13."Żałujesz?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bellamy całował mnie powoli i delikatnie,jakby bał się,że mu ucieknę.

Jednak,kiedy oddałam pocałunek,zaczął robić to pewniej. Po chwili całował mnie tak namiętnie jak nikt inny. Wplotłam dłonie w jego gęste włosy i przełożyłam jedna nogę,żeby usiąść na nim okrakiem.

Czułam się jak w niebie,kiedy jego ciepłe usta dotykały moich,a jego dłonie błądziły po moich plecach i ramionach.

Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Blake sprawił,że zapomniałam o otaczającym nas świecie.

Czarnowłosy stanął tym samym podnosząc mnie i położył mnie plecami na swoim materacu. Sam pochylił się nade mną i zjechał pocałunkami na moją szyje.

Było tak dobrze znów poczuć się jak kiedyś.

Kiedy się ode mnie oderwał,spojrzał mi niepewnie w oczy. Obydwoje głęboko oddychaliśmy,a nasze serca biły w nierównym tempie.

-Layla ja..-zaczął szeptem, ale mu przerwałam.

-Nie przepraszaj.

Bellamy kiwnął głowa.

-Wcale nie zamierzałem.

-To co chciałeś powiedzieć?-zapytałam.

Blake położył się obok mnie,obejmując mnie ramieniem,tak,żebym mogła oprzeć głowę na jego ramieniu.

-Próbowałem-szepnął, a ja zmarszczyłam brwi.

-Co próbowałeś?

-Nic do Ciebie nie poczuć-powiedział a ja uchyliłam lekko usta-ale zgadnij co? Zawiodłem.

Westchnęłam głęboko patrząc mu w oczy i zastanawiając się co właściwie siedzi mu teraz w głowie.

-Żałujesz?-zapytałam niepewnie.

Bell wplótł dłoń w moje włosy i zaczął się nimi bawić,ciagle patrząc mi w oczy.

-Ani trochę-powiedział,a ja uśmiechnęłam się w środku.

Sama nie wiem czego oczekiwałam,chyba na razie mam mętlik w głowie i nie chce o tym myśleć,ale z drugiej strony wiem,że nie chce tego przerywać.

-Powinnam wracać do siebie,jest późno-powiedziałam to i miałam ochotę walnąc się z otwartej ręki w czoło.

-Śpij dziś u mnie-wyszeptał-obiecuje,że będę grzeczny-zaśmiał się sprawiając że się uśmiechnęłam.

-Ale ja śpię przy ścianie-powiedziałam pokazując mu język i przewracając się na tamta stronę.

Bellamy pokręcił tylko głową i przykrywając nas,objął mnie,pozwalając mi odpłynąć.

*

Następnego ranka obudziły mnie głosy dochodzące zza namiotu. Usłyszałam jak Octavia rozmawia o czymś z Marcusem i do końca nie słyszałam o czym.

Chciałam wstać jednak po chwili zorientowałam się,że przygniata mnie czyjaś silna ręka.

Spojrzałam na śpiącego jeszcze Bellamiego i uśmiechnęłam się pod nosem.

Chłopak był bez koszulki,włosy miał rozczochrane, a jego oddech był płynny. Wyglądał tak niewinnie, a zarazem tak seksownie.

Nie chcąc go obudzić,powoli i cicho wysunęłam się spod jego objęć i stanęłam na równe nogi. Na szczęście Blake miał twardy sen więc udało mi się to bez problemu.

Spojrzałam na stolik, gdzie znajdowała się bransoletka Fiony. Westchnęłam i wzięłam ją do ręki,a po tym wyszłam.

Kiedy znalazłam się na zewnątrz,poczułam lekki chłód wiatru. Z oddali zauważyłam Octavię,która rozmawiała z stojąca na warcie Clarke.
Kiedy zauważyła mnie, wychodzącą z namiotu jej brata,zmierzyła mnie wzrokiem,po czym uśmiechnęła się i zeskoczyła z punktu obserwacyjnego,kierując się w moja stronę.

Udając,że jej nie widzę,poszłam w stronę mojego namiotu, lecz O złapała mnie przed jego wejściem.

-Wyspałaś się?-zapytała szturchając mnie ramieniem.

-Nie narzekam-wzruszyłam ramionami-co nowego?-tym razem ja zadałam pytanie.

Octavia uniosła jedną brew.

-To ja powinnam o to zapytać-zaśmiała się.

Wzruszyłam ramionami.

-Nie wiem o co Ci chodzi-powiedziałam wchodząc do namiotu.

-Bellamy pewnie też nie będzie wiedział-odparła wchodząc za mną-jedziemy dziś do praimfayczykow-powiedziała zaskakując mnie i tym samym zmieniając na szczęście temat.

Zmarszczyłam brwi.

-Coś mnie ominęło?

-Okazało się,że Emori widziała tam paru Skikru,których wzięli do siebie przed falą śmierci,ale teraz ich tam przytrzymują. I w sumie nie tylko ich,są bezwzględni.

-Jadę z wami-odparłam od razu.

-Wiem-powiedziała-Bellamy też,wiec idę go obudzić,chyba że ty chcesz to zrobić-uniosła brew,a ja skarciłam ją wzrokiem.

-Poradzisz sobie-odpowiedziałam i przewróciłam oczami.

Octavia zaśmiała się i wyszła,zostawiajac mnie samą.

Po około godzinie nic nie robienia,wyszłam z namiotu żeby coś zjeść.

Jednak zanim zdążyłam cokolwiek znaleźć O podeszła do mnie z kawałkiem mięsa w ręce,jakby czytała mi w myślach.

-Masz,musisz się najeść przed wyprawą-powiedziała.

-Zawsze jesteś krok przede mną-Zaśmiałam się.

Octavia mrugnęła do mnie i poszła w kierunku swojego namiotu, a ja zabrałam się za jedzenie.

Szybko zdążyłam zjeść mięso,bo byłam niesamowicie głodna. Zaraz po tym,zobaczyłam jak Octavia,Bellamy,John i Monty zebrali się w grupce.

Wskoczyłam jeszcze szybko do namiotu po swój miecz i pobiegłam do nich.

-Już jedziemy?-zapytałam przystając.

Bellamy spojrzał na mnie mrużąc oczy.

-Jedziesz?-zapytał najwidoczniej niepoinformowany.

-Jadę.

Blake spiął się i chwytając mnie za rękę,odciągnął mnie na bok.

-Co jeśli znów Ci się coś stanie?

-Bell,wyluzuj,nie jestem małym dzieckiem-odparłam patrząc mu w oczy.

-Obiecaj mi,że będziesz na siebie uważać-wyszeptał.

-Zawsze uważam-powiedziałam puszczając mu oczko i wracając do grupy.

Usłyszałam tylko głośne westchnienie,a następnie wszyscy skierowaliśmy się do wozu.

Kierował John,bo na niego padło,obok z przodu siedział Monty,a ja z Bellamym i O siedzieliśmy z tyłu.

Niestety w połowie drogi dopadła nas burza,więc musieliśmy strasznie uważać i zwolnić tempa.

W pewnym momencie centralnie przed nami obaliło się drzewo,a kiedy John chciał gwałtownie zawrócić,wpadliśmy w poślizg.

Na szczęście po chwili było po wszystkim i opanowaliśmy sytuacje.

Szczerze to nawet się przestraszyłam,nie chciałabym umrzeć w taki sposób.

Poczułam ciepłą dłoń Bellamiego na mojej,kiedy zauważył,że się trzęsę.

Po kilkunastu minutach drogi byliśmy już prawie pod obozem Praimfayczykow. Zaparkowaliśmy samochód tak,żeby nie zauważyli naszej obecności i wyszliśmy z niego tym razem nie zostawiajac nikogo w środku.

Obeszliśmy obóz,szukając jakiegokolwiek przejścia od innej strony i znaleźliśmy niewielką,lecz na tyle dużą szczelinę,żeby się nią przedostać na drugą stronę. O dziwo,nie było przy niej żadnego strażnika.

Wejrzeliśmy przez otwór do środka,ale tam również nie zauważyliśmy żywej duszy.

-Może odeszli?-zapytał cicho Monty,ale Octavia podkręciła głową.

-Wątpię-powiedziała i weszła na teren ich obozu.

Zaraz za nią wszedł Bell,a później ja i reszta.

Po wejściu kurczowo trzymałam się Bellamiego,który szedł przede mną.

Trzymałam też rękę na mieczu,na wszelki wypadek,gdyby trzeba było go użyć.

Emori nie mogła z nami jechać z powodu gorączki i dreszczy,biedna coś złapała,ale wydobrzeje z tego. Jednak opowiedziała nam dokładnie gdzie ją trzymali,wiec wiedzieliśmy gdzie się kierować.

Bez problemu udało nam się ominąć pierwszych Ziemian,a kiedy zbliżaliśmy się do drzwi,gdzie trzymali więźniów,wiedzieliśmy,że nie obejdzie się bez walki.

Gdy tam dotarliśmy szybko załatwiliśmy jednego ze strażników,a drugi,który próbował uciec i ostrzec innych,oberwał strzałę od Octavii.

John podszedł do niego,kiedy zauważył,że w jego kieszeni jest klucz od komnaty i zabrał go jemu.

Wtedy włożył go w zamek drzwi i spojrzał na nas,a my przytaknęliśmy,żeby otworzył.

Drzwi zaskrzypiały,a my powoli i niepewnie weszliśmy do środka,a gdy to zrobiliśmy ludzie stanęli na równe nogi i spojrzeli na nas dziwnie.

-Tylu naszych-wyszeptała Octavia uśmiechając się,najwidoczniej rozpoznając niebnych ludzi.

Rozejrzałam się po grupce osób i nie widziałam żadnej znajomej twarzy. Aż do momentu,kiedy moje oczy utkwiły w jednej z nich.

Przełknęłam głośno ślinę i wzięłam głęboki wdech.

-Aiden?

________________
Witam! Przychodzę do was z nowym rozdziałem!
Pamiętacie kim był Aiden?
Postanowiłam wprowadzić trochę zamieszania między Layle i Bellamiego bo lubię dramy 😂
Mam nadzieje że się podoba!
Buziaki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro