Część III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chłopak popatrzył na maknae ze zdziwieniem. Co robił o tak późnej porze na dworze? Skąd wracał? Przecież to dziecko powinno być już dawno w łóżku! Przez chwilę przyglądał się jak młodszy próbuje nalać sobie do szklanki soku, uprzednio nawet nie ściągając zaśnieżonej kurtki, jakby miał zamiar ponownie wyjść. Usłyszał pociąganie nosem, a gdy chłopak zahaczył prawą ręką o blat jęknął i złapał za nią. Jin wyszedł z ukrycia.

- Gdzie byłeś? - spytał, zakładając ręce na piersi.

Chłopak odwrócił się wystraszony, ale gdy zobaczył, że to tylko Seokjin,  uspokoił się nieco. Miał czerwony nos i fioletowe usta. Na dworze musiał być bez czapki, bo na końcach włosów wisiały pozlepiane płatki śniegu.

- J-ja?

- A widzisz kogoś innego? Nie było cię na próbie. Dobrze wiesz, że ćwiczymy układ do nowego traileru, który niezbyt ci idzie....

- N-nadrobię to - odpowiedział; jeśli próbował ukryć ból to wychodziło mu to beznadziejnie.

- Co z twoją ręką? - spytał starszy, pochodząc do niego.

- Aaa to... nic, uderzyłem się - odparł chłopak i uśmiechnął się, by uwiarygodnić wypowiedź.

- Ściągnij kurtkę i pokaż - polecił Jin, ruszył do niego i pomógł ściągnąć okrycie; robił to powoli, by nie urazić jego nadgarstka, ale mimo to, młodszemu kilka razy wymsknął się jęk bólu. Gdy stał tak przed Jinem w samym swetrze i mokrych jeansach, dopiero wtedy zobaczył jak chłopak bardzo drży.

- Siadaj - rozkazał, wskazując na krzesło przy stole, a sam odwrócił się, by nastawić wodę na herbatę. - Co się stało? Gdzie byłeś?

Przez długą chwilę Jeongguk milczał.

- Nie ważne... - odparł.

- Ważne. - Jin delikatnie podwinął rękaw chłopaka, pod którym ukazała się lekko opuchnięta ręka. - Możliwe, że jest złamana. Trzeba z tym jechać do lekarza. - Podniósł wzrok na niego.

Chłopak wyrwał rękę z uścisku starszego, co tylko pogorszyło sprawę.

- Nie. Nie chcę. - Wstał i ruszył w stronę drzwi.

- Przecież to może być poważne. Gdzie się tak załatwiłeś?

- Ja? W... Pobiłem się. Ale to nie ważne - powiedział, co było połową prawdy. - Poza tym, jest noc.

- Czasami zachowujesz się jak uparte dziecko. Poczekaj chwilę.

Chłopak pobiegł cicho na piętro tak, by nie pobudzić innych. Chwilę potem wrócił z suchymi spodniami dla Jungkooka i kluczykami.

- Wstawaj, jedziemy - polecił, zakładając kurtkę.

- A herbata?

~

O drugiej czterdzieści pięć weszli na korytarz pogotowia. Jin miał rację, z ręką było coraz gorzej, a poza tym bolały go żebra i miał problemy z oddychaniem. Podejrzewał też, że ma gorączkę.

Pielęgniarka zaprowadziła do na poczekalni i kazała czekać na ich kolej.

- O co poszło? - spytał półgłosem Seokjin, patrząc na młodszego.

- Po co ty mnie tu przywiozłeś? Powinienem się teraz uczyć. Jutro mam... Aaah - chłopak nagle poczuł, jakby ktoś z całej siły wyginał mu rękę; zacisnął oczy i spuścił głowę, by nie okazać starszemu bólu - test... - dokończył na wydechu.

Chłopak westchnął.

- O co poszło? Mam porozmawiać z nauczycielami?

- To nic poważnego - odparł, czując jak każdy najmniejszy dźwięk odbija mu się echem w głowie. - Na szczęście ucierpiał tylko nadgarstek.

- Jeon Jeongguk. - Pielęgniarka wyszła na korytarz i zaprowadziła chłopców do gabinetu lekarskiego, a stamtąd niemal natychmiast został skierowany na rentgen. Po wykonanym badaniu znalazł się znów w gabinecie.

- Ręka nie wygląda zbyt dobrze - stwierdził lekarz, gdy skończył oglądać opuchniętą dłoń, nadgarstek i zdjęcie rentgenowskie. - Jest wybita. Założę ci szynę, a potem zbadam.

- Nie! - Chłopak zerwał się z krzesła.

Wzrok wszystkich zwrócił się na Jungkooka. Na całym ciele na pewno miał wiele siniaków, nie chciał, by ktokolwiek je oglądał. Wyszłoby na jaw, że nie tylko staw ma urażony i zaczęłyby się pytania: kto? jak? dlaczego?

A tego chciał uniknąć.

- Nic mi nie jest - dodał po chwili, gdy pielęgniarka podała lekarzowi szynę i bandaż.

- Zobaczymy - powiedział, poprawiając okulary. - Spróbuj ją wyprostować.

Chłopak ruszył lekko palcem i poczuł, jakby kość pękała mu na całej długości.

- Hyung! - wyjęczał przez łzy, próbując poruszyć całą ręką. Jin od razu znalazł się przy nim, a ten złapał zdrową kończyną jego ramię i ścisnął błagając, by przynajmniej w małym stopniu pomogło.

- Teraz powinna mniej boleć. - Starszy pan zaczął zakładać szynę i bandaż. - Dobrze, że przyjechaliście teraz, a nie rano. Przez noc nadgarstek mógłby zostać poważniej urażony bez odpowiedniego usztywnienia.

Rzeczywiście, ból był mniejszy, teraz był pulsujący, a momentami ustawał.

- A teraz podwiń koszulkę - polecił lekarz, odwracając się do niego.

Chłopak w panice pokręcił głową i spojrzał na Jina.

- Pan może wyjść, kolega chyba się przy panu krępuje - powiedziała pielęgniarka, łapiąc Jina za ramiona. Ten posłusznie wyszedł z młodą panią, zostawiając Jungkooka i lekarza samych.

- Podwiń koszulkę - powtórzył lekarz, a chłopak z ociąganiem spełnił jego polecenie. Mężczyzna zaczął badać jego płuca

- Ilu ich było? - spytał rzeczowo starszy pan, podwijając rękawy, sięgnął po elektroniczny termometr i przystawił do czoła chłopaka. Jungkook spojrzał na niego wielkimi oczami. - Nie patrz tak, od razu widać, że zostałeś pobity, sam sobie tych siniaków nie zrobiłeś.

- Czterech - odpowiedział z niechęcią. - Niech pan nie wspomina o tym przy hyungu... Nie chcę go martwić.

- Spokojnie. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Ale pobicie powinniście zgłosić - sprawdził wyświetlacz termometru - trzydzieści osiem i dziewięć. Tak jak przypuszczałem. - Pokiwał głową.

~

- Mówiłem ci! - Jin otworzył drzwi pasażera. - Ty się zawsze musisz w coś wpakować...

- Przepraszam... - Chłopak spuścił głowę.

- Nie "przepraszam", tylko wsiadaj i uważaj na siebie. - Kim był wyraźnie zezłoszczony. Obszedł samochód i zajął miejsce kierowcy. - Pogadam z Namjoonem, może jednak będziesz żył - odparł, zatrzaskując za sobą drzwi.

Jungkook pokiwał głową. No tak, zawsze się w coś pakował. Zawsze z nim był kłopot, to już rutyna. Jakiś problem? Jungkook!

- Jak się dostałeś do domu? - spytał Jin, włączając ogrzewanie.

- Doczołgałem się jakoś... to nie było daleko.

- Kretyn. Mogło ci się jeszcze coś stać.

- Coś gorszego niż to? - Chłopak podniósł rękę i syknął z bólu.

- Mógł cię ktoś napaść. - Jego dłonie zacisnęły się na kierownicy.

Chłopak nie chcąc się kłócić, tylko pokiwał głową.

Gdybyś tylko wiedział...

~

- Jungkook? - Taehyung otworzył drzwi pokoju najmłodszego w nadziei, że tu go znajdzie, jednak po Jeonie ani śladu. - Gdzie ten chłopak?

Zamknął drzwi. Zwykle rano go nie było, bo chodził do szkoły, ale nie miał pojęcia, co chłopak mógłby robić w niej o dziewiątej rano w sobotni poranek. Zszedł do kuchni i dostał odpowiedź jak na tacy. Maknae leżał pod kocem na kanapie w salonie.

Podszedł do niego. Chłopak miał zamknięte oczy i usta lekko otwarte. Jednak pewna rzecz się nie zgadzała. Mianowicie to, że miał obandażowaną rękę.

Powinien się złościć, że Jungkook znów się w coś wpakował, ale widok śpiącego chłopaka zbyt bardzo mu się podobał, by robić teraz wrzawę. Będzie się tłumaczył liderowi.

- Co tam knujesz? - spytał Yoongi, schodząc do salonu. Miał na sobie dresy i jakiś podkoszulek, który ewidentnie nie należał do niego.

- Na kogo szafę tym razem zrobiłeś nalot? - spytał Tae półgłosem, by nie obudzić młodszego. Yoongi wzruszył ramionami.

- Leżała to ubrałem.

- Wiesz, że Namjoon cię zajebie? - Rudowłosy spojrzał na niego wymownie.

- Czemu? - Chłopak zmarszczył brwi.

- Bo to koszulka Jina - parsknął śmiechem.

- Mniejsza. Zadziałam na niego swym urokiem i mi wybaczy. Wyręczamy dzisiaj Jina i robimy śniadanie? Z tego co wiem, to trochę sobie poczekamy zanim wstanie.

- Czemu? - spytał Taehyung, siadając przy stole w kuchni.

- Tłukł się gdzieś w nocy i wrócił nad ranem...

- A ty to wiesz, ponieważ...?

- Kookie kilka razy coś głośniej wyjęczał. Dobrze wiesz, że nie mam spokojnego snu.

Jednak zanim zdążył odpowiedzieć, do ich uszu dobiegły dźwięki kaszlu z salonu i przeciągłego jęku. Taehyung od razu się tam znalazł.

- Kookie, żyjesz? - spytał ze zmartwioną miną, kucając koło kanapy.

- Umieram... - odpowiedział zmienionym głosem i szczelniej przykrył się kocem, zakrywając szynę.

- RapMon ci nie daruje, lepiej wymyśl dobrą wymówkę, czemu cię wczoraj nie było i gdzie się tak załatwiłeś. - Yoongi oparł się na oparciu.

- Zdaję sobie sprawę, że i tak dzisiaj umrę, jak nie z powodu bólu, to z ręki hyunga.

Taehyung przystawił dłoń do czoła młodszego.

- Masz gorączkę - stwierdził po kilku sekundach. - Jesteś cały rozpalony.

- N-nie... to tylko lekkie przeziębienie. - Chłopak zaszczękał zębami.

- Już widzę jakie lekkie - przedrzeźniał go rudowłosy. - Yoongi, rzuć mi koc z fotela - zwrócił się do starszego, a ten posłusznie wypełnił polecenie. Taehyung ściągnął cienki koc i zaczął go okrywać większym.

- Dziękuję, hyung - powiedział i zakaszlał.

Kim pokręcił głową.

- Ktoś się musi tobą zająć - odparł, siadając na brzegu kanapy i przykrył jego obolałą rękę. Na te słowa Jeonowi aż cieplej zrobiło się na sercu. Jego hyung, jego hyung znów się nim przejmował. Znów się o niego martwił. - To będzie musiała być bardzo dobra wymówka...

- Młody, jak się czujesz? - Jin wszedł do salonu i nie patrząc na nikogo podszedł do kanapy.

- Umręęę... - wyjęczał Kookie, przykrywając się jeszcze szczelniej kocem.

- Nie umrzesz, ból niedługo przejdzie.

- Namjoon mnie zabije. - Spojrzał na niego, a ten, kręcąc głową, przeniósł wzrok na wchodzącego właśnie do salonu lidera.

- Kogo zabiję i za co? - spytał, rozglądając się po salonie. Jin od razu się poderwał i stanął przed nim.

- Spokojnie, nie zabijesz, prawda? Wytłumaczymy wszystko i... - zaczął, ale widząc jego wzrok zrezygnował z tej strategii i złapał go za ramiona. - Wiem, że wgłębi jesteś cierpliwym człowiekiem. Komu kanapkę? - Popatrzył po twarzach zebranych, puścił chłopaka i zniknął w kuchni, by uniknąć uczestnictwa w wymianie zdań.

- Jinnie? - Namjoon popatrzył za nim.

- Nie pytaj, pewnie się nie wyspał. - Yoongi wzruszył ramionami. - A tak po naszemu: Kookie ma zepsutą rękę.

- Jak to zepsutą?! - Chłopak wytrzeszczył oczy.

- Suga! Chcesz herbaty? - krzyknął zza kratek.

- Dwie łyżeczki! - odkrzyknął i zniknął za drzwiami łazienki.

- A ty, Potworku?

Namjoon spojrzał w stronę kuchni, jakby nie do końca wiedział czy to do niego, czy tego obok.

- Liderze, do cholery, pytam o coś! - powiedział podenerwowany. - Bo sam sobie będziesz robić.

- Zrób... Tej kalece i rudemu też. - Namjoon zajął miejsce obok Kooka.

- Mów za siebie, ja nie chcę. - Taehyung wstał. - Idę budzić Hoseoka i Jimina. - Chwilę potem już go nie było.

Namjoon zignorował słowa Tae i zwrócił się do Kooka.

- Tłumacz się.

~

21:54

Nie mam pojęcia jak to wszystko się stało. Wszystko wydarzyło się tak nagle... W jednej minucie wracałem ze szkoły, a w drugiej już leżałem poobijany w tym zaułku... Powiedz mi, hyung, dlaczego on to zrobił? Dlaczego nienawidzi mnie za coś, co dawno się już skończyło?

Myślę, że to o to chodzi. Chodzi o Songhye, jest zazdrosny i zły o to, że zakumplowała się z takim totalnym zerem jak ja.

W sumie... też bym był na jego miejscu zły, w końcu przebywała więcej ze mną niż z nim, a to przecież on był jej chłopakiem. Byłbym zły, gdybym nie wiedział, co on jej robił.

Smutne jest to wszystko. Wiesz co, hyung, martwię się... martwię się o to, że nigdy się już z nią nie zobaczę, że nigdy jej nie usłyszę... i jeszcze Ty... martwię się, że już nigdy nie będę mógł cię przytulić, porozmawiać, pośmiać się z czegokolwiek... Boję się, że gdy jednak to się stanie, nie będę już potrafił się uśmiechać...

Tęsknię za Tobą...

Tęsknię za wami...

Tylko czy wy tęsknicie za mną?

~

W dalszym ciągu źle się czuł. Mijały dni, a jego zdrowie ani trochę się nie polepszyło. Jedynie ból ręki zmalał. Za całą sytuację dostał nie tyle od Namjoona, co od menedżera. Stwierdził, że jest niezdarą, że myśli tyko o sobie, nie liczy się z powagą sytuacji, jest nieodpowiedzialny i musi wszystko nadrobić.

Czego innego się spodziewał? Miał wolne na kilka dni, do szkoły też nie chodził, dostał na nią szlaban od Yoongiego; ten stwierdził, żeby ją rzucić na jakiś czas, ale do tego chłopak nie dał się przekonać, więc jedynie zostało uziemienie na tydzień, co w przypadku zapalenia płuc było wskazane.

Przynajmniej odpoczął trochę psychicznie. Musiał przyznać, że JongKyung dopiął swego. Gdyby go nie zaatakowali, nie leżałby tyle półprzytomny na śniegu.

Był piątek wieczorem. Dokładnie tydzień po feralnym ataku.

Chłopak zszedł na parter, gdzie chłopcy oglądali jakiś film, jedynie Yoongi siedział z zeszytem w ręce, tworząc pewnie jakąś piosenkę.

On prawie zawsze pracuje, a to ja narzekam...

Chłopak rozglądnął się po pokoju.

- Kookie! - krzyknął Taehyung z uśmiechem, a reszta tylko popatrzyła i nic nie odpowiedziała. Jungkook się im nie dziwił, przez niego trzeba było przełożyć nagrywanie mv, a o udziale w bitwie tanecznej mogli pomarzyć.

Ta bitwa miała być jednym z kluczowych momentów w ich karierze, osiągnięciem, którego nie zdobyli przez chorobę i wybitą rękę Jungkooka. Był sam na siebie z tego powodu zły. 

- Dołączysz do nas?

Jeon popatrzył po twarzach chłopaków.

- Ee... chyba... Ja chyba pójdę na górę. - Wskazał kciukiem za siebie i zabierając kilka pudełeczek leków i szklankę wody, zniknął na schodach.

Taehyung odprowadził go wzrokiem, a gdy przez następne pół godziny nie mógł się skupić na filmie, poszedł do pokoju. Nie rozumiał chłopaków, przecież to nie wina maknae, że miał mały wypadek ani to, że zachorował. Coraz ciężej było mu o nim myśleć bez odruchu, by go znaleźć i gdzieś się z nim zaszyć. Tak po prostu, żeby być obok niego.

Wstał i ruszył do drzwi. Maknae jest tuż za ścianą, to tylko kilka kroków. Wejdzie tam i... no właśnie. I co dalej? Co mu powie? Nie może odpowiedzieć na żadne z jego pytań.

Zatrzymał rękę kilka centymetrów nad klamką, po czym cofnął się.

Z głębokim westchnieniem opadł na łóżko.

~

Minęło kilka minut zanim zdecydował się otworzyć białe, plastikowe pudełeczko i wysypać kolejną, tym razem całą, tabletkę na swoją dłoń.

Patrzył na nią chwilę ciekawy, co tym razem może widzieć lub gdzie się znaleźć. Ostatnim razem poszedł, nie miał pojęcia jak, bo samego wyjścia i powrotu nie pamiętał, na most. Pamiętał tylko tyle, że słuchał piosenki i miał na sobie szarą bluzę Taehyunga.

Położył niewielką tabletkę na język i popił. Chwilę potem czuł jak jego skóra zaczyna być nieznośnie gorąca. Opadł na kołdrę ponownie, próbując się ochłodzić. Długo wpatrywał się w sufit, będąc w stanie półsnu. I trwałby tak zapewne długo, gdyby nie to, że usłyszał kroki.

Podniósł się natychmiast i zaczął wytężać wzrok, by ujrzeć kontur postaci stojącej w kącie pokoju.

- Chcesz bym podeszła bliżej? - Usłyszał koło ucha. Jego reakcja była natychmiastowa, zerwał się z łóżka i zaczął rozglądać się po pokoju, czuł jak jego serce mocno bije ze strachu. Zaschło mu w gardle i zapomniał jak się oddycha. Szukał wzrokiem źródła głosu.

- Tu jestem. - Dziewczęcy głos dobiegł go gdzieś zza niego. Odwrócił się natychmiast i zapalił lampkę. Jego oczom ukazała się dziewczyna, na oko w jego wieku; miała długie brązowe włosy, czekoladowe oczy i ciemne rzęsy. Siedziała na krześle obrotowym z nogą na nogę i uśmiechała się do chłopaka.

Wytrzeszczył oczy, a serce jeszcze szybciej mu zabiło.

- S-songhye? - wydukał, podchodząc bliżej. Dziewczyna pokiwała głową.

- We własnej osobie. - Uśmiechnęła się szerzej i wstała.

- A-ale... jak ty tu...? - Patrzył to na drzwi, to na krzesło, to na nią pytającym wzrokiem.

- Jungkookie - złapała go za ramiona - co on ci zrobił? - Spojrzała zmartwiona na jego zabandażowany nadgarstek.

- A... to... Nic takiego, noona. - Spojrzał w ziemię, po chwili jednak ponownie podniósł wzrok. - Dlaczego zniknęłaś? Bardzo za tobą tęskniłem.

Nie odpowiedziała, tylko zwiesiła głowę i przeczesała palcami włosy.

- Nie wiem... nie potrafię ci powiedzieć - przyznała.

- Będziesz do mnie przychodzić? - spytał z nadzieją w głosie. Pokręciła głową.

- Nie... - szepnęła.

- Dlaczego? - Jego oczy się zaszkliły. Potrzebował jej, potrzebował przyjaciela, jakim była ona. Ale Songhye tylko zaprzeczyła ruchem głowy, jej postać zaczęła się rozmywać, stawała się bledsza. - Noona - szepnął przestraszony - jesteś duchem?

Dziewczyna zaśmiała się cicho.

- Nie jestem duchem... - spojrzała na niego - jestem twoim wyobrażeniem... - zdążyła szepnąć, zanim całkowicie się rozpłynęła.


Ciąg dalszy nastąpi....

_____________

Powiem wam jedno. To ff ma miejsce tutaj tylko i wyłącznie dlatego, że bałam się, że blogger wywali mi całe rozdziały jak się zdarzało, więc jest tylko i wyłącznie "wersją roboczą". 

Pomijając to, że nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie to czytał albo chociażby zauważy, nawet nie wchodziłam tutaj.

Dzisiaj weszłam, a tu około 120 powiadomień. Moja szczęka spotkała się z podłogą.

Bardzo cieszy mnie, że komukolwiek się to podoba, więc zacznę publikować to regularniej.

Bajuu. Kyorim.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro