#42

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej :)

Dajcie znać, gdyby coś było nie tak ze spójnością albo gdybyście złapali błędy, bo coraz mniej mam czasu na wszystko.  Chyba też potrzebuję trochę motywacji, bo coś mi ostatnio właśnie motywacja szwankuje.

Pozdrawiam cieplutko, 

yannissonne


- Adi, pokaż jeszcze raz to zdjęcie, co dostałeś. To z monitoringu. - Tom stoi obok z wyciągniętą dłonią. Tak dobrze się bawiliśmy, że nie zauważyliśmy, kiedy podszedł. Podaję mu telefon, a on przygląda mu się ze zmarszczonymi brwiami. - Cholera, Ron ma rację, skubany. Ale on ma nosa.

- Ale co? W czym ma rację? - Darren pyta pierwszy; chociaż raz nie ja pierwszy robię z siebie idiotę. 

- Spójrzcie na ekran. Ten ze zdjęcia. - Patrzymy. Nic nie wygląda tak, żeby przyciągało uwagę. Ot, korytarz, my na nim, lekko niewyraźne, ale i tak widać, że to my na szpitalnym korytarzu. Nie rozumiem. To się robi już stan permanentny. - Wiecie, o co chodzi? 

Mam chęć zawyć głośno, ale tylko przygryzam usta i milczę. Staram się to robić wymownie, ale średnio mi to wychodzi. W końcu wzdycham i pytam, co mieliśmy dostrzec.

- Spójrzcie na brzegi zdjęcia. Oni mają CCTV, bez podłączenia do sieci. Na logikę, to powinien być ktoś z wewnątrz, ze szpitala, znaczy. Ale ci dwaj strażnicy zarzekają się, że żaden z nich nie wychodził z pomieszczenia ochrony przez ostatnie dwie godziny. Za to te brzegi... Wiecie, jak wygląda zrzut ekranu? 

Potakujemy ochoczo, bo zaiste, to akurat wiemy. 

- A tu widzicie? Tu po lewej,  tę ramkę? To zdjęcie ekranu, nie zrzut. Zdjęcie zrobione z ekranu, który pokazywał was na korytarzu. Pewnie był cały ekran najpierw, ale widać, że ktoś to zdjęcie przyciął tak, żeby pokazywało tylko waszą część. Dlatego widać tylko tę część monitora. 

- Ale jak ucelowali akurat, żeby pokazywało monitor? 

- Sądząc po kącie ujęcia, kamera powinna być na mniej więcej wysokości klatki piersiowej przeciętnego faceta. 

Teraz faktycznie dostrzegam to, o czym mówi. Po lewej stronie u dołu jest obramowanie monitora, więc wszystko wskazuje na to, że ekran był przedzielony na cztery części, a nasz korytarz był wyświetlany na jednej z nich, tej w lewym dolnym rogu.

Brainy wciska mi telefon z powrotem w dłoń i odwraca się na pięcie, znikając w korytarzu. Parę minut później wracają we troje. 

- Kamera umieszczona za plecami ochroniarzy, ktoś musi znać ich zwyczaje, wie, jak siadają, inaczej zasłanialiby ekran plecami. - Ronaldo oznajmia, jak zawsze lakonicznie. - Pracował tu albo przychodził. Może być dostawcą albo kurierem.

- Albo pacjentem - uzupełnia przyjaciela Brainy, a Ron potwierdza skinieniem głowy. - Ochroniarze mają tam komodę, na której trzymają naczynia, zegar i jakąś roślinę w donicy. Kamera udawała kwiatek.

- Co? - wyrywa mi się bez mojej woli.

- Kwiatek. Zatknięty w donicy, niby że roślina kwitnie. Środek kwiatka był kamerą. Z całkiem niezłą rozdzielczością. Ustawiona na funkcję aparatu. Robiła zdjęcia co pół minuty, po trzy w serii. Wyłączyliśmy ją. Spróbujemy potem cokolwiek z nią zrobić, ale potrzeba do tego sprzętu i czasu.

- Co z nią zrobić? Co można zrobić z czymś takim? - Rzuca Darren lekko ironicznym tonem. 

- Wiecie, jak działają kamerki policyjne? Te, co robią wam zdjęcia kiedy za szybko jedziecie? - Potakujemy, bo i owszem, raz faktycznie miałem przyjemność oglądania siebie za kierownicą. - Ta kamerka, jak większość internetowych, działa na tej samej zasadzie. Łączy się serwerem strumieniującym i przesyła obraz. 

Rozumiem z jego bełkotu tyle, że ktoś na jakimś innym sprzęcie, czort wie gdzie, miał na bieżąco wgląd w kamery monitoringu. A to wcale, babciu, wcale nie poprawia naszej sytuacji. Jak zadbać w takich warunkach o bezpieczeństwo Gianny, skoro ten ktoś najwyraźniej czuje się w szpitalu jak w domu?

Pielęgniarka wygląda przez drzwi, uchylając je leciutko. 

- Panie Ferro, żona się obudziła. Jeżeli pan chce, proszę wejść na minutkę. 

- Ronny! - Mia podchodzi do brata i obejmuje go z całej siły, czym widać, że wprawia go w zakłopotanie. - Powiedz Giannie, że wszyscy trzymamy kciuki za nią i za maleństwo, dobrze? 

Ron skinieniem głowy daje znak, że powie, po czym bez wahania znika za ciężkimi drzwiami. Lance, swoim zwyczajem, kiwa się na swoich wielkich stopach, ale my siadamy na krzesełka pod ścianą. Wiem, babciu, to niemiłe z mojej strony, ale jestem zwyczajnie zmęczony i wolałbym być teraz z maluchami i z Mią sam na sam, odganiać ujadającego Szczeksona, niż siedzieć kolejną godzinę na szpitalnym korytarzu z gównianym plastikowym krzesełkiem pod spoconym z upału tyłkiem.

Wszystkiego można było się spodziewać, ale na pewno nie spodziewałem się Torsona, wkraczającego na korytarz dostojnym krokiem. Jakoś byłem przekonany, że sprawa jest z półki FBI, ale najwyraźniej ci, co przeżyli, nie interesują ich tak bardzo jak ci, którym się nie udało. Mam odruch wymiotny, kiedy widzę go przed sobą.

- Dzień dobry państwu. Znowu się spotykamy. - Wystawia przed siebie służbową legitymację, jakbyśmy już nie znali na pamięć jego facjaty. - Gdzie znajdę pana Ronaldo Ferro? 

Nikt nie odpowiada na powitanie, Darren za to zimno oznajmia, że pan Ferro jest przy rannej żonie. Detektywek chyba jednak trochę się reflektuje, bo pyta:

- Jak się czuje pani Ferro? 

- A czego się spodziewasz, Samuelu? Że kobieta w ciąży ugodzona nożem czuje się dobrze? - Lance nie przepada za Torsonem, ma ku temu całkiem racjonalne prywatne powody. Wciąż nie mogę uwierzyć, jak żona Lance'a wdała się w romans z kimś pokroju Torsona. 

- Pan jest adwokatem młodego Ferro, o ile pamiętam. Proszę dać mu wizytówkę, niech zgłosi się do mnie w najbliższych dniach. - Co mówiąc, odwraca się na pięcie i bez pożegnania opuszcza korytarz. 

No, to chyba już teraz naprawdę możemy wracać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro