#84

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwie kawy, dwie paczki czekoladowych ciastek, jeden spacer z sikającym po schodach Szczeksonem i jedno mycie sików ze schodów później w końcu pojawiają się u mnie Betty, Lance i Brainy. 

Mam wrażenie, że moje mieszkanie nagle skurczyło się do rozmiarów średniej garderoby, szczególnie kiedy kundel zaczyn skakać i piszczeć ze szczęścia. Oby sąsiadka z dołu nie zadzwoniła na policję, że zakłócamy jej spokój.

- Kawy daj, Darren. Nie zdążyliśmy w domu wypić. A ty pokaż ten palec. Poczekaj, tylko założę. - Wyciąga białe, chirurgiczne rękawiczki i naciąga je wprawnie na dłonie.

Posłusznie biorę ze stołu "palec" i umieszczam na wyciągniętej ręce emerytowanej policjantki. Ogląda go wnikliwie.  

- Wygląda jak taki plastikowy paluch z zestawu małego magika. - Tom zagląda ciotce przez ramię. - No co, miałem taki jako dziecko.

- Staranna robota. Dobra drukarka, cieniutko nadrukowane warstwy, wyraźnie widać rysunek linii papilarnych. Myślę, że większość poszła przez skaner 3D, ale dopracowane ręcznie przez programistę. - Kobieta spogląda w moim kierunku i wzdycha ciężko, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Dotykałeś go.

- Jasne. W poczcie przyszedł. I ja, i Darren, i...

- I Szczekson. Widzę ślady zębów. Nawet jeżeli jakikolwiek materiał dowodowy był na tym, to zatarliście wszystko. Oj, Adrian, Adrian. Chcesz obejrzeć? - Zwraca się do Lance'a, jak zawsze kiwającego się na piętach w tył i w przód, jakby miał chorobę sierocą. Kiedy przestaje się kołysać i zakłada lateksową rękawiczkę, przekazuje mu fanta.

- Co z kopertą? Pewnie też cała w waszych śladach, ale może chociaż jakiś materiał DNA da się zebrać z brzegów. Przy odrobinie szczęścia ktoś polizał kopertę i znaczek, żeby się przykleiło. - Lance marszczy brwi, przypatruje się po kolei mi i mojemu przyjacielowi. - Wyrzuciliście kopertę? 

- Skąd. Tylko to DNA to nie znajdziecie na niej. Bo Szczekson...

Pies zrywa się na nogi i prawie dusi się językiem z radości, że słyszy swoje imię. Zbieram z kuchennego blatu wymemłane, mokre resztki papieru, które kiedyś były zaadresowaną do mnie kopertą i mogłyby stanowić dowód. Wkładam je w dłonie Betty.

- Kundel otworzył przed nami. Przykro mi.

- Cholera. Na dowód to się nie nadaje. - Lance rzuca "palec" na szczątki koperty i ściąga rękawiczki. Odklejają się od skóry z głośnym plaśnięciem. - I tak musisz jak najszybciej przekazać to do analizy, chociaż wątpię, czy coś znajdą. Jeśli ktoś to przysłał, na bank upewnił się, że wysyła czysty materiał. 

- I chciał, żebyś zdał sobie sprawę, jak łatwo można czasem manipulować dowodami. 

- Domyśliłem się. 

- Wciąż jeszcze pozostaje O'Neill, który grzecznie spał, kiedy zastrzelili Catherine. A potem zmył się prywatnym helikopterem. 

- Wie, że ona nie żyje? - pytam ze ściśniętym gardłem.

- Co ma nie wiedzieć, trąbią o tym na wszystkich lokalnych stacjach od samego rana. Prasa zawsze zwietrzy takie sprawy. Na pewno wiedzą już, że byli w hotelu razem. Nasze możliwości tam nie sięgają, chyba że Bernard ma swoje wejścia.  

- Nie ufam Bernardowi - Brainy unosi głowę znad komórki i unosi dłoń w obronnym geście. - Ciociu, nie chcę się kłócić, nie o to mi chodzi. A teraz uważajcie, dostałem info od kolesia, z którym kiedyś pracowałem, on robi w ochronie, i jest poza tym jednym z najlepszych researcherów, jakich znam. O'Neill miał pójść z Catherine, ale ją wystawił. Mój kumpel słyszał od kogoś, że się o to kłócili przez telefon. I powiedziała, że sobie sama zorganizuje towarzystwo, skoro on jest miękki... no wiecie co. 

- Skąd ty bierzesz takie informacje? - Lance rzuca Brainy'emu spojrzenie, w którym podziw miesza się z urazą. - Czy twój kumpel powie to jako świadek?

- W życiu. Nie słyszałem tego ostatniego pytania, wiesz, bo go nie zadałeś. A teraz, sorki, chłopaki, bawcie się, ja tu informacje zdobywam. - Co mówiąc, zapada się w kanapę i wygląda, jakby wyłączył jakiś przycisk, skupiony jedynie na smartfonie.

Parę minut później Darren stawia przed nami dzbanek ze świeżo zaparzoną, pachnącą kawą (pewnie musiał zużyć całą swoją puszeczkę, przywleczoną z domu, a nawet nie miałem siły protestować, kiedy moją ledwie zaczętą paczkę naprawdę zacnej jakości jeszcze nie zmielonych ziaren wysypywał do kosza na śmieci) i otwarte zbożowe ciastka  z kawałkami czekolady. Czuję nagły skurcz żołądka, szczeniak chyba też; w ostatniej chwili udaje mi się powstrzymać go przed skokiem na stół. 

- Żadnych informacji od Mii? - pytam z nadzieją. 

- Nic. Jak kamień w wodę. 

- Gianna? 

- Też nic nie wie. 

- Jak ona się czuje? 

- Ron pisał, że prawie dobrze, tylko jest obolała. Maleństwu też nic nie jest, chociaż skutki znieczulenia i operacji nie do przewidzenia. Trochę się boją o dziecko.

Zapada ciężkie milczenie, przerywane jedynie postukiwaniem porcelanowych kubków. 

- Zastanawia mnie, co powie O'Neill. Bo pewnie przesłuchają go, co? 

- Powinni, w końcu z nią tu był, w jednym pokoju hotelowym. Tylko... Sami widzicie, korupcja szerzy się nawet w policji. Jest tylu umoczonych w tej sprawie, że ciężko uwierzyć. Poza tym facet ma kasę, jeżeli mu będzie zależało, to w jednej chwili zniknie i nikt go nie znajdzie.

- Jak Mia - mówię cicho.

- Dokładnie. Jak Mia. - Mądre spojrzenie Betty jest pełne współczucia. Coś w niej jest takiego, babciu, człowiek od razu wie, że go rozumie. 

- Ron się odezwał, każe mi wejść na czat. - Brainy ożywa jak za dotknięciem różdżki. - Coś ma nowego o JS. Czekajcie, pokażę wam ten kawałek.

arrowprjct freaky'n jesteś?

freaky'n teraz tak

freaky'n ?

arrowprjct js zamknął jedno zlecenie

arrowprjct laska wydała jego przyjaciela glinom 

arrowprjct strzelił sobie w łeb ten przyjaciel 

arrowprjct i za to ją zdjęli

freaky'n drugie?

dreadthenight cześć arrow cześć freaky'n

arrowprjct drugie aktywne 

freaky'n znaczy?

arrowprjct zlecenie aktualne

dreadthenight na kogo

arrowprjct nwm jest cisza

dreadthenight  ?

arrowprjct is offline

- To przynajmniej wiadomo, kto umoczył palce w śmierci Catherine. Sevco mści się za przyjaciela. A Berryknot, sami pamiętacie, to ona go umoczyła. - Lance wstaje od stołu i wygina swoje długie ciało we wszystkie strony, jakby ćwiczył jakieś tajemnicze sztuki walki. Jestem coraz bardziej przekonany, że on ma to ADHD; nie wysiedzi paru sekund bez ruchu. - Zwaliła na niego większość winy, nie wygrzebałby się z tego, gdyby stanęła jako świadek w sądzie. Zastrzelił się, żeby uniknąć odpowiedzialności.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro