Czy kiedyś ktoś tam na górze, ten grzech jeden przebaczy?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aww, tak, wiem, że mnie kochacie, ja was też!

Jak wam się podobał poprzedni? Chcecie więcej łez i śmiechu.

Nie ma za co.

Ostrzegam przed kojnym.

Komentarze plizzz~

***

Dazai wyszedł z tego lasu nic nie mówiąc.

Prawdopodobnie zabił zdrajców, jednak Chuuya patrzył jedynie, jak jego partner w milczeniu wkłada ręce w kieszenie i idzie w stronę punktu zbiórki.

Nakahara był cały we krwi, a przez to, że musiał chronić tę niesamodzielną Makrelę, także ranny. Z jego uda nadal sączyła się krew.

Jednak nie tylko on. Cały oddział, włącznie z przywódcą, którym był sam Dazai Osamu, byli zabrudzeni krwią ofiar i własną.

Chuuya wiedział, że nigdy nie domyje dłoni po tym, co zrobił w całym swoim życiu.

- Ne, Dazai? - zapytał cicho, po raz pierwszy od dawna nie mając ochoty krzyczeć w obecności partnera. Był pusty w środku, odrzucając wszelkie emocje.

Osamu odwrócił się do niego, unosząc brwi.

- Coś się stało?

- To ja powinienem zapytać o to ciebie - Rudowłosy zgrzytnął zębami, na co Dazai jedynie się zaśmiał.

- Ah, to nic, mój uroczy kundelku - Szatyn machnął ręką, starając się nie wybuchnąć śmiechem - tylko obawiam się, że niedługo będziesz miał konkurencję!

- Hee?! - Chuuya ruszył szybkim krokiem za partnerem, mimo tego, że Dazai był zaledwie kawałek przed nim.

- Kolejny szczeniak na dniach przyjdzie pod moją opiekę - wytłumaczył już spokojniej - teraz powinniśmy złożyć raport Moriemu.

Oboje wsiedli do auta jaszczurek, które prowadził Hirotsu. Tylko oni mogli usiąść z przodu, reszta jechała w przyczepie na tyłach. Bycie dyrektorem ma czasem swoje plusy.

- Uważam, iż oboje powinniście się przed tym wykąpać - zauważył starszy mężczyzna - Kapie z was krew. Oraz błoto.

Partnerzy spojrzeli po sobie. Rzeczywiście, oboje byli w takim stanie, że żaden z nich nie powinien pokazywać się teraz Szefowi na oczy, zwłaszcza gdy jest przy nim Elise.

- Zatrzymamy się więc...

- Skorzystamy z łaźni w budynku Mafii, nie mamy czasu zatrzymywać się w domu - Chuuya przerwał partnerowi - i tak zaczyna już się rozjaśniać.

Dazai marudził jeszcze trochę po drodze, jednak Nakahara był już na tyle zmęczony, że milczał już, póki nie dojechali do głównego budynku Mafii portowej.

Dazai wygramolił się z auta, z trudnością wyciągając swoje długie nogi i stawiając je na płaskiej nawierzchni parkingu.

To była ciężka sprawa, kiedy przód ciężarówki był przeznaczony dla dwóch, nie trzech osób.

Chuuya wylądował ostrożnie obok niego, pomagając sobie umiejętnością. Hirotsu poszedł wypuścić resztę ludzi, ale dwóch chłopców już na nich nie czekało. Skierowali się do łaźni wspólnych, gdzie czekały na nich świeże ubrania i ręczniki, zapewne przygotowane przez ludzi, którym znać dał Hirotsu podczas drogi. Ten mężczyzna był naprawdę niezwykły.

Nie mieli zbyt wiele czasu. Słońce było już nad horyzontem, co oznaczało, że miasto budzi się do życia, a praca Mafii na tę dobę dobiegła końca.

Dazai jako pierwszy wszedł pod natryski, całkiem nagi, nie przejmując się tym, że Chuuya go widzi.

Z resztą, Nakahara także nie miał nic przeciwko. Już nie raz widzieli się nago, choć po ostatnim wydarzeniu kilka dni temu, gdy Dazai pomógł mu w... Pozbyciu się frustracji...

Rudowłosy westchnął, zaczynając namydlać ciało, po tym jak odwrócił się tyłem do partnera.

Nie chciał być teraz widziany, nie w momencie, gdy wspominał tamtą noc, a jego twarz przybrała ostry, buraczany odcień.

Dazai na całe szczęście także stał tyłem do niego, jednak on co jakiś czas spoglądał przez ramię, aby zobaczyć niższego.

To nie tak, że podglądał! Nie! On tylko sprawdzał, czy jego kundel nie ma żadnych poważnych ran!

Westchnął głośno, przestępując z nogi na nogę. Tyłek Chuuyi wyglądał niesamowicie, szczególnie, że chwilę temu schylił się po mydło i to w momencie, w którym szatyn odwrócił się do niego na chwilę.

To naprawdę był tylko przypadek!

Nakahara widząc jak jego partner przestępuje z nogi na nogę, szeleszcząc mydłem, stanął z nim prosto w twarz w momencie, kiedy ten na niego znów spojrzał. Oboje byli zarumienieni, nie tylko od gorąca, jakie biło od zaparowanej łaźni, ale i dziwnego zaćmienia umysłów przez ten jeden fakt.

Chuuya to widział. Stał tam, dumnie wyprostowany, między Dazaiowymi nogami, mimo że Nakahara był pewien, że to jest niemożliwe, a szatyn nie ma żadnego seksualnego popędu.

- Dazai...

- Zaraz... Zaraz samo zniknie - mruknął wyższy, odwracając wzrok - nie jestem tobą...

- Nie obracaj tego w żart, idioto! - pięść Nakahary pojawiła się znikąd, uderzając prosto w głowę młodszego - Jesteś totalnie niereformowalnym dupkiem! Onee-san miała rację, powinienem spławić cię na samym początku naszej znajomości!

- Cz-czekaj, co? - Osamu spojrzał na niego, pocierając głowę, po chwili ścierając z twarzy wodę, która wciąż leciała z pryszniców. - rozmawiałeś o nas z Ozaki-san?!

- Nie! Gdybym to zrobił już dawno leżałbyś w jakimś rowie!

- Oh, jak mogłeś! - Dazai westchnął, udając przybitego - a już mogłem nie żyć...

- Dazai, to nie byłoby samobójstwo - Chuuya zgrzytnął zębami - a już tym bardziej nie bezbolesne.

- Nie znika. - Oznajmił nagle Dazai, wprawiając Chuuyę w chwilę konsternacji.

- Co nie... Czekaj, nie - Chuuya cofnął się, gdy zobaczył przebiegły uśmieszek na twarzy drugiego.

- No weź, Chuu~ Yaa~ - zawołał śpiewnie młodszy - ja ci pomogłem przedwczorajszej nocy, nie należy mi się „Dziękuję"?

- Nie... - Zaczął Rudowłosy, jednak już po chwili zastygł w bezruchu.

Dazai miał rację. Od jakiej strony by nie patrzeć, Dazai nie zrobił nic złego. Wręcz przeciwnie. Chuuya sam tamtej nocy rozłożył nogi, pozwalając mu sobie pomóc, nie zważając na to, że Dazai także mógł... Podniecić się? Jakby to bezsensownie nie brzmiało, tak mogło być. I to tylko z przyzwoitości jego partner udał, że idzie umyć rękę, musząc radzić sobie z problemem w łazience. Samemu.

Dazai nie zrobił tego po złości. Nie wykorzystał go, nawet w momencie, kiedy Chuuya naprawdę sam był gotów mu się oddać.

Dazai zapewne powiedziałby coś w stylu „To przecież obrzydliwe!" wcale tak nie myśląc. Powiedziałby to dla dobra Chuuyi, aby ten nie musiał czuć się źle, odmawiając.

Dazai - - Nakahara spuścił wzrok na kafelki tuż pod swoimi stopami i poruszył delikatnie palcem, aby się na czymś skupić - zamknij oczy.

- Hmm... co będę z tego miał? - Wyższy zagrał, jednak Nakahara nie był na tyle cierpliwy.

- Po prostu zamknij te cholerne oczy, Głupi Dazai!

Nie musiał powtarzać po raz kolejny, ponieważ gdy spojrzał w górę klęcząc tuż przed nim, jego partner miał opuszczone powieki, w pełni mu ufając.

Słyszał, jak Dazai gwałtownie wciąga powietrze, gdy dotknął go po raz pierwszy. Zacisnął dłoń dość mocno, pociągając w górę i w dół, przy okazji bawiąc się skórą, jakby wcale nie robił tego komuś innemu. Reakcje wyższego podobały mu się na tyle, że już po chwili miał jego penisa w ustach, zupełnie nie hamując się przed tym, co robił. Nie czuł obrzydzenia, ani dyskomfortu. Sapnięcia z góry coraz bardziej podniecały go, aż w końcu drugą ręką sięgnął między własne nogi.

To było coś nie do opisania. W amoku nie zauważył momentu, w którym chłopak nad nim wplótł palce w jego włosy, w tym momencie własnoręcznie ustalając ostry rytm. Chuuya zdał sobie z tego sprawę dopiero w momencie, gdy jego gardło zaczęło protestować, jednak i to go nie powstrzymało.

Skończyli równocześnie, Dazai w ustach Chuuyi, Chuuya zaś w swoją własną dłoń. Nie przyznali się do tego nawet przed sobą.

Nakahara otarł łzy z oczu, opłukał się i wyszedł. Oboje ubrali się i jakby nic się nie stało, poszli złożyć raport Bossowi.

_______________________

- Dlaczego ja? - Chuuya szepnął przeglądając się w lustrze.

To nie był on.

Z ramy popatrzyła na niego śliczna nastolatka. Eyeliner i kredka na linii wodnej podkreślały jego duże niebieskie oczy, szminka spulchniała usta, a włosy wyprostowane opadały prosto z jednej strony, druga zaś zaczesana była i utrwalona lakierem oraz kilkoma wsuwkami.

Grzywka nachodziła lekko na jedno oko, jednak to także miało swój urok.

- Ponieważ jako jedyny z dyrektorów wykonawczych przeszedłeś naukę kurtyzany, więc nadajesz się do tego najlepiej - Kouyou zacisnęła lekko dłonie na jego ramionach - Wydobędziesz z niego te informacje, ne? Chuuya?

Kouyou naprawdę była wiedźmą. wykorzystała to, że pewniej czuje się flirtując z mężczyznami, niż kobietami, w przeciwieństwie do Dazaia. Ten co drugi dzień miał misję, polegającą na zaciągnięciu jednej z kobiet do łóżka. Niektóre były nawet żonate. Inne miały dzieci. Czasem były to wdowy.

Na samą myśl Chuuya miał mdłości, choć nie wiedział czy od tego, że nie lubi kobiet, czy może dlatego, że ten puszczalski kutas był w jego ustach.

- Nie wyglądasz za dobrze, słońce - Kobieta dotknęła jego czoła, co sprawiło, że się otrząsnął - jesteś blady.

- Nie, to nic. - Nakahara zacisnął pięści i wypuścił z płuc powietrze - Onee-san, wiesz może, gdzie będzie Dazai podczas tej misji?

- Zapewne na loży, skąd będzie miał dobry widok na was - odpowiedziała kobieta - jeszcze raz dla pewności spryskując jego włosy lakierem do włosów - jest odpowiedzialny za wezwanie naszych ludzi, kiedy Graham się przyzna. Wszyscy wierzą, że tego dokonasz.

- Przeceniają mnie - westchnął chłopiec - jedyne co mogę zrobić, to wlać w niego litry alkoholu i czekać aż się wygada.

- Ewentualnie pójść z nim do hotelu i...

- Po wszystkim przeszukać jego rzeczy, wiem. Ale są dwa argumenty przeciw temu pomysłowi - Chuuya uniósł po kolei jeden palec - po pierwsze myśli, że jestem kobietą, gdyby miało do czegoś dojść, skapnąłby się i plan leży.

- A drugi? - Kouyou uniosła brwi a Chuuya podniósł do góry kolejny palec.

- Dazai założy mi podsłuch.

- Ach, więc tak to wygląda - Kouyou po raz ostatni przeczesała włosy podopiecznego i uśmiechnęła się do jego odbicia w lustrze, przed którym się znajdowali - Więc... Powodzenia.

A na to Chuuya jedynie skinął głową.

________________

Nie, mężczyzna w kasynie nie był przystojny. Do przystojnego naprawdę wiele mu brakowało, chociaż mógł być to jedynie gust Chuuyi.

Spokojnie dopił drinka, czekając aż Dazai usadowi się na swoim miejscu obserwacyjnym piętro wyżej, po czym odłożył kieliszek na blat i odwrócił się w stronę człowieka.

Graham był dość barczystym mężczyzną w średnim wieku. Jego blond włosy, zaczesane do tyłu i niebieskie oczy sprawiały, że dla wielu mógł wydać się niemalże arystokratyczny, jednak Chuuya tego nie widział. Miał wykonać swoje zadanie i jak najszybciej wrócić do domu. Tak, to był plan.

W uchu usłyszał szelest, więc poprawił podsłuch ukryty pod włosami, po czym udając, że dostosowuje zakolanówkę, sprawdził także, czy jego nóż za podwiązką na wnętrzu lewego uda wciąż jest na miejscu.

- Przestań się obijać i wracaj do roboty - głos Dazaia zabrzęczał w słuchawce - rób co do ciebie należy.

Nakahara warknął coś, jednak nie protestował. Podszedł do mężczyzny, wcześniej zgarniając z blatu tacę z cygarami, doskonale odgrywając rolę kurtyzany. Dobrze wtapiał się w tłum reszty dziewcząt, które pracowały w tym kasynie na co dzień.

- Potowarzyszyć panu? - zapytał cicho, pochylając się do ucha ich celu, po czym uśmiechnął się i stanął przed nim. Człowiek wyjrzał znad talii kart, które trzymał w dłoni i spojrzał na tacę z tytoniem. Kiwnął głową, wracając do gry. Chuuya znał ten ruch, kipiąc z dumy gdzieś w środku. Po chamsku, ale z gracją wepchnął się blondynowi na kolana, odkładając tacę na pusty róg stołu, po czym sięgnął po bibułę i napełnił ją tytoniem.

Widział kątem oka, że Graham go obserwuje. Posłał więc mu kolejny, zadziorny uśmiech, po czym wyciągnął język, aby polizać kraniec bibuły, tym samym kończąc kręcenie cygara.

- Odpal go - męski, głęboki głos, zaskoczył lekko nastolatka, jednak nie dał się zwieść. Sięgnął znów na tacę po obcinaczkę, po czym umiejętnie obciął oba końce rulonu, jeden po chwili wkładając do ust. spod przymkniętych powiek obserwował lekko rumianą od alkoholu i przybywającego miarowo podniecenia twarz Grahama, odpalając cygaro.

Blondyn musiał być w siódmym niebie, gdy Chuuya pochylił się, podając mu cygaro z dłoni. Mężczyzna wciągnął dym, wykładając ostatnie karty, niestety po tym jego dłoń była wolna i wykorzystał to, dość swobodnie manewrując nią pod spódniczkę siedzącej na jego kolanie osoby. Chuuya nawet się nie wzdrygnął, mimo że dotyk na udzie niemalże go obrzydzał.

- Dolać panu burbona? - Wyszeptał Chuuya do jego ucha, aby jak najszybciej móc pozbyć się ręki z ciała, jednak mężczyzna odmówił.

- Wolałbym ciebie, niż alkohol, ślicznotko.

Tego właśnie nastolatek cały czas się obawiał. Usłyszał westchnienie w komunikatorze i wiedział, że Dazaiowi także nie podobał się obrót spraw.

- Huh? Ale wiesz, że nie jesteś tutaj jedynym, który by tego chciał, prawda? - Nakahara zaczął odchodzić od tematu, aby spławić blondyna - Musiałbyś walczyć z wieloma silnymi ludźmi, aby mnie dostać.

- Wiem to i jestem na to gotów, kochanie - oznajmił pijany mężczyzna, a Chuuya pogratulował sobie w myślach.

- Zabiłeś już kogoś? - Szepnął, pochylając się do ucha człowieka, aby owiać go ciepłym powietrzem.

Przez krótką chwilę zapanowała cisza. Nakahara przez moment miał wrażenie, że spieprzył. Zjebał po całości, a drań go przejrzał.

Jednak kiedy dłoń na na jego udzie zaczęła wędrować wyżej, w górę jego uda, odetchnął z ulgą. Pokręcił się chwilę na kolanach mężczyzny, udając zażenowanie sytuacją, aby ten nieświadomie zdjął rękę z jego ciała, będąc coraz bliżej miejsca, gdzie na pewno zdążyłby odkryć jego płeć. Nie stało się to jednak.

Graham zacisnął palce na jego skórze i schylił się, muskając ustami szyję Chuuyi, na co nastolatek wciągnął głęboko powietrze.

- Zabiłem i to nie byle kogo - słowa Grahama były tak ciche, że ledwo dosłyszalne - Zabiłem dyrektora wykonawczego tej cholernej, psiej organizacji, pod której jurysdykcją jestem. Już żaden pieprzony człowiek nie da mi...

I wtedy to się stało.

Graham nie dokończył zdania, gdy na sali rozległ się strzał, a Chuuya poczuł spływającą na jego ramię krew z głowy mężczyzny. Spojrzał na wprost znad bujnej czupryny blondyna i tak jak się spodziewał, zobaczył Dazaia z wyciągniętą lufą w ich stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro