VI Szarowłosy brunet v2 jest kox

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak dostanę nagłego olśnienia i jakiś fajny tytuł mi przyjdzie do głowy, to nazwę ten rozdział... Obiecuję! XD

DunOnka proszę bardzo

Był już koniec stycznia, na dworze padał śnieg i wszystko było pokryte cienką, białą kołderką. Dawno nie było takiej chłodnej zimy. Lubiłam patrzeć na te spadające śnieżynki... Dzień był po prostu piękny, a raczej byłby, gdyby nie to, że spadające płatki śniegu podziwiałam właśnie przez brudną szybę tramwaju. Tak, jechałam tym zatłoczonym tramwajem do szkoły.

Niedawno skończył się pierwszy semestr, w sumie z nauką nie szło mi tak źle. Same piątki, czwórki, czasami nawet szóstki, chociaż mam wrażenie, że przez te wydarzenia związane z pełniami księżyca ostatnio było trochę gorzej. A najgorzej było z chemią... Czy ja na początku roku mówiłam, że pewnie będę lubić chemię? No cóż, troszkę się pomyliłam. Nie lubię chemii, słabo mi idzie, a do tego nie lubię nauczycielki od chemii (i zdaje się, że ona mnie też).

Jeśli chodzi o Andy'ego... nie lubię go, Nel też go nie lubi i on też nas nie lubi. Od początku roku szkolnego dogryzamy sobie na każdym kroku. Zazwyczaj on zaczyna gadać, że jestem świruską, na co ja odpowiadam mu, że on jest jakiś niedorozwinięty umysłowo. Potem przychodzi Nel i pyta się go czy naprawdę jest takim idiotą, czy tylko udaje, a on jej znowu coś tam odpowiada. I tak to mniej więcej wygląda, codziennie. Reszta klasy chyba już się do tego przyzwyczaiła i traktuje to raczej jako taką rywalizację. Ostatnio nawet moja koleżanka Amanda zaczęła prowadzić zakłady, kto będzie miał "ostatnie słowo" w naszych kłótniach.

Teraz jak o tym myślę, to te nasze kłótnie naprawdę są śmieszne. Już nawet nie pamiętam od czego się zaczęło...

Moje przemyślenia przerwała Mia szturchając mnie łokciem. Oho, chyba już trzeba wysiadać. Przepchnęłam się przez tłumy ludzi, wysiadłam z tramwaju i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku szkoły.

***

Siedziałam sama w ławce, Nel się rozchorowała, już od paru dni bolało ją gardło. Takie to trochę smutne. Siedziałam na lekcji, sama, rysowałam jakieś bazgroły w zeszycie od historii i gapiłam się na spadające za oknem płatki śniegu. Zazwyczaj byłam raczej wesoła, ale teraz... Zimą, w szkole, na lekcji, nie było Nel. Ehhhh... Zaraz, który dzisiaj jest? Spojrzałam na kalendarz wiszący za biurkiem nauczycielki - 21 stycznia. Taka nic nie znaczącą data. Co innego jutro...

Jutro. Jest. Pełnia.

W każdą pełnię dzieje się dokładnie to samo. Czuję to łaskoczące uczucie w brzuchu, a potem dzieją się dziwne rzeczy. Kiedy tylko się da, staram się wtedy nie chodzić do szkoły. Tak jest bezpieczniej. Nie licząc królika panny Cotton, do moich portalów wpadły już: dwa ptaki, motylek, wiewiórka, gałąź, moja bluza i czapka z daszkiem Andy'ego (nie pytajcie jak to się stało). Odkąd zrozumiałam, że to ja tworzę portale, uczę się nad tym zapanować. Jeszcze nigdy nie stworzyłam portalu w jakiś zwykły dzień, to działa chyba tylko w pełnię księżyca. Po prostu kiedy żołądek zacznie mi się wykręcać muszę stworzyć to magiczne przejście, inaczej nad tym nie zapanuję i zrobię to przypadkiem (a to nie wróży nic dobrego). Muszę się bardzo pilnować, na razie nikt nic nie zauważył, co prawda moja siostra twierdzi, że zachowuję się podejrzanie, ale nie wie o co chodzi.

Nadal okłamuję Nel, co naprawdę nie przychodzi mi łatwo. Powiedziałam jej o kocie, ale nic więcej nie mogę zdradzić. Nie chcę wylądować w jakimś psychiatryku! No, ale wracając do portali... prawie nad tym panuję, prawie. Najlepiej jest, kiedy w taki dzień zostanę sama w domu, wtedy mogę spokojnie trenować. Oczywiście cały czas zapisuję wszystko w dzienniku... Szczerze mówiąc powoli mam już dość tego wszystkiego. Mam mnóstwo pytań i rzadnych odpowiedzi, a nawet nie mogę z nikim o tym porozmawiać. Mam wrażenie, że przez to trochę się z Nel od siebie odsunęłyśmy. No i co się dziwić, ja czułabym się oktopnie, gdyby brunetka coś przede mną ukrywała...

***

- Hej świrusko!

- Och, daj już spokój Andy - była przerwa, a ten idiota jak zwykle przyszedł mi podokuczać.

- Woww, powiedziałaś do mnie po imieniu! Co ci się stało? Chora jesteś? To znaczy, nie licząc twoich chorób psychicznych...

- Ehhh, serio nie mam dzisiaj ochoty z tobą rozmawiać, ok?

- O, czyli normalnie chcesz ze mną rozmawiać? Super!

On tu nadal stoi? Serio? Zrezygnowana zeskoczyłam z parapetu i poszłam do toalety, tam przynajmniej za mną nie pójdzie i będę miała chwilę spokoju.

***

"Dobra, dzisiaj się uda" - pomyślałam idąc do kuchni i w głowie obmyślając plan.

- Cześć mamo. - powiedziałam cicho i powolnie usiadłam przy stole. Podparłam głowę ręką i starałam się wyglądać przy tym jak najgorzej.

- Cześć kochanie! - mama chyba nie za bardzo zwróciła uwagę na moje starania, krzątała się po kuchni robiąc śniadanie. O, spojrzała na mnie. - Coś się stało? - zapytała.

- Nie, nie... po prostu chyba się nie wyspałam - (w tym celu poszłam spać jak najpóźniej) - i trochę boli mnie głowa.

- Och, mówiłam żebyś nie siedziała do późna na telefonie.

- Ja wczoraj poszłam wcześnie spać. Wczoraj też trochę źle się czułam, pamiętasz?

- Yhmmm, czekaj dam ci coś przeciwbólowego - no nie, masz mi zabronić iść do szkoły, a nie dawać jakieś tabletki.

- Nie trzeba - powiedziałam zbolałym głosem - aż tak mocno mnie nie boli, po prostu strasznie źle się czuję. Tak w ogóle Nel jest chora, wiesz?

- Ojej, ach ta zima, od razu wszyscy chorują.

- No właśnie... Może lepiej żebym dzisiaj nie szła do szkoły, jeszcze się całkiem rozchoruję... - próbowałam przekonać mamę.

- Nie przesadzaj, nie wyglądasz aż tak źle. Dam ci to przeciwbólowe i pójdziesz do szkoły. - Nieee!

- Ale mamo...

- Żadne ale. Masz dzisiaj jakiś sprawdzian, że tak bardzo nie chcesz iść na lekcje?

- Nie, dzisiaj mam mało lekcji...

- No widzisz, w takim razie wcześnie wrócisz do domu i wtedy możesz się położyć. - Chodziło mi raczej o to, że nie będę miała dużo zaległości, jeśli nie pójdę do szkoły...

Westchnęłam głośno, znowu się nie udało. Dzisiaj jest pełnia, co ja zrobię, jeśli nagle na lekcji stworzę portal?!

- A tak w ogóle to gdzie jest Mia? - zapytałam porzucając już pomysł zostania w domu.

- Dzisiaj czwartek, czyli jak zawsze ma lekcje na siódmą rano. Pojechała z tatą.

- Aha, no tak - przypomniałam sobie.

Dzisiejszy dzień to będzie katastrofa! Dobrze, że przynajmniej Nel jest chora i nie chodzi do szkoły. Przynajmniej jej się nie będę musiała tłumaczyć, jeśli nagle wybiegnę z klasy i popędzę "do toalety".

***

Urodziłam się 13 (no wiem, że to pechowo) i dlatego zawsze mam szczęście (tak, to był sarkazm). Tak było i tym razem. Końcówka drugiej lekcji i... nagły ból brzucha mogący oznaczać tylko jedno - zaraz stworzę portal, a jeśli będę próbowała to powstrzymać... będzie jeszcze gorzej.
W takich chwilach naprawdę zaczynam wierzyć w przesądy przynoszące pecha!

Wybiegłam z klasy po drodze szybko mówiąc nauczycielce, że muszę iść do toalety. Nawet nie zwróciłam uwagi, że w rękach mocno ściskałam mój (w tej chwili troszkę pognieciony) zeszyt i długopis.

Dobiegłam do toalety, którą akurat teraz postanowiły posprzątać panie sprzątaczki. "Czy może być jeszcze gorzej?!" - pomyślałam zawracając w miejscu. Postanowiłam pójść na dwór, w całej szkole oprócz toalet są kamery, a gdyby ktoś zobaczył na nagraniu mój portal, to nie wiem jak by się to skończyło. Wybiegłam ze szkoły i poszłam schować się za budynkiem.

- Brrrr... - westchnęłam, kiedy powiał zimniejszy wiatr, wyszłam na dwór bez kurtki.

Koło szkolnego boiska rosła kępa drzew i krzaków, zwykle nauczyciele nie pozwalali tam wchodzić, ale teraz niezbyt mnie to obchodziło. Udałam się w tamtą stronę i schowałam za dosyć dużym drzewem. Oparłam się o pień, starając się uspokoić oddech. Nie wiem czy to przez potrzebę stworzenia portalu, czy przez przebiegnięcie sprintem całej szkoły, ale czułam się jakbym miała zaraz zwymiotować.

Ręce zaczęły mnie już swędzieć, więc szybko sprawdziłam czy nikogo nie ma w pobliżu i skupiłam się na stworzeniu portalu. Po chwili pojawił się przede mną, a ja jak zawsze poczułam się dziwnie. "Czemu akurat mi przytrafiają się takie rzeczy?" - rozmyślałam wpatrując się w unoszące się przede mną niebieską chmurę, czy portal w ogóle można porównać do chmury? Eee wszystko jedno... Przypomniałam sobie, że przecież w tej chwili trwają lekcje. Już chciałam usunąć moje dzieło, ale z pomiędzy drzew wyskoczył Węgielek.

- Jeszcze tylko tego kota tu brakowało... -westchnęłam.

Podniosłam ręce, żeby usunąć portal, ale wtedy zwierzak prychnął głośno i usiadł na ziemi oddzielając mnie od magicznego pola. Swoją drogą pierwszy raz wydał z siebie jakiś dźwięk...

- Słuchaj kotku, ja muszę wracać na lekcje! - powiedziałam, a Węgielek tylko spojrzał na mnie i kiwnął głową wskazując na portal.

- No co? Mam tam wejść? - zapytałam... kota?! No super, teraz jeszcze gadam z kotami.

Zwierzak ku mojemu zdziwieniu kiwnął głową, jakby chciał potwierdzić moje przypuszczenie.

- No co ty, nie wejdę tam. Przecież to jest jakiś portal!

Węgielek wstał i jedną łapą zaczął grzebać w ziemi. Dziwne, że tu nie było śniegu, ale w sumie byłam w jakiś krzakach to co się dziwić. Podeszłam bliżej, żeby zobaczyć co robi. Jeśli wcześniej byłam zdziwiona, to nie wiem jak opisać to co teraz zobaczyłam. Na ziemi trochę koślawo, ale czytelnie napisane było: "wejdź do przebłysku".

- Przebłysk to ten portal, tak? - zapytałam kota, zastanawiając się czy to świat oszalał, czy ja...

Zwierzak znowu kiwnął głową, co uznałam za potwierdzenie moich słów i położył łapę na napisie.

- W życiu tam nie wejdę! Nie wiadomo co by się stało gdybym tam weszła! A jeśli bym umarła, albo już niegdy bym nie wróciła do domu? - wytłumaczyłam kotu, przypominając sobie książki, w których bohater dostawał się do innego świata, a potem długo szukał sposobu, żeby wrócić na ziemię.

Węgielek prychnął i znowu zaczął kreślić coś na ziemi. Spojrzałam zaciekawiona. Tym razem napisał tylko jedno słowo.

- "Tchórz." - przeczytałam. - Nie jestem tchórzem! Ja... ja po prostu nie chcę tam wchodzić. Jaki normalny człowiek tak po prostu zobaczyłby portal i sobie do niego wszedł?!

Kot spojrzał na mnie, pokręcił głową i znowu zaczął "pisać" coś łapką. Teraz na ziemi nabazgrane zostało pytanie: "A ty jesteś normalnym człowiekiem?"

- Nie... - wydusiłam z siebie. Ten kot miał rację, może kiedyś byłam przeciętnym człowiekiem, ale teraz: mam dziwne sny, rozmawiam z kotem, tworzę jakieś magiczne portale i to wszystko zapisuje w dzienniku jak jakaś wariatka. To z pewnością nie jest normalne.

Spojrzałam na przebłysk, był taki niebieski, ale jednocześnie fioletowy i jakby turkusowy. Cały lekko falował, ale jego powierzchnia pozostawała gładka jak lustro. "Jak jedna rzecz może mieć tak wiele różnych cech?" - pomyślałam zbliżając się do portalu. Przecież nic by się nie stało gdybym tylko dotknęła powierzchni...

Chwila, co?! Stanęłam jak wryta, niewiele brakowało, a nieświadomie przeszłabym przez magiczne pole.

- To twoja wina kocie! Przez ciebie prawie bym weszła w to coś! - wkurzyłam się na Węgielka machając rękami w stronę portalu. Zwierzak tylko prychnął i spojrzał na mnie z wyższością. Odwrócił się i po raz kolejny zaczął pisać wiadomość.

Spojrzałam na ziemię, tym razem tekst był trochę dłuższy. "Strażniczka sama cię znajdzie, ty tylko masz jej przekazać nowinę. To ważne, zapamiętaj: Przepowiednia się spełnia, Miriam znalazła tą dziewczynę, wrota zostały otwarte, ale Miriam jeszcze nie może wrócić.

Przeczytałam słowa jeszcze kilka razy starając się cokolwiek zrozumieć... Strażniczka? Miriam? Kompletnie nie wiedziałam o co chodzi...

Węgielek chyba zauważył, że nic nie rozumiem, bo postanowił coś dopisać.

- "Nie bój się, zaufaj przeznaczeniu, ono i tak się wypełni, ja tylko mu pomagam." - przeczytałam na głos. - Nie rozumiem... O co chodzi...? Co... aaaaaa!

Kot skoczył w moją stronę i z nadnaturalną siłą popchnął mnie w stronę portalu. Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie patyk leżący na ziemi, o który to się potknęłam.

Przeklinając wszelkie patyki świata i swoją niezdarność wpadłam do przebłysku.

To chyba na razie najdłuższy rozdział jaki napisałam... Brawo ja!

No a tak na serio, ma ktoś pomysł jak nazwać ten rozdział?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro