-1-

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Odkąd zamieszkali razem w małym domku na przedmieściach, Niccolo stał się jej prywatną kucharką, a Sasha jego ulubionym recenzentem  potraw. Od tego dnia gotował jej non stop, często nawet nie wychodząc z kuchni przez całe dnie, pojawiając się w sypialni dopiero, gdy zmierzchało. Sasha w tym czasie mu nie przeszkadzała, chociaż często przesiadywała pod drzwiami kuchni z burczącym brzuchem i czekająca aż chłopak w końcu nakryje do stołu. To było dla niej jak wieczność, dlatego sporadycznie lubiła się przemykać do pomieszczenia, gdy blondyn gotował i często podkradać jedzenie jeszcze w trakcie przygotowania. Dostawała jednak wtedy po łapach od swojego chłopaka, dlatego zwykle musiała obejść się smakiem.

Sasha uwielbiała dania przygotowywane przez Niccolo, dlatego chłopaka zdziwiło, że od jakiegoś czasu dziewczyna znikała gdzieś w trakcie obiadu. Bywały jednak dni gdy ledwo coś zjadła i Niccolo kątem oka widział jak pakuje resztki obiadu i gdzieś wynosi. Rzucała wtedy krótkie: dziękuję było pyszne! Kocham cię! i zaraz wychodziła. Wiedział, że dziewczyna ma swoje odchyły, więc się w to nie zagłębiał, chociaż bardzo go to niepokoiło.

Pewnego takiego dnia, postanowił jednak sprawdzić co dziewczyna robi z resztkami dań. Wyobrażał sobie już najgorsze czarne scenariusze, gdzie Sasha wyrzucała po kryjomu jego jedzenie lub nawet rozdawała bezdomnym(to ostatnie nie byłoby takie złe nawet, jednak wciąż wskazywałoby na to, że jego dania przestały jej już smakować) Wzdrygał się na samą myśl. Dlatego dziś zaraz po jej wyjściu, dokończył szybko swoją porcję i bez mycia naczyń, od razu pobiegł za swoją dziewczyną. Nie musiał daleko jej szukać nawet. Po wyjściu z domu ujrzał ją dokarmiającą bezdomne koty na ich podjeździe. Była otoczona wianuszkiem kotków najróżniejszej maści; sama była cała rozchichotana i każdemu z osobna podawała jakiś smakowity kąsek. Z jednej strony ulżyło mu, że żaden z jego scenariuszy się nie sprawdził (nie do końca przynajmniej)

— Sasha skarbie…Co ty wyprawiasz?

— No karmię kotki…Zaczęły tu przychodzić od jakiegoś czasu, więc pomyślałam, że je nakarmię, bo z pewnością są głodne…A potem zaczęły sprowadzać przyjaciół! — zachichotała, a rudy kot podskoczył, żeby złapać to co trzymała w palcach(ponieważ wymachiwała dłonią)

— No dobrze…Ale dlaczego akurat obiadem? Ludzkie jedzenie jest dla nich niezdrowe. — mruknął.

— Noo…U mnie w rodzinie zawsze tak robiono… — powiedziała, nieco skruszona.

Kochała swoją rodzinę, tak samo jak kotki. Jednak u niej na wsi panowały inne zwyczaje. Koty służyły tam głównie do łapania myszy, były wypuszczane na zewnątrz i nikt nie martwił się ich losem. Nie wiedziała, że to złe, bo nikt jej nigdy nie uświadomił.
Jednak zawsze marzyła o tym, by mieć kotka z prawdziwego zdarzenia, którym mogłaby się lepiej opiekować niż rodzice na jej rodzinnej wsi. Co innego było u Niccolo. Rodzina młodego Włocha również uwielbiała koty, jednak zapewniała im zawsze dobrą opiekę. Koty miały u nich jak w raju, do tego niejednokrotnie były złotymi medalistami w konkursach dla kotów. Chłopak jednak ich nie cierpiał, pomimo tego postanowił odsunąć własne odczucia na ten temat na bok, zwłaszcza gdy widział jak bardzo sprawiało radość Sashy opiekowanie się nimi.

— Chodź, kupimy im coś lepszego do jedzenia…

W ten sposób wrócili ze sklepu objuczeni torbami z kocim jedzeniem i innymi przysmaczkami. Chłopak wiedział jaka karma jest najlepsza, a jaka niskiej jakości i tylko szkodząca. Coś niecoś zostało mu w pamięci, odkąd wyprowadził się od rodziców i ich kotów. Teraz postanowił przekazać tę wiedzę Sashy, by na przyszłość wiedziała co powinna kupować.

— No dobrze, tylko co my z nimi zrobimy? — zapytał, patrząc na gromadkę kotów jedzące z kilku miseczek świeżo zakupioną karmę. — nie możemy ich wszystkich przecież zatrzymać…

— Jak to nie?? One są bezdomne! Spójrz tylko na te słodziaki…Nie możemy ich tak zostawić!

— Kochanie, ale-

— Nie nie! Ja mam pomysł! — odparła mu z iskierkami w oczach.

W ten sposób zostali tymczasowym domem dla kociaków i Niccolo nawet nie mógł z tym polemizować. Stworzyli dla nich prowizoryczne legowiska na ich werandzie i tak koty zostały częścią ich rodziny na przynajmniej jakiś czas.  Coraz częściej słyszała jednak głośne gderanie Niccolo, gdy prawie potykał się o któregoś z kotów grasujących już po całym domu.

— To czemu pozwalasz mi je trzymać? — zapytała go któregoś razu, gdy głośno pomstował, gotując coś w kuchni.

— Jak to czemu? Bo cię lubię idiotko! — mówiąc to, dał jej lekkiego pstryczka w nos i się wściekle zarumienił. — najważniejsze, że cię to uszczęśliwia, ja nie mam nic do gadania…Ale lepiej znajdźmy im nowe domy…

Najlepszym pomysłem według Sashy, było wyprawienie przyjęcia adopcyjnego i zaproszenie ich przyjaciół, by mogli wybrać sobie kota. Dzięki temu miała pewność, że trafią w dobre ręce. Zwierzaków było akurat na tyle by obdarować nimi ich najbliższych przyjaciół.

— Słyszałem, że masz alergię na koty…Jak sobie poradzicie z sierściuchem? — zapytał piegowatego Niccolo, podczas gdy Jean bawił się z kotami.

— Ahh, spokojnie biorę silne leki…Poza tym zdarza mi się tylko lekka wysypka, przeżyje. — uśmiechnął się, patrząc na blondyna, który trzymał w rękach brązowego kotka z czarnym uszkiem. — tylko umyj później ręce…Wybrałeś już?

— Dobra dobra! Zobacz ten jest taki słodki! — z roziskrzonymi oczami wymachiwał kotem, prawie tuż przed nim.

— Jak dziecko… — wzruszył tylko ramionami w stronę Niccolo, który popatrzył na Jeana z politowaniem.

Mikasa razem z Erenem wybrali całego czarnego kotka z pięknymi zielonymi oczkami. Ten był bardzo rezolutny, jednak zdawał się od razu polubić Erena, bo nikomu innemu później nie dawał się już wziąć na ręce. Armina oczarował puchaty biały kotek z różnokolorowymi oczami, który był nieco nieśmiały, ale powoli podchodził do chłopaka, gdy ten chciał go pogłaskać. Connie zabrał rudzielca i od razu odnaleźli wspólny język, gdyż miauczeli do siebie cały czas będąc w swoim towarzystwie (chłopak utrzymywał, że prowadzi z nim intelektualną rozmowę i że wszystko rozumie)

Po tym Niccolo zaprosił ich na kolację, gdzie jednak zabrakło Jeana, który podczas pobytu u nich w domu przesiadywał tylko z kotami na werandzie. Głównie bawił się z nowym kociakiem, którego mieli wkrótce zabrać do domu. Nic nie było go w stanie odciągnąć od zabawy, nawet wyśmienity włoski alkohol, który Niccolo wyciągnął z barku na tę okazję. Dopiero, gdy kociak w ramach "zabawy" podrapał go lekko po policzku, mężczyzna nieco obrażony wrócił do stołu, gdzie przez resztę czasu prawie nic nie mówił.

W ramach prezentu chłopak zgodził się, by dziewczyna zostawiła sobie jednego kota. Widział jaka smutna chodziła, gdy wspominał o tym, że niedługo wszystkie zwierzaki dostaną nowy dom. Dlatego wcześniej powiedział jej, by zaklepała sobie któregoś przed przyjściem przyjaciół. Cała rozpromieniona zostawiła sobie najbardziej zmizerniałego brązowego kotka(nie miał prawego oczka i lekko kulał, i był zdecydowanie mniejszy od reszty kotów) Nie przeszkadzało jej to jednak w niczym. Postanowiła mu dać jak najlepszą opiekę, poza tym bardzo przypominał jej kota, jakiego kiedyś miała. Uznała to za przeznaczenie.

Nie minęło jednak nawet kilka dni, jak dziewczyna znowu przyprowadziła koty do domu…

— Sashka, dziecko drogie…Co ty robisz? Nie potrzebujemy już więcej kotów naprawdę…

— No, ale zobaaacz rudego nie mamy!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro