Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Caden

Jadąc do pracy w poniedziałkowy poranek, rozmyślałem o spotkaniu z Alex. Nie mogłem uwierzyć, że taka fantastyczna kobieta dalej nie miała nikogo na stałe, a w dodatku trafiała na takich baranów, jak chociażby ten napakowany ćwok.

Najwyraźniej nie miała szczęścia do porządnych facetów i coś mi się wydawało, że trochę w tym winy Logana. Zazwyczaj skutecznie potrafił odstraszyć potencjalnie zainteresowanych chłopaków.

Prowadziłem życie singla i jak na razie absolutnie nie narzekałem na ten stan. Przyjaciele byli szczęśliwi ze swoimi połówkami, ale raczej im tego nie zazdrościłem.

Korzystałem z tego etapu życia, na którym obecnie się znajdowałem, nawiązując nowe niezobowiązujące znajomości. Z moją pozycją, firmą, wyglądem i majątkiem stanowiłem smaczny kąsek dla kobiet szukających partnera, tylko że żadna jak do tej pory nie zatrzymała mnie na dłużej ani nawet nie zainteresowała na tyle, żeby spotkać się z nią więcej niż kilka razy.

Zastanawiało mnie, co Alex miała na myśli, mówiąc, że wpadła na świetny pomysł. Trochę się bałem, co wymyśliła, ale liczyłem, że jej starszy brat niezmiennie trzyma rękę na pulsie i pilnuje siostry.

Wjechałem do garażu podziemnego wieżowca, zatrzymując się na miejscu podpisanym jako „Prezes CR Design". Co prawda obok znajdowało się identyczne, ale tak postanowiliśmy ze wspólnikiem. Razem z Rickiem stworzyliśmy firmę od podstaw, więc w ramach żartu obaj zostaliśmy prezesami.

Udziały podzieliliśmy na pół, więc odpowiedzialność, ale też zyski dzieliliśmy po połowie. Od studiów całkiem dobrze się dogadywaliśmy i pomysł założenia własnej firmy powstał na jednej z imprez studenckich na ostatnim roku.

Później po prostu robiliśmy wszystko, żeby to pijackie marzenie przeistoczyć w rzeczywistość.

Ostatecznie wszystko przebiegło według planu. Obaj zaliczyliśmy roczne staże w firmach architektonicznych, skrzętnie odkładając pieniądze na własną firmę, a później ostro wzięliśmy się do pracy.

W tej chwili radziliśmy sobie całkiem nieźle. Mieliśmy sporo zleceń, więc nie narzekaliśmy na brak pracy. Zatrudnialiśmy już około stu pięćdziesięciu pracowników i nasza firma rozwijała się coraz prężniej na kalifornijskim rynku.

Braliśmy udział w wielu przetargach na wykonanie projektów i często zdarzało się, że nasza wizja oraz pomysł okazywały się najlepsze.

Po przyłożeniu karty do czytnika w windzie wjechałem na najwyższe, a więc trzydzieste piętro wieżowca, które wynajmowaliśmy od dewelopera. Miejscówka firmy miała w tej branży ogromne znaczenie. Świadczyła o renomie, luksusie i najwyższej jakości świadczonych usług.

Gdy tylko znalazłem się w korytarzu prowadzącym do gabinetu, odruchowo zerknąłem w prawo. Dzięki szklanej ścianie oddzielającej korytarz od otwartej strefy, gdzie znajdowali się asystenci, graficy, projektanci oraz jeszcze kilkadziesiąt osób pełniących ważne funkcje w naszej firmie, można było ich obserwować podczas pracy.

Z doświadczenia wiedziałem, że gdy byli wystawieni na widok, wykonywali przydzielone zadania efektywniej, więc to rozwiązanie zdecydowanie przypadło mi do gustu.

Po lewej mieściły się biura osób na wyższych stanowiskach i one pracowały już w bardziej komfortowych warunkach, za zamkniętymi drzwiami. Dalej znajdowały się sale konferencyjne, potrzebne podczas spotkań czy konferencji.

Korytarz kończył się sporej wielkości holem, gdzie po przeciwnych stronach zostały ustawione biurka asystentek mojej i Ricka, przylegające do naszych gabinetów.

– Dzień dobry – przywitałem się z dwoma kobietami, a bardziej wylewnie, bo buziakiem w policzek, z moją mamą. Wspierała mnie od momentu założenia firmy i z pewnością bez jej pomocy i doświadczenia na rynku deweloperskim, które zbierała latami, za cholerę ten plan zbudowania świetnie prosperującej firmy po prostu by się nie powiódł.

Od zawsze była rannym ptaszkiem, więc gdy wychodziła do pracy, ja dopiero wstawałem, dlatego nasze pierwsze spotkanie w ciągu dnia miało miejsce dopiero w firmie.

Aktualnie pełniła funkcję mojej asystentki, choć nie lubiłem tego określenia. Gdybym miał na to jakikolwiek wpływ, to zatrzymałbym ją w firmie na kilka kolejnych lat.

Niestety ostatnio coś wspominała o przejściu na emeryturę, ale nie ciągnąłem tego tematu, licząc po cichu na to, że to tylko chwilowe zmęczenie.

– Dzień dobry, synku.

– Dzień dobry, panie Lexington – zaświergotała Penny, podnosząc się z miejsca.

Jej coraz krótsze spódniczki zdecydowanie nie nadawały się do pracy na tym stanowisku, ale najwyraźniej pojawiała się tu w innym celu.

Pracowała dla Ricka i nie miałem z nią za wiele wspólnego, więc nie wtrącałem się wspólnikowi w to, jakie asystentki zatrudniał. Na samym początku sztywno ustaliliśmy podział obowiązków i każdy pilnował swojej działki.

Jak tylko przekroczyłem próg gabinetu, odwiesiłem marynarkę na wieszak i podszedłem do ekspresu, żeby wypić kolejną dawkę kofeiny, która z pewnością doda mi energii.

Nagle usłyszałem stukot obcasów, więc będąc przekonanym, że to mama, odwróciłem się i uśmiechnąłem szeroko.

– Mamo? Masz ochotę na nektar bogów?

– Nie, dziękuję. W moim wieku częściej pije się już ziółka niż tę czarną cholerę – mruknęła, siadając na fotelu przy biurku.

Każdego poranka przedstawiała mi plan spotkań i zadań na cały dzień, ale często poruszaliśmy też tematy prywatne. Była niezastąpiona.

Miałem tylko ją i Emmę. Kochałem je ponad wszystko, dlatego sprzedałem mieszkanie i kupiłem większy dom, żebyśmy mogli zamieszkać razem, korzystając z wygód i przestrzeni, a przede wszystkim z ogromnego ogrodu.

– No więc tak... O jedenastej masz spotkanie z panem Changlerem w sprawie projektu nowego osiedla w Palmdale.

– Okej. – Zająłem miejsce na ogromnym skórzanym fotelu.

– Sala konferencyjna jest już przygotowana do prezentacji. Dostaliśmy informację, że ogłoszono konkurs na stworzenie projektu muzeum sztuki współczesnej. Na mailu masz dokładne wymagania inwestora. Mamy trzy miesiące na przedstawienie pomysłu wraz z wizualizacją.

– Nie za wiele, ale na pewno damy radę. – Pokiwałem głową, upijając łyk kawy.

– No i jeszcze jedna sprawa. – Westchnęła ciężko i położyła na biurku trzy czerwone teczki. – Tutaj masz najlepsze kandydatki na twoją nową asystentkę. Zrobiłam wstępną selekcję, ponieważ zgłosiło się aż trzydziestu sześciu kandydatów. Przejrzyj teczki i myślę, że powinniśmy zaprosić je wszystkie na rozmowę tego samego dnia.

– Mamo... Nic nie przekona cię do zmiany decyzji? – Mój głos przepełniała nadzieja.

Świetnie mi się pracowało z mamą, a biorąc pod uwagę asystentkę Ricka, to chyba nie zniósłbym na dłuższą metę tego całego mizdrzenia się.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie wszystkie asystentki marzyły o wygrzewaniu się w łóżku szefa, ale doświadczenie wspólnika dawało mi jasny przekaz.

To była chyba jego szósta asystentka od początku istnienia firmy i część z nich rzeczywiście lądowała w jego łóżku, ale zawsze kończyło się to bardzo źle.

Nie chciałem sobie dokładać problemów, więc nawet nie rozglądałem się za nową asystentką, wierząc, że mama jeszcze zmieni zdanie.

– Nie, synku. Pracuję od szesnastego roku życia. Po prostu przyszła odpowiednia pora na to, żeby w końcu skupić się na sobie i swoich potrzebach. Zamierzam wreszcie zająć się swoimi pasjami, a wychodząc stąd późnym popołudniem, jestem kompletnie wykończona i nie mam już na nic siły.

– Rozumiem – odparłem zrezygnowanym tonem, bo nie sądziłem, że poniedziałek zacznie się od tak koszmarnej wiadomości.

W domu nie rozmawialiśmy na temat pracy, żeby skupić się na rodzinie, więc dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego mama wczoraj przy obiedzie sprawiała wrażenie jakiejś przygaszonej i smutnej. Pewnie się spodziewała, że ta rozmowa nie będzie dla mnie przyjemna, ale trudno – czas wziąć się w garść.

– Nie martw się. Jak tylko znajdziesz odpowiednią asystentkę, na początek zatrudnimy ją na pół etatu. Zostanę w firmie przez jakiś czas, żeby pomóc jej się we wszystko wdrożyć. Nie zostawię cię, synku, na lodzie.

Naszą rozmowę przerwało dość głośne pukanie do drzwi.

– Cześć. Masz chwilę? – zapytał Rick, wchodząc do środka.

– Zostawię was samych, a ty przejrzyj te teczki i daj mi znać, co myślisz – rzuciła mama i ruszyła do wyjścia.

– Co się dzieje? – Zapewne zauważył mój parszywy nastrój.

– Mama chce odejść.

– Co ty gadasz? Cholera! To najgorsza wiadomość tego miesiąca. – Najwidoczniej Rick przejął się tą informacją bardziej niż ja. – Twoja mama wszystko ogarnia. Stary, co my bez niej zrobimy? Moja asystentka to jakaś porażka. Nie uwierzysz, jaki dzisiaj z rana odstawiła cyrk. – Skrzywił się, jakby właśnie został zmuszony wypić co najmniej szklankę soku z cytryny. – Wparowała do mojego gabinetu, niosąc tacę z kawą. Jak tylko podeszła do mojego biurka, usłyszałem brzdęk porcelany, a gdy podniosłem wzrok, zobaczyłem plamę na jej białej bluzce.

– No i?

– Zaczęła rozpinać guziki, a gdy stała już przede mną w staniku, to zapytała, czy nie chcę się odprężyć.

– No to widzę, że Penny przeszła samą siebie. Jest chyba najbardziej bezpośrednią asystentką spośród wszystkich, które u ciebie pracowały. Inne jakoś tak na okrętkę starały się dobrać do twojego rozporka.

– Wiesz, że nie jestem święty, ale wyznaję jedną bardzo ważną zasadę: nie sra się we własnym gnieździe. Co prawda dwa razy uległem, bo przecież nie jestem z kamienia. Ale stary! Wracając do tematu, sam powiedz: kto to wszystko ogarnie, jak zabraknie Laury? Cholera! A może da się jeszcze coś zrobić?

– Nie sądzę. Jedynym pocieszeniem jest to, że przez jakiś czas jeszcze z nami zostanie, więc podszkoli nową asystentkę, która może będzie umieć coś więcej niż twoja. A swoją drogą, to dlaczego trzymasz tę Penny?

– Nie chcesz wiedzieć... – mruknął, przecierając twarz ze wstydu.

– Dawaj. Jakoś mnie to wcześniej nie zastanowiło, ale teraz to już musisz powiedzieć.

– To siostra mojego kolegi z osiedla. Byłem mu winny przysługę, więc jeszcze przez jakiś czas jestem zmuszony się z nią pomęczyć.

– Czy chcę wiedzieć, za co ta przysługa? – Nie ukrywałem szerokiego uśmiechu, widząc, że Rick w sekundę się lekko zaczerwienił. Bardzo rzadko mu się to zdarzało, więc najwyraźniej sytuacja, w jakiej się znalazł, trochę go zawstydziła.

– Pomógł mi, po prostu, jakieś trzy miesiące temu. Tylko się nie śmiej, bo pamiętaj, że karma wraca! – Pogroził mi palcem, czym mnie tylko jeszcze bardziej rozbawił. – Niedaleko mojego domu wprowadziła się fajna laska i wiesz, zacząłem robić podchody i podczas trzeciej wizyty wylądowaliśmy w łóżku.

– Okej. I co? Nie zaspokoiłeś jej?

– Ależ zaspokoiłem, i to dwukrotnie! Tyle że w pewnym momencie, gdy tak leżeliśmy w pościeli, usłyszeliśmy hałas na dole, a chwilę później jakiś mężczyzna zaczął wołać jej imię.

– To był jej mąż?

– Tak. Laska od razu zgłupiała i zaczęła wyrzucać przez okno moje ciuchy, a potem kazała mi wyjść na taras i skoczyć. Ta sytuacja nie należała do przyjemnych doświadczeń.

– Niezły cyrk.

– Gdy wylądowałem na trawniku, na szczęście nie łamiąc sobie żadnej kończyny podczas tego ryzykownego skoku, zorientowałem się, że ta wariatka, wyrzucając moje ciuchy, nawet nie ogarniała, co robi i gdzie je rzuca, bo ostatecznie na trawie leżały tylko moje buty, a spodnie i koszula wisiały wysoko na gałęziach drzewa.

Roześmiałem się głośno, wpatrzony w zawstydzonego przyjaciela, nie dowierzając w tę popapraną historię. Miałem nadzieję, że wyciągnie z niej jakieś wnioski. Z reguły jednak wciąż zachowywał się jak męska dziwka.

– Już? Skończyłeś? – zapytał, przeglądając mi się zirytowany.

– Dobra. Już. – Odchrząknąłem, dalej tłumiąc śmiech. – Więc byłeś nagi, w ogródku kochanki i musiałeś się jakoś dostać do domu...

– Właśnie. Rozejrzałem się dookoła, licząc na to, że znajdę coś, czym ściągnę z drzewa te cholerne ubranie, a wtedy zauważyłem sąsiada z domu obok, który uśmiechnięty podniósł się z fotela i do mnie podszedł, zabierając po drodze długie grabie. Zanim mi je dał, powiedział, że będę jego dłużnikiem, i tyle. No, a teraz muszę się bujać z jego napaloną siostrą.

– I to by było tyle z tego twojego niesrania we własnym gnieździe...

– No właśnie. Muszę się bardziej pilnować, bo ta zasada poszła się już dawno pieprzyć. Ale przynajmniej staram się już nie bzykać lasek z okolicy. Tak na wszelki wypadek – dodał, czym ponownie mnie rozbawił.

– Dlaczego nie pochwaliłeś się tym wcześniej? To rewelacyjna historia. Powinieneś ją opowiadać znajomym w ramach przestrogi.

– Daj spokój. Miałem sporo szczęścia, że jej mąż nic nie zauważył. Dowiedziałem się od sąsiada, że to żołnierz, więc brakowało tylko, aby przyszedł się ze mną rozliczyć za bzykanie żony. Zapewne trzyma jakąś spluwę w domu i pewnie nie zawahałby się jej użyć.

– Ty to masz przygody, stary. Teraz już rozumiem, dlaczego męczysz się z Penny. Szczerze mówiąc, to myślałem, że cię na chwilę zaćmiło na rozmowie kwalifikacyjnej.

– Nie dziwię się. Penny raczej nie grzeszy inteligencją. – Pokręcił głową zrezygnowany. – Dlatego twoja mama musi zostać. Inaczej nie damy sobie rady.

– Nie ma szans, żeby zmieniła zdanie. Jak już coś postanowi, to koniec. Uwierz mi. Tu są teczki z kandydatkami.

– Dobra, to pokaż, co tam masz. Może będzie ktoś godny uwagi... – Sięgnął po pierwszą z brzegu.

Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł: wezmę pod uwagę reakcję Ricka na zdjęcia dziewczyn. Wybiorę tę, która najmniej go zainteresuje – wtedy istnieje spore prawdopodobieństwo, że nie będzie z nią flirtował, a przede wszystkim nie będzie jej rozpraszał podczas pracy.

Mój pomysł wydawał się genialny i po dziesięciu minutach, podczas których przejrzał wszystkie teczki, miałem już swój typ. Zaintrygowany zerknąłem na zdjęcie.

Dziewczyna była ładna, ale bez szału. Liczyłem, że będzie skrupulatna, zorganizowana i bardziej przyłoży się do pracy niż do uwodzenia szefów.

Słonecznego poniedziałku!

M.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro