Część XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Najdłuższy rozdział.

Jeden z moich ulubionych.

Rzuciłam się na głęboką wodę, bo to pierwsza scena takiego rodzaju mojego autorstwa. (czytajcie, a dane wam będzie się dowiedzieć co mam na myśli)

~

Te same dłonie, które jeszcze kilka chwil temu pociągnęły młodszego w swoją stronę były wplecione w ciemne włosy maknae. A raczej jedna. Druga delikatnie muskała kark chłopaka, nie pozwalając mu się odsunąć chociażby na moment. Mocno trzymały go przy sobie, mimo że Jungkook, pod wrażeniem tego z jaką pasją Jimin całuje jego usta, nie miał zamiaru odsuwać się ani na milimetr. W jego wnętrzu gotowało się od różnych emocji. Nie by pewny czy chłopak, który właśnie nieziemskim sposobem pieści jego usta, był właściwie Jiminem. Miał wrażenie, że czuł już kiedyś ich uzależniającą miękkość i ciepło, że to o tych ustach dzisiaj myślał. Miał też nadzieję, że ruda plamka, która w rzeczywistości była włosami, nie przewidziała mu się. Że zdążył uciec od Parka i tak naprawdę to nie on teraz próbuje się, oczywiście nie mając zamiaru zostawiać między nimi chociaż milimetra przestrzeni, wycofać z głównego centrum zamieszania. Mimo to, Jungkook postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Popchnął starszego w stronę najbliższego fotela, a gdy ten opadł na miękkie oparcie, oderwał się, by zaczerpnąć powietrza. Nie otwierając oczu, oparł czoło o czoło drugiego, dysząc cicho. Nim się obejrzał, jego usta zostały ponownie zaatakowane. Czuł dłonie wplecione w jego włosy, zwinne palce delikatnie pociągały za kosmyki, powodując jeszcze większą przyjemność z pocałunku. Jemu, Jeon Jeonggukowi było w tym momencie bardzo przyjemnie i nie zamierzał poprzestać na wykonywanej czynności. Dudniło mu w głowie, ale nie dbał o to. Chciał się zatracić, co przychodziło mu niesłychanie szybko. Uwielbiał to robić, czuć usta starszego na swoich, muskać je i przygryzać, obserwować każdą jego reakcję. Wiedział, że na tę chwilę mogliby sobie pozwolić na wiele więcej, jednak teraz wystarczył im fotel w kącie salonu. Przecież i tak kolejnego dnia nie będzie o niczym pamiętał. I to było najgorsze. Chciał pamiętać, chciał pamiętać każdy najmniejszy szczegół. Chciał, żeby ta chwila się nie kończyła, bo wiedział, że bardzo będzie mu brakować tego uczucia. Najbardziej chciał tego, by chłopak, na którego kolanach właśnie siedział był Taehyungiem. Odsunął się po raz kolejny. W momencie, gdy otwierał oczy oślepiła go biel w jakiej się znajdował. Nagle nie było go w tłocznym salonie, gdzie nie dane było usłyszeć własnych myśli. Teraz znajdował się w pustce. Przez moment naciskała na niego ze wszystkich stron, czuł jej ciężar na ramionach. Nagle zrobiło się tak cicho, że czuł własne szybkie bicie serca, obijało się o jego żebra, jakby pilnie chciało uciec. Trwało to może jedną piątą sekundy.




Yoongi czuł jak alkohol, który wypił uderza mu do głowy. Mimo to, nie przestawał. Chciał się upić. To nie tak, że chciał o czymś zapomnieć. Wręcz przeciwnie, gdy był pijany myślał, niekoniecznie o dobrych rzeczach i logicznie, ale jednak. Lubił ten stan, wtedy miał najlepsze pomysły. Pomijając oczywiście stanie po trzech filiżankach kawy.
Siedział jak gdyby nigdy nic na kolanach Namjoona, co chwilę na niego zerkając. Chłopak był w takim samym stanie, co on. Jin, który właśnie bawił się od niechcenia dołem koszulki Yoongiego, miał opartą głowę na ramieniu najmłodszego z ich trzech. Jak na niego, tego wieczoru dość dużo wypił.
Namjoon ostentacyjnie zwilżył usta, gdy zerknąwszy na kasztanowowłosego, po raz kolejny przyłapał go na przypatrywaniu się mu. Szturchnął delikatnie łokciem najstarszego Kima, na co ten od razu podniósł głowę. Wystarczyło jedno skinięcie w stronę bawiącego się kubkiem, wypełnionym kolejnym drinkiem, Mina, by na ustach Jina zakwitł szeroki uśmiech.
- Hej, Yoongi hyung - zagadnął chłopaka Namjoon, zabierając kubek z jego dłoni. Odstawił go na niedaleko stojący stolik.
- Hm - starszy rzucił tęskne spojrzenie w stronę naczynia
- Nie jesteśmy tutaj gospodarzami - w końcu to impreza Jimina i Hoseoka - co ty na to, by zniknąć za jakiś czas w ustronne miejsce? - uniósł brew posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Chłopak tylko kiwnął głową. Zszedł z jego kolan i wyciągnął rękę pomagając mu wstać, w ich ślady poszedł Seokjin. Poprawił koszulkę i jak gdyby nigdy nic skierował się na piętro. Pozostała dwójka za nim. Chwilę potem znaleźli się na korytarzu. Dźwięki muzyki były tu ciche na tyle, by usłyszeć własne myśli.
- To jak chłopcy? - zapytał najstarszy z nich, otwierając drzwi do pokoju, który dzielił z Namjoonem - życzę nam dobrej zabawy - powiedziawszy to, wepchnął Yoongiego do pomieszczenia od razu kierując na łóżko. Namjoon zamknął drzwi i zapalił lampkę. Przez chwilę przyglądał się nieumiejętnej próbie rozebrania Yoongiego, przez Jina, który zdążył już wprawić młodszego w pierwszy stopień podniecenia samym dotykiem i pocałunkami składanymi na stęsknionych ustach młodszego. W końcu postanowił ruszyć na pomoc.


Ocknął się na fotelu. Dalej czuł usta...kogoś, bo nie był do końca pewny kim była ta osoba, na swoich własnych. Jego serce dalej biło w zabójczym tempie momentami sprawiając, że ciężko było złapać mu oddech. Postanowił się uspokoić i zapomnieć o bólu głowy, nagle pojawiającym się znikąd, swoją strzałą przeszywając czaszkę chłopaka.
Jungkook wziął głęboki wdech nosem, zatrzymał powietrze w płucach na dwie sekundy i powoli wypuścił ustami. Po kilkakrotnym powtórzeniu tej czynności, poczuł, że jego serce zaczyna zwalniać, a uderzenia stały się lżejsze.
Otworzył szeroko oczy, uświadomiwszy sobie co tak naprawdę się wydarzyło. Musiał znaleźć Taehyunga, musiał upewnić się, że to on. Musiał. Rozglądnął się szukając w tłumie chłopaka. W salonie nie było wiele osób. Kilka bujało się do rytmu na środku, lub w kątach pomieszczenia, większość siedziała i rozmawiała popijając różnego rodzaju alkohole. Zegar stojący na jednej z półek wskazywał godzinę drugą czterdzieści dziewięć w nocy. Jego plan wziął w łeb. Zamiast siedzieć potulnie w pokoju napawając się stanem w jaki wprowadziły go tabletki od Kyunga, siedział w salonie, starając się rozróżnić poszczególne twarze ludzi. Wszystkie były mu obce. Nagle poderwał się na równe nogi, gdy w ciemności, przerzedzonej kilkoma promykami światła z wiszącej dyskotekowej kuli, mignęły mu rude włosy. Co prawda jeden z gości mógł nosić taki kolor na głowie, ale teraz Jungkook był pewny, to były włosy najmłodszego Kima. Tylko dlaczego zobaczył je w miejscu, gdzie zwykle wieszano kurtki?
Gdy zrobił pierwszy krok, krzywiąc się z powodu nowej fali bólu atakującej jego głowę, poczuł mocny uścisk na ramieniu.
- Gdzie idziesz? - Jimin odwrócił go w swoją stronę, jednak wzrok i głowa młodszego powędrowała w poprzednią stronę wyginając przy tym ciało. Starszy złapał go za policzki i zmusił do spojrzenia na niego. Przez chwilę uważnie się mu przyglądał, a ten ostatkami sił starał się nie zarumienić. Nie, starał się nie spłonąć żywym ogniem.
- Chce do Taehyunga - powiedział cicho. Modlił się w duchu, by rudowłosy nigdzie nie wyszedł i by mógł z nim porozmawiać. Nagle zapragnął jego bliskości jeszcze bardziej niż przedtem, jeszcze bardziej niż, gdy wracał do domu, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.
- Zostań - ton głosu czarnowłosego wskazywał, że wypowiedziane słowo stało się rozkazem. Którego młodszy nie mógł spełnić.
- Nie chcę, chcę za nim iść. On wychodzi - Jungkook zacisnął pięści wyrwał się starszemu. Skierował się w stronę drzwi wyjściowych, ale kolejny uścisk, tym razem mocniejszy - na nadgarstku, uniemożliwił mu oddalenie się.
- Hyung zaraz wróci - poinformował go ostrożnie - masz zostać. Nigdzie nie pójdziesz, jasne?
- Ale ja chcę - jęknął
Jimin pokręcił głową, na co maknae spojrzał na niego błagalnie, mając nadzieję, że ten pozwoli mu wyjść.
- Nie - powtórzył stanowczo - Nigdzie nie idziesz.
- Proszę...
- Nie
- Nie jestem dzieckiem - oburzył się, krzyżując ręce na piersi.
- Siadaj
- Nie
- Jungkook - odparł groźnie, na co młodszy zacisnął usta z frustracji i wrócił na swoje miejsce wściekły na chłopaka. - Połóż się spać, młody - dodał spokojniejszym już głosem.



Kim Taehyung założył na rude włosy kaptur kurtki i potarł zmarznięte dłonie, stawiając ostrożnie kroki na oblodzonym chodniku. Z jego ust wydobywała się para. Wiedział, że to nie był dobry pomysł, by zostawiać Jungkooka samego, zwłaszcza po tym, co Jimin chciał zrobić. Cieszył się, że to zauważył i w porę zainterweniował, bo w innym przypadku z Parka mogła zostać teraz kupka kości. Nie podarowałby mu.
Chłopak rozglądnął się. Uliczne latarnie rzucały słabą poświatę na brukowaną powierzchnię. Miał ochotę rzucić się do biegu, gdy zobaczył, że za pięć minut wybije godzina trzecia, jednak wiedział, że może się to dla niego źle skończyć. Do celu miał tylko kilka metrów, już stąd widział zarys budynku i palące się w oknach światła. Skręcił w boczną uliczkę, by odnaleźć dawno nie używany skrót.
Gdzie się kierował? Do ośrodka odwykowego, który jednocześnie był szpitalem i oddziałem psychiatrycznym w jednym. Przeszedł przez kilka zarośli i stanął pod budynkiem. Był on na tyle duży, że spokojnie można było pomieścić te trzy instytucje i zostawało nawet miejsce na palarnie, rozległy hol, recepcję i punkt pogotowia. Stanął na pierwszym schodku skrzydła, w którym znajdował się ośrodek odwykowy i spojrzał w górę. Na drugim piętrze w trzecim oknie po prawej świeciło się światło, a na parapecie siedziała postać. Podkulała kolana i patrzyła w ciemność za oknem. W pewnym momencie postać zarzuciła długie włosy na bok i uniosła rękę, a następnie pomachała. Taehyung nie miał wątpliwości, że ten gest był kierowany do niego. Doskonale wiedział do kogo należał pokój, w którego oknie dziewczyna właśnie mu machała.
Ten pokój należał do Kim Songhye.




Chciał pójść za Kimem, czuł, że teraz ich coś łączy. Coś, nie do końca wiedział co, ale jednak. Miał podejrzenie, że to "coś" mogło się wydarzyć tylko i wyłącznie w jego chorej, jak dochodził już do wniosku, świadomości. Ale to nie było ważne. Przynajmniej nie teraz, gdy chciał pójść za Taehyungiem, a ktoś, postanowił, że wskazywać palcami kto, skutecznie mu w tym przeszkodził. Teraz zespołowy 4D mógł być daleko od dormu. Jako, że poczuł się potraktowany jak dziecko, jego zachcianką, bo dzieci zwykle miały zachcianki, było teraz przytulić się do niego, być po prostu obok.
Chłopak ściągnął za dużą bluzę, w której tonął przez większość wieczoru i skierował się na schody. Wszedł na piętro i starając się stawiać jak najostrożniej kroki, jednocześnie nie zapalając światła, próbował odnaleźć drzwi do pokoju. Słyszał stłumione głosy, ciche pojękiwania i pojedyncze słowa, przepełnione emocjami. Żałował, że nie zwrócił uwagi kogo brakuje w salonie. Mógłby zastanawiać się który z jego przyjaciół porwał na noc jedną z zaproszonych dziewczyn. Dziwił się, że jeszcze żaden z nich nie był w związku, niczego żadnemu z nich nie brakowało. Nawet niezdarność Hoseoka i humorki Yoongiego można było pokochać. Poczuł jak cały świat miga mu przed oczami, gdy w jego głowie pojawił się kilkusekundowy helikopter, a ten, nie wiedząc gdzie tak właściwie się znajduje złapał pierwszą lepszą klamkę i wszedł do ciemnego pomieszczenia. Zatrzymał się i wziął kilka głębokich wdechów. Po chwili zamrugał kilka razy, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, a do uszu dobiegły głośne, szybkie oddechy, wiedział, że pokój, do którego wszedł nie jest na pewno jego pokojem. Czuł nieprzyjemną woń alkoholu. Głosy, które przedtem były stłumione, teraz stały się wyraźniejsze, a cienie, które rzucały na podłogę postaci znajdujące się na łóżku, upewniły go co do powodu powstania owych odgłosów.
- Hyungah~ - do jego uszu dobiegł kolejny jęk przepełniony rozkoszą, jakby błagalny. Kolejny ruch. Skrzypienie łóżka i podłogi. Jungkok wziął głęboki wdech i otworzył szeroko oczy, gdy dotarło do niego w jakiej sytuacji właśnie się znalazł. Patrzył na poruszającego się w tempie sapań Namjoona, i własnych jęków, Jina. Ten powoli unosił się i opadał biodra pierwszego. Widział jak dłoń lidera, porusza się przy kroczu Yoogiego, niestety doskonale wiedząc co właśnie robi. Min, który mając wplecioną dłoń w przydługie włosy Seokjina, łączył raz po raz ich usta w namiętnym pocałunku, przerywając tylko na ciche wdechy i jęki, które zaraz zostały tłumione przez najstarszego, przyciągającego go do siebie. Nim Jungkook wykonał jakikolwiek krok, lub chociażby zdążył zareagować, w pokoju zabrzmiał przeciągły jęk, a cień, który należał do Jina wygiął się w łuk. Zaraz potem sam najstarszy Kim opadł na poduszki, dysząc ciężko obok Namjoona, który zaraz został przyszpilony przez Yoongiego z powrotem do materaca. Ten jednak nie sprzeciwiał się, przyciągnął tylko starszego do siebie.
Maknae powoli wycofał się z pokoju, starając się udać, że nic nie widział. Doskonale wiedział, że nie wiadomo ile musiałby brać tabletek, pić, chodzić na terapię, nigdy nie zapomni widoku, który miał przed chwilą przed oczami.
Zamknął drzwi i przetarł twarz dłonią, modląc się w duchu, by była to kolejna zwida, spowodowana silnym działaniem leków, które ani śmiały zaprzestać wesołemu działaniu. Mimo szoku, chwilowo zajął myśli czymś innym.
Po kilku kolejnych minutach odnalazł jeden z dwóch nienaruszonych przez imprezowiczów pokoi. Pokój należał do Yoongiego i Taehyunga. Jako jedyny miał w swoich asortymencie balkon. Jeon, odrzucając na łóżko bluzę, ruszył w stronę balkonu. Niespiesznie go otworzył i wyszedł na zewnątrz. Czując rześkie powietrze nocy, uśmiechnął się. Oparł się o kamienną ścianę, a jego serce po raz kolejny mocno zabiło.
Nie wiedział ile tak siedział. Było mu niewyobrażalnie gorąco, a serce niemal wyskakiwało z piersi. Dokładnie czuł każde jego uderzenie, ale nie przejmował się tym, w pewnym momencie stwierdził, że to uczucie jest przyjemne. Czuł, że to jeszcze nie koniec wrażeń na ten dzień. Wiedział, że owe tabletki, które przyjął dopiero szykują swoje mocne uderzenie. A może mu się to zdawało? Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jego myśli krążą wokół wydarzenia, które miało miejsce tego wieczoru. Myśląc o tym chciał znów musnął usta starszego, nie ważne który to był, czy Taehyung, czy Jimin, chciał to zrobić jeszcze raz. Wziął wdech. Nagle jego myśli powędrowały w przyszłość, tak szybko jak wystartowały tak również wróciły na swoje miejsce, a najmłodszy członek zespołu doszedł do wniosku, że z jego psychiką jest coraz gorzej. Czuł jak boli go coś, gdy nie mógł chociażby spojrzeć na rudowłosego Kima. Gdy nie mógł dotknąć jego dłoni, które ostatnimi czasy bardzo polubił, gdy nie mógł zobaczyć tego uśmiechu, który kochał... Tylko co to było? Co go bolało? Czy to "coś" właściwie istniało? Czy był to tylko wytwór jego wyobraźni? Nad jego głową krążyły znaki zapytania, nie znał odpowiedzi na żadne z powyższych pytań.
- Kiedy on wróci... - mamrotał wpatrując się w gęsią skórkę, która pojawiła się na jego rękach. Przeniósł wzrok na palce, którymi się bawił. Przyglądając się im z nadzwyczajną ciekawością, powoli splótł ze sobą własne dłonie, uśmiechając się przy tym. - Kiedyś będzie to twoja dłoń, hyung - szepnął. Siedział tak przez dłuższą chwilę, aż do momentu, gdy na jego dłoni nie usiadł mały niebieski motylek. Dopiero wtedy zauważył, że już świta. Motyl był koloru jasnego błękitu, jego skrzydełka lśniły i mieniły się na różne odcienie niebieskiego. Był mały, delikatny, sprawiał wrażenie, że mógłby rozpaść się z powodu zwykłego dotknięcia, lub podmuchu wiatru. Zaraz obok niego pojawił się drugi. Chłopak przechylił głowę przyglądając się nowemu towarzyszowi. Drugi motyl miał kolor czerwony, niemal krwisty, a złote obwódki na jego skrzydełkach mówiły, że mógłby pochodzić z dworu królewskiego. Obydwa motyle zatrzepotały skrzydełkami i odleciały. Jungkook odprowadził je wzrokiem, a gdy spojrzał w górę zobaczył, że na ramie balkonu siedzi kilka kolejnych motyli. Każdy był innego koloru, seledyn, pomarańcz, błękit, biel. Wstał i uśmiechnął się delikatnie. Motyle zdawały się mu przyglądać.
- Wiecie gdzie jest Taehyung hyung? - spytał dziwiąc się jak bardzo smutny ton miał jego głos, gdy zadawał to pytanie. Motyle jednak nie odpowiedziały - Widziałyście go? - znów zero odzewu. Kto by się spodziewał, by motyl mówił - Chcę do hyunga... - szepnął cicho wracając na poprzednie miejsce, a motyle zniknęły.



Wrócił o świcie. W momencie, gdy przekroczył próg mieszkania, zegar stojący na jednej z półek wskazywał czwartą dziewiętnaście rano. Zamknął za sobą drzwi i ściągnął buty oraz kurtkę, którą zaraz odwiesił na wieszak. Ogarnął wzrokiem salon. Nie prezentował się najgorzej, jedynie blade światło wpadające przez odsłonięte okna nadawało pomieszczeniu klimatu grozy. Starając się nie potknąć o żadne puszki, ubrania, ani tym podobne rzeczy i nie obudzić drzemiących w najwygodniejszych miejscach na podłodze ludzi, przeszedł do schodów i wszedł na piętro. Zaraz potem skierował się w stronę pokoju Jungkooka. Musiał sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Chociaż to było tylko pretekstem. Chciał po prostu zobaczyć maknae, gdy był jeszcze bardziej bezbronny niż zwykle, gdy był spokojny niż zwykle, gdy w końcu nie musiał się niczym martwić. Spojrzeć na jego twarz, przestudiować jej każdy milimetr.
Otworzył drzwi i zaglądnął do środka. Spodziewał się zwiniętego w kłębek chłopaka opatulonego kołdrą, tworzącą wokół niego kokon. Jednak nie zobaczył oczekiwanego obrazu. Łóżko było schludnie pościelone i przykryte kocem o odcieniu granatu. Wyglądało jakby nikt od ranka poprzedniego dnia go nie ruszał. Przez chwilę ogarnęła go panika, ale postanowił sprawdzić kilka kolejnych pomieszczeń.
Wchodząc do pokoju, który dzielił z Yoongim, zmierzwił rude włosy, w których zalegało kilka śnieżynek. Pokój w którym mieszkał nie był duży. Znajdowały się tam dwa łóżka, duża szafa, którą dzielił ze starszym hyungiem, biurko, przy którym Yoongi zwykle tworzył nowe próbki ścieżek dźwiękowym na znajdującym się na nim urządzeniu. To biurko było tylko i wyłącznie własnością Mina i nikt nie mógł zbliżyć się do niego chociażby na krok. Zatrzymał się obok swojego łóżka widząc bluzę, którą ostatnio przywłaszczył sobie Jeongguk, a Taehyung udawał, że wcale tego nie zauważył. Podniósł wzrok na drzwi balkonu, za którymi zauważył ruch. Zbliżył się na kilka kroków. W postaci opierającej się o barierkę rozpoznał Jeona. Cicho otworzył drzwi i wyszedł na balkon. Jungkook, teraz już siedzący pod jedną ze ścian, miał na sobie dresy i białą koszulkę z krótkim rękawem. Drżał, nawet z daleka można było to zauważyć. Jednak młodszy nie zdawał się zauważyć Kima, nawet gdy ten kucnął obok niego i wbił w niego zmartwione spojrzenie. Coś było nie tak, wzrok Kooka, skierowany w przeciwległą ścianę był nieobecny, jakby szklane mury odcinały do od reszty świata. Jakby w tym świecie było coś lepszego, niż w prawdziwym.
- Jungkookie... co ty tutaj robisz? - spytał cicho kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. Jungkook przeniósł zamglone spojrzenie na chłopaka.
- Mama? - uśmiechnął się delikatnie, a potem znów wbił wzrok w ścianę na przeciwko - czemu tu przyszłaś?
- Kookie, spójrz na mnie - Taehyung, jednym ruchem podniósł delikatnie podbródek chłopaka, nakazując tym samym spojrzenie na niego - Co się stało? Dlaczego tu jesteś?
- Tęsknie za nim... - szepnął
- Za kim?
- Za hyungiem... wiesz, że motylki go nie widziały? - powiedział z wyrzutem - Ja chciałem... chciałem... - zacisnął usta - Chciałem tylko za nim pójść...
- I co się stało? - brnął dalej. Coś było nie tak. Coś było bardzo nie tak.
- Jimin mi nie pozwolił - odwrócił wzrok i otarł łzę spływającą samotnie po policzku.
- I co potem? - chłopak całą silną wolą odrzucił chęć przyciągnięcia go i przytulenia. Nie potrafił patrzeć na łzy młodszego, nawet jeśli były spowodowane czymś, co nie ma sensu. Bo od kiedy motyle mogły kogoś widzieć? Chciał go objąć i uspokoić, widząc jak kolejne łzy spływają po jego policzkach. Wiedział jednak, że najważniejszym było dowiedzenie się dlaczego chłopak tak dziwnie się zachowuje.
- Potem przyszedłem tutaj... a tutaj były te motylki - uśmiechnął się blado, jednak w tym uśmiechem nie było ani grama radości - Wiem, że to przez tabletki, ale one były takie śliczne...
- Jungkookie, jakie tabletki? - spytał poważnie, mając nadzieje, że to nie ma związku ze słowami, które dzień wcześniej powiedział mu Yoongi, a tym bardziej, które powiedziała mu Songhye. Dokładnie pamiętał, jak obiecał dziewczynie, że nie będzie się wtrącał w żadne sprawy, by nie narobić większych kłopotów. Jednak to było wyjątkiem.
- Te od noony...
- Jakiej noony?
- Songhye - powiedział uśmiechając się delikatnie, po chwili jednak zmarszczył brwi - nieprawda. Te tabletki dostałem od Kyunga
Taehyung odnotował w głowie, by, gdy Jungkook już dojdzie do siebie, spytać go kim jest Kyung. O Songhye wiedział aż zbyt dużo.
- Ile ich wziąłeś?
- Jedną
- A powinieneś...?
- Chyba pół... ale po całej nic mi nigdy nie było - mruknął i oparł głowę o jego ramię, gdy ten usiadł obok niego - dlaczego o to pytasz?
- Chcę do ciebie dotrzeć, dongsaeng - powiedział patrząc na niego - martwię się o ciebie
- Nie musisz... to tylko czasem boli... - szepnął
- Co cię boli?
- Dlaczego to boli, gdy tak bardzo lubi się kogoś innego? - spytał bezbarwnym głosem. Złapał swoje dłonie i splótł palce - "Kiedyś to będziesz ty, hyung" - powiedział cicho patrząc na dłonie - kiedyś to będzie on... mamo? - zamrugał kilka razy, gdy przeniósł wzrok na Kima. W jego spojrzeniu można było wyczuć nagłą panikę. Jego oczy znów się zaszkliły
- Bardzo lubi? Masz na myśli "kocha"?
Jungkook powiedział kilka niewyraźnych słów, z których jedyne co starszy usłyszał to: "beznadziejne", "nie tak miało być", "dlaczego ją widziałem?". Opuścił dłonie, gdy Taehyung objął go i mocno przytulił do siebie, pozwalając, by łzy młodszego wsiąkały w jego koszulkę. Czuł jak jego ciałem wstrząsają kolejne dreszcze zimna i szlochu. Szybki gorący oddech palił go w szyję, jakby ból był czymś namacalnym i atakował jego skórę. Jakby cały ten "ból" był w łzach, które przesiąkały przez materiał koszulki. Położył dłoń na tyle głowy młodszego i pogładził. Mimo to, Jungkook brał co chwile głębsze wdechy starając się uspokoić.
- Cały drżysz... - powiedział po chwili ciszy, przerywanej tylko szlochem młodszego - Jest już późno... Jeszcze dziś nie spałeś, jesteś śpiący?
Pytany tylko skinął głową, na co starszy pomógł mu wstać i wyprowadził z balkonu do pokoju, w którym było już niemal jasno. Podszedł z chłopakiem do łóżka i odsłonił kołdrę, ukazując puste miejsce, na które go posadził. Odgarnął włosy z czoła młodszego kucając przed nim. Przez dłuższy czas wpatrywał się tylko w niego nie wiedząc co powiedzieć. Chciał coś zrobić. Coś przez co, na tej ślicznej twarzy pojawiłby się znów uśmiech. By chłopak, który jeszcze kilka tygodni temu tryskał energią - odżył. Musiał zrobić cokolwiek. Po chwili wstał i położył młodszego, który nie wyrażał żadnych sprzeciwów, na łóżku, opatulając kołdrą, a sam usiadł przy nim. Poczekał aż Jeon uspokoi się i zamknie oczy. W momencie, gdy chciał wstać, dłoń zaciskająca się na jego nadgarstku skutecznie mu to uniemożliwiła.
- Mam się obok położyć? - spytał patrząc pytająco na maknae, na co ten ponownie skinął głową. - Dobrze, poczekaj, zaraz wrócę - powiedziawszy to wstał, zaraz gdy dłoń poluzowała na tyle uścisk, by mógł uwolnić nadgarstek i przebrał swoje niewygodne jeansy na dresy. Po kilku chwilach znalazł się obok Jungkooka, który niemal w tym samym czasie wtulił się w jego tors.
- Hyung... - wyszeptał drżącym głosem po chwili
- Tak, Jeonggukie? - chłopak zerknął na młodszego kątem oka, mając nadzieje, że ten nie będzie już płakał
- Ja nie chcę żeby tak było... nie chcę żeby to trwało
- Ja też nie... Obiecuje, że coś z tym zrobię - powiedział mając nadzieję, że myślą o tym samym. Jeszcze nigdy nie widział maknae w takim stanie, a jeśli to tabletki doprowadziły do takiego zniszczenia jego aniołka musiał coś zrobić, jeszcze nie wiedział co, ale musiał. Nawet jeśli Songhye, kilka minut prędzej radziła mu nie mieszać się w sprawy z Kyungiem, kimkolwiek ten człowiek był.


Ciąg dalszy nastąpi....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro