Część XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szkarłatne krople krwi uderzały o przybrudzone białe kafelki podłogi męskiej toalety. Od ścian odbijał się szloch przebywającego w niej chłopca, był on przepełniony bólem, żalem i pewnym odcieniem wściekłości wraz z bezsilnością. Pociągnął nosem zadając sobie kolejną ranę. Odłamek lustra, który trzymał teraz w dłoni był niemal cały pokryty krwią, ale nie zwracał na to uwagi, najważniejsza była w tym momencie ulga, która doznawał za każdym przecięciem bladej skóry, która i tak miejscami była poprzecierana niemal do krwi przez więżące go chwile przedtem sznury. Nie potrafił się uspokoić, to było zdecydowanie zbyt wiele dla niego, to co zrobił Kyung... Nie wybaczył sobie tego. Czuł do siebie obrzydzenie, że pozwolił mu posunąć się do takiego czynu, że nie zrobił nic, co by mogło go powstrzymać. Ale co mógł zrobić? Skrępowany ruchowo mógł tylko krzyczeć. Dalej czuł buzującą w żyłach obcą substancję. Co by powiedział Taehyung? Co by powiedział zespół, manager? Mama, tato? To oni chcieli dla niego jak najlepiej, to oni powiedzieli, by się pilnował i to oni nie chcieli pozwolić, by zamieszkał w dormie. Zawiódł tyle osób, tyle osób nie wiedziało o niczym, tyle osób nie mogło się dowiedzieć.

Chciał zasnąć, zasnąć i już się nie obudzić. Umrzeć. W końcu poczuć się bezpiecznie i spokojnie. Chciał przestać czuć. Uczucia były zgubne, każde uczucie w końcu prowadziło do katastrofy. To właśnie uczucia wpędziły go w stan w jakim aktualnie się znajdował.

W jednej chwili odrzucił od siebie zakrwawiony odłamek lustra, a ten potoczył się w stronę umywalek, zostawiając za sobą miejscami czerwone plamki i zatrzymał dopiero wtedy, gdy dotknął ściany.

Jungkook wplótł palce we włosy i pociągnął mocno, zaciskając przy tym usta. Chciał się schować, chciał się zamknąć w pokoju i nie wychodzić. Nie wiedział ile trwa w takiej pozycji, sekundy trwały wieczność. Cisza przerywana tylko jego przyspieszonym oddechem dudniła mu w uszach. Starał się za wszelką cenę uspokoić i nie rozpłakać na nowo. Przychodziło mu to z trudem, cały czas czuł grożące mu wypłynięciem na policzki łzy. Wziął kilka głębszych wdechów i otworzył oczy, zamrugał kilka razy chcąc odzyskać odpowiednią ostrość obrazu. Spojrzał na zakrwawiony i zaczerwieniony nadgarstek. Tego był wart, taka była jego cena.

- Co ja zrobiłem... - szepnął nagle przerażony. Jeśli te rany zobaczy ktokolwiek zaczną się pytania: Dlaczego? Co się dzieje? Dlaczego nic nie mówiłeś? Wyślą go do psychologa, powiedzą rodzicom, a wtedy ci zabiorą go z dormu, zakażą wyjść nawet do wytwórni, wywalą go z zespołu i skończy sprzedając się za kolejne dawki leków, które z każdą kolejną zażywaną będą go prowadzić za rękę bliżej śmierci. Może taka miała być jego przyszłość? Może jego czas był policzony i właśnie wkroczył na ścieżkę prowadzącą o zakapturzonej postaci z kosą w ręku czyhającą na młode istnienia? Może tylko po to teraz się męczył?

Sięgnął do torby i wyciągnął z niej trzy rzeczy. Położył notes na kafelkach, na nim komórkę, a paczkę chusteczek wziął w dłonie. Musiał wstać, namoczyć je, by cienka powłoka nie przylepiła się do zgęstniałej już krwi. Złapał się umywalki i z trudem dźwignął na nogi. Nie patrząc w jego odbicie widniejące w lustrze odkręcił wodę i zamoczył chusteczkę, po czym zaczął obmywać rany.

Chwilę później siedział w poprzednim miejscu wiążąc bandamkę, która zakrywała oszpecone miejsce. Owa bandamka należała prawdopodobnie do Jimina bądź Yoongiego. Była biała w niebieskie kontury tworzące obraz Pikachu.

Zaraz potem sięgnął po komórkę i spojrzał na wyświetlacz urządzenia. Westchnął, gdy jego oczom ukazało się piętnaście nieodebranych połączeń od najmłodszego Kima, kilkanaście łącznie od każdego członka zespołu i około dwudziestu smsów, które mówiły praktycznie to samo; "Gdzie jesteś?", "Dlaczego jeszcze nie ma cię w dormie? Martwię się", "Jungkook do cholery, odbierz", "Martwię się, co sie dzieje? Odbierz". Odłożył telefon. Nie był gotowy na jakąkolwiek rozmowę, nie potrafił jeszcze ułożyć sobie w głowie wszystkiego, pokonać wstyd, jaki rządził jego umysłem. Na to było jeszcze za wcześnie. Najpierw musiał wydostać się ze szkoły, miał nadzieje, że główne drzwi były otwarte.

Wstał i schował wszystko do torby, a zużyte chusteczki wyrzucił do kosza, po czym skierował się powolnym krokiem w stronę drzwi. Jeśli nikt go nie zauważył wina za rozbite lustro nie spadnie na niego.

Kroczył powoli, starając się nie zwracać uwagi na ból w dolnych częściach ciała. Korytarz o tej porze był mroczniejszy niż zwykle, za oknem dawno się ściemniło, a w szkole paliły się tylko nieliczne żarówki w holu, przez który nie miał zamiaru przechodzić. Wsłuchiwał się w odgłosy swoich kroków odbijających się echem od ścian, czuł się jak w horrorze. Sytuacja w jakiej się znalazł przypominała sytuację z horroru o prześladowcy mordercy. Chłopak co chwilę obracał się za siebie i rozglądał oczekując, ze w każdej chwili na jego drodze pojawi się Kyung, a on nie będzie miał nic innego jak po prostu ruszyć do ucieczki. Jednak nic takiego się nie stało. Był w szkole sam.

Będąc już przy drzwiach sięgnął do klamki i pchnął je. Zimne powietrze zimowego wieczoru uderzyło w niego momentalnie otrzeźwiając go. Zadrżał, czując jak podmuch wiatru przedostaje się przez materiał szarej bluzy. Zaciągnął rękawy na dłonie i zarzucił kaptur na głowę chowając się w nim. Teraz jego celem stał się dorm, czekały go dobre dwie godziny marszu, zważając na to, że w powie drogi trwały roboty drogowe i to jakim tempem się poruszał.

Sięgnął niepewnie do kieszeni, gdzie spoczywała jego komórka i wyciągnął ją. Musiał po kogoś zadzwonić, przynajmniej powiedzieć co się dzieje i gdzie jest. Powiedzieć przynajmniej gdzie jest. Wybrał numer do Jina. Nie mógł teraz zadzwonić tak po prostu do Taehyunga. Chłopak odebrał po kilku sekundach.

~*~

- Jimin, czy ciebie pojebało? - spytał Hoseok, patrząc na młodszego jak na ostatniego debila w tym chorym świecie.

- Nie pojebało, to po prostu bardzo dobry pomysł - oburzył się chłopak, krzyżując ręce. Jego pomysły nigdy nie świeciły inteligencją i z góry były skazane na sukces, ale niewiele z nich się też chociażby w małym stopniu się nie powiodło.

- Powtórz mi to jeszcze raz, bo nie ogarniam - Hoseok przybrał poważny ton głosu, zmarszczka powstała na jego czole informowała, że nie ma zamiarów sobie robić żartów i wszystko, co teraz usłyszy weźmie na serio. Jimin za to westchnął teatralnie i wywrócił oczami zniecierpliwiony. Ile razy trzeba powtarzać temu chłopakowi tak prostą rzecz?

- Jest Taehyung - uniósł jedną dłoń informując, że ta w tym momencie odpowiada odpowiedniej osobie - a to Kookie - uniósł drugą i spojrzał na starszego pytająco, nie wiedząc czy ten nadąża - Taehyung ukrywa ważna rzecz przed Kookiem, a z kolei ten widocznie czuje coś do niego

Jung pokiwał głową. Od dawna podejrzewał, że między tymi dwoma jest jakaś chemia a nie tylko O2. Dość dawno zauważył spojrzenia i "przypadkowe" dotknięcia się. Tylko co Jimin miał z tym wspólnego? Przecież to ich sprawa co ich łączy. Prawda, byli zespołem, ale to nie upoważniało ich do wtargnięcia do czyjegoś już i tak mało prywatnego życia. Nie powinni się w to mieszać, póki ta dwójka nie sprowadza na nich kłopotów to zwyczajnie nie ich sprawa.

- No tak, i co z tego? - zaczął, ale chłopak przerwał mu uciszającym gestem dłoni, w tym przypadku odpowiadającą za postać Kookiego.

- To z tego, że tutaj zaczynają się problemy - powiedział tonem, jakby mówił do małego dziecka. Chłopak wiedział, że Park specjalnie to robi, by się z niego ponabijać, co nie znaczyło, że zaczynało go to mocno drażnić. Aż taki głupi nie był, by zwracać się do niego jak do zacofanego umysłowo, on po prostu potrzebował dokładnego wyjaśnienia, by zrozumieć dosłownie wszystko co druga osoba miała mu do przekazania - Taehyung ukrywa coś przed Kookiem, a ten się przez to męczy - na twarz młodszego wkradł się zdradziecki uśmiech - więc ja nie mogę pozwolić, by Tae ranił mojego Kookiego

- Czekaj, twojego? - spojrzenie, które Hoseok posłał Jiminowi wyrażało więcej niż dezaprobatę

- Tak, mojego - powiedział szybko, po czym kontynuował zajmującą opowieść o swoich planach względem tej sytuacji, których sens był gdzieś bardzo głęboko ukryty. Przynajmniej tak zdawało się Jungowi - Skoro Tae może go bezpodstawnie ranić i ukrywać ważne rzeczy przed nim, pobawię się jego mieczem

- Stop!

- Co? - spytał zdezorientowany Park patrząc na próbującego powstrzymać śmiech chłopaka, który tylko kręcił głową.

- Nie wiem czy ty jesteś naprawdę tak zdemoralizowany, że mimowolnie używasz podtekstu, czy to ja ten podtekst wszędzie wyłapuje - parsknął śmiechem, w zamian za uwagę i przerwanie Jiminowego wywodu dostał poduszką od samego Jimina, teraz załamującego się nad widoczną głupotą przyjaciela.

- Czy ty dasz mi dokończyć?

- Jasne, jasne - zachęcił go do dalszego mówienia ruchem dłoni - to co z tą zabawą mieczem?

- Chodzi mi o to, że jeśli on może ranić Kookiego poprzez coś dla Kooka ważne to ja moge to zrobic z Tae poprzez Kooka

- A po mojemu?

- Taehyung ukrywa przez Jungkookiem to, że się kontaktuje z kimś, kto jest ważny dla maknae, więc ja mogę rozkochać w sobie młodego tak, by Taehyung go zostawił w spokoju -powiedział w końcu dumny z siebie, że stanął na wysokości zadania jakim było wytłumaczenie czegokolwiek Hoseokowi. Ten teraz przypatrywał się mu, nie do końca wiedząc co powiedzieć.
Po kilkuminutowych oczekiwaniach, aż starszy zabierze głos, ten tylko westchnął.

- Naprawdę cię pojebało - stwierdził opierając się o ścianę, by móc wyłożyć nogi na pozostałej szerokości łóżka

- Nieprawda. To jest dobry pomysł

- Myślisz, że on nie pamięta co działo się na imprezie? - starszy uniósł brew zerkając na Jimina, nerwowo bawiącego się palcami

- Powiedziałem mu, że to byłem ja. On tego nie żałuje, więc nie widzę przeciwwskazań, by nie wcielić mojego planu w życie

Chłopak tylko pokręcił głową i podniósł się. Może nie był zbyt mądry, ale doskonale wiedział, że to, co robi Jimin jest nie fair. Juz nawet nie brał pod uwagę tego jak Taehyung będzie się czuł tylko to, ze Park chce sie tak naprawdę zabawić Jungkookiem, który ostatnimi czasy chyba podupadał psychicznie.

Hoseok podszedł do szafki stojącej na przeciwko ich łóżek i otworzył ją, ignorując wypadające z niej dwa swetry wygrzebał spomiędzy ciuchów kamerę i ruszył do drzwi.

- Co ty chcesz zrobić? - zaczął ostrożnie Jimin patrząc na poczynania starszego

- Nie będę patrzył jak atmosfera w zespole staje się jeszcze gorsza niż jest - stwierdził i wyszedł z pokoju

~*~

Kolejne godziny, które mijały bez obecności maknae w dormie były nie do zniesienia. Taehyung chciał już nawet sam wyjść i poszukać chłopaka, ale po licznych prośbach Yoongiego, żeby się ogarnął zrezygnował z tego pomysłu. Chociaż z trudem, bo z chęcią by sam przeszukał okolicę. Nie wiedział nawet dlaczego tak bardzo obawia się tego, ze Jungkook nie wrócił jeszcze do domu. Może zanim dowiedziałby sie o osobie imieniem Kyung, o tym w co Kook jest wplątany, po prostu by poczekał aż ten wróci. Tymczasem... nawet nie chciał myśleć co mogło się stać. Może chłopak miał już dość i postanowił wziąć zbyt dużą dawkę leku, by teraz gdzieś szlajać się po mieście majacząc, nieświadomy w jak bardzo dużym jest niebezpieczeństwie i co może mu sie stać? Odpychał najczarniejszy scenariusz, że jego organizm nie wytrzymał trutki.

Potrząsnął głową odpędzając od siebie myśli.

- Ty płaczesz?

Słysząc te słowa odsunął się od szyby, by spojrzeć na Seokjina i udowodnić, że on nie należy do takich, którzy od razu płaczą. Jednak Jin nie mówił do niego, stałobok Hoseoka trzymając kamerę, przy uchu miał komórkę i pytanie było najwidoczniej skierowane do drugiego rozmówcy. Rudowłosy zerwał się z parapetu.

- Gdzie jesteś?

Doskoczył do najstarszego i szturchnął Hobiego łokciem w bok chcąc wiedzieć z kim starszy rozmawia. Zadał tylko krótkie "Kookie?", na co zespołowa radość przytaknęła.
Na ten gest Tae sięgnął do dłoni Jina i wyrwał mu komórkę

- Kookie? Nic ci nie jest? Gdzie jesteś? Czemu nie odbierasz? Czemu jeszcze cię nie ma? - zadawał pytania niczym karabin maszynowy, jednak odpowiedziało mu przerywane połączenie. Musiał się rozłączyć jeszcze zanim usłyszał głos Kima, gdyby było inaczej na pewno nie wcisnąłby czerwonej słuchawki - Jadę z tobą - poinformował starszego i ruszył do przedpokoju, by ubrać puchową kurtkę.

- Pogadamy potem Hobi - powiedział najstarszy Kim, wciskając własność w ręce właściciela po czym ruszył za Tae.

- Zostajesz.

- Czemu? - chłopak spojrzał na niego zdezorientowany

- Zostajesz. Muszę z nim pogadać - Jin zarzucił na ramiona kurtkę

- Ale przecież będziesz mógł pogadać

- Jak matka z synem, Taeś - czyjeś dłonie zdjęły z niego wierzchnie odzienie i odwiesiły na wieszak, pozostawiając go tym samym w samym swetrze. Chłopak ze spuszczoną głową odszedł i zajął miejsce na fotelu uprzednio informując najstarszego, by zajął się jego aniołkiem. Niestety dopiero po chwili dotarł do niego to jak nazwał najmłodszego.

~*~

- Yoongiś - chłopak podskoczył na dźwięk swojego imienia i zablokował szybko telefon zaraz potem chowając go do kieszeni. Miejsce na kanapie zajmował już od dobrej godziny. W momencie, kiedy Tae z Jinem pojechali po zagubionego w akcji maknae, Hoseok poszedł do pokoju, Yoongi zyskał trochę ciszy i spokoju, co naprawdę lubił. Tylko on, słuchawki, w których nic nie grało i telefon. Parsknął śmiechem w momencie, gdy uświadomił sobie, że coraz bardziej przypomina zachowaniem i upodobaniami. Teraz ten opierał podbródek na ramieniu drugiego opierając się przy tym o oparcie kanapy. Min pozwolił sobie unieść dłoń i powoli przeczesać włosy starszego.

- Coś się stało, Namjoonie? - spytał po chwili, odwracając głowę w s stronę chłopaka, który przyglądał mu się z uśmiechem

- Stęskniłem się za tobą - powiedział przymykając oczy, a na usta starszego wkradł się delikatny uśmiech - z kim tam romansujesz za moimi plecami? - zagadał

- Nikt taki - machnął lekceważąco dłonią. W tym momencie mógł odrzucić temat Songhye, z którą właśnie pisał. Odrzucić temat Jungkooka, który ciągle siedział mu w głowie i Kyunga, całej tej sprawy w którą ostatnio sam zechciał się zamieszać. Teraz chciał myśleć tylko o nim, o chłopaku, który był obok niego.

-Czy aby na pewno? - Namjoon uniósł brew i mrugnął do niego

- Chodź do mnie. To nikt ważny na ten moment - uśmiechnął się na co czarnowłosy przeskoczył oparcie kanapy, o dziwo nie robiąc sobie przy tym żadnej krzywdy i przytulił do boku starszego, który zaczął go delikatnie gładzić po włosach aż do momentu, gdy ten nie odwrócił głowy i nie musznął przelotnie jego ust.

- Co tak mało? - mruknął chłopak robiąc naburmuszoną minę. Chciał więcej, za każdym razem chciał, by momenty, które spędzał przy jednym z jego dwóch chłopaków się nie kończyły. Namjoon złapał jego podbródek i przysunął do siebie. Gdyby teraz ich ktoś zobaczył mieliby kłopoty. Ba, kłopoty to najlżejsze określenie jakiego można użyć. Yoongi przymknął oczy i złączył ich usta w delikatnym i czułym pocałunku. Momentami potrafił przy Namjoonie poczuć się jak zagubione dziecko. W momencie, gdy Yoongi miał na głowie problemy emocjonalne zespołu, bo tak właśnie postanowił je nazwać, Kim potrafił sprawić, że o nich zapominał. Tak po prostu. Gdy był z jednym z nich cały świat był dla niego mało ważny. A Songhye? Zajmie się nią później, ta sprawa jest zbyt ciężka, by można ją było rozwiązać za pomocą jednej rozmowy.

Jak bardzo wtedy sie mylił....

__

Takim uroczym akcencikiem zakończmy ten porypany rozdział

FOREWEEER ŁI AR JAAANG!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro