VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy Louis przejmował się tym, że Harry do niego zadzwonił? Oczywiście, że nie. On po prostu zabrudził ściankę łazienki dobre 3 razy, nie wspominając o skargach sąsiadów, którzy skarżyli się na zbyt „głośne" kąpiele. No dobrze, może Louis odrobinkę przeżywał rozmowę z mężczyzną, rozpamiętując jego cudną barwę głosu, szorstką chrypkę oraz to jak pociągał nosem w trakcie pogawędki. Chłopak wciąż rozpływał się pod swoją powłoką, kiedy wyobrażał sobie jak może wyglądać jego Harry, ba, on nawet jeszcze nie był „jego", choć mężczyzna wciąż nazywał Louis'a „swoim".

- Kurwa, Louis! - usłyszał za sobą paniczny krzyk Niall'a.

Mrugnąwszy kilka razy odwrócił się do niego.

- Coś nie tak? - zapytał od niechcenia, chcąc jak najszybciej dostać się do toalety.

Irlandczyk prychnął.

- Coś nie tak? - przedrzeźniał go – Jeżeli po raz 4 w tej godzinie idziesz się spuścić, to ja naprawdę zaraz oszaleję, tak jak Twoi sąsiedzi! - wybuchnął, a blond czupryna zaczęła opadać, jak napięcie w pokoju. Cóż, Louis czasami lubił wkurzać swoich przyjaciół. Może czas ich podrażnić?

- Jezu, Niall dlaczego! - zaczął panicznie szlochać, a blondyn przeraził się – Akurat dzisiaj ubrałem na siebie tą fikuśną bieliznę z Victoria's Secret. Miałem ją pokazać Harremu, ale skoro nie wpuszczasz mnie do łazienki, równie dobrze mogę się wypiąć na tej kanapie – wskazał palcem na zieloną, z lekka pobrudzoną piwem kanapę z narzutą – I jęczeć do kamerki w telefonie – uśmiechnął się przyjaźnie, a Niall stał z wytrzeszczonymi oczami, prosząc Boga o ułaskawienie.

- Uhm, to może jednak – zaczął szukać deski ratunku – Wejdź to tej łazienki i rób, co masz robić, okej? - upewniał się blondyn, trzymając drżące ramię Louis'a, który starał się nie wybuchnąć śmiechem – Louis, ale wiesz, bądź uważny, bo to przecież może być ... jakiś nie wiadomo kto, a jak upubliczni Twoje zdjęcia? Na pewno chcesz ... - chłopak nawet nie zdążył dokończyć swojego pouczenia, kiedy szatyn zaczął szlochać i trząść się ze śmiechu, zwijając się w kłębek i turlając po podłodze.

Rechotał jak opętany, patrząc na srogą i grymaśną twarz przyjaciela, który nerwowo tupał nogą.

- G-gdybyś widz-dział swoją – wybuchł śmiechem – minę!

Irlandczyk przewrócił oczami, dając pomocną dłoń szatynowi, który podniósł się z klęczek.

- Jezu, jesteś okropny – puścił mu uśmiech – Idź do tej toalety, bo zaraz się rozmyślę.

- Jasne – Louis przetarł łzy z kącików – Dla Twojej wiadomości, idę tam za potrzebą fizjologiczną mój drogi.

***

- A potem - zaśmiał się – Zacząłem się tarzać po dywanie ze śmiechu, bo biedaczek się przejął, że jesteś pedofilem.

Obaj zachichotali, kiedy Louis rozmawiał z Harrym siedząc na łóżku i wymachując nogami w nieobeznanych kierunkach.

- Boże, Louis – Harry odetchnął łapiąc powietrze pomiędzy śmiechem – Jesteś istnym potworem, zresztą Twój przyjaciel też – Louis zagryzł wargę, szybując nogami w powietrzu jak zakochana nastolatka – Jak on mógł myśleć, że jestem pedofilem?

Młodszy poczerwieniał przypominając sobie, że jeszcze kilka godzin temu, także nie był tego do końca pewien. Cóż, wciąż nie wiedział nic o jego wyglądzie, kiedy ten bezprecedensowo stalkuję jego Twitter'a i Facebook'a.

- Chociaż wiesz co? - zagaił Styles, wyrywając Louis'a z głębokich rozmyślań – Jednak ten pomysł ze zdjęciami nie był taki zły kochanie – zniżył swój głos, a chrypka była coraz bardziej widoczna. Louis zassał powietrze ze świstem, czując jak jego nogi robią się giętkie i plastyczne – Mógłbyś mi czasami powysyłać jakieś swoje zdjęcia, wiesz? Tatuś byłby zadowolony – chłopak jęknął czule, trzymając telefon na wysokości ust. Te wszystkie wyobrażenia, które go nachodziły na pewno można byłoby uznawać za niecenzuralne, szczególnie wtedy, kiedy jego ręką intuicyjnie zaczęła swoją podróż po nagim torsie, aż dotarła za luźny pasek od dresów.

- Harry – pisnął młodszy słysząc jak drugi rozmówca odpina swój rozporek – Nie powinniśmy tego robić, wiesz to, prawda?

Usłyszał ciche przekleństwo, kiedy coś spadło na podłogę po drugiej stronie linii.

- Kotku, nie ważne – zaczął, kiedy Louis'a wręcz paliło od środka – Ale mógłbyś zrobić przyjemność tatusiowi i wysłać mu kilka zdjęć, co?

O nie, nie, nie. Jeżeli Harry uważał, że wszystko pójdzie tak dobrze, to się mylił. To nie było tak, że Louis tego nie chciał, ba, on właśnie siedział prawie roznegliżowany na łóżku, w jednej ręce trzymając telefon, a drugą dotykając się pod bokserkami. Tyle, że był w tym jeden szkopuł. A co jeśli Harry to jakiś stary dziadek, który szuka taniej rozrywki, jaką jest nic nie świadomy Louis? Ta wersja przerażała go najbardziej. Nie to, że Harry byłby brzydki, bo nie miało to dla niego znaczenia. Bardzie bał się kłamstwa, które mogło czyhać za rogiem.

- Dawaj, Louis, wiem, że tego chcesz – słyszał szelest papieru i zduszony oddech mężczyzny.

Chłopak zacisną usta w wąską linię, próbując zdusić w sobie jęk, kiedy wypchnął biodra.

- Nie, Harry – zaprzestał, zaciskając zmożone powieki – Nie widziałem Cię.

- C-co? - zapytał zmieszany, a jego oddech stał się spięty i ciężki.

- Miałeś mi wysłać swoje zdjęcia – upomniał się młodszy – Jeżeli tego nie zrobisz, nie licz na jakikolwiek krok z mojej strony, nawet jeżeli miałoby się to ograniczyć do tych zbereźnych sms'ów.

- Czekaj, co!? - nie chciał wysłuchiwać dalszych odwlekań mężczyzny i czym prędzej się rozłączył.

Rzucił telefon na komodę, a twarzą zanurkował w ciepłej poduszce, unosząc biodra do góry. Jebana erekcja.

Sięgnął dłonią po kołdrę, którą zdążył wygnieść podczas rozmowy z Harrym. Louis nie wiedział jak wygląda. Znał jedynie jego zawód i imię, nawet nie miał cholernego nazwiska!

***

Rankiem Louis czuł się jak gówno, dosłownie, w przenośni, w nawiasie i w cytacie, bo nie mógł konkretnie tego zdefiniować. Ubrał na siebie stare jeans'y, które miały plamkę po jednej z przygód, na to narzucił różowy sweter, który ni stąd ni zowąd znalazł się pod jego ręką, a na nogi narzucił białe tenisówki za kostkę.

Gotowy do wyjścia z pokoju, chwycił swój złoty telefon, kierując się do kuchni, skąd dochodził pyszny zapach.

- Dzień dobry – przywitał się z matką, która smażyła naleśniki, podrygując w rytm piosenki Eiffel 95.

- Hej synku – uśmiechnęła się błyskawicznie, tupiąc nogą, a kolano non stop uderzało o blat wywołując drganie – Głodny?

Louis usłyszał krwiożercze warknięcie swojego brzuszka.

- Bardzo.

Kiedy jedzenie wylądowało na stole, chłopak chwycił sztućce i zabrał się za posiłek, kątem oka zaglądając na sfrustrowaną matkę.

- Mamo, bo jest taka osoba ... - nie zdążył dokończyć, kiedy matka oblała go serią (nie) przydatnych pytań. Cóż, ona coś czuła, że jej syn chodzi zbyt często w skowronkach, ale nie w tym rzecz. Louis'a bardziej zdziwił fakt, że matka ciągle nawijała o dziewczynie, przecież wyszedł już z szafy, tak? Czy jego własna matka zapomniała o jego orientacji?

- Dobra, mamo – chciał jej przerwać, kiedy ta zaczęła temat o zapładnianiu – Mamo skończ! To nie ważne! - zaczął krzyczeć, nie mogąc już dłużej słuchać wykładów o niechcianej ciąży – Nie mamo! Idę. Wychodzę! - zatkał uszy podśpiewując pod nosem melodię, co wyglądało jak małe burzliwe dziecko, które nie chcę słuchać o „tych" rzeczach.

Wdrapał się na swoje łóżko, czując jak coś wibruję w jego kieszeni. Niechętnie odblokował telefon, widząc wiadomość od Harrego.

Daddy!Harry:

Hej LouLou <3 ^^ :*

Louis wywalił ślepia, drżącymi rękoma wystukując odpowiedź.

TommoHommo:

Kurwa ...

Daddy!Harry:

Miło mi :* A ja Harry <3

----

Yey, już wróciłam z gór! <3 I przyszłam z nowym rozdziałem xD Jest taki troszkę kiepski, ale cóż ...

Miłego Dnia czy Nocy <3

PS: Dziękuję za ponad 1.5k wyświetleń i 200 coś gwiazdek <3 Kocham mocno :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro