Pomocy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nazywam się Nines. Jestem androidem przysłanym przez Cyberlife, aby pomagać pracownikom Departamentu Policji w Detroit. Moim partnerem  jest Detektyw  Gavin Reed. Jest... Specyficznym człowiekiem. Pracuje z nim od 156 dni, a on i tak z każdym dniem potrafi mnie zadziwić. Ludzie cały czas mnie  zaskakują.

Dzisiaj mamy niedzielę, 14 sierpnia. Godzina 12:24. Siedzę na ławce, a obok mnie spoczywa detektyw pijąc kawę. Na jego kolana wskoczył bezpański kot.

- Hey, Tincat. Spójrz jaki słodziak - uśmiechnął się pod nosem mężczyzna, a ja tylko zmierzyłem go wzrokiem.
- Może roznosić zarazki - powiedziałem po chwili.
- Sam roznosisz zarazki - warknął.

Nastała cisza. Po pewnym czasie kot zeskoczył z kolan mężczyzny, na co ten wstał i ruszył za nim. Ja oczywiście nie pozostałem w tyle.
 
Wychodząc z parku, z kieszeni detektywa wypadł portfel. Wielokrotnie go już gubił, a nie chciałem aby znowu się tym martwił, więc go podniosłem. Unosząc głowę, zauważyłem jak w jednej chwili Detektyw Gavin znajduje się na ulicy, a w kolejnej jego kości czaszki, kończyn, kręgosłupa oraz klatki piersiowej zostają zmiażdżone przez ciężar rozpędzonej ciężarówki.

Podbiegłem tam jak szybko mogłem, lecz było za późno. Jego wzrok utkwiony był w ciemno szare niebo, dookoła rozpływała się krew z pękniętej w skutek uderzenia czaszki.

Spojrzałem na jego portfel w mojej dłoni i znowu na niego. Moje ręce drżały, a dioda przybrała kolor czerwony.

Do jego martwego ciała podszedł ten sam kot. Ostatnie co zarejestrowałem to moje chaotyczne obliczenia, i mruczenie zwierzaka.

_________________

- Nines!

Otworzyłem gwałtownie oczy, stojąc pod ścianą  przy biurku Porucznika Andersona.

Jego krzyk.

Widząc przed sobą twarz Detektywa Reeda poczułem że muszę to zrobić. Wziąłem go w ramiona i przytuliłem mocno zaciskając oczy.

- Puszczaj mnie plastiku! - krzyknął, jednak ja nie puszczałem.
- Nines? Czy wszystko w porządku? - usłyszałem głos Connora.

Było to dziwne, ponieważ Connor miał dostęp do moich wspomnień oraz sztucznych snów. Dlaczego pyta?...

- Może to był bardzo brutalny koszmar. - powiedział Porucznik.
- Przepraszam - oznajmiłem cicho i puściłem zdezorientowanego Detektywa - Nie wiem co się stało.
- Dobra, dobra. Chodź, musimy jechać na patrol. - ruszył do wyjścia, a ja poszedłem za nim.

Sprawdziłem godzinę. 12:04 dnia 14 sierpnia. Ten sam dzień w którym widziałem śmierć Gavina. To musi być dziwny zbieg okoliczności.

Gdy wyszliśmy na ulicę, skierowaliśmy się na parking który był kawałek dalej. Gdy szliśmy ulicą detektyw spojrzał na mnie jakby troskliwie.

- Co to miało być?
- Nie wiem, przepraszam bardzo. To było nie profesjonalne. - odpowiedziałem na jego pytanie.
- To było... Niespodziewane - oznajmij po chwili milczenia.
- Tak jak Pańskie zachowanie.
- Hah, dobry żart - powiedział ciszej rozglądając się na przejściu.

Widząc że chce wejść na pasy zatrzymałem go. Po chwili jednak zabrałem rękę  i bez słowa ruszyłem przodem.

Idąc chodnikiem rozpoznałem zapach koszonej trawy. Kilkanaście metrów mężczyzna kosił trawę kosiarką ręczną. Z każdym krokiem hałas stawał się coraz głośniejszy.

Detektyw zatrzymał się obok cywila.

- Ten sprzęt chyba nie powinien tak hałasować - odezwałem się do mężczyzny.
- Proszę to wyłączyć - dodał detektyw.

Cywil uniósł do góry kosiarkę, i wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałem.

Maszyna okazała się wadliwa i stara. To tłumaczyło okropny hałas. Ostrze było niestabilne, a osłona na nie cała połamana.

Poluzowane ostrze było rozpędzone, w skutku czego po odpadnięciu od maszyny, wystrzeliło niebezpiecznie niczym pocisk.

Odruchowo odskoczyłem, jednak detektyw...

Widziałem jak ostrze przelatuje na wylot jego brzucha, przecinając jelita, wątrobę oraz kręgosłup, zatrzymując się. Na drzwiach przejeżdżającego auta.

Przechodnie zatrzymali się w szoku. Większość zaczęła uciekać i krzyczeć w panice i obrzydzeniu.

Patrzyłem na ciało detektywa z czerwona diodą. Nie wierzyłem że to się stało. To nie mogło się stać. To wcześniejsze okazało się jakimś przewidzeniem. To nie może być prawda...

Nie może...

-----------------------

Gdy po raz kolejny obudziłem się z tego... Czy to był koszmar?

- Nines? - podszedł do mnie Detektyw.

Zbladłem na jego widok. Rozejrzałem się. Byliśmy w jego domu. Moja dioda była nadal czerwona.

- Hey pu-
- Detektywie - przerwałem mu szybko - musi Pan dzisiaj zostać w domu.

Mój ton widocznie go ruszył. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę że mój głos drży.

- Może zadzwonię po kogoś aby cię zbadał? - zaproponował mężczyzna, na co ja zaprzeczyłem głową.
- Nie trzeba Detektywie.

Gavin milczał jeszcze chwilę. W końcu westchnął.

- Zamówię sobie śniadanie jeśli nigdzie nie idziemy.

Ulżyło mi wiedząc że zostanie w domu. Sądziłem że jestem w stanie ochronić go przez niebezpieczeństwem. Do momentu kiedy zamiast dostawcy w drzwiach od domu stanęła zamaskowana postać, celując idealnie w głowę detektywa.

Kolejna śmierć....

Spojrzałem na zegar.

12:30...

.
.
.

To trwało w nieskończoność. Śmierć za Śmiercią. Wszelkie moje starania szły na marne. Za każdym razem kończyło się widokiem martwego Gavina... Ten widok bolał. Mijały lata, a ja wciąż tkwiłem w tym jednym, przeklętym dniu.
------------------

Dzisiaj mamy niedzielę, 14 sierpnia. Godzina 12:24. Siedzę na ławce, a obok mnie spoczywa detektyw pijąc kawę. Na jego kolana wskoczył bezpański kot.

Czy to się już kiedyś nie stało?...

- Hey, Tincat. Spójrz jaki słodziak - uśmiechnął się pod nosem mężczyzna, a ja tylko zmierzyłem go wzrokiem.
- Może roznosić zarazki - powiedziałem po chwili, jednak w moim głosie pojawiła się troska.
- Sam roznosisz zarazki - warknął.

Nastała cisza.

To zdaje się znajome....

Po pewnym czasie kot zeskoczył z kolan mężczyzny, na co ten wstał i ruszył za nim. Ja oczywiście nie pozostałem w tyle.
 
Wychodząc z parku, z kieszeni detektywa wypadł portfel. Spojrzałem na niego.

Ten dzień. On już się kiedyś wydarzył.

Podniosłem wzrok na detektywa który właśnie wchodził na pasy. Nie ostrożny dupek... Zerwałem się do biegu chwytając za ramię Gavina. Pociągnąłem go mocno do tyłu, a ciężar ciężarówki tym razem uderzył wprost we mnie.

Przez ułamek sekundy widziałem jego wzrok.

Zszokowany i zmieszany.

Tak samo jak mój, gdy pierwszy raz widziałem go na moim miejscu...

Jednak wierzę że nareszcie udało mi się to przerwać. Może jeszcze kiedyś dane mi będzie powiedzieć mu to co czuje.

Powiedzieć mu, że go kocham.

--------------------

Mężczyzna poderwał się z łóżka cały spocony. Niekończący się koszmar powtórzył się ponownie.
Do detektywa podszedł wysoki android z błękitnymi oczami.

- Kolejny koszmar? - zapytał troskliwie.

Oczy Gavina zaszkliły się. Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.

"Tak... Kolejny koszmar..."

Oznajmij po czym zaczął płakać, wiedząc że nigdy nie da rady wydostać się z tego błędnego koła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro