Cena Sławy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Spójrzcie, dziewczynki... To wasz braciszek – pani Lockhart delikatnie uchyliła rąbek kocyka, ukazując twarz dziecka jego dwóm starszym siostrom. Obie spojrzały z zaciekawieniem, ale już po chwili uśmiechy zeszły z ich twarzy. Jak każde niemowlę, Gilderoy nie był piękny, zwłaszcza dla trzy– i pięciolatki. Jednak zarówno matka, jak i ojciec chłopca patrzyli na niego wniebowzięci, jak na najpiękniejszy skarb świata.

26 stycznia 1964 roku czarownica Jeanne Lockhart urodziła swoje trzecie dziecko, jedynego chłopca w rodzinie. Nazwała go Gilderoy. Już niedługo potem jego siostry zaczęły odczuwać, że ich matka poświęca więcej uwagi najmłodszemu z rodzeństwa. Widział to również chłopiec. Wpłynęło to na jego samoocenę i już wtedy zaczął się zachowywać nieco narcystycznie. Lata mijały, a obie siostry po przekroczeniu wieku jedenastu lat nie dostały listu do Skoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Znów chłopiec zachwycił matkę – gdy został zaakceptowany do szkoły czarodziejów, pani Lockhart jeszcze bardziej go faworyzowała. Oboje byli tak podekscytowani faktem nauki w tej niesamowitej placówce oświatowej, że nie zwrócili uwagi na to, że chodzą tam wszyscy młodociani czarodzieje i czarownice z Wielkiej Brytanii. Matka opowiadała swojemu synowi o szkole tak, jakby był obdarzony szczególnym darem i był lepszy od wszystkich innych uczniów. Tak też poczuł się chłopiec.

Dzięki Tiarze Przydziału Gilderoy trafił do Ravenclawu, chociaż był blisko zostania Ślizgonem. W szkole był bystrzejszy od większości rówieśników, ale nawet to nie sprawiło, że poczuł się wystarczająco wyjątkowy. Zdobył pozycję Szukającego w grze w Quiddicha. Ukończył szkołę z dobrymi wynikami.

Po zakończeniu edukacji zamierzał spełnić swoje dziecięce marzenia. Mimo że nie udało mu się wynaleść Kamienia Filozoficznego, stać się najmłodszym Ministrem Magii w historii ani poprowadzić angielską drużynę Quiddicha do zwycięstwa, zaczął pisać książki, przypisując sobie zasługi innych czarodziejów.

Gilderoy patrzył z niedowierzaniem na trzymany w rękach list, czytając jego treść w poszukiwaniu jakiegoś błędu, niedopowiedzenia. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Przekaz od jego matki był jasny: chciała, aby Gilderoy przyjechał do niej jak najszybciej, ponieważ jest w chorobie i nie wie, ile czasu uda jej się utrzymać przy życiu. I wysłała ten list teraz, akurat dzień przed wielką premierą jego pierwszej książki!

Mężczyzna złożył kartkę w pół, myśląc cały czas, co zrobić z informacjami w niej zawartymi. Nie mógł opuścić własnej premiery, która sama w sobie trwała dwa dni – książka była bardzo rozreklamowana, co sprawiło, że wiele osób chciało wysłuchać przemówienia autora i dostać jego autograf. Nie chciał zostawiać matki na łożu śmierci, ale uznał, że ona zawsze była silną kobietą i nie umrze przez te dwa dni. Tuż po uroczystości wybierze się w podróż w rodzinne progi. Tak też uczynił.

Premiera była bardzo uroczysta i elegancka, dokładnie tak jak to zaplanował Gilderoy. Wszystko udało się po jego myśli, a książka zdobyła jeszcze większy rozgłos w świecie czarodziejów. Miliony czytelników wyczekiwały kolejnych tomów przygód Gilderoy'a Lockharta, który zasłynął jako ich nieustraszony poszukiwacz. Natychmiast po skończeniu ceremonii, Gilderoy pochwycił wcześniej spakowaną walizkę i za pomocą proszku Fiuu przeniósł się do kominka w domu rodziców.

Tam zastał rodzinę pogrążoną w smutnym nastroju. Jego najstarsza siostra, Dorothy, siedziała na fotelu i wpatrywała się w płomienie, z których wyszedł jej brat. Gdy tylko go zobaczyła, wstała zamaszyście i spojrzała na niego ze złością.

– To przez ciebie! Nie pojawiłeś się i to ją załamało! – zaczęła zarzucać go oskarżeniami.

– Co? – Mężczyzna był zdezorientowany. – Co się stało?

– Ty nic nie wiesz? – Na chwilę furia odleciała, a zastąpiło ją zdziwienie. Lecz zaraz potem gniew pojawił się jeszcze silniejszy niż wcześniej. Kobieta odwróciła się i rzuciła z oburzeniem w stronę niewidzialnej osoby za nią: – On nic nie wie! – zwróciła się z powrotem w stronę brata: – Matka nie żyje! Ale ciebie bardziej obchodzi ta twoja książka niż własna rodzina, niż kobieta, która pomogła ci wejść na szczyt, wspierała cię we wszystkim, kochała bardziej niż cokolwiek na świecie!

Gilderoy nie słuchał dalszego wywodu rozzłoszczonej siostry. Informacja o śmierci rodzicielki przybiła go i choć nie dał tego po sobie poznać, w głębi duszy był bardzo zraniony – samym faktem śmierci matki i oskarżeniami Dorothy. Gdyby nie wymagał od siebie idealności w każdej sytuacji, płakałby teraz, bo jedyna osoba, którą kiedykolwiek kochał, przeszła na tamten świat. Wiedział jednak, że musi się pozbierać. Ominął siostrę i wyszedł z pokoju. Przywitał się z innymi członkami rodziny pogrążonymi w żałobie, wszyscy jednak rzucali mu ukradkowe, oskarżycielskie spojrzenia. Podczas rozmowy z ojcem zdobył informację, że pogrzeb Jeanne odbędzie się za dwa dni. Te czterdzieści osiem godzin minęło w przygnębiającym nastroju, zwłaszcza dla Gilderoya. Najukochańsza osoba w całej rodzinie zeszła z tego padołu, jego obie siostry nie ukrywały niechęci do niego, a ojciec, mimo że tego nie okazywał, również był zawiedziony.

Po pogrzebie rodzeństwo przestało się odzywać do Gilderoya, a ojciec pogrążył się w osobistej żałobie na kilka lat, a potem ożenił się z mugolką, odcinając się od czarodziejskich dzieci.

Tak Gilderoy Lockhart stracił rodzinę.

Minęło 10 lat od śmierci Jeanne Lockhart. Gilderoy miał za sobą swój debiut, ale nie spoczywał na laurach. Pracował nad nową książką, ale nie mógł znaleźć inspiracji. Mimo wszystko próbował dalej. Po kilku miesiącach, podczas których nie stworzył prawie nic, był bardzo sfrustrowany swoją niedolą pisarską.

Sowa zapukała w szybę, dając do zrozumienia, że chciałaby wlecieć do środka. Gilderoy podszedł do okna z lekkim zrezygnowaniem i otworzył je. Zwierzątko z zadowoleniem usiadło na jednym z foteli i nastroszyło piórka dumnie, wystawiając nóżkę z listem. Mężczyzna odwiązał karteczkę i rozwinął ją. W miarę czytania jej zawartości pojawiało się w nim coraz więcej emocji.

„Drogi Gilderoyu, tutaj ja, twój przyjaciel, Rupert. Twoje osiągnięcia zainspirowały mnie do spróbowania własnych sił w pisarstwie. Byłbym niezmiernie zaszczycony i dozgonnie ci wdzięczny, gdybyś zechciał przeczytać to, co stworzyłem i wnieść poprawki na moje dzieło. Zrozumiem, jeśli odmówisz, bo wiem, że taki autor jak ty ma z pewnością pełny grafik, ale mimo wszystko mam nadzieję, że rozpatrzysz moją prośbę. Zawsze twój przyjaciel, Rupert Maud."

W normalnej sytuacji list od razu wylądowałby w koszu na śmieci, ale Gilderoy przechodził trudny okres, więc do głowy wpadł mu pomysł. Był okrutny, bardzo okrutny, i mężczyzna przez chwilę się zawahał, ale tylko przez chwilę. Jego kariera wisiała na włosku, ale nie mógł pozwolić jej teraz runąć! A przy okazji pozbędzie się konkurencji...

Szybko zabrał się do pisania. Potwierdził, zapewniając, że będzie to dla niego czysta przyjemność, patrzeć jak jego najlepszy przyjaciel się rozwija i tworzy. Przyczepił karteczkę z odpowiedzią do nóżki sowy, a tę z niecierpliwością wygonił na zewnątrz. Już po kilku dniach przyszło zawiadomienie o spotkaniu z autorem na ulicy Pokątnej o godzinie szesnastej.

Gilderoy stawił się na miejscu punktualnie, ale nigdzie nie widział znajomej twarzy przyjaciela. Na szczęście tamten od razu znalazł Lockharta. Podszedł do niego mężczyzna przy kości, z melonikiem na głowie.

– Gilderoyu! – Rupert wyciągnął do niego rękę, a drugi mężczyzna ją uścisnął.

– Ach, drogi Rupercie! Masz tę książkę? Nie mogę się doczekać, żeby ją przeczytać! – powiedział dość niemiłym tonem słynny autor, ale jego rozmówca nie wyczuł w jego głosie tej nieuprzejmej nuty.

– Oczywiście! Tutaj, proszę. – Podał mu plik kartek, ewidentnie rękopisu. – Gdzie idziesz? Poczekaj! Myślałem, że wpadniemy do gospody...

Ale Gilderoy już się oddalił z kluczem do kolejnego sukcesu w rękach, chciwie przytulając stronice do piersi. Gdy tylko wrócił do domu, wziął się do czytania. Spędził nad książką całą noc, a potem i kolejną, ale gdy skończył, był bardzo zadowolony. Powieść była bardzo dobra, ciekawa i wciągająca. Język nie był doskonały, ale wystarczyłoby wprowadzić drobne poprawki, aby stworzyć z tej treści nowy bestseller. Tak więc Gilderoy jeszcze tego samego dnia zabrał się za poprawianie błędów składniowych, interpunkcyjnych, ortograficznych i innych. Na doszlifowywanie każdego zdania poświęcił kolejny miesiąc, a potem książka była gotowa do wydania. Została do załatwienia jeszcze jedna sprawa.

Gospoda Pod Trzema Miotłami była bardzo pełna o tej porze, a gwar zagłuszał własne myśli. Gilderoy rozglądał się za panem Maudem, a po chwili go zauważył. Zbliżyli się do siebie.

– Drogi przyjacielu – Lockhart rozpoczął przedstawienie. – Mój ulubiony przyjacielu! Jakże się cieszę widząc ciebie! Chodź, w tym hałasie nie da się rozmawiać...

Wyszli na pustą ulicę Hogsmeade.

– Masz moją książkę? – spytał z ekscytacją Rupert.

– Ach, tak! Twoja powieść... Była bardzo dobra, wiesz?

– Chyba „jest"...?

– Nie, mój drogi... BYŁA. Teraz jest to MOJA książka. Obliviate! – Ze swoim olśniewającym uśmiechem rzucił na swojego przyjaciela zaklęcie zapomnienia. Tuż po wypowiedzeniu tego słowa rzucił się do biegu.

Po jego policzku spłynęła samotna łza. W końcu, nawet okrutni ludzie mają uczucia. A strata przyjaciela nie była Gilderoyowi obojętna.

Sytuacja z Rupertem nie była jedyna. Z czasem Gilderoy coraz częściej wykorzystywał własnych przyjaciół do zdobycia rozgłosu, a potem wymazywał im pamięć zaklęciem zapomnienia.

Tak Gilderoy Lockhart stracił przyjaciół.


Stracił rodzinę. Stracił przyjaciół. Stracił wszystkie bliskie mu osoby. Tylko jedna rzecz mu została. Sława.

Jednak ona nie trwa przecież wiecznie.

Tak Gilderoy Lockhart zapłacił swoją cenę za sławę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro