#71

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hello!

Cieszę się z odrobiny wolnego czasu, bo w końcu mogę pisać :) Proszę, jeżeli znajdziecie jakieś błędy, dajcie znać, bo nie mam cierpliwości sprawdzić. 

Buziaki, yannissonne


- I co teraz? - Crafton przerywa ciszę zalegającą ciężko w pokoju po tym, jak zakończyło się nagranie. Ma zmieniony głos, jakby miał się za chwilę udusić. 

Wpatrujemy się w siebie nawzajem. Właśnie odsłuchaliśmy jednej z najefektowniejszych i najgłośniejszych scen seksu, przebijających wszelkie moje dotychczasowe doświadczenia. Poza zdawkowymi wymianami grzeczności i tym seksem, padło jedyne pytanie ze strony Sammy - czy jego żoneczka wie o ich małej schadzce. O'Neill wymamrotał coś, czego nie dało się zrozumieć, i w zasadzie to tyle, bo wrócili do jęków i pokrzykiwań, a potem najwyraźniej zwyczajnie poszli spać. Pomyślałbym nawet, że wiedzieli o podsłuchu, gdyby nie te przeciągłe piski i zawodzenia. Takie nagranie dla polityka byłoby wyrokiem śmierci.

- Teraz czekamy, co dalej. Mają ten pokój na jeszcze dwie noce, więc może coś uda się potem wysłuchać. - Bernard skupia uwagę na mnie. - To twoja była narzeczona? Wow, chłopie, petarda.

Wzrok Betsy mógłby roztopić beton, ale on tylko mruga do niej przez całą długość pokoju i oczy mu się śmieją. Zerkam z niepokojem na pobladłego Craftona i szkoda mi się go robi.

- Jak to się stało, że macie podsłuch w hotelu tu, w Nowym Jorku? Przecież to nie wasza jurysdykcja. 

- Nasza.  Właściwie czterech stanów. - Przerywa na chwilę, poważniejąc. - Zdajecie sobie sprawę z tajności tych informacji? 

Wszyscy kiwamy głowami. Zdajemy, owszem, a on zdaje sobie sprawę, że zrobimy wszystko, żeby nie zaszkodzić śledztwu.

- Chodzi o stręczycielstwo, i to ekskluzywne. I handel ludźmi. Drogie dziewczyny, na noc z taką parę miesięcy byście musieli odkładać. Nie wiemy, jak to robią, jaki jest mechanizm, ale to są w większości porwane dziewczyny, które potem już z własnej woli zostają u nich na lata. Kojarzycie taki program, Projekt Lady? Takie podobne szkolenie przechodzą ich dziewczyny. Coś jak japońskie gejsze. Żadna nie zgłasza nic na policję, nikt ich ni szuka, a wszystkie mają legalne papiery i są pełnoletnie. Dokładnie ten sam proceder namierzyliśmy w hotelach tej sieci w czterech stanach. Siedziba firmy jest w Indianapolis, główny akcjonariusz też. 

- Czy itakjuzniezyjesz... ? Czy strona jakoś się z tym wiąże? 

- Z tego co wiemy, nie. Chociaż nie lubię tego sformułowania, wszystko wskazuje na zbieg okoliczności, całe to ich zatrzymanie się w hotelu. 

- Nie wierzę w zbiegi okoliczności. - Brainy mamrocze półgłosem, niby do siebie, ale jestem pewien, że chciał być usłyszany. 

- W tym wypadku chyba powinieneś uwierzyć, Tom. - Harlee nie wygląda na zadowoloną, że ktoś śmie podważać słowa jej ojca.

- Skoro tak mówisz... - Unosi się na dłoniach opartych o stół i wstaje. - Ja spadam na górę, mam robotę. Adi, idziesz ze mną?

Już mam powiedzieć, że wolę zostać, ale coś w jego wzroku nakazuje mi również wstać i z przepraszającym uśmiechem podążyć za nim.

Ledwie domykają się za mną drzwi, a Brainy już włącza monitory, wygaszone wcześniej. Najwyraźniej komputery cały czas pracowały i mełły jakieś dane, bo każdy ekran pokazuje co innego. 

- Podejdź tutaj, nie stój jak idiota. Nie będę krzyczał, szczególnie jak w domu pełno obcych ludzi.

- Przecież to przyjaciele twojej ciotki. 

- Ale nie moi. Nie znam ich. Policjant, a mówi takie rzeczy do kogoś, kogo nie zna? Serio? 

- Nie ufasz im? Bo powiedział coś o jakiejś gównianej sprawie, która i tak nas nie dotyczy?

- Właśnie. Nie dotyczy. I co? Nie przesłuchał nagrania wcześniej? Nie wiedział, co na nim jest? Nie wiem, może. Może ja świruję już. Ale nie leży mi to. 

- Świrujesz. To pewne. - Tom rzuca mi zbolałe spojrzenie, udając urażonego. - No co?

- Ale sam pomyśl. Ile kosztuje taki Harley? Ile kosztuje kamper? I Harlee, i on mają wypasione auta, na które przeciętnego gliniarza zwyczajnie nie stać. Ona ma dom z wydzielonym mieszkaniem przy Atlantic Beach. Nie zastanawia cię to?

- A pomyślałeś, Sherlocku, że ona pracuje przy wielkich produkcjach i kosi kupę kasy? Może ojcu też coś skapuje z jej roboty. Wygląda na dobrą dziewczynę. 

- Pożyjemy, zobaczymy. Na razie jak możesz, to ściśnij się i przy nich za dużo nie gadaj. I spojrzyj tu. - Odwraca w moją stronę jeden z monitorów, pokazując maila w TorBox, anonimowej skrzynce. 

- Na co mam patrzeć? Mail jak mail. 

- Przeczytaj, głąbie. - Wzdycha teatralnie. - Ten z roboczych.

Pochylam się nad ekranem i natychmiast wstrzymuję oddech. 

"Jesteśmy w Europie. Odezwę się, kiedy będę mogła. Wszystko jest w porządku. Tęsknimy, ale tak musi być. Jeżeli nie będzie bezpiecznie, nie wrócimy. Kocham." 

Nie ma żadnych imion, niczego, po czym można stwierdzić, kto zostawił list w roboczych, a na tyle już wiem, że to poczta strony TOR, prawie nie do namierzenia.  

Brainy włącza wyszukiwarkę, którą też już rozpoznaję, bo i ja mam ją teraz na swoim nowym laptopie. Tor Search jest równie łatwe w obsłudze jak Chrome, i co prawda wyszukiwanie nie jest tak owocne, jak przez zwykły Google, ale nie zbiera danych o użytkownikach, a to najważniejsze.

- A teraz patrz na kolejny. - Prawie dotyka palcem monitora.

Patrzę. Potwierdzenie wysłania na skrytkę pocztową dwóch kart przedpłaconych, po pięć tysięcy dolarów każda. 

- Takie same wysłała dla Rona. 

Nie mogę z siebie wydusić ani słowa, bo dopiero do mnie dotarło. Wyjechała z dziećmi poza stany, do Europy, więc na pewno zdobyła nową tożsamość, dokumenty, cokolwiek potrzebne. Mówiła, że nie narazi dzieci. Ile czasu minie, zanim wróci? Czy w ogóle wróci? Przynajmniej nic jej nie jest. Są bezpieczni. 

- Nie rozklejaj się, stary. Pomyślała o wszystkim. Dziewczyna ma łeb na karku. Poradzi sobie.

- Zamknij się, okey? Zamknij się na moment.  - Sam zamykam oczy i walczę z bólem głowy, nagłym i ciężkim uciskiem w skroniach. Staram się oddychać równo i spokojnie, i w końcu iskry tańczące przed oczami zaczynają blednąć, a pulsowanie słabnie. 

Brainy klepie w klawiaturę, a na ekranie pojawia się mapa, w którą klika i klika, wciąż powiększając obraz. 

Zagryzam z wargi, ignorując ból, i pochylam w kierunku monitora.

- Co tam masz? 

- Sprawdzam skrytkę pocztową. Mia wysłała wam karty w dwa różne końce miasta. Chciałem powiedzieć bierz auto i jedziemy, ale przypomniałem sobie, że już żadnego nie masz. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro