XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kurwa – Louis przeklął, przyśpieszając kroku. Wszedł na jedną z najbardziej niebezpiecznych dzielnic.

Widział, iż mężczyzna zaczyna biec, więc on uciekał. Nie wiedział, gdzie biegnie, ale był dużo wolniejszy od swojego oprawcy. Facet złapał go za barki, a chłopak od razu zamkną oczy, oczekując ciosu, kiedy chłodny deszcz moczył całe jego ciało. Czując, że nic nie następuję otworzył oczy, a jego umysł zalały zielone, piękne spojówki.

- Harreh?

Mężczyzna uśmiechnął się chytrze, a jego oczy zabłysły od nagle zapalającej się latarni. Louis mógł dostrzec piękne rysy twarzy starszego, a także lekko rozpiętą koszulę spod której wystawały tatuaże ociekające wodą. Jego oczy były intensywnie zielone, a włosy potraktowane największą dawką utrwalacza. Chłopiec ciężko przełknął ślinę, widząc, iż jego internetowy tatuś był realny.

- Hej Lou – chrypnął, a szatyn nie mógł się powstrzymać, więc szybko dotknął opuszkami palców jego policzka. Wolał sprawdzić, czy to aby nie sen. Do cholery jasne, właśnie przed nim stoi jedna z największych szych w Londynie, Harry Pieprzony Styles, czy on może uwierzyć w to co się właśnie dzieję?Wątpię.

Chłopiec zatrząsł się z zimna, ale kiedy poczuł większą dłoń Harrego na swoim łokciu, ogarnęło go ciepło. Chciał mu powiedzieć, że ma ładne usta, albo że jego oczy są elektryzujące. Chciał także wtulić się w niego, żeby zdobyć kolejny ciepły prąd idący wzdłuż kręgosłupa, a docierający nawet do potylicy. Niestety jedyną rzeczą jaką zrobił było:

- Spóźniłeś się – miało zabrzmieć groźnie, ale deszcz, który miotał jego ciałem, oraz rozmokłe włosy wchodzące do oczu, zdusiły jego głosik, który wyszedł dużo piskliwiej, niż jego zdaniem powinien.

Starszy szybko zdjął marynarkę, która zdobiona była srebrnymi guzikami, a następnie okrył nią chłopca. Louis w pewnym momencie nie mógł uwierzyć, że aby spojrzeć na twarz Styles'a musi podnieść głowę, jak mały, zbity kotek. Na zdjęciach wydawał się dużo mniejszy, jak sądził. Cóż, przynajmniej jego ręce i stopy były w pokaźnym rozmiarze, jak Louis wcześniej zauważył.

- Przepraszam, kochanie – szepnął, zakładając marynarkę na plecy chłopca – Wszystko Ci wytłumaczę, ale w domu – złapał jego drobną rękę, na co chłopak wytrzeszczył oczy.

Cóż, przecież Harry mógł być pedofilem, który chcę mu pokazać to i owo w swojej piwnicy, tak? Ale Louis od zawsze lubił zdobywać więcej atencji, dlatego mocniej zacisnął zęby i podążył za pięknym mężczyzną.

- Tutaj – starszy zaprowadził go pod czarny samochód, na co chłopiec się zaśmiał – Co w tym zabawnego? - zapytał z uśmiechem, a Louis widząc jego piękny i równy rząd zębów miał ochotę umrzeć. Dlaczego wszystkie dupki w tym mieście, muszą wyglądać tak oszałamiająco?

- Wszystkich 17 – latków zabierasz do domu swoją czarną wołgą? - chłopiec zaśmiał się, na co mężczyzna wywrócił oczami. Otworzył drzwi młodszemu, na co ten przytaknął i szepnął ciche „dziękuję" z rumieńcami na policzkach.

Jazda była dosyć szybka, zbyt szybka. Harry pędził jak struś pędziwiatr, natomiast Louis obmyślał plan nagłej ucieczki i nie zwymiotowania na zakręcie.

***

Chłopiec zachłysnął się wysiadając z samochodu, a zimne powietrze po raz kolejny kołatało jego nerwy. Widział przed sobą budowlę nieziemskich rozmiarów, której same kwiatki musiały kosztować miliony. Niall naprawdę nie żartował, Harry jest dziany.

- Proszę księżniczko – Harry zamknął samochód, podając rękę chłopcu, który z rozwartą buzią stał przed posiadłością Styles'a.

Chłopiec uśmiechnął się na słowo starszego, a następnie chwyciwszy jego dłoń szybkim krokiem udał się pod drzwi. O dziwo, akurat teraz deszcz był dużo mniejszy niż wcześniej, co nie zmienia faktu, że chłopiec jest cały przemoknięty.

- Harry – chłopiec szepnął, desperacko zaciskając rączkę wokół tej większej dłoni Styles'a – Ja – jąkał się – Chyba powinienem iść do domu. Myślę, że to bez sensu – westchnął, a starszy zmarszczył brwi, pomiędzy palcami obracając klucz.

- Kochanie, o czym mówisz? - zapytał, kryjąc ich ciała pod daszkiem, tuż przed drzwiami – Zostań ze mną, proszę.

Chłopiec zagryzł wargę mocniej niż powinien i spojrzał z dołu na Harrego. Dla Louis'a był idealny. Ciemne włosy, jaśniejsze oczy oraz ciepłe, wiśniowe usta, które przyciągały do siebie. Zayn od czasu, kiedy Louis powiedział mu o Styles'ie, dosłownie wariuję słysząc jego chociażby imię. Mulat wie, że on zrani tego kruchego szatynka, Niall nie ma pewności, natomiast Louis, chcę po prostu spróbować. Chcę dać Harremu szansę.

- Po prostu – chłopak oparł plecami o drzwi – Masz narzeczoną, bogate życie, miliony spraw na głowie, a poza tym, wątpię, że zaspokoisz moje potrzeby, tak jak należy.

Harry westchnął kręcąc głową. Jego palce potarły policzek Louis'a, który był mokry od łez, ale i od samych kropli deszczu.

- Chcę Ci wszystko wyjaśnić – powiedział, sunąc palcem po żuchwie chłopca, na co ten niespodziewanie zamknął oczy, delektując się skromnym dotykiem – Wejdźmy, ja naprawdę chcę Ci wszystko powiedzieć.

Chłopak pokręcił głową, zabierając rękę Styles'a od swojej twarzy. Co było drastyczne i odrobinę bolące, jak na tak delikatny krok.

- Nie, Haz, ja naprawdę, masz narzeczoną – westchnął, widząc jak mężczyzna z powrotem marszczy swoje krzaczaste brwi – Nie chcę tego niszczyć – powiedział jakby przez łzy, a deszcz, który znów zaczął padać, zdusił jego słowa.

- Nie, proszę, Lou – starszy błagał, ciągnąc za jego nadgarstek – Przynajmniej przeczekaj u mnie burzę! - powiedział, kiedy chłopak chciał z powrotem wrócić do domu – Proszę! Patrz na te chmury! - wskazał na niebo, a chłopiec przestraszył się odrobinę, kiedy obaj zobaczyli jasny rozbłysk na horyzoncie, oraz po kilku sekundach trzask spadającego drzewa – Na pewno nie puszczę Cię tak do domu – Harry szepnął do siebie i kiedy Louis szedł chodnikiem, mężczyzna oderwał chłopca od ziemi, niosąc go jak Pannę młodą, prosto do swojego domu – No już księżniczko, nie wierć się – musnął wargami jego czoło, a szatyn pisnął na to uczucie. Jak myślał, usta Harrego były naprawdę ciepłe i na swój sposób miękkie.

***

- Witam u siebie skarbie – puścił chłopca na ziemię, a ten z lekkością baletnicy postawił nogi na wypolerowanej posadzce. Jak dla niego wszystko tu było stanowczo za drogie i zbyt masywne. Choć mógł się przyzwyczaić, nie żeby chciał.

- Ładnie tutaj, ale ... - chłopak zawahał się i rzuciwszy się w stronę drzwi, złapał za klamkę, która o dziwo nie chciała ustąpić – Idioto! - krzyknął, rzucając się z pięściami na roześmianego Styles'a – Śmieszy Cię to? Otwórz te pieprzone drzwi!

- Proszę nie przeklinaj – mężczyzna upomniał chłopca, zatrzymując jego malutkie pięści – Maluszku, proszę, daj mi 30 minut, tylko tego oczekuję. Chcę abyś mnie wysłuchał, a potem odwiozę Cię do domu, bo jeśli myślisz, że puszczę Cię w tą szarugę do domu samemu – jego ton stał się głośniejszy – To się, kurwa, mylisz.

Chłopiec westchnął, poddając się działaniom starszego. Chwilę potem poczuł jak z jego sweterka skapuję brudna woda, od razu osadzając się na lśniących kafelkach.

- Prze–przepraszam – szepnął, przyciągając brudny sweterek w swoją stronę.

Mężczyzna wystawił dłoń w stronę chłopca, co ten z wdzięcznością przyjął.

- Uhm, mówiłem, że lepiej by było, jakbym poszedł – wypominał młodszy ze skupioną miną sunąc zabłoconymi bucikami za Styles'em – Zabrudzę Ci cały dom – burknął.

- Wolę żeby mój dom był brudny, niż Ty – starszy posłał mu słodki uśmiech – A przynajmniej nie w taki sposób brudny.

***

Styles posadził chłopca na blacie, koło zlewu, powoli napuszczając wody do wanny.

- Mogę ... - Louis zaczął niepewnie, patrząc się w dół, czując respekt do swojego tatusia – Mogę przecież wziąć prysznic, będzie krócej, a ty nie zmarnujesz ...

Facet uderzył pięścią o blat, a Louis podskoczył przestraszony. Nie spodziewał się tak nagłego i drastycznego ruchu z nieobliczalnej strony dzianego dupka, jak zwykł nazywać swojego kochanego tatusia.

- Lou – syknął, zaciskając powieki – Kochanie – jego głos złagodniał, choć ciało chłopca wciąż drżało – Tatuś mówił, że nie lubi, kiedy się sprzeciwiasz, tak?

Kto powiedział, że mam się Ciebie słuchać? - Louis pomyślał, prychając.

- Coś ty powiedział!? - Harry warknął, niebezpiecznie zbliżając się w stronę drobnego szatyna, który dopiero zdał sobie sprawę, iż powiedział swoje myśli na głos.

- N-nic – bąknął, spuszczając brodę do dołu. Bał się Harrego, ale równie mocno, chciał być dla niego jak najlepszy.

- Dobrze – starszy potarł kciukiem swój podbródek, a następnie kucnął przed Louis'em, który wciąż siedział na blacie, huśtając nóżkami – Choć maleńki, pomogę Ci – mężczyzna powoli zdjął ubłocone butki chłopca, które nie były już tak białe, jak przedtem.

Chłopiec poczuł chłód, kiedy i jego skarpetki wylądowały w koszu na pranie.

- Zdjąć Ci sweterek? - zapytał ciepło starszy, a Louis mógł przysiąc, że jest to najbardziej bipolarny człowiek, chodzący po ziemi. Louis zaprzeczył – No dobrze, mam dla Ciebie ubranka – kędzierzawy położył szarą bluzę z adidas'a na blacie, oraz zestaw drogich bokserek, który mogły być za małe dla Louis'a. Chociaż nikt się nie domyśli, że Harry specjalnie wziął bokserki z tamtego roku, które były o rozmiar mniejsze, aby tylko móc zobaczyć ten piękny tyłek odziany w ciasną bieliznę.

- Uhm, a spodnie? - zapytał młodszy, powoli schodząc z blatu, oraz czując piękny zapach lawendowego płynu do kąpieli.

- Nie będą Ci potrzebne – starszy uśmiechnął się, a Louis wytrzeszczył oczka w strachu – Och, nie, nie, do niczego między nami nie dojdzie, po prostu ... moja bluza jest bardzo długa, przynajmniej będzie długa na Tobie.

Mężczyzna wyszedł, uprzednio trzaskając mocniej drzwiami. Louis westchnął męczennie i zdjął swój pobrudzony sweter, rzucając go na blat, co następnie zrobił z spodniami i bielizną. Patrzył z błogą nadzieją na wannę pełną ciepłej wody, nie mogąc się doczekać, aż zanurzy się w niej po czerwony od zimna nosek.

Chłopak był lekko zdezorientowany zachowaniem tatusia, choć naprawdę powinien przestać go tak nazywać, ponieważ Harry zostawił mu jedynie górną część garderoby. To znaczy, że chcę aby Louis wracał w bokserkach do domu? Nastolatek odsunął od siebie te myśli, nieudolnie próbując znaleźć szampon do włosów.

- Szampon, szampon, szampon – powtarzał w kółko zaglądając do każdej szafeczki. W końcu jego uwagę przykuła szafeczka z zamkiem na kluczyk, który o dziwo, było otwarty. Chłopiec rozejrzał się i nie widząc potencjalnych świadków, otworzył szafeczkę.

Przyglądał się wszystkim przedmiotom z zaciekawieniem. Wyjął jeden z nich.

Kuleczka – pomyślał – Z zapięciem. Pewnie Harry miał psa.

Sięgnął po kolejny przedmiot.

Jakiś dziwny drewniany kijek – szepnął – Cóż, może Harry jednak nie lubił swojego psa?

Grzebał rączką dalej, aż pod jego palce nie dostał się giętki materiał.

- Duży żelek – uśmiechnął się, czując rzecz pod palcami, a następnie wyciągnął ją – Kurwa, duży żelek z zarysem jąder i wyraźnie zrobionym czubeczkiem.

Cóż, może Harry jednak nie miał psa?

-----

Także ten, Heri coś naodpierdalał z tą szafeczką xD Lou jeszcze nic nie wie. Zayney jest zmartwionym ojcem. A Niall ... chuj wie, gdzie on jest, kiedy jego przyjaciel jest w ZAMKNIĘTYM domu z Herim, który trzyma swoje 'zabawki' w szafce pod blatem w łazience! XD

Czyli kolejny rozdział, który pewnie i tak jest nudny, ale normalnie, powiem wam, że dobrze mi się piszę to opo. Znaczy lubię je pisać. Tssaa, nie chwal dnia przed zachodem xD

Dziękuję za 9.3k wyświetleń i duuużo gwiazdek (idk ile) i za masę dobrych komentarzy i normalnie, aż muszę to powiedzieć, bo jesteście tak zajebiści, że to aż boli xD Srsl <3

Bardzo was kocham <3 Wiczi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro