3. "Kiedy przestaniesz naruszać moja przestrzeń osobistą?"
Weszłam wkurzona do namiotu w poszukiwaniu suchych ubrań.
-O cholera, co się stało? -usłyszałam głos Octavii, której nie zauważyłam.
-Twój brat się stał.
Popatrzyła na mnie zdezorientowana.
-Miałam z nim mokre spotkanie.
-To znaczy? -zapytała lekko rozbawiona, bo zabrzmiało to dosyć dziwnie.
-Wpadł na mnie jak wracałam z pełną butlą
-Przeprosił chociaż?
-On zna takie słowo? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Ja bym mu przywaliła-odezwała się.
-Uwierz, chciałam.
Wybrałam ciuchy i szybko się przebrałam, wywieszając mokre ubrania na zewnątrz. Bellamy przyglądał mi się z daleka rozbawiony.
-I czego się kurwa szczerzysz-powiedziałam sama do siebie.
Octavia popatrzyła na mnie prosząco wychodząc z namiotu.
-O, wiem, że to Twój brat, ale już mi działa na nerwy.
-Spokojnie ,ja też jeszcze będę go miała dość.
Zaśmiałam się i skierowałam się w stronę Clarke, Abby i Reaven, aby pomóc w zbieraniu nowych zapasów.
Razem poszłyśmy do lasu, a tam szukałyśmy jakiegokolwiek znaku życia roślin lub zwierząt, jednak nie było tego zbyt wiele.
W pewnym momencie, kiedy schylałam się, żeby zebrać rosnące jagody, zorientowałam się, że jestem sama.
-Clarke? -Zawołałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi.
-Abby?
Ponownie cisza.
Pewnie poszły w innym kierunku.
Zajęłam się dalszym zbieraniem jagód, ale nagle usłyszałam szelesty dochodzące zza moich pleców.
Odwróciłam się i rozejrzałam lecz nikogo nie było. Przestraszyłam się trochę więc postanowiłam wrócić do obozu.
Ruszyłam w tamtym kierunku, odwracając się jeszcze za siebie. Nagle na kogoś wpadłam i upadłam na ziemię uderzając głową o konar drzewa.
-Znów Ty-powiedziałam kiedy zobaczyłam Bellamiego.
Czarnowłosy wyciągnął do mnie rękę i postawił mnie na równe nogi.
-Co Ty tu..
-Cicho -przerwał mi zatykając mi usta i przez chwile się przestraszyłam.
Ale wtedy kiwnął głowa w jakimś kierunku i zdjął dłoń z moich ust, a ja ujrzałam przed sobą dużego jelenia jedzącego trawę.
Widziałam już wiele jeleni, zmutowanych. Ten był zwyczajny, bez skazy.
-Ale piękny-wyszeptałam patrząc na niego jak zahipnotyzowana.
Blake spojrzał na mnie.
-Tak-przytaknął.
W pewnym momencie kontem oka zobaczyłam, że zza pleców wyciąga łuk i strzałę.
-Czekaj, nie możesz go zabić.
-Dlaczego? Musimy coś jeść.
-To pierwszy niezmutowany jeleń jakiego widziałam, to dobry znak.
-I pewnie tak samo dobrze smakuje-powiedział celując w niego.
-Nie ma mowy-powiedziałam głośniej-opuść to.
-Cicho, bo go wystraszysz.
W tym samym momencie zwierzę podniosło głowę i gdy nas ujrzało pokręciło uszami i pędem znikło za drzewami.
-No i co zrobiłaś? -podniósł głos.
-Znajdziesz coś innego, poza tym co tu robiłeś? Octavia mówiła, że miałeś stawać ogrodzenie.
-Ogrodzenie poczeka, a ludzie są głodni.
-Będą musieli zadowolić się czymś innym-powiedziałam i wzruszając ramionami ruszyłam w stronę obozu.
Bellamy nie odezwał się już, a kiedy wyszliśmy razem z lasu, oczy Octavii zmierzyły mnie.
Podniosłam ręce w geście obronnym i ruszyłam do namiotu.
Po drodze napotkałam Reaven.
-Kiedy wróciłyście?
-Dobrze, że jesteś-powiedziała z ulgą, a ja spojrzałam na nią pytająco-zgubiłyśmy Cie, a po powrocie do obozu, posłałyśmy po Ciebie Bellamiego.
Zmrużyłam oczy.
Czyli Blake poszedł mnie szukać, nie ładnie tak kłamać.
-Jestem cała-uśmiechnęłam się do niej i weszłam do namiotu kładąc się na materacu i wzdychając.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się chyba następnego ranka, ale nie byłam pewna, wiec wyszłam z namiotu w poszukiwaniu Octavii.
-Jak się spało? -zapytała kiedy do niej podeszłam.
-Ile spałam?
-Całą noc.
Czyli tak jak przypuszczałam.
-Jest coś do roboty?
-Właściwie to nie. Marcus, Jaha, Bellamy, John, Monty i reszta kończą ogrodzenie i za pół godziny pewnie będzie posiłek, a później zobaczymy.
-Umieram z głodu-usiadłam obok niej.
-Nadal nienawidzisz Bellamiego? -zapytała niespodziewanie.
-Dlaczego pytasz?
-Pytał jak się czujesz, podobno upadłaś i uderzyłeś się w głowę.
-Jakby mnie nie przestraszył to bym nie upadła.
Octavia przewróciła oczami. Znała mój charakter i wiedziała, że jestem uparta.
Kiedy nadszedł czas na posiłek, usiedliśmy wszyscy poza namiotami i odebraliśmy naszą porcje ryby, które wyłowiły Reaven i Abby.
-Zjadłbym porządne mięso, a nie ciągle ryby i jagody-powiedział jeden z niebnych ludzi.
-Ja tak samo-przytaknął Murphy.
-Jedlibyśmy mięso, ale przez kogoś musicie zadowolić się tym czym jest -Bellamy specjalnie głośniej powiedział druga cześć zdania, żebym usłyszała.
Dupek.
Reszta dnia minęła dość szybko, stawialiśmy resztę namiotów i gromadziliśmy zapasy, a kiedy zrobiło się ciemno byliśmy już mega zmęczeni.
Jednak mimo, że wszyscy byli już w swoich namiotach i większość z nich spała, ja nie potrafiłam zasnąć.
Kręciłam się z boku na bok, aż w końcu postanowiłam wyjść z namiotu.
Poszłam więc i usiadłam przed nim, patrząc na gwiazdy.
Jak teraz będzie? Czy damy radę przetrwać? Bez wojen, przelania krwi?
Mam dość śmierci, odkąd byłam mała ludzie tylko umierali, odebrali mi rodziców i zabili na moich oczach i to wszystko dla zasady, że krew wymaga krwi.
Już z tym koniec.
W pewnej chwili usłyszałam jak ktoś odpina namiot i parę sekund później siada obok mnie.
-Kiedy przestaniesz naruszać moja przestrzeń osobistą?
-Kiedy mi się znudzi-zaśmiał się Blake.
Popatrzył w górę tak samo jak ja.
-Dlaczego nie śpisz? -zapytał.
-Nie umiem, a Ty?
-Usłyszałem kroki więc wstałem.
-Idź spać Bellamy, jutro trzeba dużo zrobić.
-Nigdzie się nie wybieram, póki też nie pójdziesz-powiedział co mnie trochę zaskoczyło.
-Od kiedy zrobiłeś się taki miły?
-Kto powiedział,że nigdy nie byłem?
Wtedy spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja przez chwile zapomniałam o wszystkim i chciałam żeby nie przestawał na mnie patrzeć. Miał takie kojące spojrzenie. A przed chwilą miałam ochotę go zabić.
-Layla.. -wyszeptał, a po moim ciele przeszły dreszcze, sama nie wiem dlaczego.
Może to ten jego ochrypły, pociągający głos.
-Tak?
-Dziękuje że zaopiekowałaś się moja siostra, kiedy mnie nie było.
-To bardziej ona opiekowała się mną.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Nauczyła się tego od ciebie, zawsze powtarzała ze naśladuje swojego brata, którego nie zawsze doceniała.
-Potrzeba było końca świata żebyśmy zrozumieli-zaśmiał się.
-Widzisz, ten świat postanowił wam dać druga szanse.
-Mam nadzieje, że ten świat mnie nie zawiedzie, jak zrobił to poprzedni.
-Ja tak samo -wyszeptałam -powinniśmy iść spać.
-To prawda
Bellamy wstał i podał mi rękę, którą chwyciłam, a on mocno podciągnął mnie do góry.
-Więc.. śpij dobrze -powiedziałam nie do końca wiedząc co zrobić.
-Dobranoc Layla -wyszeptał patrząc mi w oczy, po czym odwrócił się i poszedł w stronę namiotu zostawiając mnie sama pod moim.
________________
Nie umiem czekać więc wstawiłam kolejny rozdział 😂
Myślicie, że Layla i Bellamy znajdą wspólny język i się dogadają?
Udostępniajcie i komentujcie kochani!
👄
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro