III Znikające króliki panny Cotton

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstałam z łóżka i spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Kupiłam go jakieś dwa tygodnie temu na wyjeździe do Grecji.
Było już po dziesiątej, ale w wakacje, a do tego w sobotę chyba można sobie pospać trochę dłużej. Podeszłam do okna i rozsunęłam zasłonki, żeby wpuścić do pokoju trochę światła. Od moich urodzin minął już prawie miesiąc i nie wydarzyło się kompletnie nic niezwykłego. Powoli zaczynam myśleć, że to całe zaćmienie było po prostu jakimś głupim snem... Węgielek (ahhh to piękne, poważne imię) pojawił się przez ten czas tylko dwa razy, ale chwilami miałam wrażenie, że mnie obserwuje. Chociaż może tylko mi się wydawało, może po prostu za dużo się naczytałam o tym całym zaćmieniu i duchach.
Odeszłam od okna i z powrotem rzuciłam się na łóżko. Chciałam zadzwonić do Nel, ale jakiś czas temu "utopiła" swój telefon. Co za badziewny, nudny poranek. Zrezygnowana wstałam z łóżka i poszłam do łazienki.

***

Dzień minął mi na oglądaniu jakiś kreskówek z siostrą i bezsensownym leżeniu na łóżku, ale jak tak teraz myślę, to może właśnie tego mi było trzeba. Teraz było późne popołudnie, a ja siedziałam w salonie na kanapie zawzięcie grając z siostrą w makao.

- Kendy? - no nie teraz nawet mama zaczęła na mnie mówić candy... super.

- Tak? - powiedziałam kładąc trójkę kier na już dosyć sporym stosie kart.

- Poszłabyś oddać obrus pani Cotton? - zapytała mama. Kto normalny pożycza sąsiadom obrusy? Ym, no tak, pani Cotton.

- Dobrze zaraz pójdę... makao i po makale! Ha wygrałam. - powiedziałam kończąc grę.

- Eeeej, a miałam teraz takie dobre karty...

- I tak teraz muszę iść do panna cotty.

- Tylko uważaj, żeby cię króliki nie pogryzły. - zaśmiała się Mia.

Panna cotta, a raczej panna Cotton była naszą sąsiadką. Pewnie większość ludzi kojarzy raczej stare panny z kotami, ale my mamy naszą kochaną, panna cotte z królikami. Dwunastoma królikami.

Wzięłam od mamy siatkę z obrusem i wyszłam z domu. Nie minęły nawet trzy minutki i już byłam pod domem naszej sąsiadki. Panna Cotton miała mały, ale zadbany ogródek, w którym rosły prześliczne kwiatki. Podeszłam do drzwi i głośno zapukałam. Po raczej dłuższej chwili usłyszałam kroki i drzwi otworzyła mi we własnej osobie panna Cotton. (Szczerze mówiąc, zdziwiłabym się gdyby otworzył ktoś inny, w końcu mieszkała sama.) Oczywiście jak zawsze z domu wyleciało kilka łaciatych króliczków. Już chciałam je gonić, ale ich właścicielka zapewniła, że jak najbardziej mogą sobie trochę pobiegać po ogródku. Oddałam kobiecie obrus, a ona jak zawsze poczęstowała mnie miętowym cukierkiem. Oj tak, dzięki pannie Cotton i jej miętowym cukierkom świat był dużo piękniejszy. Podziękowałam i już chciałam iść, ale kobieta zaprosiła mnie do środka na herbatkę. Nigdy nie potrafiłam jej odmówić, zawsze była taka miła (no i zawsze częstuje cukierkami). Panna Cotton była straszną plotkarą, jak już zaczęła coś mówić to mogła tak gadać przez godzinę albo i dłużej. Zaczęło się od pytań o samopoczucie mojej mamy, a skończyło na biednym Chrupku (króliczku, który ostatnio zwichnął łapkę). Po dłuższym czasie udało mi się zakończyć rozmowę, grzecznie się pożegnać i wyjść z domu staruszki. Przeszłam przez ogródek, otworzyłam już trochę zardzewiałą furtkę i właśnie w tym momencie na ulicę wypadł króliczek. Szybko zamknęłam drzwiczki, żeby reszta nie uciekła i pognałam za zwierzakiem.

- Hej, króliczku! Zaczekaj! Yyym... Ciapek, Uszatek, Miętusek... - cholera, jak ten królik się nazywał?! A z resztą nie ważne, i tak go raczej nie dogonię... Zaraz... O tam jest!

Zwierzak właśnie wybiegł zza rogu i teraz spokojnie kicał ulicą. Podeszłam jeszcze parę kroków, po czym nagle skoczyłam wyciągając ręce przed siebie.

Wszystko zadziało się jakby w zwolnionym tempie. Królik odwrócił głowę w moją stronę i już chciał zacząć uciekać, ale wtedy przed nim pojawiło się coś jakby niebieskie koło. Nie mam zielonego pojęcia co to było, ale wyglądało niesamowicie. Taka niebieska chmura, pośrodku było trochę fioletowego, a na brzegach niebieski przechodził jakby w turkusowy. Króliczek pobiegł przed siebie i wpadł w to wiszące parę centymetrów nad ziemią pole. Właśnie wtedy wszystko zabłysło oślepiającym światłem i zniknęło. A ja coraz bardziej zdumiona poleciałam na chodnik...

No pięknie, zdarłam sobie całe kolana. Wstałam z ziemi i otrzepałam się z kurzu. Ciekawe, co ja teraz powiem mamie... Dopiero po chwili dotarło do mnie co właśnie się wydarzyło. To. Było. Dziwne. Dobra, muszę to sobie na spokojnie przeanalizować - rozmyślałam idąc w stronę domu.

***

- O Kendra wróci... O boże... Co ci się stało? - Ledwo weszłam do domu, a już się wszyscy czepiają.

- Przewróciłam się. - powiedziałam.

- Przewróciłaś się? Tak po prostu?

- No, tak. Potknęłam się o jakiś kamień.

- Yhhmm. Ale wszystko w porządku, tak? Chodź, odkarzę ci te kolana. - O nie tylko nie to, nie dość że mnie będzie szczypać, to jeszcze mnie wypyta jak się wywróciłam.

- Nie, nie... Wszystko ok mamo. Naprawdę. - zapewniłam swoją rodzicielkę. - To ja pójdę sobie umyć te kolana. - powiedziałam i pobiegłam na górę.

Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Kolana mogą poczekać, najpierw muszę to wszystko zapisać. Podeszłam do łóżka i wyciągnęłam z pod niego pudełko, w którym trzymałam dziennik. Otworzyłam go na pustej stronie i zapisałam wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. Potem narysowałam to, co zdążyłam zobaczyć zanim błysnęło światło i królik zniknął. Szczególną uwagę zwróciłam na to niebieskie pole... Co to było? Wyglądało trochę jak chmura, może lustro. No oczywiście! Portal! Taki czadowy portal jak w jakiś filmach fantasy. To by wyjaśniało, dlaczego królik zniknął. Dopisałam do notatki swoje spostrzeżenia i przeczytałam całe zapiski od początku.

Ehhhh, to brzmi jak pamiętnik jakiejś wariatki... ale jestem pewna, że to wydarzyło się naprawdę. No chyba, że mam jakieś halucynacje czy coś.

***

Weszłam właśnie do ogródka panny Cotton. Na dworze było już ciemno, ale mimo tego wszystko widziałam bardzo wyraźnie. W ogrodzie ciągle kicały króliczki. Była ich cała masa. Nagle zrobiło się jaśniej, najwyraźniej księżyc wyszedł zza chmur. Spojrzałam w górę, niebo było pokryte gwiazdami, które układały się w różne wzory. Jednak najjaśniej błyszczał okrągły księżyc. Króliki, jakby wystraszone zaczęły biegać po całym trawniku. Wtedy w całym ogrodzie zaczęły błyskać niebieskie światła i wszędzie pojawiały się portale takie jak ten, który widziałam dzisiaj po południu. Króliki dalej biegały jak oszalałe, niektóre zwierzaki wpadały w niebieskie pola i znikały. A ja stałam pośrodku tego całego zamieszania i nie wiedziałam co robić. Pewnie tak czuła się Alicja, kiedy trafiła do krainy czarów... Usłyszałam jakiś szelest i szybko się odwróciłam. Z krzaków wybiegł Węgielek (ten kot z heterochromią) i popędził do najbliższego portalu. Kiedy już prawie dobiegł, pole zniknęło i pojawiło się gdzie indziej. Kot próbował dalej, ale za każdym razem portal znikał. Zrobiło mi się go naprawdę żal. Chciałam do niego podbiec ale potknęłam się o coś i wpadłam prosto w niebieskie pole, które pojawiło się przede mną. Poczułam się jakbym wpadała do wielkiej czarnej dziury. Nade mną wisiał księżyc w pełni, a ja spadałam w dół, i w dół, i... Bum! Uderzyłam w coś głową. Czy ja umarłam? Otworzyłam oczy. A nie, to tylko lampka stojąca na moim biurko.

Powoli do mnie docierało co się stało.
- Ufff. To tylko sen. - powiedziałam starając się uspokoić oddech. Wygląda na to, że zasnęłam przy biurku, a konkretniej na moim super tajnym dzienniku. Spojrzałam na stronę, na której spałam. Dokładny opis zniknięcia królika i rysunek portalu. Obejrzałam też strupki na kolanach. Tak, to w przeciwieństwie do tego głupiego snu wydarzyło się naprawdę.

Przypomniałam sobie dzisiejsze popołudnie: zapisałam wszystko w dzienniku i umyłam kolana. Potem była kolacja, a wieczorem jeszcze długo rozmyślałam i wtedy pewnie zasnęłam na biurku. A jak się obudziłam uderzyłam głową w lampkę. Dzisiejszy dzień był naprawdę dziwny. Zaraz, dzisiejszy? Która właściwie jest godzina? Sprawdziłam na telefonie: 1:30. No dobra, w takim razie wczorajszy dzień był dziwny. Ehhh... Przez ten cały sen, teraz jestem całkiem rozbudzona. Podeszłam do okna, odsłoniłam zasłonki i wyjrzałam na zewnątrz. Chwila, dzisiaj jest pełnia? Okrągły księżyc jasno świecił na niebie, prawie tak jak w moim śnie. Ciągle nie chciało mi się spać, więc postanowiłam to wykorzystać i właściwie sama nie wiem po co zapisać ten sen w dzienniku.

Yyymm... Dobra, nie wiem co tu napisać ;)
Jest kolejny rozdział! Wspaniale prawda? xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro