#50

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Śpią? 

Mia potakuje. Jej twarz jest wyjątkowo blada w aureoli ciemnych włosów. Musi być zmęczona, ale się nie skarży. Jest jedną z nielicznych znanych mi kobiet, które nigdy nie narzekają na zmęczenie. 

Grzebię w swoim czarnym plecaku, bo przypominam sobie o małym zawiniątku, które ciotka Betsy wcisnęła mi w dłoń, kiedy pakowałem strój cyganki. 

- Co to?

- Bet prosiła, żebyś rozważyła pofarbowanie włosów i spięcie ich w kok, ewentualnie obcięcie prostej grzywki. Jasny blond. - Serce mi się ściska, nie mogę sobie wyobrazić jej jako blondynki. Przez Sammy mam jakiś uraz do jasnych włosów. - Kupiła sobie tę farbę, ale nie mogła się zdecydować, czy jej użyć.

Mia milczy. Zagryza usta, aż wargi robią się blade, ale kiwa głową na znak zgody. W końcu zdejmuje przez głowę T-shirt, zostając w samym staniku i zabiera farbę z moich rąk. W łazience przez chwilę przygląda się swojemu odbiciu w dużym lustrze nad umywalką, przegarnia długie pasma z boku na bok. 

Otwiera opakowanie, ale nie bardzo jej wychodzi. Wyciska z tuby prosto na głowę część zawartości, która ścieka jej po uchu aż na szyję. 

- Cholera. Zimne. - Wyciera palcem strużkę na szyi i próbuje zgarnąć mazidło z ucha, ale tylko rozmazuje plamę bardziej. Na delikatnej skórze natychmiast wykwitają czerwone plamy tam, gdzie dotknęła jej farba. Wybieram z jej dłoni tubkę i pomagam nałożyć kleistą papkę, jak zawsze pomagałem tobie, babciu, kiedy byłem dzieciakiem. 

- Skąd umiesz takie rzeczy? Nie przestajesz mnie zadziwiać. - Uśmiech, nieśmiały i lekko smutny, delikatny dotyk, słodki zapach i do tego rozgrzana skóra sprawiają, że wariuję. Dotykam jej ust leciutko, całuję powieki, dłońmi zjeżdżam niżej, na chudziutkie ramiona, przejeżdżam palcami po wystających guzkach kręgosłupa. Przelatuje mi przez myśl, że już i tak mniej wystają, zaczyna się po trochu zaokrąglać w odpowiednich miejscach. Wtulam twarz w zagłębienie między piersiami. Z jej ust wyrywa się przeciągłe westchnienie, od którego momentalnie zapominam o całej reszcie świata. Wrzucam resztki farby do umywalki i przyciągam dziewczynę do siebie.

- Umiem też inne rzeczy - mruczę, wsuwając dłonie za pasek jej dżinsów.

- Adi... Drzwi... - szepce. Wyciągam rękę i przekręcam klucz w zamku. Jest najsłodsza. Najpiękniejsza. Pod moim dotykiem jej ciało drży w oczekiwaniu, a ja wiem dokładnie, czego potrzebuje, i jej to daję. 

Chcę więcej, dużo więcej, pragnienie sprawia mi dosłownie fizyczny ból, ale wiem, że nie ma na to w tej chwili czasu. Opieram czoło o jej drżące udo i kreślę palcami kółeczka na miękkiej, aksamitnej skórze, na której natychmiast pojawia się gęsia skórka. Całuję jeszcze miejsce nad kolanem, po czym pomagam jej wstać i owijam ręcznikiem. 

- Musimy zmyć farbę, pół godziny zalecane na opakowaniu już dawno minęło - odpowiadam na  pytanie w ciemnych oczach, jeszcze ciemniejszych niż zwykle z powodu rozszerzonych rozkoszą źrenic. - No, chyba że chcesz poświęcić włosy dla szybkiego numerku...

Ledwie kończę zdanie, a strzela mnie ręcznikiem po głowie. Jej nagość wcale nie pomaga, ale staram się ją zignorować.

- To przemoc! Bijesz mnie! To źle rokuje dla... au! Mia, uspokój się! Mia! Au! - Teraz już regularnie okłada mnie ręcznikiem, ze śmiechem odskakując w tył ile razy prawie ją dosięgam. W końcu udaje mi się ją złapać i obezwładnić, odkręcam prysznic cały czas trzymając ją, wyrywającą się z piskiem, w uścisku, po czym wchodzę z nią razem do kabiny. 

Tym razem nie jestem już w stanie przestać. Każdy nerw w ciele krzyczy i drży z pragnienia, prawie nad tym nie panuję. Zrzucam z siebie mokre ubranie, unoszę ją, zaplatając wokół własnych bioder jej nogi i całuję każdy centymetr rozognionej twarzy.  Farba z mokrych włosów ścieka wraz ze strumieniami wody i właśnie dostała się mi do oka, ale nawet paskudne pieczenie nie zmniejsza palącej potrzeby znalezienia się w niej. Choćbym nie wiem jak próbował się powstrzymywać, jest zbyt cudowna, a ja zbyt spragniony naszej bliskości, i chwilę później cały świat eksploduje jak magiczne fajerwerki. 

Wtula we mnie głowę, a ja przyciskam ją do siebie z całą miłością, którą do niej czuję. Kiedy unosi głowę i patrzy mi w oczy, jej twarz jest zaczerwieniona od chemii spływającej z włosów i od łez.

- Płaczesz? Przepraszam, Boże... - zaczynam, ale kładzie mi palce na ustach i z uśmiechem kręci głową.

- Jestem zwyczajnie szczęśliwa, Adi, to dlatego. Chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa. - Chcę przytulić ją ponownie, ale nagle odsuwa się i badawczo wpatruje  w moją twarz. - Adi, co ci się stało w oko? 

Teraz znowu czuję, jak piecze i szczypie. Trę powiekę, ale to wywołuje jeszcze gorszą reakcję. 

- Farba mi się dostała. Nic mi nie jest. Przejdzie. Chodź, zobaczymy, co wyszło z twojej fryzury. - Wbrew temu, co mówię, świat widziany lewym okiem jest nieco zamazany, a oko łzawi cały czas. 

Mia rzuca mi jeden ze szlafroków, które znalazła w szafce, obszukuje szuflady i udaje jej się wygrzebać suszarkę do włosów. Dopiero po suszeniu widać kolor. Nie jest aż tak diametralnie inny, wcale nie jasny blond, jak gwarantował slogan na opakowaniu. Raczej jasny brąz, taki trochę podobny do włosów Railey, jeżeli mam być szczery. Nie bardzo pasuje do Mii, ale też nie zmienia totalnie jej wyglądu. Przeciera zaparowane lustro i przygląda swojemu odbiciu.

- Grzywka? - pyta, krzywiąc się z rezygnacją.

- Chyba tak. Nożyczki? 

- Szuflada. Któraś z górnych, widziałam przed chwilą. 

Pokazuje mi, co mam uciąć. Nie jest łatwo, zważywszy że na to jedno oko prawie nic nie widzę, ale się udaje. Teraz wygląda już zupełnie jak dziewczynka, nie jak kobieta. Przezornie nic nie mówię, bo dla mnie i w takiej wersji jest piękna. Jest moja. 

- Adi, dam ci swoje leki od alergii, zjesz podwójną dawkę. Naprawdę zareagowałeś okropnie. Możesz być po nich trochę senny, ale w takim stanie i tak nie pójdziesz do sklepu, bo naprawdę wyglądasz jak ofiara przemocy. - Odwraca mnie siłą do zaparowanego znowu lustra i przeciera taflę rogiem ręcznika. 

Moja twarz jest groteskowa. Powieka, gruba i ciężka, zakrywa oko. Opuchlizna wykrzywia całą lewą stronę, a zaczerwieniona skóra wokół sprawia wrażenie rozciągniętej do granic. Nie zdążam jednak poużalać się nad sobą, bo za drzwiami już słychać plaskanie bosych stóp na drewnianej podłodze i ciąganie za klamkę od łazienki.

- Adi! Gdzie wy jesteście? Ja żem już się obudził i żem was szukał. 






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro