ROZDZIAŁ 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 - Musisz jechać? - jęknęła Lara patrząc jak pakuję małą walizeczkę.

 - Laska, to moja praca jakbyś nie wiedziała - zaznaczyłam przeglądając sukienki na wieszakach. - Możesz jechać ze mną, jeśli chcesz.

 - Nie dzięki, jakoś nie jara mnie nawalanie się po mordach przez nabuzowanych testosteronem facetów.

Przewróciłam oczami na to stwierdzenie. To była norma, że Lara nie do końca przepadała za tym sportem i każda próba wyciągnięcia jej ze mną na walkę bokserską, kończyła się właśnie takimi tekstami. Nie jechałam daleko, bo tylko do Las Vegas, ale fajnie byłoby mieć kogoś u boku, z kim potem można iść się napić. Miasto Grzechu, nie?

 - Lepiej powiedz mi jak tam z Harrym, widziałam wasze tańce - powiedziała, szczerząc się głupio - gratulacje dla ciebie, bo znam jego umiejętności taneczne i to nie jest to, co było wtedy na imprezie. Rozbudziłaś jego wewnętrznego tygrysa.

 - O jezu, skąd ci się biorą takie teksty to ja serio nie wiem - próbowałam zakryć rumieniec włosami, bo aż na samą myśl o tamtym wieczorze, wszystko się we mnie zaciskało.

Sytuacja wygląda tak, że Harry tamtej nocy poprosił mnie o mój numer telefonu, bo jak powiedział "to takie niedojrzałe, kiedy ktoś szuka kogoś na Instagramie". Co nie powiem, ale bardzo mnie urzekło. Zdążyliśmy już wymienić sporo wiadomości, lecz nie było możliwości na spotkanie, które bardzo pragnął zainicjować. On siedział w studiu, a ja latałam do redakcji jak oszalała, bo musiałam przejąć obowiązki kolegi, który wyleciał po tym, jak złapali go za jazdę po narkotykach.

 - Niedługo muszę jechać, jeśli chcę zdążyć przed wieczornymi korkami - powiedziałam, pakując kosmetyczkę.

 - Czemu nie możesz po prostu polecieć samolotem?

 - Bo nie, lubię jeździć moim autkiem, a droga z LA do Vegas to sama przyjemność.

 - Przecież to tylko pustynia i nic więcej - powiedziała, gestykulując rękoma.

Zamknęłam torbę i byłam gotowa na wyjście z mieszkania. Zeszłyśmy na parking, gdzie już czekał kierowca Lary. Z tego co mi wiadomo, to Adam zapraszał ją na weekend do Miami, więc też nie miała na co narzekać.

 - No to jadę, czas na użeranie się z za dużą ilością testosteronu - powiedziałam, wsiadając do samochodu. Cicho w tle już leciała składanka zespołu Genesis.

*

Czułam się niekomfortowo mając na sobie obcisłą sukienkę typu bodycon w odcieniu butelkowej zieleni. A dyskomfort powodował to, że było tu stanowczo za dużo panów w średnim wieku, którzy chyba przeceniają swoją samoocenę, bo posyłają mi naprawdę niesmaczne spojrzenia. To był dość duży minus. Ale niestety, przyjęło się niejako, że na gale bokserskie trzeba wyglądać porządnie, zwłaszcza kiedy jest się dziennikarką, która będzie na wizji. Już bym chociaż wolała, żeby tata siedział obok mnie. Wtedy cała uwaga skupiła by się na nim i tyle. W dodatku moje siedzenie było w zasięgu kamer, przez co naprawdę nie mogłam chociaż wydawać się znudzona.

Nagle mój telefon, który trzymałam w dłoni zawibrował. To pewnie Lara, chce się pochwalić jaki nieziemski apartament wynajął Adam. Ale to nie była ona, tylko Harry.

"Nawet nie wiesz, jak wspaniale dzisiaj wyglądasz."

Moje ciało aż się oblało zimnym potem, a potem gorączkowo zaczęłam się rozglądać po najbliższych miejscach. Czy on tu był? Następna wiadomość rozwiała moje podejrzenia.

"Chociaż telewizja raczej nie oddaje w pełni tego, jak zabójczo leży na Tobie ta sukienka."

Czy on ze mną flirtował? Najwidoczniej tak. Żebym tylko teraz nie palnęła żadnej głupoty. Już tyle czasu minęło od ostatniego razu, kiedy ktoś rzeczywiście wymieniał ze mną takie wiadomości.

"Szkoda, że nie widzisz tego na żywo. Telewizja kłamie, jest JESZCZE lepiej."

Wysyłając tą wiadomość, nie poznawałam samej siebie. Harry wyzwala we mnie duże pokłady pewności siebie, której nigdy nie miałam. Zwłaszcza w poprzednim związku. Aż parsknęłam śmiechem na samo wspomnienie tego, że próbuję przyrównać Harry'ego do Charlie'ego. Nie zasługiwał na to.

"Zawsze mogę się o tym przekonać, Vegas nie jest tak daleko od LA."

Czy on właśnie sugeruje, że chce tu przyjechać? Czy on zwariował? W tym momencie walka bokserów przede mną nie była już tak przejmująca, to wydawało się ważniejsze.

"Harry, za nim ty tu będziesz, to ja już dawno będę spać. Jest późno."

"Zapomniałaś, że w każdej chwili mogę przylecieć do Ciebie samolotem? ;)"

Uśmiechnięta minka? Samolot specjalnie po to, żeby się ze mną spotkać? Na mózg mu padło? Cieszyłam się, bardzo. Po prostu chyba nikt nie jest przyzwyczajony do tego, że jedna z największych gwiazd muzyki jako swoją zachciankę, wynajmuje pieprzony samolot, żeby się z kimś zobaczyć. Chyba, że Lara. Ją to już ten jej kochaś rozpieścił do granic możliwości.

"Zapomniałam, że ktoś tu jest szaloną gwiazdą."

"Chyba gościem, który oszalał na punkcie pewnej señority."

Gdy to przeczytałam, to nogi się pode mną ugięły. Dobrze, że siedziałam. To hiszpańskie słowo było zdecydowanie nawiązaniem do naszych tańców wtedy na imprezie. Co nie zmienia faktu, że wstrząsnęła mną ta wiadomość. Byłam pogrążona w swoich myślach i zbyt oszołomiona jego słowami, że gdy zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec rundy, to aż podskoczyłam na krześle.

Musiałam zająć się pracą, to było teraz najważniejsze. Wrzuciłam telefon do małej torebki i próbowałam skupić się na walce, a nie czarującym brunecie.

*

Ten wieczór był zbyt emocjonujący, czułam się zmęczona psychicznie. Fizycznie trochę też, bo latanie w szpilkach nie należało do moich ulubionych zajęć. Dużym plusem było w tym momencie to, że miałam wynajęty pokój w tym samym hotelu, w którym odbywała się cała gala. Nie musiałam tracić czasu na dojazdy, a o tej godzinie główna ulica Las Vegas była zazwyczaj okropnie zakorkowana. Nie mówiąc o tym, że dorwanie taksówki graniczyło z cudem.

Gdy już pożegnałam się ze wszystkimi znajomymi z branży oraz redakcji, mogłam skierować się na szybkiego drinka do hotelowego baru. Ekipa z pracy próbowała mnie namówić jeszcze na wyjście na miasto, lecz ja potrzebowałam teraz trochę czasu dla siebie. "Stara" Sissy z chęcią przystała by na ten pomysł nie chcąc siedzieć samej, lecz ta potrzeba wiecznego towarzystwa już dawno minęła.

Usiadłam przy barze i zamówiłam lampkę białego wina. Spojrzałam w telefon, lecz nie miałam żadnych nowych wiadomości od Harry'ego. W tle baru leciała cicho jakaś jazzowa muzyka, było tutaj niewiele osób, większość pewnie rozeszła się do pokoi, bo było dość późno. Szybko wypiłam wino i zamówiłam kolejną lampkę. Było przyjemnie chłodne i pozwoliło mi się choć trochę odprężyć.

 - Mówiłem ci, że Vegas nie jest tak daleko - usłyszałam głos Stylesa, na co gwałtownie podskoczyłam na krześle. Już drugi raz tego wieczoru.

 - Harry! Nie możesz mnie tak ciągle straszyć - powiedziałam z uśmiechem, kładąc dłoń na sercu.

Usiadł na krześle obok mnie, prosząc barmana o lampkę czerwonego wina. Ten spojrzał się na niego dziwnie. Pewnie próbował zweryfikować czy to rzeczywiście ten słynny piosenkarz tu siedzi, jak gdyby nigdy nic z jakąś dziewczyną, która nie jest żadną celebrytką.

  - Miałaś rację, na żywo wyglądasz jeszcze lepiej - powiedział, patrząc na moją sukienkę.

 - Dziękuję, zawsze tak zagadujesz dziewczyny? - czułam się dziwnie z uwagą, jaką mi poświęca.

 - Nie, ale czemu mam się ograniczać? Lepiej powiedzieć to, co się czuje. Bawienie się z kobietami w jakieś podchody, zwodzenie ich... to nie jest coś, co mnie kręci. Poza tym, to nie fair w stosunku do drugiej osoby - stwierdził uśmiechając się do mnie. 

Znowu te słodkie dołeczki!

Ten facet zaskakuje mnie za każdym razem i to coraz bardziej. Nie jest to coś, co mógłby powiedzieć przypadkowy osobnik płci męskiej spotkany w klubie. Harry okazuje się cholernie wartościowym i godnym uwagi kimś. 

Gdy nasze kieliszki były już puste, chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam go w stronę wind.

 - Już późno, nie sądzisz? - uśmiechnęłam się do niego, a on jedynie objął mnie w talii i weszliśmy do windy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro