II Dziennik

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstałam dzisiaj raczej późno, ale i tak byłam strasznie niewyspana. W końcu wczoraj pół nocy spędziłam na dachu, a potem jeszcze długo nie mogłam zasnąć.

- Babciu, widziałaś gdzieś Owcę Cowcę?! - krzyknęła Mia.

Dzisiaj mamy jechać do domu, właściwie to za chwilę wyjeżdżamy, a ona jak zwykle czegoś nie może znaleźć. Tym razem szukała swojej ulubionej przytulanki, czyli ślicznej owieczki o głupim imieniu Owca Cowca.

- Chyba jest w salonie na kanapie... - podpowiedziałam siostrze.

Ja zazwyczaj też wszystkiego szukam chwilę przed wyjazdem, ale na szczęście spakowałam się już wczoraj. Jadłam właśnie moje wspaniałe śniadanie (płatki z mlekiem) i starałam się nie zasnąć z głową w misce. Naprawdę się dzisiaj nie wyspałam. Chyba pośpię chwilę w samochodzie, w końcu dojazd do dziadków zajmuje zwykle około półtorej godziny.

***

Weszłam właśnie do domu, czułam się już trochę lepiej. Od razu skierowałam się do mojego pokoju, muszę sobie przemyśleć kilka spraw. Usiadłam na swojej pufie i wzięłam do ręki mój nowy szkicownik. Chciałam coś narysować, ale jakoś w tej chwili nic nie przychodziło mi do głowy. Wczorajsza noc była naprawdę dziwna... Właśnie, przecież miałam poszukać czegoś o tym w internecie. Szukałam, i szukałam, i szukałam, i... nic. Wszędzie to samo co widziałam już wcześniej, tylko tym razem było też dużo zdjęć czerwonego księżyca. Znalazłam też jakąś stronę, na której nazywano to zaćmienie wschodem krwistego księżyca, ale pisało tam tylko o jakiejś starej przepowiedni i katastrofie czy końcu świata. No cóż, narazie żyjemy, więc koniec świata to nie był... Odłożyłam właśnie telefon, kiedy zaczął dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz: nieznany numer. Zdziwiona odebrałam.

- Halo? - spytałam niepewnie.

- Hej Kendra! O przepraszam... chciałam powiedzieć Kendy - No to już wiadomo kto dzwoni. Moja pokręcona przyjaciółka.

- No hej Nel, czemu nie dzwonisz ze swojego telefonu?

- Zepsuł mi się wczoraj, no tak w sumie to się utopił... Ale w każdym razie przez to wczorajsze zamieszanie całkiem zapomniałam do ciebie zadzwonić! Dlatego... wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!!! - aż musiałam odsunąć telefon od ucha. No trzeba jej to przyznać, krzyczeć to ona potrafi.

- Dzięki. - powiedziałam. - Ale gdzie ty utopiłaś swój telefon?

- Eeee..

- No gdzie? - byłam naprawdę zaciekawiona.

- W kiblu.

- Yyy... ale jak ty to..? - no teraz to mnie trochę zatkało. - A zresztą, nie wnikam... A da się go jakoś naprawić?

- Wygląda na to, że nie, więc aktualnie nie mam telefonu i raczej w najbliższym czasie nie będę miała.

- No to masakra. W takim razie musimy się jakoś spotkać...
Przez chwilę próbowałyśmy znaleźć jakiś pasujący termin, ale teraz Nel wyjeżdża. Potem wyjeżdżam ja i raczej mie damy rady się już spotkać w czasie wakacji. Katastrofa! No cóż, wygląda na to, że zobaczymy się dopiero w szkole...

- Dobra ja już muszę kończyć. I tak to cud, że mama pożyczyła mi swój telefon...

- To pa! - już chciałam się rozłączyć, ale przypomniała mi się ta sprawa z zaćmieniem - Czekaj chwilę!

- Tak?

- Yyyy - nie no nie mogę jej tego wszystkiego opowiedzieć, wyjdę na wariatkę - Gdybyś miała jakąś dziwną sprawę do rozwiązania np. coś co wydaje się nie możliwe, to co byś zrobiła, żeby tak jakoś... no wiesz... yyym naukowo to wyjaśnić? - jakoś udało mi się sklecić w miarę zrozumiałe pytanie. Nel jak była młodsza chciała zostać detektywem, powinna coś wiedzieć o takich sprawach.

- No cóż, najlepiej chyba założyć jakiś dziennik, w którym będzie się notować wszystkie wydarzenia związane ze sprawą. Podstawa to informacje. Dopiero potem można zacząć wymyślać jakieś teorie i myśleć w jakich okolicznościach były takie wydarzenia i czy jakoś się łączą... A czemu pytasz? - no wyjaśniła całkiem nieźle, może jednak zostanie tym detektywem. Ale co ja mam jej teraz powiedzieć?

- Yyy tak po prostu pytam...

- Napewno?

- Tak, tak. Wszystko w porządku.

- Okeeej... No dobra, ja już naprawdę muszę kończyć. Pa!

- Pa. - ufff dobrze, że już musiała iść, jakby dalej zaczęła mnie wypytywać to byłoby raczej kiepsko.
No dobra... Dziennik... założyć jakiś dziennik. Zaczęłam chodzić po pokoju rozmyślając, podeszłam do okna. Chwila, czy tam na dworze siedzi ten sam kot, którego widziałam wczoraj w nocy? Nieee, to niemożliwe. Ale jeśli to inny kot to naprawdę bardzo podobny. A może ten kot to duch? Ehhh chyba trochę przesadzam. Szybko odeszłam od okna i niestety potknęłam się o coś. Trochę ze mnie niezdara - pomyślałam leżąc jak długa na podłodze. Podniosłam się, żeby zobaczyć o co się potknęłam i najlepiej wyrzucić to do kosza, albo przez okno. Szkicownik. Serio? No dobra, prezentów się nie wyrzuca. Podniosłam zeszyt i wtedy naszła mnie pewna myśl. Od dzisiaj ten szkicownik to będzie dziennik, w którym będę zapisywać i rysować wszystkie dziwne zdarzenia! Jak widać czasem dobrze jest przywalić głową w podłogę. Od razu zabrałam się za pierwszą stronę, to będzie taka strona tytułowa. Dużymi literami napisałam:
"Dziennik dziwnych zdarzeń
autorstwa Kendry Månen.", a na górze narysowałam księżyc i gwiazdki. Wyszło całkiem nieźle. Kropkę nad moim nazwiskiem również przerobiłam na gwiazdkę. Moje nazwisko pochodzi z Norweskiego i oznacza właśnie księżyc. Osobiście bardzo mi się podoba, co innego imię... raczej nie lubię swojego imienia. Na następnej stronie narysowałam czerwony księżyc i dach z siedzącym na nim czarnym kotem. To wyszło trochę gorzej, (chyba muszę się trochę podszkolić z rysowania), ale i tak nie jest jakoś koszmarnie. Do rysunku doczepiłam karteczkę z dokładnym opisem wczorajszej nocy i datą. Miałam jeszcze trochę czasu, więc kolejną stronę postanowiłam poświęcić kotu. Narysowałam czarnego kota starając się zrobić to jak najdokładniej. Szczególną uwagę zwróciłam na kolory oczu, tak żeby jak najlepiej odzwierciedlały te prawdziwe. Do tego dodałam opis mojego pierwszego spotkania z kotem. Stwierdziłam, że muszę go jakoś nazwać, przecież nie mogę ciągle nazywać go po prostu kotem, kotów na świecie jest dużo. Kiedy próbowałam wymyślić mu jakieś imię, drzwi otworzyły się z hukiem i do mojego pokoju wpadła Mia wrzeszcząc "Kolacjaaa!" Szybko zamknęłam mój super tajny dziennik, żeby moja siostra nic nie zauważyła. (najpierw muszę się upewnić czy nie zwariowałam, a dopiero potem będę opowiadać ludziom o czarnym kocie z heterochromią, który prawdopobnie jest duchem i mnie śledzi). Chyba trochę się zamyśliłam, bo Mia stała teraz obok mnie i machała ręką przed tuż moją twarzą.

- Halo, halo? Ziemia do Kendry... albo nie... Kolcaja do Kendry!

- No dobrze już dobrze, przecież słyszę. - powiedziałam wstając z pufy.

Mia już wychodziła z pokoju, kiedy przypomniałam sobie o kocie i szybko  ją zawołałam. - Mia! Jak nazwać czarnego kota? - pewnie teraz weźmie mnie za jakąś wariatkę, ale co tam...

- Czarnego kota? Ale jakiego kotaa..?..ahaaa... Chodzi ci o tego kota, który siedział na dachu u dziadków, tak?

- Tak właśnie o tego. - jeju ona czasami jest mądrzejsza niż ja.

- Hmmm... O! Już wiem! Nazwij go Węgielek! - że co? Serio myślałam że wpadnie na coś lepszego...

- Mam nazwać kota Węgiel?

- Nie Węgiel. Węgielek.

- Wiesz co? Chyba naprawdę go tak nazwę. - powiedziałam starając się nie wybuchnąć śmiechem, ponieważ właśnie wymyślałam notatkę do dziennika.
"Na dachu siedział czarny jak noc kot, swoimi niesamowitymi oczami obserwował pełnię księżyca, nie poruszał się przy tym ani nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. Możnaby pomyśleć, że to duch. A na imię miał... Węgielek."

No to jest drugi rozdział! Na razie pewnie trochę nudno, ale potem akcja się trochę rozkręci (przynajmniej mam nadzieję, że się trochę rozkręci hehe)

PS. Tak wiem, że Węgielek to wspaniałe imię, gdybym miała kota pewnie bym go tak nazwała. No dobra, mam dwa koty i żaden z nich tak się nie nazywa ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro