"Upadek"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rzuciłam torebką w hol i pobiegłam w stronę krzyków, które rozgrywały się w
salonie. Widok, jaki zastałam był przerażający. Pełno szkła, rozlany alkohol, sok, a nawet ziemia z kwiatów. Obiad, który zrobiłam właśnie się spalił, czuć było zapach spalenizny. Jednak nie to mnie przerażało. Molly siedziała w kącie i płakała, a Ress stał przed nią i trzymał się za ramię, z którego kapała krew. Przez tyle lat zajmowałam się moim rodzeństwem, że kiedy działa się im krzywda, odczuwałam matczyną troskę. Dlatego, kiedy Ress spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu, nie wytrzymałam. Podeszłam szybko do Ressa, który
miał dostać od Ojca w twarz. Zatrzymałam jego rękę i popchnęłam go tak, że ten padł na ścianę. On również śmierdział alkoholem i co najgorsze, również jakimś zielem. Tego już za dużo.

–Raven, podnosisz rękę na swojego ojca ?.- bełkotał, ale nie było mi go
szkoda.

–Ojca ? Chyba potwora nie ojca.- warknęłam, stając przed Ressem.-
Wszystko dobrze ? Co się stało ?.- zapytałam patrząc na niego ukradkiem.

–Ojciec uderzył mnie połową szklanej butelki. Nie umiem zatamować
krwawienia, jeszcze uderzył Molly za to, że rozlała wodę, a ja…próbowałem
podgrzać jej obiad.

–Spokojnie, Ress. Idź do pokoju i zabierz Molly. Nie wychodźcie póki do was nie przyjdę, jasne ?.- uśmiechnęłam się delikatnie i zdjęłam pierścionek z niebieskim kamieniem, który podałam go bratu. Kiedy był młodszy, nie chciał, abym została z rodzicami sam na sam. Dlatego zawsze dostawał ode mnie ten pierścionek, ponieważ dotrzymywałam wtedy obietnicy, że po niego wrócę, i że nic mi się nie stanie. Wziął go ode mnie i założył na palec, uśmiechając się również delikatnie. Wziął na ręce nadal płaczącą Molly i poszedł szybko do swojego pokoju. Zajęłam się sprzątaniem. Najpierw wyłączyłam garnek z zupą, która i tak mocno się przypaliła. Wzięłam ścierkę i zaczęłam zmywać podłogę, którą i takmusiałabym jeszcze przemyć mopem. Cała się kleiła. Drugą część posprzątałam na koniec. Szkło było wszędzie. Butelka od piwa, szklanka, którą stłukła Molly. Grubsze odłamki wzięłam do ręki, starając się nie przeciąć. Nie lubiłam widoku krwi, ale kiedy mieszka się z rodziną psycholi, trzeba się na to przygotować. Niestety, moje starania się nie udały, ponieważ już przy drugim odłamku przecięłam sobie połowę dłoni. Syknęłam z bólu, ale ignorowałam go. Najpierw musiałam zadbać o dom, później o
rodzeństwo a na końcu o siebie. Taka była moja kolej rzeczy. O siebie zawsze
dbałam na koniec.

–Raven!.- zawołała mnie matka.- Przynieś mi piwo!

–Tobie to już wystarczy.- odpowiedziałam, biorąc apteczkę.

Nic nie odpowiedziała, o dziwo. Podejrzewam, że zaraz sobie sama weźmie kolejne piwo i później zrobi się tylko gorsza. Zapukałam do pokoju Ressa, ale nikt mi nie odpowiedział. Weszłam więc, ale nikogo nie zastałam w pokoju. Zdziwiona otworzyłam drzwi do mojego pokoju, na którym siedzieli wtuleni w siebie Ress i Molly. Serce zaczęło mi szybciej bić widząc ich razem. Byli wystraszeni, tacy bezbronni…Zamknęłam drzwi na klucz, aby nikt tutaj nie wszedł.

–Pokaż ramię.- rozkazałam Ress’owi.
Posłusznie pokazał nadal krwawiącą ranę. Wzięłam więc wodę utlenioną i
stopniowo ją dolewałam. Ress skrzywił się z bólu, ale nic nie powiedział.
Następnie wytarłam wokół rany brud oraz zaschniętą krew suchym wacikiem.

–Byłeś bardzo dzielny, Ress.- powiedziałam, przyklejając ranę plastrem a następnie owijając bandażem, aby mieć pewność, że wszystko jest w porządku.- Bardzo. Molly ? Masz jakieś rany ?

–Boli mnie strasznie ręka…- poskarżyła się. Wtedy zdjęła bluzę i pokazała na
swój nadgarstek. Był cały siny, jakby ktoś bardziej go zmasakrował.

–Molly...- próbowałam się nie rozpłakać.

Jeżeli oni zauważą, że jestem słaba,
to będzie koniec. Koniec naszej rodziny.
Wzięłam delikatnie jej rękę i posmarowałam specjalną maścią.

–Boli ?.- zapytałam.

–Trochę.- odpowiedziała, nie pokazując emocji.

Tak to właśnie było. Nasza rodzina przechodziła cztery etapy. Jeden: strach. Pojawia się wtedy, kiedy matka lub ojciec próbują nas uderzyć. Dwa: Ból. Pojawia się wtedy, kiedy czujemy, jak ręka naszej rodzicielki, która powinna o nas dbać, ląduje na naszym ciele z nienawiścią. Trzy: Obojętność. Pojawia się wtedy, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że nie ma dla nas ratunku. Taka właśnie jest nasza rzeczywistość i nic z tym nie możemy zrobić. Cztery: Potrzeba. Właśnie w tym momencie Ress i Molly przytulają się do mnie i cicho płaczą, bo wiedzą, że wszystko jest w moich rękach. Zaczęłam ich głaskać po głowach, bo tylko to ich uspokaja.

–Pozwalam wam dzisiaj spać w moim pokoju.- powiedziałam po chwili
namysłu.

–Naprawdę ?.- zapłakana Molly podniosła główkę.

–Naprawdę. Zamknijcie się tylko na klucz.- pocałowałam ich w czubki głów.

–Kocham cię, Raven.- powiedział cicho Ress.

–Ja ciebie też kocham, siostrzyczko.- dodała Molly.
Zrobiło mi się cieplej na sercu. Wiedziałam, że dla nich muszę być silna i nie bać się piekła, jednak z każdym dniem miałam wrażenie, że umieram. Mało kto o tym wiedział, a ja bałam się, że pewnego dnia ktoś to zauważy.

***

–Dobranoc, kochani.- pomachałam mojemu rodzeństwu i zgasiłam światło.

Z drugiej strony pokoju słyszałam zamykanie zamka, więc odetchnęłam z ulgą. Poszłam do łazienki, gdzie tam zmyłam kłamstwo. Jedno z moich
największych. Moja twarz przypominała worek treningowy, na którym każdy mógł się wyżyć. Dotknęłam na szczęście już słabego siniaka tuż przy oku. Jeszcze tylko kilka dni i zejdzie. Wtedy przestanę robić tak mocny makijaż. Weszłam pod prysznic, aby szybko zmyć zapach papierosów, który we mnie wsiąkł. Umyłam się w dość szybkim tempie, aby nie tracić czasu. Ubrałam krótkie spodenki oraz dużą koszulkę i poszłam do kuchni znowu sprzątać i przygotowywać jedzenie. Na szczęście w salonie nie było ani mamy, ani taty. On pewnie znowu jest w klubie i myśli, że tym razem uda mu się wygrać, a mama…cóż. Pewnie znowu chleje w jakiś zakamarkach miasta. Nie interesowało mnie już to. Najważniejsze, aby była jak najdalej od mojego rodzeństwa.

Kiedy znowu czyściłam kuchenkę do mieszkania wszedł Nicolas. Wyglądał na pijanego, a jego oczy były czerwone, jakby płakał. Zmarszczyłam czoło, kiedy upadł na podłogę.

–Nicolas ?.- zapytałam, podchodząc do niego. Złapałam go za ramiona, aby
pomóc mu wstać.

–Zostaw mnie.- westchnął. Oddychał ciężko, jakby przebiegł jakiś maraton.

–Nicolas, co się dzieje ?.- zapytałam ponownie, ale nie odpowiedział mi.

–Mówiłem ci, abyś mnie zostawiła.- warknął, wyrywając się.

–Nico, co ci…

–Przestaniesz w końcu ?.- zapytał, zdejmując bluzę.- Nie udawaj, że się o
mnie martwisz. To żałosne.

–Że co ? Nicolas, co ty pierdolisz ?.- zapytałam, wkurzona jego zachowaniem.

–Nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się o mnie martwisz.

–Jak to nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem ? Przecież oboje mamy tego samego ojca…

–W każdym razie, przestań. To bardzo irytujące. Starasz się, a ciągle jest to
samo. Dbasz o nich, a jednak ciągle muszą to przechodzić. Skoro
przedstawienie jest do dupy, zmień aktorów, albo ich usuń ze scenariusza.
Albo zmień scenografię.

–Nie rozumiem, do czego się to odnosi…

–Skoro tak bardzo chcesz zapewnić im lepszą przyszłość i teraźniejszość,
może czas najwyższy myśleć o przeprowadzce ? Męczą się w tym domu, boją się tu mieszkać. Nie widzisz tego ?.- podszedł do mnie. Czułam woń
alkoholu.- To twoja wina, że oni cierpią.

Liczyłam do dziesięciu, aby się uspokoić i nie rzucić się na Nicolasa. Co on może wiedzieć ? I jak śmie mówić mi takie rzeczy ? Co on może wiedzieć ?

–Gdyby interesowało cię życie moje, Ressa lub Molly wiedziałbyś, jak bardzo
nam jest ciężko. Jak mi jest kurwa ciężko. Nie mogę spać, robię co mogę, aby chodź trochę pokazać im, że panuję nad sytuacją.

–Ale nie panujesz.- podszedł do mnie i stanął blisko mojej twarzy.- I to jest
prawda.

Odwrócił się i poszedł do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Zamknęłam oczy, aby nie pozwolić moim łzom spłynąć. Miał rację. Powoli traciłam kontrolę nad tym wszystkim. Bałam się, że marka się przeleje i będzie już tylko gorzej.

Usiadłam w kącie i pozwoliłam, aby emocje ze mnie zeszły. Jeszcze chwilę
temu mówiłam, że muszę być silna dla Ressa i Molly, a jednak słowa Nicolasa
sprawiły, że siła, którą przed chwilą czułam upłynęła ze mną jak rzeka

***

Nie umiałam spać, ale to w sumie u mnie norma. Słowa Nicolasa dotknęły
mnie do tego stopnia, że nie umiałam się uspokoić. Nie miałam papierosów,
więc nie mogłam się odstresować. Moja mama nosiła je prawie wszędzie, tak
samo jak tata. Musiałam znowu komuś ukraść, chodź wiem, że będą mnie
gryźć wyrzuty sumienia.
Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Siniaki, oznaki
zmęczenia, włosy w nieładzie. Musiałam to szybko zamaskować. Ubrałam się w luźne czarne spodnie i białą bluzkę. Swoje czarne włosy wyczesałam i zrobiłam niskiego koka. Wtedy zajęłam się twarzą. Umyłam zęby i nałożyłam makijaż. Znowu był mocny, a nawet mocniejszy od wczorajszego. Podczas malowania kresek starałam się nie rozpłakać, ciągle w głowie miałam słowa
Nicolasa, które tak naprawdę były moim gwoździem do trumny.

–Raven ?.- do łazienki weszła Molly.- Czy…muszę dzisiaj iść do szkoły ?

–Niestety tak, Molly.- odłożyłam kosmetyki i kucnęłam przy dziewczynce.- Ja też nienawidzę tam chodzić. Uwierz mi. Ale pamiętaj, że…że za niedługo to wszystko się skończy.

–Obiecujesz ?.- zapytała z nadzieją.

–Oczywiście, że tak, Molly. Pamiętaj, że ja zawsze dotrzymuję obietnic.

Wtedy małe rączki oplotły moją szyję, a ja powstrzymując łzy odwzajemniłaś
uścisk.

–Dzisiaj Nicolas musi cię odprowadzić. Musisz do niego pójść.

–Czemu ja ? Ja się go boję.- jej uśmiech zbladł.

–Wiesz…przynajmniej nic złego ci nie powie.- wstałam i wzięłam swoją
kosmetyczkę.- Idź, jesteś dużą dziewczynką.

–Ugh…no dobrze.- jęknęła i poszła do Nicolasa.

Wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju wziąć wcześniej spakowaną torbę. Tak jak każdego dnia, upewniłam się, że wszystko mam, a następnie poszłam do szkoły, mijając już nieprzytomną matkę, która wróciła nad ranem do domu. Ojca ciągle nie było, ale to jakoś mało mnie obchodziło. Spojrzałam na zegarek i odetchnęłam z ulgą wiedząc, że teraz moja klasa ma wf a ja w tym czasie mogłam dłużej pospać. “Pospać”, opamiętałam się w myślach. Założyłam buty i poszłam w stronę szkoły. Włożyłam słuchawki i włączyłam “Glory And Gore” od Lorde. Miała dziwnie uspokajającą melodię. Wiele razy się przy niej uczyłam i pozwalało mi to zapomnieć chodź trochę o sytuacji rodzinnej. Jednak moja muzyka została przerwana przez dzwonek.

–Halo ?.- zapytałam nie patrząc na to, kto dzwoni.

–Raven ? Jesteś w szkole ?.- zapytała Maddie.

–No właśnie do niej idę, a co ?

–Świetnie się składa, bo nie ma mnie na wfie. Tak bardzo mi się nie chciało na
niego iść.- jęknęła.- Dlatego idę dopiero na ósmą.

–Hah, no to widzimy się za chwilę.

–Dokładnie, czekaj na mnie przed szkołą.

–Dobra.- rozłączyłam się.
Stanęłam przed bramą naszej szkoły i schowałam słuchawki do jednej z
kieszonek torebki.

–Patrzcie chłopaki kogo my tu mamy, nasza kochana Raven!

Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć, aby się uspokoić i nie przywalić Blake’owi.
A mało do tego brakowało.

–Co chcesz, Blake ? Nie masz przypadkiem wf-u ?.- podniosłam brew do góry.

Był z nim Noah oraz Ethan, który znowu patrzył się na mnie tym swoim
intensywnym wzrokiem. Starałam się to ignorować.

–Ciebie to chyba raczej nie powinno obchodzić, słodka Raven.- objął mnie
ramieniem.- A ciebie ? Czemu cię nie ma ?

–Mam zwolnienie.- odpowiedziałam, mając ochotę mu wpierdolić.

–Nie dziwię się.- spojrzał na mnie z góry na dół.- Gdybym miał takie ciało, też bym się wstydził.

Skrzywiłam się.

Nienawidziłam, kiedy ktoś komentował moje ciało. To moja sprawa i moje
życie. Zawsze miałam problem ze swoim ciałem. Raz chudłam, raz tyłam. Teraz podoba mi się moja waga i mój wygląd, więc nie pozwolę, aby ten chuj zwany Blake Wills zepsuł mi samoocenę.

–Ja też się nie dziwię, że cię nie ma na w-fie. Masz tak beznadziejnego cela i
styl grania w kosza, że aż mi cię szkoda, kiedy słyszę jak twoje pseu faneczki
cię obgadują. Z resztą…nie tylko w koszykówkę masz słabego cela.

Blake, jak i męska drużyna dość często grali w kosza. Nigdy nie widziałam,
jak co prawda grają, bo wolałam za ten czas czytać lub przygotowywać się do
różnych egzaminów. Jednak kątem oka widziałam, jak Blake śmiesznie gra.
No cóż. Teraz mogłam to wykorzystać.
Ale i tak dość szybko tego pożałowałam.
Noah zaczął się śmiać jak opętany, mówiąc, że nieźle mu pojechałam,

Ethan uśmiechnął się zadziornie, a Blake patrzył się na mnie oczami jakiejś dzikiej furii. Wystraszyłam się trochę, ponieważ wyglądał, jakby chciał mnie uderzyć. Odruchowo się skuliłam. Nawyk został, a ja za każdym, kiedy ktoś podnosił rękę w moją stronę miałam wrażenie, że chce mnie uderzyć. I chyba taki był jego zamiar. Dosłownie zamachnął się, aby mnie uderzyć, ale nic nie nastąpiło. Podniosłam wzrok i zauważyłam, że Ethan trzyma mocno rękę Blake’a.

–Jestem przeciwny biciu kobiet.- odpowiedział surowo.- Dlatego zastanów się zanim uczynisz coś podobnego.

–Ethan, Bronisz jej ?.- zapytał Blake, jakby był rozczarowany zachowaniem
swojego przyjaciela.

–Tak. Jest kobietą, powinniśmy je szanować. Nie bić.- warknął.- Brzydzę się tym.

–Ethan, nie poznaję cię.- mruknął.- Ale niech ci będzie, nie będę ich bił.
Chyba, że mnie zdenerwuje.- tutaj zwrócił się do mnie.

–Ja również nie będę wtedy miła, kiedy jednak zmienisz zdanie.-
uśmiechnęłam się delikatnie.

–O jej, kopniesz mnie ?.- modulował głos na dziewczęcy.- Śmieszna jesteś,
ale to cała ty, Raven.

–Żebyś się czasem nie zdziwił.- pokazałam mu środkowy palec.

On tylko w odpowiedzi się zaśmiał, jakby dla niego nie była to groźba, a raczej śmieszny żart. Dobrze, że w tym czasie przyszła Maddie, gdyby nie ona zakończyłabym dręczenie mnie tu i teraz.

–Wszystko dobrze ?.- zapytała.

–Chodźmy na lekcje.- mruknęłam w odpowiedzi, ciągnąc ją za rękę.

Dzień ledwo się zaczął, a ja już miałam dość. Chyba dzisiaj nie dam rady
przeżyć życia bez papierosów.
Owszem, jestem przeciwna palenia papierosów. Nienawidzę zapachu tytoniu, ale czasami nie jestem w stanie funkcjonować. Rodzeństwo na odstresowanie miało mnie, zawsze się do mnie przytulało, kiedy tego potrzebowali. A kiedy ja
czegoś potrzebowałam, nie miałam nic. Papierosy, które podkradam
regularnie mojemu ojcu zawsze trzymałam w pudełku po cukierkach.

–Przysięgam, że zaraz umrę!.- krzyknęła Maddie.- Tak mi się nie chciało wstawać.

–Niech zgadnę, znowu, po raz siedemnasty oglądałaś Pamiętniki
Wampirów?.- zapytałam, jakby to nie była dla mnie nowość.

–Owszem.- uśmiechnęła się.- Dla Damona Salvatore obejrzę to po raz
osiemnasty. Dzisiaj wieczorem. Może wpadniesz ? Dawno nic nie
oglądałyśmy…

–Maddie, proszę cię.- powiedziałam bliska płaczu.- Przecież wiesz, że nie
mogę.

–Wiem…a jak wczoraj ? Wszystko dobrze ?

–Ress oberwał szklaną butelką, a Molly miała cały opuchnięty nadgarstek.

–Raven…nie możecie tak dłużej żyć…

–A co ja mam zrobić, Maddie ? Dosłownie, błagałam wszystkich o pomoc. Dzwoniłam do siostry mamy, ale ona nie chce mieć z nami nic wspólnego. Do rodziny ojca nie umiem się dodzwonić. Nie stać mnie na dom, aby się w końcu wyprowadzić.

–Wiele razy ci proponowałam, abyś przeprowadziła się do mnie. Mam duże
mieszkanie, a rodziców nie ma co dosłownie tydzień.

–Wiem, Maddie, ale nie mogę.- posmutniałam jeszcze bardziej.- To będzie za wiele. Muszę więcej pracować.

–Albo w końcu wziąć pieniądze ode mnie.- warknęła, wyjmując stos
pieniędzy.- Ciągle je ze sobą noszę.

–Maddie! Nigdy nie wezmę od ciebie tych pieniędzy. I lepiej je schowaj, bo jak ktoś je zauważy…

–Oh wyluzuj.- schowała plik banknotów z powrotem do torebki.- Ale wiesz, że
one są dla ciebie, prawda ?

–Maddie…- westchnęłam ostrzegająco.

–Dobra dobra.- uniosła ręce w geście obronnym.- Chodźmy na lekcje.

***

–Wiesz, że nie ominiemy tego projektu, prawda ?

–Wiem…- mruknęłam.- Nie chce z nimi tego robić. Źle się z tym czuję.

–Ja też, szkoda, że nie możemy zmienić naszej pary.

–Musimy jakoś…no wiesz, zrobić z nimi ten cholerny projekt.

–A nie możemy zrobić dwóch osobnych ?.- zapytała rudowłosa.

–Chciałabym, Maddie, ale nie możemy.
Ostatnim, na co miałam ochotę to spotkać się u któregoś z nich, żeby zrobić projekt. Przecież to będzie wyglądać tak, że Blake z Ethanem będą udawać, że coś robią, a tak naprawdę będą siedzieć wpatrzeni w telefon, lub spać, a ja i Maddie odwalimy całą robotę. Nie podoba mi się to.

–Mamy teraz okienko, idziemy gdzieś ?.- zapytała.

–Możemy iść na stołówkę, ale ja jeszcze muszę iść do toalety, więc przyjdę do
ciebie.

–Dobra, czekam przy naszym ulubionym stoliku!.- pomachała.
Nie lubiłam jej okłamywać, ale wiem, że dostałabym od niej taki wywiad i
pomoc, której nie śmiałabym odrzucić. Niestety, musi to zostać w sekrecie.
Popędziłam za szkołę, gdzie zazwyczaj paliła tam większość uczniów.
Wyjęłam z torebki opakowanie i…zaniemówiłam. No tak, zapomniałam, że już mi się skończyły papierowy. Chciałam się uspokoić. Moje serce od wczoraj bije jak oszalałe i nie umiem je opanować.

Chwila.

Miałam plan idealny.

Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że jednocześnie mogłabym się zemścić na
Ethanie za tą torebkę. Chłopak o tej godzinie miał mieć trening siatkówki, więc idealnie się składa. Poszłam więc do drugiego skrzydła szkoły, ponieważ tam była sala gimnastyczna jak i szatnia. Zakradłam się do męskiej szatni, upewniając się wcześniej, czy nikogo nie ma. Na szczęście teren pusty. Plecak Ethana był czarny, cały czarny jak jego dusza. Przewróciłam oczami na te stwierdzenie. To było głupie. Zaczęłam szukać fajek, ale zamiast tego znalazłam…biały proszek. Oczy mi się zaświeciły, kiedy zdałam sobie sprawę, co właśnie trzymam w dłoni. Serce jeszcze szybciej mi zabiło, a z mojego czoła lał się pot. Co się dzieje ? To chyba nie jest zwykły stres.

–Nikt cię nie nauczył, że nie wolno kraść ?

Głos Ethana Willows'a.

Westchnęłam i odwróciłam się w jego stronę, jednak obraz miałam
rozmazany. Próbowałam jakoś temu zapobiec, ale niestety, czułam, że jest
tylko coraz gorzej. Serce mnie coraz bardziej bolało, a głowa zaczęła
pulsować. Wtedy zamknęłam oczy, czując, że już dłużej nie wytrzymam.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro