#36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Mia! Mia! Dwoni telefon, ja żem już odebrał, ale nie wiedziałem kto to i wyłączyłem. - David wyciąga usmarowaną czekoladą i twarożkiem dłoń, z powagą podając jej równie brudną komórkę. 

- To Ronny. Pięć połączeń? Zaraz do niego oddzwonię, może przyjadą jednak potem na trochę, albo wszyscy przejedziemy się do mojego mieszkania. Trzeba by było zobaczyć, co w nim się dzieje, bo ponad dwa tygodnie tam nie byłam. - Nadzieja przez chwilę wlewa się w moje czarne serce, że dzieciaki zostaną u Betty na dwie godzinki, a my sami zaszyjemy się w jej przytulnej sypialni, jak już nam się udało parę razy wcześniej. 

- Kupa jest. Persa. Adi, kupa jest. Emi ce nowy pers. Kupa fu. - Mała wyciąga rączki ze swego krzesła, nie mam więc wyjścia, chociaż bardzo chciałbym dowiedzieć się, jakie Ron i Gianna mają plany na popołudnie, nie mogę czekać aż Mia dodzwoni się do brata. Emily ma bardzo delikatną skórę, ledwie udało nam się wyleczyć wcześniejsze odparzenia, więc teraz bardzo dbamy, żeby niczego nie zaniedbać. Jest zresztą nadzieja, że malutka wkrótce zacznie siadać na nocnik. To naprawdę mądra dziewczynka.

Nabrałem dużej wprawy w zmienianiu pampersów, stwierdzam z dumą, kiedy pupa jest już czyściutka i owinięta. Kiedy robiłem to po raz pierwszy, nie miałem pojęcia, że trzeba podłożyć pod plecki specjalny kocyk. Pomijając w ogóle fakt, że obie ręce miałem w gównie, że ubrudziłem jej body (body to taka dziwna rzecz z zatrzaskami na dole, co wygląda jak bluzeczka z majtkami, a nie ciało. Jak kobieta mówi, żebyś nie ubrudził body, to właśnie o to ubranie chodzi, nie tylko o czystość skóry na ciele dziecka; teraz rozumiem, że warto to wiedzieć, bo inaczej człowiek wychodzi na kompletnego idiotę), to jeszcze zapiąłem rzepy tak ścisło, że jak Emily wstała, to jeden bok się oderwał. Teraz, po tych dwóch miesiącach, jestem ekspertem.

Zwijam z wprawą w małą, równą kulkę starą pieluchę z całą zawartością, ładuję do jednorazowego woreczka i znoszę na dół, bo już wiem, że zostawianie takich rzeczy na górze nie jest dobrym pomysłem. Śmierdzi nie tylko w ubikacji, ale też w pokojach i na korytarzu.

Uderza we mnie milczenie. Mia siedzi przy stole z twarzą ukrytą w dłoniach, Lance i Betty wyglądają, jakby rozmawiali bez słów, a Brainy szuka czegoś gorączkowo w swoim smartfonie. Crafton siedzi bez ruchu i wpatruje się zamknięte balkonowe drzwi, do których bezskutecznie dobija się Szczekson. Czuję chłód, jakby klimatyzacja zaczęła chłodzić o parę stopni bardziej, niż dotychczas.

- Hej, co z wami? Ktoś umarł? - rzucam żartem, który nikogo nie bawi, za to Mia wybucha płaczem. 

- Zamknąłbyś się raz, debilu. - Tom morduje mnie spojrzeniem. Myślałem wcześniej, że znów chyba mnie nie lubi. Myliłem się, babciu. Nie chyba; on na pewno znów mnie nie lubi. Co ja mu zrobiłem, cholera? Nagle, ni z tego, ni z owego, słyszę w głowie twój głos, babciu, jak upominasz z przestrogą: "Nie kuś losu, Adrianku, nie kuś losu. Czasem trzeba ugryźć się w język". Przedramiona pokrywają mi się gęsią skórką. 

- Adi. Gianna jest w szpitalu. - Betty schyla głowę i nawet nie gani, swoim zwyczajem, Brainy'ego.

- Co? Co jej...? - Nie kończę zdania, bojąc się wypowiedzieć to, co mi przyszło do głowy.

solitary zanosi się płaczem, więc kucam obok niej i chowam ją w ramionach. Jest cała roztrzęsiona, rozogniona, jakby miała gorączkę. Przyciska się do mnie z całej siły, a maluchy przyklejają się do jej boków. Z nad jej głowy spoglądam na policjantkę w oczekiwaniu odpowiedzi.

- Poszli na spacer. Ona i Ronaldo. Uparła się, że chce iść od siebie z mieszkania, z 6th Avenue,  pieszo do Central Parku, a to spory kawał. No i zaszli na obiad do włoskiej knajpy. Gianna zauważyła, że ktoś ich obserwuje, więc postanowili wrócić do domu. Tylko wyszli na ulicę, kiedy jakiś przechodzień ich popchnął i przeprosił, a kiedy Ron obejrzał się za nim, już go nie było. Za to zanim się ulotnił, zdążył wbić Giannie nóż w plecy. 

- Jezu. Co z nią? 

- Nie wiadomo. Ronaldo czeka na korytarzu. Wzięli ją do Presbiterian, bo było najbliżej. Operują ją od pół godziny. - Betty siada ciężko na krześle obok nas, przybita wiadomością. 

W mojej głowie trwa gonitwa myśli, jakbym miał tam jakiś maraton. 

- Pewnie zaraz będzie tam FBI? - pytam Lance'a.  

- Na pewno. Mogę się założyć, że wiedzą, jak Gianna ma być zlikwidowana - potakuje.

- Zawiadomiliście Darrena? - Wydaje mi się to nagle bardzo ważne.

- Nie, no co ty, nie było kiedy wydzwaniać. 

 - A pomyśleliście, że Ron może potrzebować adwokata? A ja nie znam nikogo lepszego niż Darren. 

- Wnerwiasz mnie, Adi, ale serio masz rację. Dzwońcie do niego. - Ponagla Brainy, zaniepokojony niebezpieczeństwem grożącym przyjacielowi.  Nagle nieruchomieje. - Cicho! Ronny dzwoni! Tak? (...) Jeszcze nie? (...) Daj znać, jak będziesz coś wiedział. No, trzymaj się. 

- No mów, co z nią? - Ponagla Betty, a my wszyscy wpatrujemy się z napięciem w jego usta.

- Wciąż operują. Jeden lekarz wychodził z sali, ale nic nie chciał powiedzieć. Ron mówi, że się o nią boi. O nich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro