12."Jestem tylko ziemianką"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły już 3 noce od śmierci Fiony, a ona przez każdą z nich mnie nawiedzała. Ciagle śniła mi się jej śmierć,mówiła mi,że zawsze będę ziemianką w oczach Skikru. Od tamtego dnia towarzyszyło mi poczucie winy. Miałam ochotę tylko leżeć w łóżku i nic nie robić.

Dzisiejszego popołudnia wybrałam się jednak razem z Bellamym na polowanie.

-Patrz-odezwał się cicho wskazując na jelenia, który zajadał trawę na niewielkiej polanie.

Popatrzyłam na niego i wzruszyłam obojętnie ramionami.

-Będzie co jeść-odezwałam się kiwiąc głowa w stronę jego łuku.

Blake skrzywił się spoglądając na mnie.

-Co się stało z miłościczką i obrończynią zwierząt?-zmarszczył brwi najwyraźniej zdziwiony.

-Już wszystko jej jedno-powiedziałam odwracając się i robiąc kilka kroków w przeciwną stronę.

-Hej-zatrzymał mnie czarnowłosy chwytając ręką za moje ramie-co jest nie tak?-zapytał.

Popatrzyłam mu w oczy i pokręciłam głową.

-To nie ważne,w końcu jestem tylko ziemianką-powiedziałam cicho spuszczając wzrok.

Byłam rozbita,bo mimo,że żyjemy wspólnie to Fiona w moim śnie miała racje,różnimy się i gdy będą musieli wybrać,zawsze wybiorą swoich ludzi.

Bellamy chwycił za mój podbródek i podniósł moją głowę zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.

Momentalnie poczułam ukojenie,może nie duże,ale lubiłam te oczy.

-Nie jesteś TYLKO ziemianką,jesteś jedną z nas,Layla-wyszeptał- i nie pozwolimy Cię skrzywdzić,żadnego z waszych.

Westchnęłam zagryzając wargę i znów spuszczając wzrok.

-Upolujmy coś w końcu,bo sama robię się głodna-powiedziałam i wyminęłam go idąc w głąb lasu.

Kiedy po dłuższym czasie w końcu udało nam się zdobyć dość dużo jedzenia,wróciliśmy do obozu.

Kiedy weszliśmy przez bramę był dziwny chaos. Wszyscy,a raczej większość Ziemian chodziło w te i we wte zabierając różne rzeczy,można było powiedzieć,że się na coś przygotowują.

Spojrzeliśmy sobie z Bellamym w oczy marszcząc czoło i zostawiajac zapasy w odpowiednim miejscu ruszyliśmy do namiotu Indry,gdzie spotkaliśmy ją razem z Octavią.

-Co się dzieje?-zapytałam.

Indra spojrzała na mnie poważnie.

-Odchodzimy-powiedziała.

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.

-Gdzie? Co z obozem,nie jest tu bezpiecznie?-patrzyłam to na Indre to na Octavię.

-Tylko Trikru odchodzą,Layla-dodała w tym momencie O,a ja otworzyłam lekko usta nie wiedząc co powiedzieć.

-Co?-wyszeptałam prawie niesłyszalne-co się stało?

-Nie będziemy już siedzieć na głowie niebnym ludzią,chcemy wybudować własna osadę,ale dalej będziemy sojusznikami-powiedziała przywódczyni mojego klanu.

Wciągnęłam głośno powietrze.

Tak po prostu mam odejść? Zostawiajac osoby,które są dla mnie ważne?

Ten tydzień to jedna wielka porażka.

-Możesz zostać-powiedziała Octavia z nadzieją w głosie.

-To jest twój wybór Layla-przytaknęła jej Indra.

Zostać czy odejść? Co mam zrobić? Być wierna swojemu klanowi czy swoim przyjaciołom?

-Masz czas do wieczora,później wyruszamy,zastanów się-powiedziała kobieta i wyszła z namiotu.

Ja także,nic nie mówiąc,wyszłam na zewnątrz i skierowałam się do swojego namiotu. Usiadłam na łóżko i zagryzłam policzki od środka.

W tym momencie do środka weszła Octavia.

-Mogę?-zapytała.

Przytaknęłam jej zapraszając gestem ręki.

-Do dupy,co?-odezwałam się.

-Musisz spojrzeć w głąb swojego serca i tam znajdziesz odpowiedź-powiedziała uśmiechając się do mnie-na pewno dokonasz właściwego wyboru.

Westchnęłam.

-Co jeśli nie?

-Każda opcja ma swoje plusy i minusy. Zròb to,co uważasz za najsłuszniejsze.

Przytaknęłam jej kładąc głowę na jej ramieniu.

Po chwili do namiotu wszedł brat mojej przyjaciółki.

-Zostawię was-uśmiechnęła się znacząco O i wstała.

Przechodząc obok brata,szturchnęła go ramieniem.

Bellamy usiadł tam,gdzie przed chwila siedziała Octavia i spojrzał na mnie.

-Podjęłaś już decyzje?-zapytał cicho.

W odpowiedzi Kiwnęłam jedynie głowa na "nie".

Blake odsłonił włosy opadające na moja twarz i zasunął je za moje ucho, a następnie zostawił swoją dłoń w takiej pozycji,by musnąć mnie kciukiem po policzku.

Było to dość miłe i przyjemne więc nieświadomie przymknęłam oczy.

-Jeśli chcesz odejść,to zrozumiem-wyszeptał po krótkiej przerwie-ale jeśli zostaniesz-przerwał na moment,przybliżając się i muskając ustami płatka mojego ucha-to obiecuje,że nie pożałujesz.

Po moim ciele przeszły dreszcze,gdy złożył wilgotny,ciepły pocałunek w moim wrażliwym miejscu na szyi.

Nie wiem czy tylko tak mówił,czy próbował mnie przekonać,ale najwidoczniej mu się to udawało.

-Boje się-wyszeptałam.

-Czego?

-Że jeśli zostane,pewnego dnia będzie mi dane za to zapłacić.

Czarnowłosy spojrzał mi w oczy i pokręcił głowa.

-Nie pozwolę Cię skrzywdzić.

Serce szybciej mi zabiło,gdy to powiedział. Poczułam się,jakoś tak inaczej.

-Zostawisz mnie samą?-zapytałam chcąc sobie wszystko przemyśleć.

-Oczyście-szepnął i zostawiając delikatny pocałunek na moim czole,wyszedł.

Zostałam sama z swoimi bijącymi się myślami.

Bałam się,że pewnego dnia mimo,że jestem częścią Skikru,oni mnie odrzucą. Bałam sie,że za jakiś czas Trikru zechcą zemsty na tych,którzy ich zdradzili.

Nie jestem dziewczyną,która się dużo boi,ale tym razem byłam w kropce.
Bardzo chciałam zostać, ale nie chciałam zawieść Indry.

Po jakimś czasie,usłyszałam głosy na zewnątrz więc postanowiłam wyjść.
Ludzie z mojego klanu wychodzili przez wyjście z obozu,a przywódczyni stała i czekała aż nie przejdą wszyscy.

Czyli to już?

Podeszłam w stronę Indry i Octavii.

-Layla musisz podjąć decyzje-powiedziała Indra-zostajesz czy idziesz z nami? Pamietaj,że cokolwiek postanowisz,nie będziemy cię oceniać.
Spojrzałam na O,która przytaknęła i uśmiechnęła się do mnie ciepło.

Co ja bym bez niej zrobiła? Zawsze była,kiedy jej potrzebowałam. Chyba ja też powinnam.

Wciągnęłam głośno powietrze.

-Zostaje-oznajmiłam patrząc przywódczyni Trikru w oczy.

Ona skinęła głową i podeszła do mnie.

-Bądź dzielna i waleczna,Laylo-powiedziała,kładąc dłoń na moim ramieniu-obyśmy się jeszcze spotkały.

-Obyśmy się jeszcze spotkały-wyszeptałam i uścisnęłam ją.

Następnie razem z Octavią, patrzyłyśmy jak wszyscy odchodzą.

Musiałam zostać,tu miałam swoich ludzi.

W obozie momentalnie zrobiło się ciszej, a co za tym idzie było więcej miejsca i zrobiło się jakoś tak pusto.

Postanowiliśmy więc poprzemieszczać swoje namioty w jedno miejsce,żeby nie były one aż tak od siebie oddalone.

Z tym pomogła mi oczywiście Clarke,bo moje umiejętności składania i stawiania namiotu ciagle były na poziomie zera.

-Dziękuje-uśmiechnęłam się do blondynki kiedy uporałyśmy się z namiotem.

-Cała przyjemność po mojej stronie-odwzajemniła uśmiech i zabrała się do wkładania swoich rzeczy do swojego namiotu.

Ja postanowiłam zrobić to samo,więc pownosiłam wszystko,co potrzebne do środka i porozstawiałam w odpowiednich miejscach.

Kiedy skończyliśmy naszą małą "przeprowadzkę" zrobiło się już ciemno i dość zimno.

Ubrałam więc na siebie coś cieplejszego i wyszłam z namiotu,żeby się napić.

-Wiedziałem,że nie mogłabyś mnie opuścić,blondyneczko-usłyszałam za sobą znany mi głos,gdy nalewałam sobie wody.

Spojrzałam przez ramie i zobaczyłam Bellamiego,którego oświetlał blask księżyca.

-Brakowało by Ci mnie,gdybym odeszła-powiedziałam unosząc brew.

Odwróciłam się w jego stronę upijając łyka.

-Zmęczona?-zapytał nalewając sobie wody.

-Nie bardzo-odparłam i wypiłam swoją wodę do końca.

-W takim razie chce Ci coś pokazać.

Spojrzałam na niego marszcząc brwi.

-Mam się bać?-uniosłam brwi do góry.

Blake napił się i chwycił moją rękę,ciągnąc mnie w stronę swojego namiotu.

-Może-zaśmiał się cicho.

Kiedy weszliśmy do jego namiotu Bellamy puścił moją dłoń i sięgnął po coś do małej skrzyneczki.

Gdy wyciągnął z niej srebrną bransoletkę,totalnie mnie zamurowało.

Była to bransoletka Fiony,która kiedyś jej podarowałam. Ona dała mi wtedy naszyjnik z tym samym znakiem,który na niej widnieje,czyli pojedyńczą spiralą.

Był to znak naszej przyjaźni,ale kiedy rozstałyśmy się przed wejściem do grobowca,po prostu przestałam go nosić. Miałyśmy nawet te same tatuaże z tym samym znakiem.

-Widziałem kiedyś coś podobnego na twoim stoliku,pomyślałem,że będziesz to chciała-powiedział czarnowłosy podając mi bransoletkę.

Wzięłam ją do ręki i usiadłam na łóżku Bellamiego.

Uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie,kiedy obiecałyśmy sobie kiedyś,że nigdy nie przestaniemy się przyjaźnić.

-Dziękuje-wyszeptałam smutno.

Chłopak,widząc,że lekko się trzęsę,przyciągnął mnie do swojego boku i objął ramieniem.

-Nie obwiniaj się,nie masz wpływu na decyzje innych-powiedział patrząc mi w oczy.

-Mogłam próbować. Pozwoliłam jej umrzeć i to dwa razy.

-W tym świecie czasem trzeba zadbać jedynie o siebie-odparł,odgarniając mi włosy za ucho.

Przymknęłam oczy,nie pozwalając żeby się zaszkliły od łez i położyłam głowę w zagłębieniu szyi Blake'a.

Bellamy wziął ode mnie bransoletkę i położył ją na stolik,a następnie podniósł mnie tak,że siedziałam mu na kolanach.

Czarnowłosy odgarnął moje włosy na jedna stronę,odsłaniając mi szyję i przybliżył się do niej,żeby po chwili móc składać na niej mokre pocałunki.

Ponownie zamknęłam oczy rozkoszując się tym co robił,a po moim ciele przechodziły dreszcze,które tak lubiłam. Nieświadomie wplotłam dłoń w jego włosy,kiedy trafił na mój czuły punkt.

Blake zsunął z mojego ramienia moje ubranie i przeszedł pocałunkami w tamto miejsce.

Serce biło mi bardzo mocno.
Kiedy Bellamy oderwał się ustami od mojego ciała,spojrzał mi w oczy,opierając czoło o moje.

-Miałaś racje-wyszeptał,a ja zmarszczylam brwi.

-Co takiego?

-Brakowało by mi Ciebie,gdybyś odeszła-powiedział,a ja lekko się uśmiechnęłam na te słowa.

W tym momencie zdarzyło się coś niespodziewanego. Bellamy Blake mnie pocałował.

__________________
Bum!
Ze względu,że jestem leniem i zostałam dziś w domu,postanowiłam coś napisać! Mam nadzieje,że się cieszycie!
Rozdział mi osobiście się podoba,co myślicie o zakończeniu?
Komentujcie i oceniajcie,buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro