ROZDZIAŁ 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedząc w redakcji mogłam się skupić na sprawach innych niż Harry. W końcu za coś musiałam żyć, a nie płacili mi za myśli o brunecie, tylko rzetelne zadania o tematyce bokserskiej. Weekend był wspaniały, pełen wina, śmiechu oraz cudownego głosu Harry'ego, który śpiewał mi różne piosenki. Poza tym, sam stwierdził, że potrzebuje inspiracji do dalszego pisania piosenek na swoją płytę.

 - Cześć Sistine - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos kolegi z biurka przede mną.

Opierał się o swoje obrotowe krzesło z uśmiechem. To było pewne, moi koledzy z redakcji mieli duże ego, za duże. Byli przekonani o swojej świetności i umiejętności podrywania każdej kobiety w zakresie ich wzroku. Przechwalali się swoją pracą oraz wyglądem. Szkoda tylko, że ten wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Nie byli tak przystojni, jak im się wydawało. Myślą, że jak już chodzą na siłownię, to to robi całą robotę. O nie, panowie. Przez to, że nas kobiet nie było dużo w firmie, bo tylko trzy łącznie ze mną, mieli pole do popisu i "samczej" konkurencji. Szkoda tylko, że żadna z nas nie była nimi zainteresowana.

 - Cześć Patrick, co chcesz? - zapytałam, zdejmując okulary korekcyjne do komputera.

 - A po co mógłbym zagadywać do tak pięknej kobiety, jak ty? - wywróciłam oczami na jego słowa.

 - No nie wiem, zastanówmy się... żeby po raz kolejny zapytać mnie o umówienie się z tobą? Czy poprzednie dziesięć razy niczego cię nie nauczyło? - jeśli chodzi o niego, już dawno przestałam być miła. Nie docierały do niego żadne słowa odmowy.

 - Oj tam, kochanie. Nie przesadzaj, po co ta złość?

 - Nie jestem twoim kochaniem, nie potrafisz tego zapamiętać? - powoli traciłam cierpliwość wobec niego.

Chyba w końcu czas poprosić szefa o zmianę biurka. Patrick był tak przekonany o sobie samym, że jest super kandydatem na chłopaka. A prawda była taka, że pracujemy razem już dwa lata i do tej pory, żadna nie skusiła się na jego żałosne teksty.

 - Jakbyś się ze mną umówiła, to nie musiałbym cię tak namawiać. I tak wiem, że nikogo nie masz - roześmiałam się głośno, aż wszyscy współpracownicy spojrzeli na mnie dziwnie.

Gdyby tylko wiedział z kim spędziłam ostatni weekend... 

 - Sissy, słoneczko! - krzyknął Joshua, kolega z działu futbolu.

Odchyliłam się na krześle, patrząc na niego.

 - Z nim jakoś nie masz problemu, że mówi do ciebie takimi przezwiskami - powiedział z pretensją w głosie Patrick.

 - Po pierwsze, nie jest takim wrzodem na dupie, a po drugie jest gejem - odpowiedziałam mu już mocno zirytowana. Misty, jedna z dziewczyn w redakcji parsknęła śmiechem na te słowa. 

Joshua postawił na moim biurku wielki bukiet peonii w białym, ozdobnym pudełku. Roztaczały niesamowitą woń, w dodatku były w moim ulubionym kolorze - różowym. Oblałam się rumieńcem momentalnie, bo wiedziałam od kogo mogły być.

 - No no no, czyżby w końcu ktoś skradł naszej gwiazdce serce? - rzucił Joshua uśmiechając się szeroko.

 - Większego nie było? - zapytała Misty żartobliwie.

 - Mógłby być większy, nie stać go? - żachnął się Patrick, najwidoczniej czymś urażony.

 - Oh zamknij się już, ty nawet nigdy nie płacisz za dziewczynę na kolacji - skomentował Joshua, skutecznie uciszając Patricka, bo odwrócił się z powrotem do swojego biurka. Po pomieszczeniu rozległ się śmiech.

Wyciągnęłam małą kopertę wsuniętą między kwiaty. Była zaadresowana do mnie, pięknym charakterem pisma. W środku czekał krótki liścik:

"Dzień dobry, piękna dziewczyno! Nie wiem jak ty, ale ja nadal myślami jestem na moim tarasie, trzymając Cię w ramionach. Z Twoim uśmiechem, tworzenie jest łatwiejsze. Stałaś się moją muzą. Przyjmij te kwiaty w podziękowaniu, za to, że jesteś. Tęsknię za Tobą i czekam na nasze następne spotkanie. Całuję, H."

 - H? Zdradź nam więcej - błagał Joshua, tylko tyle zdążył zobaczyć z całego listu. 

 - Jeszcze nie czas - powiedziałam, chowając szybko list do torebki. - To takie świeże... nie jesteśmy jeszcze nawet razem.

 - Uuu, po prostu dawno nie widziałem cię takiej rozpromienionej.

Joshua wie, co mówi, ponieważ pracowałam z nim w innej redakcji jeszcze przed moim zerwaniem z Charliem. Więc wiedział doskonale, przez co przechodziłam. Nie dziwię mu się, że się cieszy. Usilnie próbował mi kogoś znaleźć, lecz za każdym razem ignorowałam jego starania.

 - Potrzebuję kawy - mruknęłam, wstając od biurka.

Joshua postanowił mi towarzyszyć, więc skierowaliśmy się do biurowej kuchni, gdy w międzyczasie on zdawał mi bardzo szczegółową relację z jego ostatniej randki z australijskim surferem.

*

Gdy wybiła godzina siedemnasta, zaczęłam zbierać swoje rzeczy z biurka. Narzuciłam torebkę na ramię i chwyciłam w obydwie dłonie kwiaty. Były cięższe niż się spodziewałam. Pożegnałam się ze wszystkimi i zeszłam na parking.

Postawiłam kwiaty na fotelu pasażera i wpadłam na pewien pomysł. Podłączyłam telefon do auta i odszukałam album Harry'ego. Prawda była taka, że chyba nigdy nie miałam okazji słyszeć żadnej z jego piosenek, nie z własnej woli. Możliwe, że Lara kiedyś mi coś puszczała, ale nie jestem pewna.

Gdy już pobrałam album z aplikacji, pierwszą piosenką, której tytuł przyciągnął moją uwagę, to niejaka "Sweet Creature". Słysząc głos Harry'ego, uśmiechnęłam się sama do siebie. W rytmach tej pięknej piosenki, wyjechałam z parkingu włączając się w uliczny ruch Los Angeles. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro