Miej choć ziarno troski, gdy wszystko wokół runie...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ważne info!

Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące Camelli - bądź samego Bungou Stray Dogs, pytania zadawajcie w tym rozdziale. Weźcie sobie to jako takie Q&A i pytajcie o co chcecie.

Tyle że nie chcąc zaśmiecać tutaj tego otóż miejsca, będę odpowiedzi - oraz ciekawostki, aby was zachęcić - pisał na swojej tablicy.

Followek i wypatrujcie więc powiadomienia ;)

***

Czy istnieje coś takiego, jak wielka miłość zapisana w gwiazdach?
Chuuya tego nie wiedział. Odpalił kolejnego papierosa, biorąc po chwili jeszcze jeden łyk wina prosto z butelki, po czym po raz kolejny spojrzał w gwiazdy. Siedział na dachu kwatery, gdzie tak naprawdę nikt poza nim nie mógł wejść. Drzwi były zaryglowane, Chuuya wchodził na górę, używając umiejętności.

Tych chwil sam na sam z winem nie mógł przerwać mu nikt… No, nikt prócz Dazaia.

Drzwi na dach trzasnęły, zagłuszając ciszę, jaka panowała wśród uśpionego miasta, a śpiewny krzyk ranił uszy rudowłosego już na samym wejściu.

Nie — stwierdził Chuuya w myślach — nie ma czegoś takiego jak wielka miłość. Miłość nie istnieje, jeśli moją ma być to coś.

Nakahara zgrzytnął zębami, uderzając pięścią wprost w wyższego nastolatka, jednak ten się uchylił.

— Chuu~ yaa~ - zaśpiewał - nadal masz na sobie sukienkę i makijaż, Chuu~ yaa~

Dazai miał rację. Kiedy tylko wrócili na miejsce, Dazai stwierdził, że sam zajmie się złożeniem raportu do Moriego, wiedząc, że dostanie niemałą reprymendę od szefa za działanie pod wpływem impulsu. Nie chciał się zbłaźnić przed Chuuyą, to pewne.

—  I co to ma do rzeczy? - zapytał niższy, unikając ręki Dazaia, która chciała zapewne go klepnąć - mam wino i fajki, należy mi się. Do tego nie muszę się przebierać i myć.

— Wino i fajki brzmią dobrze - Dazai westchnął i podszedł do krawędzi, gdzie Nakahara siedział już wcześniej, po czym sięgnął po stojącą tam butelkę - zazwyczaj nie piję wina, ale cóż. Skoro nie masz nic innego.

Po tych słowach, ku wściekłości partnera, wypił całą butelkę. Do dna.

Chuuya zapłakał w duchu, będąc dopiero ledwie wstawionym.

— Serio, ślimaku? Słabszego nie dało się znaleźć? - Dazai odrzucił butelkę i złapał nadgarstek partnera, ciągnąc go w stronę wyjścia - wracajmy do domu.

—  Co? - Nakahara zaparł się nogami, nie chcąc iść dalej - Nie chcę wracać!

Brzmiał niczym rozpuszczone dziecko, zabierane przez matkę z placu zabaw, co u drugiego nastolatka prawie wywołało śmiech.

— Oj, już, już! Tam mam więcej alkoholu! - zaśpiewał Dazai, na co Chuuya przystał, zaczynając w końcu posłusznie za nim podążać.

Tak, niczym dziecko.

Dazai tak jak obiecał, miał wino. I to naprawdę dobre wino. Dla siebie jednak postawił na stole szklankę i butelkę burbona, przez co Chuuya lekko się skrzywił, przypominając sobie sytuację w kasynie.

— Dlaczego go zastrzeliłeś? - Nakahara przełknął ślinę, zadając w końcu dręczące go od kilku godzin pytanie - Mieliśmy wziąć go żywcem. Przyznał się, reszta należała do Kouyou, był pod jej rozkazami.

—  Ponieważ tego co moje się nie tyka.

Kiedy Chuuya to usłyszał, od razu podniósł wzrok na partnera, jednak Dazai się nie śmiał. Patrzył na niego spokojnie, obojgiem oczu, bandaż z twarzy już dawno leżał na stole.
Rudowłosy przełknął ślinę i wziął kieliszek, wypijając całą jego zawartość jednym haustem.

—  Nie należę do ciebie, Dazai. Kurwa, nie należę do nikogo, idioto! - Prawie krzyknął, odstawiając gwałtownie kieliszek - Co w ciebie dziś wstąpiło? Po raz pierwszy nie posłuchałeś rozkazów, kurwa, Dazai, ja…

— Ja też.

Oboje spojrzeli sobie w oczy, wiedząc, że to ta chwila. Że na kolejną nie będą mieli już szansy. A przynajmniej na tę pierwszą.

Błękitne oczy praktycznie zatopiły się w swoich brązowych odpowiednikach i już żaden nie wiedział, który rzucił się pierwszy. Ubrania spadały z nich, tworząc ścieżkę do sypialni, gdzie upadli na jedno z łóżek - żaden nie wiedział na które.

__________________

Miał siedemnaście lat, kiedy został odrzucony.
Dazai go unikał od kilku dni. Zaczęło się to w momencie, gdy Chuuya nie wytrzymał i zapytał, co jest między nimi. Młodszy spławił go kilkoma słowami o „pełni zaufania” i odszedł, a Nakahara nie widział go od tamtej pory w kwaterze. Wiedział, że bywa w mieszkaniu, ponieważ zawsze gdy wracał, jego ubrania walały się po podłodze, a wczoraj Chuuya znalazł nawet puszkę piwa w lodówce.

Uciekanie od odpowiedzialności było naprawdę podobne do Dazaia.
Tego dnia jednak rudowłosy nastolatek wiedział, że nie da za wygraną. Zwolnił się u Moriego kilka godzin wcześniej, aby przyłapać darmozjada na gorącym uczynku, co oczywiście udało mu się.

Zastał go w sypialni. Siedział na łóżku, przeglądając dokumenty z ostatniej misji.

— Dazai…

— Tak, wiem jak się nazywam, ale dziękuję za przypomnienie, drogi Chuuya~ - zaśpiewał, śmiejąc się przy tym - Czegoż książę ode mnie oczekuje?

—  Uciekłeś, Dazai - powiedział w końcu Nakahara - Unikałeś mnie.

— Może czekałem jedynie, aż przestanie boleć cię tyłek, żeby nie słuchać twojego marudzenia, co? - Dazai się zaśmiał, stając naprzeciw niższego i rozłożył ręce w geście kapitulacji - Wyluzuj, ślimaku.

Chuuyi jednak nie było do śmiechu. Schował twarz za grzywką, dłonie zaciskając w pięści po bokach.

— Jak możesz za każdym razem obracać wszystko w żart? - sapnął - Nie sądzisz, że po takim czasie powinniśmy w końcu porozmawiać?

—  O czym? - Młodszy zdawał się zgrywać idiotę.

—  Oczywiście, że o tym, co jest między nami! - Chuuya podskoczył tak, że jego stopa utworzyła lekkie pęknięcie na podłodze - O tym, przed czym ciągle uciekasz!

—  Uspokój się, inaczej coś rozwalisz, Chuuya - Dazai zrobił krok do przodu, jednak drogę zagrodziła mu spadająca z sufitu lampa.

—  Myślisz, że czym jestem?!

—  Moim pieskiem, Chuuya. - Osamu w końcu dotarł do drugiego chłopaka, łapiąc jego dłoń w swoją, przez co ten nie mógł użyć umiejętności.

—  Co do mnie czujesz, Dazai? - zapytał w końcu, ignorując kolejne wyzwisko - Powiedz w końcu, czy mam na co czekać.

Dazai jednak nie odpowiedział. Jego myśli były naprawdę niezrozumiałe. Nie można było go przejrzeć ani rozpoznać emocji. Dazai był prawdziwym diabłem.

Nakahara zrobił krok do przodu, nie próbując nawet wyrwać się z uścisku drugiego, po czym stanął na palcach. Partner nie oponował, gdy połączył lekko ich usta, w niemalże niewinnym pocałunku.
Ba! Sam złapał włosy niższego, aby przyciągnąć go mocniej do siebie, zatrzymując ich oddechy na dłuższą chwilę.

Tak naprawdę całowali się po raz pierwszy. To, co stało się wcześniej, było jedynie szybkim, emocjonalnym pieprzeniem, nawet nie pomyśleli o pocałunkach.

W tym momencie Chuuya dostał to, czego chciał. Emocje Dazaia wyłożone jak na dłoni w tym jednym pocałunku.

Nie mógł jednak marzyć dłużej, ponieważ wyższy nastolatek przerwał to z głupim uśmiechem.

—  A teraz zaszczekaj, ślimaku. - zaświergotał, a po chwili musiał uciekać przed lecącymi w niego deskami podczas gdy Chuuya po raz pierwszy wybuchł takim gniewem.

____________________

— Powiedz mi, mój drogi Chuuya - zaczął powoli Mori, opierając łokcie na biurku, brodę zaś kładąc na złączonych dłoniach, a spokój w jego głosie przerażał nastolatka bardziej, niżeli gdyby krzyczał - Jak doprowadziłeś do tego, że mieszkanie, które wam przydzieliłem, zostało pozbawione ścian?

—  Boss, ja… - chłopiec chciał się wytłumaczyć. Powiedzieć cokolwiek  na swoją obronę, ale nie mógł nic z siebie wydusić. Ledwo pamiętał to, co się wtedy wydarzyło. Był zdesperowany, nie wiedząc już, jak ma dotrzeć do swojego partnera. Jak sprawić, aby zaczął z nim rozmawiać.

— Nic nie mów. - Mężczyzna złapał w dłoń jakiś dokument i wyciągnął go w stronę Chuuyi - i tak miałem przydzielić wam inne lokum, problem w tym, że Dazaia nigdzie nie ma. Od czasu twojego wybuchu nie pokazał mi się na oczy, wiesz może, gdzie może być?

— Skąd mam to wiedzieć, Boss? - Nakahara zgrzytnął zębami - Nie interesuje mnie, gdzie jest ten dupek.

Mori jedynie westchnął na te słowa, rzucając w jego stronę klucze.

— W takim razie zajmiesz się rzeczami was obojga. Do południa to zdemolowane miejsce ma być puste. Wasze nowe mieszkanie jest na szóstym piętrze głównego apartamentowca Mafii, cieszysz się?

Chuuya spojrzał na szefa z szeroko otwartymi w szoku oczyma.

— Apartamenty tam są ogromne!

— Tak, jak na Egzekutorów Portowej Mafii przystało.

Nakahara wyszedł z biura Moriego w zupełnie przeciwnym nastroju, niż planował. Nie dość, że nie poniósł kary za zniszczenia, jakich dokonał, to okazało się, że wprowadzają się do zupełnie nowego mieszkania. Że w końcu będzie miał swoją własną sypialnię, gdzie nikt, nawet Dazai, nie wejdzie.

Choć słowa „nawet Dazai” mogły być jedynie chciwą mrzonką, ponieważ nastolatek ze swoimi sprawnymi palcami i głupią igłą dostanie się do każdego pomieszczenia.

Chuuya westchnął, spoglądając na zegarek. Miał cztery godziny do południa, aby zabrać z poprzedniego mieszkania wszystko, co nie zostało zniszczone, więc skierował się do odpowiedniego budynku. Stając przed drzwiami, nie czuł już tej pewności. Niby wiedział, czego się spodziewać, kiedy otworzy drzwi - zniszczonego salonu, połamanych krzeseł i stołu wbitego w ścianę, jednak coś mówiło mu, aby uważał.

Otworzył drzwi, nie dziwiąc się już nawet, że były otwarte, a na widok, jaki zastał, jego ciało poruszyło się samo.

Zanim krzesło, które jego partner popchnął stopą, uderzyło w ziemię, sztylet Chuuyi przeleciał przez pokój, odcinając linę, której koniec w pętli oplatał jego szyję.

Nakahara nie wiedział, jak zareagować. Stał, patrząc jak Dazai upada na ziemię ledwo oddychając, i choć pierwszym odruchem ludzkim byłoby sprawdzenie, czy aby na pewno jest wszystko w porządku, to rudowłosy jedynie stał, obserwując, jak jego partner krztusi się, wypluwając krew na podłogę.

Może gdzieś w głębi siebie uważał, że to jedynie karma za to, że próbował zgrzeszyć tak bardzo.

Nakahara nawet po latach znajomości z Dazaiem nie sądził, że młodszy chłopak jest zdolny do faktycznego samobójstwa. Owszem, próbował kilka razy, jednak jego sposoby były dość niekonwencjonalne i nigdy nie wychodziło mu to, jakby sam oczekiwał skuchy.

Tym razem było inaczej. Dazai naprawdę zawiesił pętlę na szyi. Naprawdę zdążyła go przydusić, nim nóż Chuuyi ją odciął.

Naprawdę Dazai umarłby, gdyby Chuuya pojawił się kilka chwil później.

Niższy nastolatek zrobił kilka kroków w przód, tak aby stanąć nad partnerem i spojrzeć na niego z góry po raz pierwszy.

—  Dlaczego? - było to pierwsze słowo, które rudowłosy wydobył z siebie, gdy spojrzał jak Dazai chwiejnie wstaje na kolana.

—  Dlaczego? - ciemnowłosy usiadł, opierając łokieć na kolanie. - Pytasz mnie „Dlaczego” po tym, jak zniweczyłeś mój plan?

—  Plan powieszenia się w mieszkaniu, w którym gnieździliśmy się razem tyle czasu?! Ty naprawdę chcesz umrzeć, Dazai?! - Chuuya nie zdawał sobie sprawy, że znów krzyczy, jednak tym razem jego partner nie wyszedł, a klęczał na ziemi, słuchając każdego słowa. - Czy ty wiesz, że nikt nigdy nie brał na poważnie twoich prób samobójczych? Jesteś niezniszczalnym draniem! Sam często chcę, żebyś zdechł, ale wiesz co?! Wystraszyłem się, kurwa!

—  Co ci to da? - Dazai nadal był nadmiernie spokojny, masując ślad od stryczka na obolałej szyi. - Skoro chcesz, abym umarł, dlaczego mi na to nie pozwalasz?

—  Bo… Ponieważ… - Nakahara zaciął się, odwracając spojrzenie od prześwietlających go ciemnych oczu. - Nie zawsze chcę, żebyś umarł.

—  Dlaczego?

—  Kto tu zadaje pytania, huh?! - wrzasnął rudowłosy, ale Dazai nie zareagował.

— Nie rozumiem. - Nastolatek podciągnął kolana pod brodę, dłonie przyciskając do twarzy tak, że jego oczy ledwo widoczne były między palcami. - Nie rozumiem. Dlaczego? Dlaczego wciąż nie pozwalasz mi umrzeć? Dlaczego czuję się tak dziwnie, nie rozumiem…

Nakahara spojrzał na niego ponownie, nie wiedząc co powiedzieć.
Czy taki diabeł, jaki jest przed nim, może mieć ludzki atak paniki? Czy może… Czy on naprawdę nie rozumie własnych uczuć i emocji?

— Dazai…

—  Nie rozumiem tego! - wrzasnął nagle, jednak Chuuya znów zareagował dość szybko, przewracając go na ziemię. Siłą ściągnął jego dłonie z twarzy, aby znów spojrzeć prosto w jego ciemne oczy.

Po dłuższej chwili, w której oboje milczeli, to Dazai jako pierwszy zainicjował pocałunek. To on jako pierwszy wplótł palce we włosy drugiego i jako pierwszy otworzył usta, aby pogłębić pieszczotę.

Kiedy po kolejnych minutach odsunęli się, Dazai pozwolił Chuuyi posadzić go na podłodze i powoli zacząć wiązać bandaż na jego oku, choć przy tym drugim, wyższy nastolatek zatrzymał go.

Nakahara spojrzał na niego lekko zdziwiony, ale jego partner jedynie uśmiechnął się do niego.

—  Nie, jeszcze nie - powiedział cicho, a Chuuya posłuchał, odkładając materiał na bok i spuszczając wzrok. - Wiesz dlaczego?

Po kolejnych słowach z ust chłopaka rudowłosy znów podniósł na niego wzrok.

— Huh?

—  Wiesz, dlaczego go noszę?

—  Nie… Nie, nigdy mi nie powiedziałeś. - Chłopak poczuł, jak coś ciężkiego spadło mu z serca. Dazai w końcu z nim rozmawiał.

—  Dlatego, że ten świat jest kurewsko zły - szepnął ciemnowłosy. - Cholernie spaczony. Tak brzydki, że nie sposób patrzeć na niego obojgiem oczu. Zakryłbym oba, gdybym mógł.

—  Więc…

—  Ale wiesz co? - Młodszy nie dał mu dokończyć pytania. - Jesteś jedyną rzeczą na tym świecie, na którą mogę patrzeć obojgiem oczu bez obrzydzenia. Nie rozumiem tego. Ja naprawdę… Nie rozumiem.

W tym momencie Chuuya wstrzymał oddech, jednak nie chcąc psuć chwili, jedynie pochylił się, aby oprzeć się czołem o klatkę piersiową drugiego. Uderzył lekko pięścią w jego tors, śmiejąc się szyderczo z własnej nieczułości. Słyszał doskonale przyśpieszone bicie serca Dazaia. Czuł jego oddech na karku, kiedy także go nieumiejętnie objął.

—  Ja też nie rozumiem - odrzekł w końcu, nawet nie patrząc w górę. - I wiesz, chyba nie chcę jeszcze zrozumieć.

_________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro