chłopiec z roztrzaskanej planety

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

radzę uszykować sobie chusteczki :)
pojawia się tu także moja oc z one-shota o Gandaresie, tak więc ostrzegam, żeby nie było niedomówień, choć ten one-shot pojawi się w 2 części spamu :)
i włączcie sobie piosenkę z mediów, tak dla klimatu historii

Najpierw rozległ się huk wystrzału, a następnie głośny kobiecy krzyk pełen bólu. Przerażony chłopiec zakrył uszy dłońmi i starał się oddychać jak najciszej, zwijając w kłębek.

Pierwsze dziesięć sekund po wystrzale. Ktoś za murkiem chyba zaczął płakać.

Kolejne dziesięć sekund. Tym razem kolejny krzyk, ale o wiele cichszy. Dziecięcy. Znajomy.

Dwadzieścia sekund. Coraz cichsze kroki, prawdopodobnie należące do żołnierza z Falam Orbius, ale po drugiej stronie murku płacz stał się głośniejszy.

Miał się stąd nie ruszać. Pamiętał słowa mamy. Miał na nią czekać. Ale przecież tam ktoś płakał!

Ozrock niepewnie odsunął od siebie pluszowego Ixaal'a, którego cały czas tulił od paru godzin, i schował go do głębokiej kieszeni tuniki, którą miał na sobie. Po tym policzył do pięciu i niepewnie wystawił głowę zza murka. Jego oczom ukazało się zniszczone miasto; na ulicach leżało parę trupów a wielu poranionych i ledwo żywych cywilów powoli szło do bunkrów. Odwrócił głowę w prawą stronę i dojrzał leżącą nieopodal już martwą kobietę, która prawdopodobnie wcześniej krzyczała. Przy jej ciele klęczał chłopiec w podobnym wieku do niego. Jego długie białe włosy oblepione były brudem i krwią.

Miał się nie ruszać. Niedługo wróci jego mama, ale czuł, że musi. Zwłaszcza że chłopiec wydawał się znajomy a jego przeraźliwy płacz rozerwałby serce każdego.

- Zdążę wrócić przed mamą - wymamrotał do siebie Ozrock, podnosząc się i obszedł murek dookoła, aby za chwilę dobiec do chłopca niedaleko. - Phobos? - zapytał zdziwiony, a klęczący białowłosy odwrócił się w jego stronę. Buzię miał posiniaczoną, z nosa ciekła mu krew a na policzkach widniały ślady po łzach.

- Zastrzelili ją - mruknął. - Ochroniła mnie.

Obaj spojrzeli na martwą kobietę. W klatce piersiowej miała ogromną dziurę; nie po zwykłym pocisku, a o wiele większym. Takim, z którym styczność gwarantowała pewną śmierć.

Ozrock ukucnął przy koledze.

- Zaraz będziemy musieli stąd iść - oznajmił zielonowłosy. - Mama mówiła, że tu żołnierze są dość często.

- Ja jej nie zostawię.

Niedługo później rozległ się huk, a gruzy, w których niedawno ukrywał się Ozrock, zawaliły się jeszcze bardziej. W powietrze uniosła się biała chmura, przez którą obaj chłopcy zaczęli przeraźliwie kaszleć. Kiedy opadła a zielonooki dojrzał ruiny miał ochotę również się rozpłakać. Gdyby nie przyszedł do Phobosa to prawdopodobnie także by zginął, bo wielkie ceglane płyty, które niegdyś z trudem wisiały na drutach, spadły idealnie w to miejsce, w którym siedział wcześniej.

- Phobos, chodź - prosił Boldar, starając się podnieść kolegę.

- Nie mogę jej zostawić!

- Proszę cię.

- Chodźcie teraz tu! - zawołał niedaleko nieznajomy, męski głos. Obaj chłopcy popatrzyli po sobie, kuląc się delikatnie. - To w tej dzielnicy większość tych szczurów się ukrywa.

Ozrock wiedział, że to właśnie tak mieszkańcy Falam Orbius nazywają Ixarian. Byli dla nich tylko nic nie wartymi szczurami; szkodnikami, których trzeba się pozbyć. A on chciał jeszcze żyć.

Więc chwycił Phobosa za rękę i pociągnął za sobą, kiedy biegli w otoczeniu krzyków, płaczu.

W stolicy Ixar panowała jedynie śmierć; była na każdym kroku. W każdym ledwo stojącym budynku lub jego ruinach. Na każdym rogu. Na każdej drodze. Wszędzie, gdzie niegdyś tętniło życie, leżały trupy. Niewinni cywile, którzy napatoczyli się na drogę tym psychopatom.

Mama mu powtarzała, że kiedy jakimś cudem natknie się na żołnierzy, ma uciekać w najmniejsze i najciaśniejsze uliczki. Był mały, zwinny, drobny. A co najważniejsze, umiał uciekać.

- Teraz musimy tu skręcić! - polecił, ciągnąc Phobosa, gdy niedługo po tym powietrze przeciął świst lecącego pocisku. Chyba nawet w kogoś trafił. Ozrock starał się nie zwracać na to uwagi. Musiał ochronić siebie i Phobosa.

Szybko przecisnęli się przez dziurę w płocie, aby następnie przeskoczyć niewielki murek i biec dalej.

Poranieni cywile byli obcy chłopcom. I tak naprawdę nikt na ich dwójkę nie zwrócił uwagi. Ozrock mocniej ścisnął rękę Phobosa, a drugą, którą trzymał w kieszeni, trzymał pluszaka.

Przystanęli. Phobos próbował wziąć głęboki oddech, a Ozrock się rozglądał.

Mamo, gdzie ty jesteś? Pomyślał. Co jeśli wróci tam, gdzie mnie zostawiła? Przecież tam są ci żołnierze! I całkowicie zawalony budynek. A co jeśli pomyśli, że ja nie...? Przez jego głowę przelatywało mnóstwo myśli, a po podbródku spłynęła strużka krwi, gdy za mocno zagryzł wargę. A jeśli nie będzie mnie szukać?

- Tam jest mój tata - odezwał się cicho Phobos, pokazując palcem na mężczyznę niedaleko, który pomagał przenosić rannych do pojazdów z oznaczeniem medycznym. - Chodźmy do niego.

Obaj chłopcy pobiegli do niego. Białowłosy mężczyzna rozmawiał z prawdopodobnie kierowcą furgonetki. Kiedy usłyszał jak ktoś biegnie w jego stronę, odwrócił głowę. Na jego twarzy malował się przede wszystkim szok, ale zaraz został zastąpiony przez wyraźną ulgę. I był zdziwiony, bardzo.

- Phobos?! - Ukucnął przy synu i zaczął go oglądać. - Na potężną Ixa... Jesteś poobijany; chodź trzeba cię opatrzeć.

- Tato! - krzyknął Phobos, a Ozrock tylko się przysłuchiwał, stojąc kawałek dalej od mężczyzny. - Mama! Ona... Ona nie... Postrzelili ją! Ja to widziałem!

Na twarzy białowłosego naukowca nie widział jednak rozpaczy, jaką powinien choć trochę okazywać po stracie ważnej osoby. Był... Obojętny. Jakby to był ktoś nieważny, a nie matka jego dziecka. Jakby dowiedział się o śmierci kogoś z drugiego końca planety, o kim nigdy nawet nie słyszał.

Ozrock tego nie rozumiał. Pamiętał rozpacz mamy, gdy jego tata zginął w pierwszych tygodniach wojny, kiedy ochraniał jednego ze swoich ludzi. Elear Boldar był głównym dowódcą wojsk Ixar i jedną z najbardziej szanowanych osób na całej planecie. Szokiem było gdy został niemalże zamordowany.

Sam wtedy płakał. Teraz, kiedy minęło już niemal pół roku, nadal go bolało. Tata nie zdążył się z nimi nawet pożegnać... Tak naprawdę pożegnać. Po prostu powiedział, że wróci. A dwa dni później jeden z jego żołnierzy przyszedł powiadomić o śmierci.

Tata Phobosa nie był załamany. Ozrock przypatrzył się mężczyźnie. Albo doskonale ukrywał rozpacz... Albo rzeczywiście wcale jej nie czuł.

Ta druga opcja wydawała się być o wiele bardziej prawdopodobna. Zwłaszcza że kiedy Ozrock widywał się z Phobosem był on tylko z tatą. W ich domu nie było żadnych rzeczy matki białowłosego, czyli kobieta wcale z nimi nie mieszkała. Czyli być może rodzice Phobosa nawet nie byli razem.

- Ozrock? - Usłyszał głos Phobosa, więc instynktownie podszedł do kolegi i jego ojca.

- Gdzie jest twoja mama? - zapytał mężczyzna.

- Na spotkanie z jakąś panią... Nie wiem kim ona jest - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Ani gdzie miały się spotkać. Mama kazała mi czekać w takich ruinach, ale one się zawaliły i nie wiem czy będzie mnie tam szukać.

Białowłosy podniósł się, a Phobos automatycznie przytulił się do jego nogi.

- Skontaktuję się z twoją mamą. Będzie wiedziała, że jesteś bezpieczny i gdzie ma cię szukać. A na razie chodźmy stąd.

Ojciec Phobosa poprowadził ich do zawalającego się budynku. W pomieszczeniu, do którego weszli śmierdziało stęchlizną a w zniszczonym rogu dostrzegli trupa z dwiema ranami postrzałowymi.

Ozrock przypatrywał się martwemu mężczyźnie dłużej niż powinien. Jego jasne włosy oblepione były krwią, twarz miał poharataną i nietrudno było dostrzec ogromne dwie rany w klatce piersiowej. Dookoła nich była zastygła krew, a kiedy chłopiec się przyjrzał dostrzegł jak z obu dziur wychodzą robaki.

Obrzydzony zamknął oczy i potrząsnął głową. Wojna była straszna. To było straszne. Facet nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia lat, a zginął przez bestialstwo Falam Orbius. Budynek dodatkowo był bliski zawaleniu się, więc nikt nigdy nawet tego ciała nie odkryje.

Być może mężczyzna zostanie zapomniany.

- Ozrock? - zawołał Phobos. - Chodź!

Ojciec Phobosa podniósł drewnianą klapę umieszczoną w podłodze i przepuścił syna, by ten pierwszy zszedł kamiennymi schodami w dół. Chłopiec rzeczywiście wszedł na pierwszy stopień, ale odwrócił się, by zawołać Ozrocka.

- Dokąd idziemy? - zapytał niepewnie zielonowłosy, kiedy zaczął schodzić za Phobosem.

- Zabieram was do kryjówki - oznajmił mężczyzna, zamykając za sobą klapę. Schody przez krótką chwilę pogrążone były w ciemności, ale niedługo później zawieszone na ścianach pochodnie rozbłysły zielonym światłem.

- Ale... - Ozrock próbował coś powiedzieć, ale ojciec Phobosa mu przerwał.

- Tu przyjdzie twoja mama. Spokojnie.

Po przejściu długich i krętych schodów dotarli do niewielkiego pomieszczenia. W środku nie było nikogo. Pod ścianą stał mały, drewniany stół dla dwóch osób. Na blacie leżały jakieś papiery i nieduża, czarna broń palna. Oprócz stolika przy ścianie naprzeciwko wisiała tablica korkowa, do której przyczepione były różnego rodzaju mapy i zdjęcia żołnierzy. Ozrock podszedł bliżej. Mężczyźni na fotografiach nie byli w mundurach wojsk Ixar.

Ixariańscy żołnierze mieli ciemnozielone mundury z czarnymi kołnierzami i złotymi mankietami. Żołnierze Falam Orbius natomiast ciemnofioletowe, a na piersi wyryty był herb rodziny królewskiej.

- To generałowie wojsk Falam Orbius. - Ojciec Phobosa stanął za nim. Instynktownie odwrócił głowę w jego stronę. Pociągła, blada twarz mężczyzny niemal błyszczała od determinacji i pewności. I tak, biło od niego ogromne zmęczenie, ale wola walki je przewyższała.

Ktoś tu jednak chciał żyć.

- Wiem, tata mi kiedyś ich pokazywał - powiedział cicho zielonooki, spoglądając z powrotem na zdjęcia.

- Ci oznaczeni czerwonym kolorem już nie żyją.

- To dobrze.

***

- Ozrock?! Nic ci nie jest?! - Diune uklęknęła przy synu, oglądając jego buzię.

- Myślałem, że nie wrócisz - odpowiedział jedynie, a zielonowłosa westchnęła i podniosła się.

- Szukałam cię przy tych ruinach. Myślałam, że coś ci się stało.

Nim Ozrock zdążył odpowiedzieć, za kobietą stanął ojciec Phobosa.

- Zbierajmy się. Kapsuły są już uszykowane. Trzeba się dostać do pałacu - oznajmił. Diune przytaknęła.

- Jakie kapsuły? - zapytał zdziwiony Ozrock. Phobos stanął bliżej niego i chwycił go za ramię niepewnie, kiedy obaj przypatrywali się rodzicom.

- Ratunkowe. Naukowcom udało się w końcu je skończyć. Najważniejsi mieszkańcy będą mogli opuścić Ixar i odbudować cywilizację w innym miejscu w galaktyce - wyjaśniła Diune.

- Najważniejsi mieszkańcy? - zapytał niepewnie Phobos.

- Król, jego rodzina, doradcy... Jacyś urzędnicy - sprostowała zielonowłosa. Phobos popatrzył na Ozrocka.

Dla nich nie było tam miejsc.

***

Kapsuł łącznie było sto osiemdziesiąt cztery. Wszystkie podpisane - Ozrock widział nazwiska różnych urzędników, arystokracji, rodziny królewskiej. Nigdzie jednak nie było tej, która należałaby do niego. A to znaczyło jedno.

On nie ucieknie.

Przy każdej z kapsuł stali naukowcy w białych kitlach, którzy zmieniali w nich ostatnie rzeczy - każdy klikał coś na ekranach przy kapsułach. Ojciec Phobosa prowadził ich przez cały pokład statku, którym wybrańcy mieli uciec z Ixar. Na samym końcu dostrzegł dwie kapsuły, przy których nikt nie stał. Zainteresowany uniósł głowę w górę.

Jego oczom ukazało się nazwisko Boldar. A to znaczyło, że miał jakąkolwiek szansę na ucieczkę. Napis się świecił cały czas a gdy starszy Quasar kończył przyciskać coś na dotykowym ekranie, zaświeciło się drugie słowo.

Diune.

Kapusła nie była jego. Była jego mamy.

Niedługo później rozbrzmiał głośny alarm, a potem komunikat, w którym jeden z naukowców nakazał wejście do kapsuł, bo niedługo statek wyleci.

- Ja nie lecę - odezwała się Diune. Cała trójka popatrzyła na nią zszokowana.

- Król chce, żebyś leciała - zauważył ojciec Phobosa. - Jesteś główną lekarką w pałacu. Będą cię potrzebować po wybudzeniu się.

- Nie zostawię Ozrocka. Mówiłam im, że nie polecę bez niego, a oni i tak nie zarezerwowali żadnej kapsuły dla niego.

- Co zamierzasz zrobić?

- Przeprogramuj kapsułę dla Ozrocka. Niech on leci. Ja zostanę.

- Ale, Diune. - Naukowiec chwycił ją za rękę. - Wszyscy przewidują, że po Ixar zostanie sam pył w kosmosie. Falam Orbius zniszczy wszystko.

- I mam go tu zostawić? Wolę odstąpić mu swoją kapsułę, niech chociaż on się uratuje.

Ozrock patrzył to na mamę, to na ojca Phobosa. Ich twarze były poważne, tak samo jak głosy. Ozrock ich nie rozumiał, ale domyślał się, że to było coś ważnego. Dlaczego mama mu chciała odstąpić kapsułę?

- Król będzie zły jak się obudzi i cię nie zobaczy - zauważył cicho Quasar.

- Proszę cię. On umrze w trakcie, lekarz mu nie będzie potrzebny. - Chwyciła mężczyznę za rękę. - Lenar, straciłam męża. Nie przeżyję jak wyjdę z kapsuły, wiedząc, że zostawiłam tu Ozrocka i zabrałam mu szansę na życie. A oboje nie będziemy mogli polecieć. I dlatego chcę, by on się uratował.

Lenar zerknął na stojącego nieopodal Phobosa. Chłopiec stał przy kapsule naprzeciwko, która należała do jakiegoś arystokraty. Obok była ta należąca do niego.

- Przeprogramuj swoją kapsułę dla Ozrocka. Ja będę ratować Phobosa.

Diune posłała mu szeroki uśmiech a potem podeszła do dotykowego ekranu. Rozpracowanie go nie zajęło jej dużo czasu, dlatego parę minut później jej imię zgasło a zamiast niego pojawiło się to jej syna.

- Wskakuj. - Poleciła synowi, kiedy podniosła klapę. Ozrock zakaszlał, gdy z wnętrza wydobył się lekko usypiający gaz.

- Mamo, a ty? - zapytał, wdrapując się do środka.

- A ja będę pilnować, żebyś bezpiecznie wyleciał. - Pogłaskała go po włosach i uklęknęła przed kapsułą. Ozrock wpatrywał się w zielone oczy mamy, które błyszczały ogromną determinacją i czułością.

- Ja nie chcę!

- Ozrock, musisz. - Złapała go za ręce. - Jesteś silnym chłopcem. Dasz sobie radę. Jestem pewna, że osiągniesz dużo, kiedy tylko się obudzisz.

- Jak się obudzę... - zaczął - ciebie nie będzie? Gdzie się obudzę? Nie chcę zasypiać! Nie chcę cię zostawiać!

Diune czuła jak jej oczy zaczynają się szklić. Ale musiała być twarda. Ozrock był wrażliwym dzieckiem. Kiedy zobaczy, że ona się rozkleja to tym bardziej nie będzie chciał lecieć. A on musiał się stąd wyrwać. Musiał przeżyć.

- Nie wiem gdzie się obudzisz, kochanie. Ale wiem, że gdziekolwiek wylądujesz to osiągniesz tak dużo. - Poprawiła jego tunikę.

- Ale, mamo... Ja chcę osiągać dużo, ale z tobą.

Podniosła się i pocałowała go w czoło.

- Wszechświat o tobie usłyszy. Wiem o tym. A ty musisz wiedzieć, że niezależnie gdzie wylądujesz ja będę cię pilnować. Może nie fizycznie, ale pamiętaj, że zawsze będę ci pomagać. - Ściągnęła z siebie płaszcz, który ukryła w szufladzie na dole kapsuły. - Będę zsyłać na twoją drogę kogoś kto będzie ci pomagać.

- Mamo, ty umrzesz?

Diune odwróciła głowę do tyłu. Lenar pożegnał się z Phobosem i chłopiec już tkwił uśpiony w kapsule, którą przeprogramował jego ojciec. Znów spojrzała na Ozrocka.

- Ale ty będziesz żył. - Zaczęła opuszczać klapę kapsuły. - Pamiętaj, że bardzo cię kocham. Jesteś najwspanialszym, co spotkało mnie w życiu.

Posłała mu ostatni uśmiech i zamknęła kapsułę. Chłopiec zaczął uderzać w szybę, ale po chwili gaz sprawił, że stawał się coraz bardziej senny. Gdy kłąb dymu opadł, dostrzegła, że jej syn zasnął.

- Oddam ci swoją kapsułę - zaproponował Lenar, kiedy był ostatni sygnał do zajmowania kapsuł. Diune szybko go wepchnęła do środka tej, która należała do niego.

- Pilnuj mojego chłopca - powiedziała jedynie, a następnie go zamknęła.

Chwilę później mężczyzna spał, a ona powoli zaczęła zmierzać do opuszczenia statku. Mogłaby nim polecieć, ale nie będąc w kapsule nie przetrwałaby nawet wylotu z orbity Ixar.

***

Ozrock obudził się. Nawet nie miał pojęcia ile czasu spał. Nie miał pojęcia, gdzie teraz znajdował się statek. Kapsuła lekko otworzyła się a chłopiec niepewnie wystawił nogę poza nią. Potem drugą aż w końcu zeskoczył na podłogę.

Na statku było lodowato. Przez ciało Ozrocka przeszedł dreszcz, więc zaczął pocierać ramiona, kiedy przechadzał się między kapsułami.

Wszyscy spali, tylko on był na nogach.

Był sam.

Nie było nikogo, do kogo mógłby się odezwać. Nikogo, kto mógłby go przytulić. Nikogo, kto zapewniłby go teraz, że będzie dobrze.

Podszedł do podłużnego okna na samym końcu statku. Dookoła nie było nic. Przeraźliwa ciemność, której nie przecinał nawet blask gwiazd. Nie widział nic. Nie miał pojęcia, gdzie statek został wysłany. Do kogo trafią i czy zostaną przyjęci.

Nie miał pojęcia czy wszyscy, którzy byli z nim na tym statku, kiedykolwiek się obudzą. A co jeśli nie? Jeśli będzie jedynym ocalałym Ixarianinem? Co się wtedy z nim stanie?

Odwrócił się przerażony, gdy jedna z żarówek zgasła.

Powinien wrócić do swojej kapsuły. Tam było ciepło, mógł zasnąć i chociaż przez chwilę nie myśleć o tym, co teraz się działo. Ani o tym, co może się stać.

Pamiętając, jak Diune chowa w szufladzie na dole jego kapsuły swój płaszcz, wyjął go i wgramolił się z powrotem do wnętrza. Z kieszeni tuniki wyciągnął Ixaal'a. Pluszak zdawał się na niego patrzeć swoimi czarnymi ślepkami.

Pociągnął nosem, przytulił do siebie zabawkę, a na ramiona zarzucił płaszcz.

- Ja chcę do mamy.

Klapa kapsuły opadła samoistnie. Ozrock zasnął.

***

- Ale dlaczego oni mszczą się na całym wszechświecie, do cholery?! - zawołał Frank. Aktualnie trwała przerwa podczas meczu między Flotą Ixar, a Jedenastką Ziemi.

Aoba westchnął.

- Bo nikt im wtedy nie pomógł - wyjaśnił. Wraz z Nix, Uogu, Plink i Bandą juniorem wciąż czekał na rozpoczęcie się drugiej połowy meczu, na którą mieli wejść. Jedenastka Ziemi była wycieńczona pierwszą częścią spotkania. I to go wcale nie dziwiło. Ozrock przejął władzę nad ich totemami, a to potrafiło poważnie wymęczyć zawodnika.

- My nawet nie leżymy w waszym układzie!

- Frank, spokojnie. - Do rozmowy wtrąciła się Trina, która chwyciła go za koszulkę.

- Ozrock mści się na całym wszechświecie, bo wszyscy wiedzieli o planach Falam Orbius - odezwała się Nix po chwili ciszy. - I żadna z planet nie zareagowała. A dodatkowo, niedługo po zniszczeniu Ixar, wszystkie planety, nawet Ziemia, nawiązały ze sobą pakt.

- Pakt? - dopytał zdziwiony Arion.

- Tak, pakt - przytaknął Uogu. - Pakt, który mówi o tym, że kiedy jedna z planet zostanie zaatakowana, wszystkie sąsiednie zobowiązane są jej pomóc. Nie ma sojuszy, jest tylko ten pakt. I tyczy się on każdej planety.

- Czyli... - zamyślił się Riccardo - Ixarianie, gdyby zaatakowali zbrojnie Falam Orbius, musieliby liczyć się z tym, że wasze planety staną po ich stronie. A jedenaście osób przeciwko niemal całej waszej galaktyce... Oni by nie mieli żadnej szansy.

- Dokładnie tak. - Kiwnął głową Uogu. - A w piłkę grają wszyscy. Dlatego postanowili wykorzystać futbol do przejmowania planet. Bo nie jest to atak zbrojny, a dla nich chora satysfakcja, że ktoś cierpi tak jak oni.

***

- Te przeklęte krasnale - fuknął Meteo. - Prawie ich rozwaliliśmy.

- I tak wygrywamy - odezwał się obrońca Aegir. - W drugiej połowie możemy odpocząć.

- Racja! - zauważyła Despina. - Już nawet nie musimy strzelać im goli. Zwycięstwo mamy w kieszeni.

- Was naprawdę satysfakcjonuje taki wynik? - zapytał Ozrock, a jego ton przepełniony był wyraźnym jadem. Phobos niepewnie zerknął na kapitana; w jasnozielonych oczach Boldara był ogrom emocji. Ozrock był wściekły i żądza zemsty nim kierowała.

- A ciebie nie? - dopytał Deimos. Ozrock posłał mu wściekłe spojrzenie. Oni sobie z niego żartowali? Naprawdę uważali, że to wszystko co powinni zrobić? Przecież to hańba dla Ixar! Jak mają pomścić tych wszystkich, którzy polegli na planecie, lub tych, co się nie obudzili, skoro jego zawodnicy mają zamiar odpuścić? Co to za zemsta, jeśli nie rozpierdolą przeciwnika w pył?

Oni wszyscy zasługiwali na śmierć. A zwłaszcza mieszkańcy Falam Orbius. Za zniszczenie ich domu. Zabicie ich rodzin, przyjaciół. Za zabicie ich życia.

Bo przecież wtedy byli tylko dziećmi. Dziećmi, którym zabrano dom. Dziećmi, których jedynym powodem do życia była zemsta.

Jak on miałby odpuścić skoro mama mu przed śmiercią powiedziała, że jest stworzony do wielu rzeczy?

- Ja mam zamiar ich zniszczyć. Nie zostanie po nich nawet marny pył. Wszyscy zdechną - powiedział do siebie, zaciskając dłonie w pięści.

Ixar zostanie pomszczona.

***

- My... przegraliśmy? - Ozrock padł na kolana, kiedy trójka Ziemian wbiła do ich bramki ostatniego, ósmego gola. - Nie! Nie! Nie! To nie może być prawda!

Zaczął uderzać pięściami o murawę, a po jego bladych policzkach zaczęły płynąć łzy. Przegrali! Nie pomścili Ixar! Falam Orbius znów z nimi zwyciężyło, tym razem kierując tymi Ziemianami. Tak nie powinno być! Przecież byli Flotą Ixar. Drużyną stworzoną z popiołu i zemsty. Jak mogli przegrać z tymi cholernymi ludźmi?!

- Wszechświat... Wygraliśmy! - Pełne szczęścia krzyki Ziemian i ich towarzyszy z innych planet dotarły do uszu Ozrocka. Tak nie powinno być... Przecież ich plan był idealny! Zwycięstwo było łatwe! Dlaczego przegrali? To oni powinni się cieszyć, to oni powinni wygrać.

Przegrali... On przegrał. Nie pomścił mamy, która oddała mu swoją kapsułę. A dokładnie to sobie obiecał, kiedy tylko obudził go Phobos parę tygodni po jego pierwszej pobudce.

- To jest nie fair... - Przygnębiony głos Ymira. Jego jasnoniebieskie włosy opadły mu na czoło, a błękitnowłosa Sinope odgarnęła mu je, kiedy go lekko do siebie przytuliła.

Przez tyle lat byli w jedenastkę. Ich jedynym celem była zemsta. Więc co teraz? Co mają zrobić? Jak odbudować sławę Ixar, skoro nie zwyciężyli?

- Teraz macie szansę wszystko naprawić! - zawołał Arion, podbiegając do Ozrocka.

- Co naprawić? - zapytał prześmiewczo Ozrock. - Ty nic nie rozumiesz. Przegraliśmy. Nie pomściliśmy naszych rodzin, przyjaciół. Nikogo!

- Ale, Ozrock...

- My dosłownie straciliśmy wszystko! I właśnie dlatego poprzysięgliśmy zemstę za zbrodnie przeciwko nam! - zawołał, a Arion cofnął się zszokowany. - Ty tego nie zrozumiesz! Bo wy mieliście łatwo! I nie zaprzeczaj!

Nie obchodziła go historia tych Ziemian. Oni byli nie ważni. Zabrali im jedyny powód do życia. Zniszczyli go. Zniszczyli nadzieję na odbudowę państwa Ixar. Zniszczyli wszystko.

- Ozrock Boldar! - zawołał Globulus Ava, zmierzając w stronę zielonowłosego. Dookoła Ixarian pojawili się osobiści żołnierze królewscy. Ozrock podniósł wzrok na doradcę królowej Roeli i wytarł łzy, aby nikt ich nie dostrzegł. To była oznaka słabości. A on nie chciał, by zobaczyli jak słaby jest. Dzieciak z planety, która została zniszczona... Chłopiec z roztrzaskanej planety. I patrzył na kogoś, kogo gatunek sprawił, że od lat czuł się jak bezpańskie zwierzę, które nie ma gdzie iść. I na które nikt nigdzie nie czeka. - W imieniu Galaktycznej Federacji ogłaszam, że jesteś aresztowany! Za zbrodnie przeciwko Wszechświatowi!

Szczerze powiedziawszy był w stanie pójść do tego cholernego więzienia. Tam poczucie winy by go zabiło. Nie musiałby dłużej z nim żyć.

Nim jednak którykolwiek się odezwał, usłyszeli kobiecy głos.

- Nie zgadzam się! Globulus! - zawołała Roelia, maszerując dzielnie przez murawę. Wszyscy popatrzyli na nią zszokowani.

- Królowo? - zapytał niepewnie doradca, kiedy fioletowowłosa padła na kolana przed Ozrockiem. Boldar patrzył na nią zszokowany. Co ona planowała?

- Naprawdę uważasz, że więzienie to dobre rozwiązanie? - zapytała spokojnie. Jej turkusowe oczy wpatrywały się w te zielone Ozrocka.

- Tak - oznajmił Globulus. - On chciał nas zniszczyć, Wasza Wysokość. Zasługuje na karę.

- Ale odpowiedz sobie, dlaczego to zrobił. Dlaczego oni wszyscy to zrobili.

Globulus zamyślił się.

- Falam Orbius zniszczył Ixar, to fakt... Ale to nie powód, by niszczyć nas.

Roelia westchnęła i popatrzyła na stojących za nią Ziemian i ich towarzyszy z innych planet. Jej oczy spotkały się z tymi Victora. Dostrzegła w nich troskę. Martwił się. O nią.

- Prawda jest taka, że każde z nas zrobiłoby to samo, gdyby chodziło o nasze planety. Karanie za to Ixarian jest nieodpowiednie.

- Ale, królowo. To, co my zrobiliśmy to już przeszłość - powiedział poważnie Globulus.

- Dokładnie tak, jak to, co zrobił Ozrock i jego drużyna! - zawołała Roelia, klasnęła w dłonie i podniosła się. Po tym pomogła wstać zdziwionemu Ozrockowi. - Bardzo chciałabym was przeprosić - oznajmiła i się lekko skłoniła. To było szokujące. Królowa, która kłania się komuś, kto omal nie zniszczył jej planety. - To wina moich... naszych przodków, że wy straciliście dom, rodziny, przyjaciół. Że straciliście planetę. To nasze zachowanie było nieodpowiednie. I wiem, że żadne słowa nie naprawią wyrządzonych wam szkód. - Wyprostowała się.

- Ty... - zaczął zdziwiony Ozrock - przepraszasz nas?

- To my jesteśmy wszystkiemu winni. Nie wy. Dlatego, Ozrocku Boldarze. Mam dla ciebie propozycję. - Znów chwyciła go za dłonie. - Planeta jest zbyt duża bym rządziła nią sama, więc rządź ze mną. Oddamy wam kawałek planety. Tyle, ile będziecie chcieli. Chociaż tyle mogę dla was zrobić.

Ozrock zamyślił się. On ma rządzić? Na Falam Orbius? Z Roelią?

- Wasza technologia jest doskonale zaawansowana? - zapytał a królowa przytaknęła.

- Oczywiście! A dlaczego pytasz?

Ozrock odwrócił się do kolegów z drużyny. Widział ich zszokowane twarze, ale w czerwonych oczach Phobosa dostrzegł jednak zrozumienie. On wiedział, co Ozrock chciał zrobić.

- Myślę, że jest coś, co możesz dla nas zrobić.

***

Rzeczywiście, technologia Falam Orbius była o wiele bardziej rozwinięta niż Ozrock kiedykolwiek przypuszczał. Roelia ochoczo zgodziła się na jego propozycję - wykorzystać naukowców Falam, ich wynalazki i umiejętności do wybudzenia wszystkich Ixarian, którzy wciąż drzemali w kapsułach na statku.

Ozrock stał przy podłużnym oknie na końcu statku. Dokładnie tak, jak wtedy przed laty, kiedy obudził się pierwszy raz. Tym razem jednak nie był sam. Dookoła niego krzątali się naukowcy, a także członkowie jego drużyny, którzy wtedy spali.

Ale i tak czuł się sam. Czuł się dokładnie tak jak wtedy, jako dziecko, kiedy nie miał się do kogo odezwać czy przytulić. Było dokładnie tak samo.

Westchnął przeciągle i wyjął pluszowego Ixaal'a z kieszeni czarnej tuniki. Na pluszaku już widać było ślady lat; część nitek puściła i jedna z macek odchodziła od maskotki, czarne ślepię odpadło a sama zabawka była delikatnie poplamiona. Niepewnie przyciągnął do siebie pluszaka.

Dlaczego tak to musiało się skończyć? Dlaczego przegrali, skoro mieli aż tak wielką motywację i powód?

- Dlaczego mi nie pomogłaś, mamo? Skoro to obiecałaś? - zapytał cicho sam siebie, przypominając sobie słowa Diune, które powiedziała nim go zamknęła w kapsule. - Dlaczego nie poprowadziłaś nas do zwycięstwa?

- Ozrock, udało się! Obudzili się! - zawołał Phobos, więc Boldar odwrócił się do reszty, chowając zabawkę z powrotem do kieszeni. Jego oczom ukazali się jego pobratymcy, którym naukowcy i członkowie Floty Ixar pomagali opuszczać kapsuły. Wszyscy rozglądali się zszokowani; tym bardziej, że wybudzili ich naukowcy z Falam Orbius. - Tata!

Ozrock widział jak Lenar odwraca się do Phobosa, a białowłosy bramkarz biegnie prosto w jego ramiona. Wpatrywał się w nich załzawionymi oczami. Oczywiście, cieszyło go szczęście Quasar'a, ale dlaczego on nie mógł tego przeżyć? Dlaczego jest jedynym tu, który został... bez rodziny?

Nogi same poniosły go w środek tłumu. Słyszał głosy, śmiechy, płacz wzruszenia i szczęścia. Cieszył się tym, że oni wszyscy się wybudzili, ale jego wnętrze przeszywał paraliżujący smutek. Dlaczego on nie mógł tego przeżyć? Dlaczego nikt teraz nie chce go przytulić, dziękować? Dlaczego nikogo z jego rodziny tu nie było?

Miał wrażenie, że ktoś przygląda się jego plecom. Zamknął oczy. I usłyszał śmiech. Znajomy, kobiecy śmiech, którego nie słyszał od lat. Nie wiedział czy jest to wytwór jego wyobraźni, czy rzeczywiście ktoś za nim jest.

Pociągnął nosem i odwrócił się do tyłu.




lekko zmieniłam jego historię i kwestię Ixarian z kapsuł
ale i tak mi się podoba

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro