Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 12
Dziwny jest ten Crene

 Głupi rzucił się w moją stronę, ale umięśnione ramie Crena zatrzymało się na jego klacie. 

- Hamuj - mruknął, a w jego głosie pobrzmiewało ostrzeżenie. 

Mój bohaterze. Pomyślałam odrobinę złośliwie, po czym zdałam sobie sprawę, że nie przeoczyłam dotąd żadnej okazji by określać jego ramiona jako umięśnione czy silne. Naprawdę nie wiem co jest takiego w męskich ramionach i plecach. 

Może nie było to najbardziej dojrzałe zachowanie, ale pokazałam język temu chłopcu od przegranej. Crene odwrócił się w moją stronę, jakby mnie wyczuł. 

- Jak to jest, że doprowadzasz wszystkich do szału?

Uniosłam podbródek trochę obrażona. Mógł poczekać ze swoim kazaniem, aż będziemy sami. 

- Mogę dopiero zacząć! 

Crene patrzył na mnie jakby ani trochę w to nie wątpił. Westchnął ciężko. 

Tymczasem przegrany duet zwarł szyki, stając ramie w ramie na przeciw alfy. Mieli pulsujące, rozszerzające się nozdrza i czerwone twarze. 

- Wiesz kogo sprowadziłeś do domu, to zwyczajna oszustka! - rzucił wściekle jedne z nich. 

Odwróciłam wyniośle głowę miarkując znużenie. Serce biło mi jak oszalałe. 

- Naucz się przegrywać, cioto! - krzyknęłam zanim mogłam się powstrzymać. 

Crene zmierzył mnie karcącym spojrzeniem. Znałam go od kilku chwil, ale wiedziałam doskonale, że krytykuje mój dobór słów. Chyba miał już dość tej całej kłótni i wrzasków.

- Dosyć, mała na górę, a wy możecie się wynosić - rozkazał, zwracając się najpierw do mnie, a potem do chłopców. 

Skrzyżowałam ramiona i uniosłam wysoko brwi. 

- Akurat pójdę. 

Odwrócony tyłem do mnie Crene powoli przekrzywił głowę, zanim się do mnie odwrócił. 

- Lou, proszę cię poczekaj w moim pokoju. 

- Co będę z tego miała?

- Co tylko chcesz, ale idź już. 

Wzruszyłam ramionami wymijając spokojnie Crena i chłopaków, złapałam oszołomioną Elis za ramię i pociągnęłam za sobą na schody. 

- Owinęłaś go sobie wokół palca - mruknęła mi do ucha. 

- Tak ci się tylko wydaję - westchnęłam 


 Pięć godzin wcześniej    


Patrzyłam z terrorem na rozgrywającą się przede mną sytuację, czując że tym razem naprawdę przegięłam. Nie potrafiłam znaleźć słów na swoje usprawiedliwienie. Wpadliśmy do jakiegoś pokoju i Crene zatrzasnął drzwiami tak mocno, że aż zazgrzytały mi zęby. Zaczynałam się złościć. Usiadłam na łóżku i odwróciłam głowę, żeby na niego nie patrzeć. 

- Co ty sobie wyobrażasz? - warknął na mnie. 

Nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam co. Musiałam zamrugać bo w moich oczach zaczynały formować się łzy, a nie zamierzałam pozwolić im spaść. Czułam się jak na spotkaniu z kuratorem, a nie mam go już od kilku lat. W każdym razie nie tęsknie za facetem. Zawsze krzywił się i gadał rzeczy, w które sam nie wierzył. Postawił na mnie kreskę, jak ci wszyscy ludzie. Nauczycielki, które już nawet nie zwracały mi uwagi. Wiedziały, że nic ze mnie nie będzie i nie chciało im się już próbować mnie nastawić. "Możesz nie rzuć gumy kiedy ze mną rozmawiasz?" "Nie." Przewrócenie oczami. 

- Nie mogę cię zostawić na pięć minut? - warczał Crene, próbując zwrócić moją uwagę.

Odpływałam myślami, żeby przeczekać moment jego kazania. Każe mi wyjść, zniknąć? Kto wie.
Złapał mnie delikatnie za podbródek i odwrócił w swoją stronę. Czułam jak jego wściekłość opada i wzrasta gwałtownie. 

- Patrz na mnie jak do ciebie mówię! 

Spojrzałam na niego z pod byka przybierając najbardziej pogardliwą pozę na jaką mogłam się zdobyć. Chciał spojrzenia, wiec dałam mu najlepsze jakie mogłam. 

- Teraz nie masz nic do powiedzenia? Ha? No słucham! Chciałaś coś ukraść czy może grzebiesz w rzeczach innych dla zabawy? 

Czułam jak wydymam wargi. 

- Nie jestem złodziejką! 

- Udowodnij, bo już sam nie wiem kim ty, do kurwy jesteś.

Odwróciłam się i przełknęłam gulę, która zaczynała formować się w moim gardle. Nie miał prawa tak mnie traktować, już dawno nie pozwalałam nikomu tak na mnie wrzeszczeć. Zupełnie nie wiedziałam dlaczego tak się przejmuje i czemu jest mi tak przykro i głupio. Ta cała sprawa z bratnimi duszami jest do dupy. 

Odwróciłam się na trzask. Pięść alfy wbiła się w drzwiczki szafy przebijając ją na wylot. Skrzywiłam się gdy ją wyszarpywał bo z pewnością bolało to bardziej niż sam cios. Gęsia skórka przeszyła moje plecy i musiałam ugiąć kark na niechciane uczucie. Krew skapywała z jego dłoni. na podłogę z jasnych paneli. Ból nie uspokoił go na długo. Kucnął przede mną z obrzydzeniem malującym się na twarzy. 

- Musisz zawsze robić te minę obrażonej księżniczki? To ty zawiniłaś gówniaro, przestań robić te jebane miny! 

Właśnie wtedy to mi włączyła się agresja. Odepchnęłam go mocno i gwałtownie. Utrzymał się podpierając dłoń o podłogę. Zacisnęłam pięści i rzuciłam się do wyjścia. Złapał mnie za nadgarstek i obrócił gwałtownie. 

- No co, nie masz mi nic do powiedzenia? - zapytał bardzo blisko mojej twarzy.

Spróbowałam odepchnąć go jeszcze raz, ale nawet nie drgnął. Gotowałam się ze złości i chęci ucieczki. Dlaczego Elis nie wpadła tu jeszcze zaniepokojona hałasem? Myślałam zdziwiona. 

- Chcę stąd wyjść - mruknęłam, próbując go wyminąć. 

Nie przepuścił mnie. Napiął szczękę jeszcze bardziej, jakby to miało sprawić, że będzie wyglądał groźnie. A idź w cholerę. 

- Nigdzie nie pójdziesz. Czego tam szukałaś?! 

Złapałam za włosy w geście frustracji. 

- Zamknij mordę! - wrzasnęłam ile sił w płucach.
No i wyszła ze mnie księżniczka.

Coś przełączyło się w jego w jego twarzy. Spokojnie ale na tyle mocno, że nie mogłam się wyrwać, złapał moje przedramię i posadził mnie na łóżku. 

- Nie wyrażaj się w ten sposób - polecił, głosem pozbawionym wściekłości. 

Mrugałam jak szalona, próbując okiełznać wzbierające w moich oczach łzy. Nienawidziłam płakania w takich sytuacjach, ale organizm jakoś nie chciał słuchać. Oddychałam szybko i płytko. Nie było mi specjalnie przykro nic z tych rzeczy, czasem łzy pojawiają się ze stresu lub innego gówna.

- Dlaczego grzebałaś w rzeczach mojej siostry? 

Zadziwił mnie tym pytaniem. Zmarszczyłam brwi. 

- Myślałam, że to twój pokój - odpowiedziałam obrażonym, cienkim głosem. 

Westchnął głęboko i starł z mojego policzka łzę, której nawet nie czułam. Nie mogłam wyjść z szoku spowodowanego jego zachowaniem. Bo co to niby miało znaczyć? Jest wściekły czy nie? Rozrośnięte ramiona alfy zamknęły się wokół mnie w łagodnym uścisku. Byłam lekko zesztywniała w jego objęciach. 

- Przepraszam, że na ciebie krzyczałem, ale nie możesz zachowywać się w ten sposób. Możesz sobie myszkować w moich rzeczach ile tylko chcesz, ale ruszanie rzeczy obcych to już zupełnie inna sprawa? Okej? 

Kilka innych łez uciekło z moich oczu, ale byłam już spokojna. Sytuacja była dziwna i nie przywykłam do tego, że ktoś tak po prostu mnie przytula. Ciężko mi było się zrelaksować i nie oczekiwać ataku. Zwykle jakiś dotyk odbywał się na moich zasadach, byłam przygotowana lub sama go inicjowałam, bo spontaniczność pod tym względem nie była mi na rękę. Czułam się zestresowana lub zdegustowana gdy ktoś ruszał mnie w łagodny sposób bez mojego przyzwolenia. 

- Ty moje przeszukałeś - odpowiedziałam z wyrzutem. 

Wciąż mnie nie puszczał, a nie chciałam dawać mu sygnału, że czuję się niezręcznie. Może czekał aż wyluzuję? Może nie miał już ochoty patrzeć na moją twarz, ciągle czepiał się przecież obrażonych min. 

 - Nie znam cię, musiałem sprawdzić czy nie jesteś groźna, ile masz lat i gdzie mieszkasz - mówiąc to delikatnie gładził moje plecy. 

Nieomal wyskoczyłam z tekstem "wcale tam nie mieszkam" bo opuściłam dom babci, zaraz po przemianie, ale powstrzymałam się. 

- Ja też chciałam sprawdzić czy nie jesteś groźny - odburknęłam. 

Westchnął głęboko i odsunął się, żeby wstać.
- Chodź coś zjeść, mała - odezwał się i ruszył w stronę drzwi. 

Uniosłam wysoko brwi. Dziwny jest ten Crene. 

Byłam głodna, więc zdecydowałam się jednak pójść za nim. Mięśnie nieźle pracowały na jego plecach. Fajnie się poruszał, miałam ochotę iść po jego śladach schowana za murowaną sylwetką. Krok za krokiem, mogłabym tak za nim podążać przez jakiś czas. 

- Co będziemy jeść? - zapytałam. 

Odwrócił się z uśmiechem, spojrzał tak jakby znał jakiś zabawny sekret. 

- Mam ciasto czekoladowe, ale nie wiem czy zasłużyłaś. 

Ha, ha, ha. Żartowniś. Zbliżyłam się o pół kroczku i nieomal załapałam za jego dłoń. To był tak naturalny gest, że aż się wzdrygnęłam. Przecież nie mogłam tak sobie łapać za ręce przypadkowych ludzi. Tylko wszystko między nami wydawało się takie intymne. Jakby to było tak: ja, on i reszta obcych ludzi. Jakbyśmy znajdowali się w zamkniętym klubie, dzielili tajemnicę lub byli w najwęższym kręgu wtajemniczonych. 

- I tak wiem, że dostanę to ciasto - oświadczyłam pewnie, krzyżując ramiona. 

Odwrócić się ponownie z tym samym nikłym uśmiechem i uniósł lewą brew. 

- Skąd ta pewność? 

Wzruszyłam ramionami, trochę się krzywiąc. Blef nigdy nie był moją mocną stroną, tak myślę. 

- Bo mnie lubisz. 

- Lubię - odpowiedział dziwnym głosem, jakby testował to słowo w ustach. 

Nie odzywałam się już kiedy wchodziliśmy do kuchni i gdy siadałam na kremowym blacie pełnym okruszków. Kuchnia była zagłębieniem i można było z niej dojrzeć salon, ale tylko pod małym kątem. Wychyliłam się ryzykując upadek, aby zobaczyć co się tam dzieję. Widziałam kawałek kanapy i rude loki Elis, oświetlane poświatą z telewizora. Pewnie drzemała. 

Gdy się wyprostowałam Crene już wyjmował ciasto z lodówki. Czekałam cierpliwie aż je pokroi i ułoży na talerzyku. Podał mi danie i usiadł na krześle na skraju prostokątnego stołu. Kuchnia wydawała się ciasna, przez ten stół. 

- Mów - wymamrotałam, nie przerywając jedzenia. 

Spojrzał mi w oczy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. 

- Chciałbym, żebyś najpierw opowiedziała mi o sobie zanim rozpoczniemy właściwą rozmowę. 

Przełknęłam pyszne ciasno, które nagle jakby stanęło mi w przełyku. 

- Mam wrażenie, że unikasz rozmowy i odwlekasz ten moment - oznajmiłam, na chwilkę odkładając widelczyk. 

Zawsze mogę spróbować odwrócić kota ogonem. 

- To właściwy tor rozmowy, chcę tylko wiedzieć kilka podstawowych informacji o twojej rodzinie i sforze. 

Powtórzmy słowo "rozmowa" jeszcze raz nabierze zupełnie innego sensu. Westchnęłam i wzięłam kęs ciasta. Przez chwilę zastanawiałam się skąd je wziął. To było ciasto domowej roboty, a nie wyglądał mi na entuzjastę wypieków. 

- Nie wiem co mam ci powiedzieć. Mieszkam z babcią, należę do grupy przewodzonej przez dziadka Elis. Co jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytałam napastliwie, ściskając wystający kant blatu. 

Tym razem to Crene wyglądał na obrażonego. 

- Dlaczego wtedy zwiałaś? 

Czyli o to chodziło. Tak coś czułam, że mi tego łatwo nie zapomni. 

- Spanikowałam, musimy to rozpamiętywać? 

- Jeśli nie chcesz, nie musimy teraz o tym gadać, ale ta rozmowa się odbędzie - obwieścił, obrzucając mnie twardym spojrzeniem.
Spojrzałam nad jego głową na tandetny drewniany zegarek wskazywał za dwadzieścia jedenastą. 

- Idziemy spać? - zapytałam. - Boli mnie noga.
Zeskoczyłam ostrożnie z blatu i czekała na werdykt. Westchnął i zrezygnowany pokręcił głową. Podniósł się ciężko i podszedł do mnie. 

- Muszę coś załatwić, zaraz przyjdą chłopaki żeby was popilnować - oznajmił, patrząc na mnie z góry.

- Nie ufasz mi?
- A powinienem?

- To raczej ryzykowne - zaśmiałam się z tej szybkiej wymiany zdań. 

- Dlaczego? - zapytał z uśmiechem. 

- Sama sobie nie ufam.    

Crene nie przejął się tym, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Powoli zaczynało mnie denerwować to jak zdawał się mieć wszystko pod kontrolą, kiedy ja miotałam się w chaosie przez całe swoje życie. 

- Pójdę obudzić Elis - powiedziałam, mając dość patrzenia na jego siłę.
- To nie idziesz spać? - zawołał za mną.
- Nie. 

*** 



Stolik był niewielki, w kształcie jajka z ciemnego, hebanowego drewna. Od godziny uśmiechałam się od ucha do ucha, grając z chłopakami w pokera. 

- Poker? - zapytałam, rzuciwszy karty na stół. 

Jeden z nich, którego ochrzciłam mianem głupiego pokręcił z politowaniem ledwie przykrytą włosami głową. Strasznie irytował mnie goły placek nad jego prawym uchem. Musiał go golić rzeźnik, albo sam władał maszynką. Niby nic, ale nie mogłam przestać patrzeć na ten placek, zwyczajnie skupiał mój wzrok. Dobrze się bawiłam grając z nimi.

- Żeby mieć pokera musiałabyś mieć jeszcze króla. Jesteś beznadziejna.
Pacnęłam go w chude ramie. Miał niedokończonego tribala i białą, wyciągniętą bokserkę. Trochę mi przypominał kolegę z bloku, tylko był szczuplejszy i miał trójkę z przodu. Uwierzcie to nie zabawna historia, kiedyś sprałam nawet dziewczynę, która śmiała się z Wojtka - szczerbatego, bo w zasadzie gdyby nie mój rzut niedojrzałą gruszką to on wciąż miałby tego zęba. Mam straszne wyrzuty sumienia. Wojtek był trochę tępy, ale zabawny. 

- Powinniśmy namówić cię i rudą na rozbieranego! - zawołał głupszy - kolega głupiego. 

Ten był takim trochę elegancikiem w fioletowej koszuli włożonej w spodnie. 

Elis odezwała się ze swojej miejscówki przy kaloryferze - zawsze było jej zimno. 

- Mnie w to nie mieszajcie - mruknęła i wróciła do czytania Greya z telefonu. 

Tak się zarzekała, że tego gówna nie ruszy, a czyta już trzeci raz.
- Albo grać na hajs - dodał głupi. 

Powinnam prawdopodobnie zapamiętać ich imiona, ale zawsze miałam z tym problem. To nie tak, że lekceważę ludzi, zwyczajnie nie mam pamięci do nazw. 

- Cicho, gramy dalej - okrzyknęłam.
Głupszy, który miał włosy jasne jak len i prawdopodobnie farbowane na zaczesanym czubku, uśmiechnął się z sympatią. 

- Nie masz już zapałek, nawet tych pożyczonych. 

Podskoczyłam na starej kanapie, aż zadźwięczały sprężyny. 

- Grajmy na drobne! 

Chłopaki śmiali się trochę niezręcznie. 

- Nie będziemy cię ogrywać, głupolko. 

- Ciooty! 

Wiadomo jak takie sugestie działają na samców. Godzinę później sięgnęłam po swoje pieniądze, okrągłe osiem stówek i związałam je cieniutką gumką. Od razu rzuciłam zawiniątko do Elis, która spojrzała na mnie z irytacją. 

- Mówiłam, że nie chcę brać w tym udziału - mruknęła, nie chcąc wziąć banknotów. 

- Czekaj, gramy dalej! - krzyknął głupi, uderzając pięściami w stół. 

Ktoś tu źle znosił porażkę. Lekko spociły mi się dłonie, ale w zasadzie potrzebowałam tych pieniędzy i wygrałam je uczciwie. W zasadzie uczciwie. 

- Weź to schowaj - poleciłam Elis, zaciskając zęby. - Nie są skażone. 

Szybko podniosłam się od stoły i rozłożyłam dłonie. 

- Dziękuję, za grę panowie, fajnie było - oświadczyłam, planując oddalić się zanim zrobi się nieprzyjemnie. 

Głupszy stał już na nogach gorączkując się. Żyła na jego czole pulsowała rytmicznie. 

- Oszukałaś nas! - krzyknął z żalem. 

Na boga to poker. 

- To gra oszustów - wyjaśniłam z uśmiechem. 

Crene wszedł do pomieszczenia akurat w momencie, w którym głupszy odrzucał stół. Karty i zapałki rozsypały się widowiskowo, a mebel poleciał kawałek w przód, lądując z głośnym trzaskiem. 

- Ogarnij się świrze, nie umiesz przegrywać? - warknęłam, przezornie cofając się w stronę kuchni. 

Chłopaki byli w stanie wściekłości spowodowanej powolną falą świadomości w jak beznadziejny sposób dali się ograć. To był tak proste, że aż głupie jeszcze nikogo nie udało mi się tak ograć. Głupi rzucił się w moją stronę, ale umięśnione ramie Crena zatrzymało się na jego klacie. 

- Hamuj - mruknął, a w jego głosie pobrzmiewało ostrzeżenie. 

Mój bohaterze. Pomyślałam odrobinę złośliwie, po czym zdałam sobie sprawę, że nie przeoczyłam dotąd żadnej okazji by określać jego ramiona jako umięśnione czy silne. Naprawdę nie wiem co jest takiego w męskich ramionach i plecach. 

Może nie było to najbardziej dojrzałe zachowanie, ale pokazałam język temu chłopcu od przegranej. Crene odwrócił się w moją stronę, jakby mnie wyczuł. 

- Jak to jest, że doprowadzasz wszystkich do szału?

Uniosłam podbródek trochę obrażona. Mógł poczekać ze swoim kazaniem, aż będziemy sami. 

- Mogę dopiero zacząć! 

Crene patrzył na mnie jakby ani trochę w to nie wątpił. Westchnął ciężko. 

Tymczasem przegrany duet zwarł szyki, stając ramie w ramie na przeciw alfy. Mieli pulsujące, rozszerzające się nozdrza i czerwone twarze. 

- Wiesz kogo sprowadziłeś do domu, to zwyczajna oszustka! - rzucił wściekle jedne z nich. 

Odwróciłam wyniośle głowę miarkując znużenie. Serce biło mi jak oszalałe. 

- Naucz się przegrywać, cioto! - krzyknęłam zanim mogłam się powstrzymać. 

Crene zmierzył mnie karcącym spojrzeniem. Znałam go od kilku chwil, ale wiedziałam doskonale, że krytykuje mój dobór słów. Chyba miał już dość tej całej kłótni i wrzasków.

- Dosyć, mała na górę, a wy możecie się wynosić - rozkazał, zwracając się najpierw do mnie, a potem do chłopców. 

Skrzyżowałam ramiona i uniosłam wysoko brwi. 

- Akurat pójdę. 

Odwrócony tyłem do mnie Crene powoli przekrzywił głowę, zanim się do mnie odwrócił. 

- Lou, proszę cię poczekaj w moim pokoju. 

- Co będę z tego miała?

- Co tylko chcesz, ale idź już. 

Wzruszyłam ramionami wymijając spokojnie Crena i chłopaków, złapałam oszołomioną Elis za ramię i pociągnęłam za sobą na schody. 

- Owinęłaś go sobie wokół palca - mruknęła mi do ucha. 

- Tak ci się tylko wydaję - westchnęłam 



___________________________________________

A/N Nie mam jeszcze kompa, ale bardzo chciałam coś dodać, więc pokombinowałam no i jest. :) Nie sprawdziłam błędów, ani literówek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro