Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spadałam. Czułam przeszywający ból, który całkowicie mną zawładnął. Moje ciało bezwładnie leciało ku ziemi. Nie Upadłam, byłam tego pewna. To było uczucie, jakby ktoś dosłownie mnie zrzucił, popchnął z pełną świadomością swojego czynu. Wydawało mi się, że spadam całą wieczność, a tak naprawdę po zaledwie kilku sekundach, jako wielka kula światła, rozbiłam się na polu, gdzieś na kompletnym pustkowiu. Siła, z którą uderzyłam o ziemię, spowodowała u mnie kompletny brak rozeznania, nie wiedziałam co się stało, kim jestem, ani jak się nazywam. Mimo obecnego stanu wiedziałam, że muszę coś zrobić, że nie mogę tu dłużej zostać, po prostu miałam przeczucie, które mówiło mi, że coś złego może się zaraz wydarzyć, jeżeli się stąd nie ulotnię. Byłam w szoku, podobnym do tego, w którym są ofiary wypadków samochodowych. Ludzie, którzy cali poturbowani próbują udać się gdzieś daleko, byleby opuścić miejsce zdarzenia. Czułam się bezsilna. Z trudem się podniosłam. Spojrzałam na swoje dłonie i ręce-były całe poranione, w licznych, krwawych zadrapaniach. Nie musiałam oglądać reszty ciała, aby domyśleć się, że wygląda podobnie. Okrywały mnie potargane ubrania - bluzka, która kiedyś z pewnością była biała, teraz jest wręcz szara, poplamiona krwią i ziemią, a jeansy wcale nie są w lepszym stanie. Moje stopy były bose i pokaleczone.

Dochodził wieczór, słońce prawie już zaszło, ale wciąż było wystarczająco widno, aby zaznajomić się w terenie. Całkowite odludzie, otaczały mnie puste pola, a w zasięgu wzroku nie można było dostrzec żadnego budynku. Nie pozostawało mi nic innego, tylko ruszyć przed siebie z nadzieją znalezienia czegokolwiek. Czułam, że ból słabnie, nie był tak silny jak przy upadku. Zaczęłam więc oddalać się od krateru, który powstał w wyniku mojego lądowania. Podczas wędrówki towarzyszyło mi uczucie wewnętrznej pustki, bezsilność i całkowity brak świadomości, tego kim jestem. Po kilku minutach dostrzegłam coś, co wyróżniało się spośród krajobrazu pól. Był to czarny pas, który rozciągał się wzdłuż horyzontu. Nie mógł być niczym innym jak drogą, zapewne jedyną na takim bezludziu. Los się do mnie uśmiechnął, choć szansa, że jakikolwiek samochód akurat wybrał przejazd tą szosą, była znikoma. Przyśpieszyłam kroku i lada moment moje stopy dotknęły innej nawierzchni niż ziemia oraz różne, suche rośliny. Asfalt był rozgrzany od słońca. Nerwowo rozejrzałam się wokoło, wypatrywałam z obu stron jakiś pojazdów - na próżno. Usiadłam na skraju drogi. Próbowałam się skupić, ale nie potrafiłam złożyć myśli w całość, w dodatku ból głowy nie tracił na sile, wydawało się, że jest nawet silniejszy. Dalej nie byłam w stanie sobie nic przypomnieć. Z transu wyrwał mnie dźwięk, który usłyszałam. Był to pomruk silnika nadjeżdżającego z końca drogi samochodu. Szybko wstałam i wyskoczyłam praktycznie przed maskę czarnego pojazdu.

***

- Gdzie jestem i co to za miejsce?!- Dziewczyna podeszła do auta od strony kierowcy i z niepokojem oraz wzburzeniem w głosie zadawała pytania.

- Hej, wszystko w porządku?- Zapytał zmieszany mężczyzna, przypatrzył się dziewczynie, w brudnych, poplamionych i potarganych ubraniach i zrozumiał, że pytanie, które zadał było retoryczne. - Okej, spokojnie. Jesteśmy niedaleko Lebanon, w stanie Kansas - Gestykulował lekko ręką, próbując uspokoić nieznajomą. - Nazywam się Dean Winchester, to jest mój młodszy brat, Sam - Szatyn wskazał kciukiem na pasażera obok. Dopiero teraz zauważyła obecność drugiej osoby - A Ty? - Kierowca starał się czegoś dowiedzieć.

- Nie pamiętam. - Odpowiedziała zmieszana, ale już bardziej spokojna.

- Dobrze, powiesz Nam co się stało? Jak znalazłaś się na tym odludziu? Ktoś Ci coś zrobił?- Pytał drugi Winchester.

- Spadłam, dlatego jestem poturbowana i też chciałabym wiedzieć, co tu robię. - Starała się mówić opanowana, lecz ciągle rozglądała się po okolicy.

- Spadłaś?- Powtórzył kierowca, a rodzeństwo spojrzało na siebie w tym samym momencie.

- Tak, ale myślę, że raczej ktoś mnie zrzucił- Dziewczyna mówiła całkiem normalnie o zaistniałej sytuacji, dopiero po chwili zrozumiała jak niedorzeczne musiało być, to co właśnie powiedziała.

Było po niej widać, że jest słaba i zdezorientowana, z trudem wypowiadała kolejne słowa. Zachowywała się tak, jakby była nieobecna. Rozglądała się na około z zgaszonym wzrokiem. Oczy wydawały się całkowicie pozbawione blasku. Długie, potargane, blond włosy opadały na jej ramiona. Cała była ubrudzona od pyłu, ziemi i jej własnej krwi. Wyglądała niemal jak siedem nieszczęść w jednym.

- Dean, myślisz, że Upadła? -Młodszy chłopak szepnął do brata. - Twierdzi, że ktoś ją zrzucił, skąd? Z niewidzialnej wieży? Nie wie, gdzie ani kim jest. - Ciągnął dalej.

- Nie wiem, Sam, ale myślę, że powinniśmy zawieźć ją do bunkra i dać chwilę na oswojenie się z sytuacją i dojście do siebie. Będzie tam bezpieczna, a jutro może dowiemy się czegoś więcej. - Zasugerował. - Możemy Ci pomóc na tyle ile jesteśmy w stanie, możesz u nas przenocować, wykąpać się, wyprać ciuchy i co tam potrzebujesz - Szatyn uśmiechnął się lekko w stronę dziewczyny, która oparła się ręką o dach pojazdu, zaciskając powieki i chowając głowę pod ramię. Zdążyła wydukać, że kręci jej się w głowie. Bezwolnie osunęła się na ziemię. - Cholera - Przeklął Dean wysiadając z auta, tak, żeby dodatkowo nie uderzyć drzwiami nieprzytomnej. Kucnął przy niej i sprawdził jej puls - na szczęście był wyczuwalny. Sam szybko zjawił się obok brata i pomógł ułożyć ją na tylnej kanapie samochodu. Wrócili na swoje miejsca, Dean odpalił silnik i ruszyli w stronę miejsca zamieszkania.

- Dean, jeżeli Upadła, to dalej ma w sobie swoją Łaskę. Nie powinna się tak zachowywać - Zaczął młodszy z braci.

- Mówiła, że ktoś ją zrzucił, nie koniecznie musiała Upaść.

- Ktoś ją zepchnął z Nieba?

- Może została strącona. Cokolwiek się stało, jest teraz na Ziemi i musi być tego jakiś powód. Dowiemy się o co się rozchodzi, jak odzyska przytomność i pamięć.

Gdy bracia wymienili ze sobą kilka zdań zapadła cisza. Po kilkunastu minutach przyjechali na miejsce. Nie był to jednak zwykły dom, czy mieszkanie, a bunkier, do którego wejścia prowadziły umiejscowione w skale solidne drzwi. Starszy Winchester podniósł wciąż nieprzytomną dziewczynę i wniósł do środka bunkra na rękach, po czym położył ją na jednym z wolnych łóżek i przykrył kocem.

~A

Oto kolejne opowiadanie na Naszej stronie, tym razem autorstwa "A" Jak wiecie bądź nie, tworzą tutaj dwie osoby i wreszcie ja postanowiłam wrzucić coś swojego. Mam ogromną nadzieję, że przypadnie Wam do gustu ;)

Miłego czytania reszty rozdziałów, które powinny się wkrótce pojawić!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro