jest. Uprzedzam, że rozdziały będę pisać raczej powoli. Jakby ktoś zauważył jakieś błędy to niech śmiało pisze w komentarzach. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro