#8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


  Dawno nie czułem takiej ulgi jak w tej chwili, kiedy widzę na podjeździe nieoznakowany policyjny samochód i wysiadającego z niego Davida. Mały bierze Emily za rączkę i prowadzi w stronę domu, nie oglądając się nawet na innych. Od razu przyklejają się do nóg Mii; chociaż zmęczona, ma dla nich mnóstwo przytuleń i czułości. Zaraz potem wczepiają się we mnie, niczym małe małpki.

- Emily chce na ręce, wiesz? Ja bym też żem chciał, ale żem urósł dużo, tak, babciu? - Davidek prostuje się na całą swoją imponującą wysokość pięcio-i-pół-latka. Betty kiwa głową, chyba nawet polubiła bycie babcią. - Już prawie jestem dorosły, a Emily jest bardzo, bardzo mała. Ona ma pampersa, wiesz?

Podnoszę malutką do góry, wywołując słodki uśmieszek, po czym szybko wręczam ją stojącemu obok Craftonowi i łapię jej braciszka, który chociaż "prawie dorosły", zaczyna zwijać się ze śmiechu, gdy łaskoczę go po wciąż kościstych żeberkach. Mały jest zachwycony, piszczy i śmieje się jak zwykły, normalny dzieciak przy zabawie. 

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz złapałem go tak nagle, a było to zaraz po tym, jak zamieszkali u ciotki Betsy, przywalił mi pięścią w nos z całej siły. Nie wiedział w ogóle, że dziecko może szaleć z dorosłym w ten sposób, wystraszył się tak samo, jak ja, gdy jego mała rączka wylądowała z zadziwiającą siłą na mojej twarzy. Biedny maluch, nikt się z nim nigdy nie bawił. Kiedy jego mama ćpała, on zbierał puszki po śmietnikach, żeby kupić jej i siostrze jedzenie. Wlókł po ulicy wózek pełen badziewia, żeby móc to sprzedać i zrobić zakupy w sklepie za rogiem, a odcisków po ciężkiej, fizycznej pracy wciąż na jego malutkich dłoniach nie brakuje.

Dlatego kiedy parska śmiechem i wywija krótkimi nóżkami, jak ja kiedyś, kiedy bawili się tak ze mną rodzice i dziadek, czuję się z siebie naprawdę dumny. Niewiele jest w życiu rzeczy, z których mogę być dumny. Uratowanie tych maluchów to najważniejsza z nich.

- Dzieci, koniec tej zabawy! Zaraz czas spać, mówimy wszystkim dobranoc, szybciutko do kąpieli i do łóżeczka! - Mia zawsze pilnuje, żeby maluchy chodziły spać o tej samej porze, ogólnie, stara się je przyzwyczajać do jakiejś regularności, jako takiej rutyny, żeby nabrały trochę poczucia stabilności. Betty nigdy nie próbuje przejąć żadnych obowiązków, zanim Mia nie poprosi o to wprost, jest genialną babcią. Im bliżej ją znam, tym bardziej przypomina ciebie, babciu. 

Dzieci machają wszystkim na pożegnanie i idą grzecznie na górę. Jak codziennie, pomagam Mii w położeniu ich do łóżeczka. Tak, do łóżeczka. Mają dwa oddzielne, ale zasypiają w jednym, a nad ranem i tak lądują w łóżku Mii. Ona twierdzi, że jej to nie przeszkadza, uwielbia się do nich przytulać.

Czytamy książeczkę o małej sarence. Emily trze oczka, zasypia w trakcie pierwszej strony, zaraz za nią braciszek, więc nastawiamy nianię elektroniczną, gasimy światło i na palcach wychodzimy z pokoju. 

Mia ustawia nadajnik na komodzie, żeby słyszeć, czy dzieci się nie obudziły. Wciąż bywa, że zrywają się z krzykiem, czasami nawet Davidkowi zdarza się nasiusiać do łóżka po takim koszmarze. Na razie jednak śpią spokojnie, zmęczeni po spacerze.

- To co, weselnego drinka? - Brainy, jako druh pana młodego, podnosi w górę butelkę Johnny Walkera i butelkę ginu. 

- Kupiliśmy ciasto, spokojnie, Adi, pakowane próżniowo, możesz też jeść. - Kocham mojego przyjaciela Darrena, serio go kocham. - I szampana bezalkoholowego dla ciebie, Giannuś. I dwie zgrzewki piwa bezalkoholowego dla ciebie, Lance, bo musisz służbowym autem potem wracać, pamiętasz? 

Lance, swoim zwyczajem, balansuje na długaśnych stopach w przód i w tył, jakby miał zaawansowaną chorobę sierocą. Przy jego słusznym wzroście i chudym, płaskim ciele, wygląda jak powiewająca na wietrze wstążka. Obrzuca Darrena szybkim spojrzeniem i uśmiecha się złośliwie.

- Nie. 

- Nie? 

- Mówię. Nie. Umówiłem się, że jak chłopaki będą jechać na patrol to zajadą tutaj. Zabiorą auto i mnie odwiozą. Mam ochotę się napić.

Darren i Tom przybijają piątkę w powietrzu. Jeden leje alkohol do szklanek napełnionych do połowy lodem, drugi zalewa Coca Colą, niczym nasz ulubiony barman w Brown Dragon. Ja też mam ochotę się napić. Chyba wszystkim nam potrzeba dziś czegoś mocniejszego.

- Ja zostanę przy szampanie bezalkoholowym, ktoś musi być w formie, są dzieci na górze. - Mia nie najlepiej znosi alkohol, mówiła mi kiedyś o tym. Uśmiecham się do niej krzepiąco, żeby wiedziała, że nie mam zamiaru przesadzić. 

- Dajcie mi to piwo bezalkoholowe. Ja też pasuję, ktoś musi mieć na was oko. - Lance i Crafton mruczą coś niepochlebnego, ale Betty mrozi ich surowym spojrzeniem, jak to tylko ona potrafi. Jakby uciszała gromadę niesfornych uczniaków.

Wznosimy toast. Oficjalnie za młodą parę, ale chyba każdy z nas pije również za to, byśmy przeżyli w takim gronie, w jakim jesteśmy. 

- Uwaga, będę przemawiał - oznajmia Brainy, nagrodzony natychmiast brawami. - Jak wszyscy wiecie, Ron jest moim najlepszym przyjacielem. Najstarszym i najlepszym. Nigdy mnie nie zawiódł, zawsze był przy mnie. Nigdy, przenigdy mnie nie okłamał. Gianno, Ron będzie dobrym mężem i dobrym ojcem, bo to dobry człowiek. Dbaj o niego, bo on o ciebie będzie dbał, masz to jak w banku. Twoje zdrowie, stary. I twoje, śliczna kobieto, moja druga najlepsza na świecie przyjaciółko! 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro