XIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak, już jestem i postaram się dodawać rozdziały regularnie, tak jak przed przerwą :')

Jeżeli ktoś myślał "o, nareszcie sb poszła" to przykro mi, ale wróciłam :') xD

-----

Czy Louis się stresował? Oczywiście, że nie, a fakt, iż wybierał swoje ubranie dobre 2 godziny, tylko potwierdza brak stresu, prawda? W końcu jego wysiłki zakłócił mózg, który podpowiedział mu, aby odpuścił trochę i ubrał się normalnie, nie wyjściowo. Ktoś ostatnio mu powiedział myśl głową, a nie penisem, więc tak zrobił. Już po chwili odziany był w parę krótszych spodenek, przetarty t – shirt z nieodgadnionym, wytartym logiem zespołu oraz buty, które były białe. Cóż, nic więcej nie dało się o nich powiedzieć. Zwykłe, białe, bez sznurówek i z dużą podeszwą, a kto by pamiętał ich konkretną nazwę?

- Gotowy? - Malik pyta, kiedy chłopiec wsiada do czarnego vana, którym jeżdżą rodzice mulata.

- Gotowy – odpowiada z uśmiechem, ale widząc grymas starszego marszczy brwi – Coś nie tak?

Zayn wzdycha, na co brwi Louis'a zataczają kółka.

- Spodenki są za krótkie – mówi, a Louis plaska siebie w czoło – Mówiłem Ci, że to ma być tylko randka, a nie „randka, a potem oops, chyba pójdę do Harrego, oops, chyba będę się z nim pieprzył, a potem będzie kolejne oops, kiedy zajdziesz w ciążę".

- Jesteś moją matką, czy przyjacielem? - pyta, na co mulat prycha – Poza tym mężczyźni nie zachodzą w ciążę, mogę uprawiać seks do woli.

Nastolatek nie chcę wszczynać kłótni, więc siedzi cicho, prowadząc samochód, natomiast Louis ze spokojem spogląda za okno.

***

- Hej – kiedy młodszy wchodzi do lokalu wita go zapach świeżego pieczywa, kawy oraz drogich perfum Ashton'a – Znowu tutaj?

Chłopak rumieni się wnikliwie, wiedząc, że jeszcze niedawno był tutaj, sam, jedynie z Ash'em, który próbował dotrzymywać mu towarzystwa na swojej zmianie.

- Uhm, tak – odpowiedział, kierując się w stronę stolika, a gdy się odwrócił, wpadł prosto w tors kędzierzawego blondyna, który z notesikiem w ręce, wywiercał dziurę w chłopcu, oczami, rzecz jasna.

- Jesteś sam? - pyta, na co chłopiec nerwowo gryzie wargę. Nie jest do końca pewien, czy Harry się spóźni, czy odwoła spotkanie, czy po prostu go oleje, bo przecież jest tylko nic nie znaczącym, dziwacznym nastolatkiem.

- Jestem umówiony, tak sądzę – uśmiecha się lekko, siadając na jednym z wolnych miejsc, a jego krótkie spodenki są nazbyt krótkie, dlatego widzi spojrzenia Ash'a na swojej pupie.

- Chcesz zamówić teraz, czy czekasz na ... - chciał dokończyć, ale do lokalu wparował jakiś wysoko progowy biznesmen, z czarną marynarką, obcisłymi rurkami i teczką w przy dużych i silnych dłoniach – O wilku mowa? - pyta, kiedy owy mężczyzna rozgląda się po lokalu, aż nie trafia na skulonego szatynka w progu. Podchodzi do niego szybkim i szałowym, jeżeli tak można nazwać, krokiem. Jego ubranie jest naprawdę .. drogie, a Louis czuję się przy nim niczym plebs. Było się słuchać penisa, a nie mózgu.

- Hej, kochanie – jest ty, co mówi Harry, a Louis chrząka, kierując wzrok Harrego na Ash'a – Dzień dobry.

- Dobry – odpowiada blondyn – To Twój chłopak, Tommo? - Ash śmieję się, więc, ku zdziwieniu Harrego, Louis szybko zaprzecza.

- To mój wujek – mówi szybciej, aniżeliby wymieniał swoje drugie imię.

Harry spoglądał na niego dziwnie, podczas gdy ten dzióbał swoje palce w ciszy. To naprawdę było niezręczne. Wiedział, że jeżeli powie Ash'owi o tym, że Harry jest jego chłopakiem, może wyjść naprawdę pedofilsko. Poza tym, bałby się, że blondyn rozgada to w szkole. Reputacja Louis'a zatonie w klozecie, a firma ojca Harrego, raczej nie będzie dumna z postępowania syna. Wszystko, co robili musiało być ciche.

- Uh, okej – zakłopotany Ashton uśmiecha się rutynowo – Więc, co Pan sobie zamawia?

- Kawę, bez cukru i mleka – jego ton jest oschły, a Louis przez chwilę myśli, że postąpił źle.

- A moja księżniczka, co zamawia? - i właśnie w tym momencie rozpętało się piekło. Harry nie był zły, był wręcz Zeusem miotającym piorunami w stronę Ashton'a.

Cóż, nie trwało to długo, zanim Harry po prostu wyszedł z lokalu, a Louis popędził za nim.

***

Szara gęsta mgła z której wyciekały masowe ilości wody, tak zwany deszcz. Louis próbował dogonić mężczyznę, ale w tę pogodę, wręcz go zgubił. Jego cień zniknął, a chłopiec przestraszył się. Znów był sam, kiedy deszcz niemiłosiernie lał, a jego buty chlupały, idąc. Déjà vu.

- Harry? - zachlipał, czując strach, który powoli go ogarnia.

Nie było szczególnie ciemno, ale deszcz i szara chmura, dostatecznie uniemożliwiły mu dobre widzenie. Przez chwilę chciał wrócić do kawiarni, ale przez nerwy, zapomniał gdzie jest. Ciemna uliczka, tyle widział, a może tylko tyle chciał zobaczyć. Latarnie były przygasłe, a jego oczy zaszklone. Nie wiedział do końca, czy płakał, czy może to tylko deszcz rozprzestrzeniał się wnikliwie po jego twarzy.

- Tatusiu? - szepnął, czując się niczym zagubione dziecko na dziale z zabawkami.

Ukłuło w niego uczucie, że Harry znowu go zostawił. Wiedział, że loczek zdenerwował się przez Ash'a, który najpewniej użył nie właściwego słowa, ale to było niedorzeczne, aby zostawić tak nieporadnego chłopca w środku deszczu, na pastwę zimna.

Ofukany Louis zaczął iść w nieobeznanym kierunku. Myślał, że jego tatuś pewnie właśnie w tej chwili grzeje, za przeproszeniem, dupę w swoim drogim aucie z podgrzewanymi siedzeniami, kiedy ten zapłakany szwenda się po chodniku, będąc w stanie fatalnej rozterki.

Następnym, co poczuł było ostre szarpnięcie za ramię, kiedy jego usta zostały zasłonięte przez dużą dłoń. Był na tyle trzeźwy umysłu, aby zobaczyć mały krzyżyk na palcu, dlatego od razu przestał wierzgać.

To był Harry.

- Co ty wyprawiasz? - Louis krzyknął szeptem, kiedy został boleśnie przygwożdżony do ściany jakiegoś budynku, pokrytego małymi, odłamkami kamienia, wrzynającymi się w jego plecy.

- Co ja wyprawiam? - prycha, delikatnie kreśląc kółeczka na udzie chłopca – Co ty wyprawiasz?! Kim on był, żeby, do cholery jasne, nazywać Cię księżniczką?

- To tylko przyjaciel.

Louis zagryzł wargę, wtulając się w Harrego, a ten stał ze zwisającymi rękoma, jakby nie wiedząc, co zrobić. Chłopak tulił się do jego torsu, wpychając swój nos w szyję tatusia, który po chwili złapał go pod tyłkiem, unosząc odrobinę i całując prosto w mokre od deszczu usta.

Louis mógł zauważyć przemoczone, ciężkie loki, padające na ramiona Styles'a, oraz całą złość jaka z niego wyparowuję po tym pocałunku. Harry czuję, że spieprzył ich drugą randkę, a tak właściwie pierwszą, a tak najwłaściwiej, po prostu jego umysł nie działał odpowiednio, kiedy widział potencjalne zagrożenie dla swojej dziecinki.

Pocałunek był czuły i dosyć mokry. Harry postawił chłopca na ziemi, wkładając dłonie w tylne kieszenie jego spodenek, kiedy chłopiec kreślił kółka na jego kroczu, uśmiechając się przy pocałunku i lekko naciskając na penisa swojego dominanta.

Ostatnim, co było słyszalne, to błysk flesza i zakłopotanie dwójki zakochanych.

----

Możliwe, iż cały następny rozdział będzie poświęcony Ziam'owi, albo następny, następny xD

Dziękuję za ponad 33k wyświetleń i 3.1k gwiazdek i około 600 komentarzy <3

Miłego Dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro