Rozdział 134

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-I dobrze...- mówi i zastanawia się.

-Już wiem...- szepcze.

Odgarnia mi włosy do tyłu i dotyka kciukiem brodawek, które pod wpływem jego dotyku twardnieją, wpija się w moje usta i przybliża biodra do moich ud, lekko ocierając się o nie. Czuję, jak jego ciepły język toczy trudną walkę o prowadzenie z moim i chyba mam wrażenie, że przegrywa, jego dłonie łapią moje piersi, a biodra wykonują już znaczące ruchy... Mimo, że jeszcze mamy na sobie dolne partie bielizny. Mruczę mu w usta i swoimi dłońmi, które dotychczas zwisały po obu stronach, dotykam jego torsu, na którym czuję pojedyncze kropelki potu. Harry zasysa moją wargę i łapie za pośladki, by moje biodra bardziej przylegały do przyjaciela mojego faceta. Od torsu moje dłonie idą ku górze i zatapiają się we włosach, delikatnych, miękkich loczkach, zmierzwionych potem. Zaczesuję mu je do tyłu i unoszę udo, by jeszcze bardziej przylgnąć do Hazzy... To co robią nasze usta jest czymś absolutnie zmysłowym, do takiego stopnia, że nie umiem tego opisać. Po każdym oddechu, kiedy się łączą i stykają, nasze wargi tworzą jedność i jakby rozpływają się w sobie w towarzystwie cichych westchnień, mruknięć, jęków. Harry zaczyna poruszać biodrami mocniej, na co szeroko się uśmiecham, unosi moje drugie udo, tak bym oplotła go wokół pasa. Gdy to robię wplatam palce w jego włosy i lekko za nie szarpię. Mruczy mi prosto usta i opuszcza je na szyję, wciskam dłonią jego twarz w moją szyję i delektuję się miękkim ruchem bioder oraz otwartymi pocałunkami na niej.

-Harry...- szepczę.

Czuję, jak zaczyna mnie lekko kąsać, co jeszcze bardziej podnosi mi ciśnienie i uśmiecham się, gdy to robi. Po chwili znów wraca do ust i rozpływam się w nim, jak nigdy wcześniej... Wpijam się w nie mocniej, jakbym nie chciała w ogóle by się odsuwał i przestawał, nie chcę tego... Przysuwam go do siebie bardziej i jęczę mu prosto w usta, uśmiecha się łobuzersko i odrywa mnie od ściany, która zresztą na swój sposób pozostawiła ślad na moich plecach. Sadza mnie na hokerze i staje pomiędzy moimi nogami, jego język łaskocze moje podniebienie, co w wyniku przyjemności odwzajemniam mu westchnieniami wprost do jego ust. Gdy bierze głęboki oddech odrywa się na chwilę i obserwuje mnie, nie wiem jaki mam wyraz twarzy, ale totalnie nie ogarniam o co chodzi odkąd tylko się odsunął. Otwieram swoje oczy i patrzę na niego, lustruje mnie od góry do dołu, a wzrok na mojej twarzy pozostaje znacznie dłużej.

-Jestem szczęściarzem...- mówi i całuje mnie z większą zaciekłością, podnosi mnie i idziemy do sypialni. Kładzie mnie gładko na pościeli i odrzuca leżące tam wcześniej ubrania, znów przenosi się na szyję i powtarza wszystko to, co robił do tej pory. Mój oddech znacznie się przyspiesza.

-Harry...- jęczę cicho.-...przestań to odkładać w czasie... Chcę ciebie...

Harry muska kilka razy moją szyję i jeden raz moje usta. Patrzy mi w oczy.

-Na pewno jesteś na tabletkach?- pyta.

-Tak...- odpowiadam mu i czuję, jak mój facet wpijając się w moje usta powoli ściąga mi majtki, gdy już ich nie czuję na kostkach, moje dłonie suną po pośladkach Harry'ego i zsuwają bokserki w dół. Uśmiecha się szeroko i swoją dłonią ściąga je niżej, musi się ode mnie oderwać, by ściągnąć je całkowicie więc wstaje i zsuwa je w dół. Nie mogę powstrzymać uśmiechu... Harry sięga po gumkę na etażerkę i związuje włosy, zaraz uśmiecha się i łóżko się zgina pod jego ciężarem. Odchyla moje uda i daje mi długiego buziaka, w czasie którego bez żadnego ostrzeżenia we mnie wchodzi. Ruchy są powolne, jakby chciał abyśmy się sobą nacieszyli, czuję go głęboko w sobie i nie mogę powstrzymać się od jęków, nie jestem nawet świadoma co szepczę mu do ucha, pewnie jakieś głupoty, z których potem będę się czerwienić, gdy mi je powie... Chwilę później wbijam mu paznokcie w plecy, bo przyspiesza tempo, a ja wyginam klatkę piersiową do takiego stopnia, że moje piersi dotykają jego torsu. Harry zaciska zęby i wykonuje ruch mocniejszy, za który ja wtóruję mu cichym: O Boże!

Mój ukochany chichocze i znów zatapia się w mojej szyi, wbijam paznokcie w jego plecy mocniej, bo znów robi ruch mocniejszy.

-Och Gracie, gdybyś siebie widziała...- szepcze mi do ucha.

-Aż tak źle?- pytam.

-Doszedłbym w ciągu sekundy, gdybym zobaczył cię właśnie taką...- mówi, a ja nieświadomie przygryzam usta.

Wykonuje mocny ruch i przenosi swoje ramiona tak, by oprzeć się na nich po obydwu stronach moich barków, patrzymy sobie głęboko w oczy czując, jak ekscytacja i pożądanie rośnie wraz z temperaturą w sypialni... Czuję pot na moim czole i zamykam oczy.

-Nie, Gracie nie rób tego...- mówi.-Patrz mi w oczy.

Otwieram je ponownie i zatapiam się w widok jego tęczówek, które powiedziałabym, że są szmaragdowe, ale nie powiem. Teraz mają kolor czerni, czerni tak ciemnej, że gdy myślę o nim w wiadomy sposób, jeszcze bardzo robi mi się gorąco.

Harry przyspiesza do takiego stopnia, że nie mogę złapać porządnego oddechu i zaciskam zęby z taką siłą, jak nigdy.

-Wszystko ok?- pyta ledwo też oddychając.

-Taak...- jęczę i łapię wdech.

Harry wpija się w moje usta i przyciąga moje biodra bliżej siebie. Znów zwalnia, a ja mam wrażenie, jakbym traciła kontakt, drżenie kończyn i dziwne uczucie w podbrzuszu sprawiają, że chyba nasza przygoda, wkrótce się skończy.

-Harry...- mówię.

-Słucham kochanie...

Przejeżdżam palcem po jego torsie mokrym od potu, a potem moja dłoń sunie w górę i wgniatam palce w jego bark. Patrzę mu głęboko w oczy...

Harry

Patrzę jej głęboko w oczy i z uśmiechem wychodzę z niej. Kładę ją na boku i sam kładę się za nią, gdy w nią wchodzę z powrotem przyrzekam sobie, że doprowadzę ją do szczytu. Jestem tak szybki, że sam nie mogę oddychać, a jej złączone brwi, zamknięte oczy i przygryzione usta mówią same za siebie. Zaraz otwiera wargi, by złapać kilka wdechów, po kilku minutach wyczuwam jej drżenie nóg, łapie mnie za przedramię i unosi tułów.

-Harry, ja...- dyszy.

-Wiem, kochanie ja też...- odpowiadam jej, bo rzeczywiście czuję, że zaraz będę szczytować.

Wykonuję kilka mocniejszych pchnięć i obydwoje dochodzimy w jednakowym czasie. Grace opuszcza głowę na poduszkę próbując oddychać, a ja zatapiam swą twarz w jej szyi. Ledwo co mogę złapać oddech.

-Już dawno nie pamiętam takiej pasji w naszym seksie.- mówi Grace i przewraca się do mnie przodem.

-Ja też.- mówię i muskam jej usta.

Przekładam się na plecy, a ona kładzie dłoń i o nią opiera brodę, macha nogami w górze. Palcem obrysuje wzory moich tatuaży na klatce piersiowej, ja z kolei sunę swoim palcem po jej kręgosłupie.

-Zmęczyłam się trochę...- mówi.

-Wiem, słonko, to jest bardzo wyczerpujące... Wyczerpująco przyjemne...- odpowiadam jej, na co ona się uśmiecha.

-Która godzina?- pyta mnie, a ja spoglądam na zegarek elektroniczny na komodzie.

-Pięć po szóstej...- odpowiadam i podsuwam ją sobie wyżej, Grace się lekko krzywi i kładzie twarz na moim torsie.

-Co jest?- pytam ją.

-Silvia ma przyprowadzić Silver o 7:00...- mówię.

Uśmiecham się.

-Myślisz, że nie powiedziałbym opiekunce, żeby przyszła później, kiedy miałem w planach taką noc z tobą?- pytam ją z uśmiechem.

Grace unosi twarz i na jej twarzy rośnie uśmiech.

-Wiesz co...- zaczyna.- Ja to cię kocham, jak cholera.- mówi i wspina się wyżej, tak by usiąść mi na biodrach. Wpija mi się w usta i chowa twarz w mojej szyi, składa delikatny pocałunek na niej i dłonią głaszcze mnie po włosach, które już zdążyła rozpuścić. Zamykam oczy i zasypiam.

Gdy budzę się po kilku godzinach, czuję jej ciepły oddech na szyi, słońce za szybą jest wysoko, a gdy zerkam na zegarek jest 11:35. Przydałoby się zjeść coś, czyż nie...

Ściągam Grace z siebie i kładę ją na pościeli, poprawiam jej poduszkę i przykrywam jej ciało, składam pocałunek na jej czole. Sięgam po czyste bokserki, a te użyte idę wrzucić do pralki, podążam do kuchni i wyciągam składniki na śniadanie. Decyduję się na zrobienie gofrów, ze względu na bogactwo owoców w lodówce, włączam tv i zaczynam robić śniadanie. Cicho podśpiewuję sobie piosenkę Adama Lamberta "Ghost Town" i wlewam ciasto do gofrownicy, kolejne się wyrabiają i pieką. Obracam się w stronę wyspy kuchennej, by pokroić owoce i wyrobić bitą śmietanę. Gdy podnoszę wzrok na drzwi sypialni na mojej twarzy rośnie uśmiech, gdy widzę ją zaspaną owiniętą w śnieżnobiałą pościel. Przesuwa palcami po włosach i przerzuca je na prawy bok...

-Kocham patrzeć, jak gotujesz...- mówi opierając się głową o ścianę.

Uśmiecham się.

-Albo jak gotujesz i rozmawiasz z małą, jak ma rączki na wyspie i o czymś ci opowiada...- uśmiecha się.- Kocham to...

Podchodzi bliżej.

-Uwielbiam na ciebie patrzeć wykonującego proste rzeczy... Czynności...- mówi.

-Uwielbiam oglądać cię, jak oglądasz telewizję i ekscytujesz się meczami...- mówi.

-...albo jak jesteś zirytowany, gdy ubieram się pół dnia, a potem zmieniam koncepcję w 5 minut...

Chochoczę i wsłuchuję się w jej słowa.

-Co jeszcze we mnie uwielbiasz?- pytam ją krojąc truskawki.

-...pasję, jaką emanujesz, prawdziwość, szczerość i miłość... To ostatnie kocham najbardziej.- mówi i staje koło mnie. Odkładam nóż i muskam jej lekko usta. Uśmiecha się i dotyka lekko mojej szyi.

-A tę pasję to w jakim sensie?- pytam ją.

-Pasję, gdy mnie widzisz...- mówi z uśmiechem.-...tak jak dziś w nocy... I pasję, która cię rozpiera, gdy jesteś na scenie... Skaczesz, jak wariat...- mówi, na co parskam śmiechem.-...ale wiem, że to prawdziwy ty...- dodaje i muska mi znów usta.

-Kocham Cię...- mówię jej, na co ona się uśmiecha.

-Ja ciebie też...- mówi i kolejne muśnięcie gości na moich ustach.

Grace uśmiecha się szeroko.

-Kurde, przez te trzy miesiące bardzo mi tego brakowało...- mówi opierając się o blat.

-Seksu?- pytam.

-Mhm...- mruczy i składa na moich plecach pocałunek, zaraz mnie obkrąża i przerzuca kołdrę przez ramię ukazując mi nagi tył jej ciała, lustruję je od góry do dołu, zatrzymując wzrok na okrągłych pośladkach... Jestem absolutnie uzależniony od widoku jej pośladów... Nie wytrzymuję... Rzucam nóż na deskę i idę szybkim tempem do sypialni, podczas, gdy ona już zaczyna się śmiać i rzuca się na łóżko. Góruję nad nią i wpijam się w jej usta, przy okazji dotykając jej ciała. Ona łapie mnie za włosy i przyciąga bliżej siebie, nawet nie wiem kiedy, jej nogi oplatają mnie wokół bioder i przyciągają do siebie. Nasze języki walczą i walczą, łaskoczę jej podniebienie i łapię za biodro.

-Harry, czyżbyśmy wracali do powiedzenia: Seks z rana jak śmietana?- pyta.

-Musimy znaleźć takie, gdzie seks jest całą dobę...- mówię i wpijam się w jej szyję, na co ona się uśmiecha i jeździ palcami po mojej głowie.

-Rozbrajasz mnie...- mówię, na co moja Gracie chichocze i przygryza wargę.

Kąsam ją przy okazji zmieniając pozycję, tak by było mi wygodniej, moje nogi po zewnętrznej części ud Gracie.

-Co tak śmierdzi?- pyta Grace, gdy jestem już gotów do ściągnięcia bokserek.

Puszczam to pomimo uszu.

-Hazz, wyłączyłeś te gofry?- pyta.

Podnoszę głowę.

-O cholera!- mówię i zrywam się z łóżka.

Gdy wbiegam do kuchni jest cała zadymiona, otwieram okna na oścież i cicho klnę pod nosem. Gofrownica jest piekielnie gorąca, wyłączam ją z prądu przez ścierkę i otwieram ją rękawicą kuchenną. Gofry są spalone, a płyta grzewcza podpalona.

-Chyba muszę ci odkupić gofrownicę...- mówię głośniej, na co Grace wchodzi do kuchni ubrana w stanik i majtki.

-Przestań i tak miałam kupić nową...- mówi.

-To co jemy teraz?- pytam zakładając ręce na kark.

-Chodźmy do restauracji...- wypala.- A potem wrócimy i coś porobimy...- mówi z uśmiechem.- O której ma być Silver?- pytam.

-Po 18...- mówię.

-Mamy cały dzień dla siebie...- mruczy i całuje mnie w usta.

Ubieramy się i wychodzimy, niedaleko stąd jest fantastyczna restauracja śniadaniowa, Theresa zawsze stamtąd załatwiała jedzenie na poranki, gdy musiałam wstać o 4 i bez pożywienia jechałam na plan. Wchodzimy do środka i zamawiamy jedzenie.

-Gracie za dwa tygodnie nie pracujesz?- pytam ją.

-Poczekaj, zaraz będę wiedzieć.- mówi i pisze szybkiego sms-a.

Dostajemy nasze sałatki i mrożone herbaty.

-A dlaczego się pytasz?- pyta.

-Wracam wtedy z trasy, może weźmiemy Silver i polecimy na jakieś krótkie wakacje, co sądzisz?- pytam ją, na co ona kiwa głową i uśmiecha się.

-Nie pamiętam, kiedy byliśmy razem z nią na wakacjach...- mówi.

-Ja też, ostatnie jakie mam w pamięci to Fidżi...- wsuwam do ust sałatę.

-Matko, tak dawno temu?- pyta.

-Prawie dwa lata temu...- mówię w zastanowieniu.

-Zobacz, jacy byliśmy zapracowani...- mówi.

Kiwam głową.

-Nie mieliśmy czasu, żeby zabrać naszą córkę na jakieś porządne wakacje...

-A gdzie ją teraz zabierzemy?- pyta mnie.

-Tajlandia?

Grace uśmiecha się szeroko i kiwa głową.

-Podoba mi się ten pomysł...- mówi.- Będzie szczęśliwa, jak tylko zobaczy piasek i wodę...

-I będzie tylko: Tatusiu! Zróbmy zamek dla księżniczek!

Grace zaczyna się śmiać, po czym opuszcza wzrok na sałatkę i zaczyna w niej grzebać. Spoglądam na jej dłoń, na której wcześniej mienił się pierścionek, mam wrażenie, że bez niego jej dłoń jest pusta i goła. Podnoszę na nią wzrok i obserwuję jej ruchy szczęki i policzków. Grace dostaje sms-a i uśmiecha się.

-Tak, mam wolne...- mówi.

-Fantastycznie. Przylecę prosto do was tutaj i polecimy...- łapię za jej dłoń i sunę palcem po jej knykciach. Zaczynam się zastanawiać na temat tego pierścionka, chcę, żeby go nosiła na palcu i żeby mówiła, jak bardzo jest szczęśliwa, że jest zaręczona.

-Co sądzisz?- pyta, na co ja podnoszę głowę.

-O czym?- pytam.

-Nie słuchałeś?

-Zamyśliłem się.

-Mówiłam, że będąc na wakacjach, możemy się wybrać na jakąś jednodniową wycieczkę, albo wynająć jakiś jacht.

-Podoba mi się to...- mówię i z uśmiechem całuję jej kłykcie.

Po zjedzonym posiłku idziemy na spacer do Central Parku, gdzie chodzimy dookoła i rozmawiamy o duperelach. Czegoś takiego mi brakuje w całym zawrocie pracy w zespole i jej kariery dziennikarki. Brakuje mi tego, co robiliśmy kilka lat temu, gdy Grace jeszcze studiowała, a ja nie byłem większości roku w trasie, jak przyjeżdżałem do domu jej i Seana, jak spędzaliśmy razem czas na rozmowach... To wszystko złożyło się na to, co jest teraz, na to, że za każdym razem kiedy się kłócimy i rozstajemy na chwilę przeznaczenie chce żebyśmy byli razem...

-Kocham cię...- szepczę jej do ucha, gdy siadamy na ławce, a ona zajmuje miejsce na moich kolanach.

Ona odwraca wzrok na mnie i uśmiecha się.

-Oj ja ciebie też...- mówi, na co zaczynam się śmiać.

Muskam jej policzek i splatam nasze palce. Zamykam oczy wtulając się w jej pierś i delektuję się ciszą. Myślę, że ona też to czuje, potrzebę bycia ze sobą w ciszy.

(...)

Grace

-Mamusia!- piszczy Silver.

-Cześć księżniczko!- odpowiadam biorąc ją na ręce. Harry płaci opiekunce, a ja sadzam moją małą na wyspie kuchennej.

-Byłam z Silvią na placu zabaw i chciałam iść do kina, ale powiedziała, że nie możemy, bo musimy wracać do domu...- mówi smutna.

-Możemy pójść do kina...- mówię, a Harry wchodzi do kuchni.

-Jakiego kina?- pyta uśmiechając się do Sil.

-Na bajkę o Barbie...- mówi Sil klaszcząc w dłonie.

-Tato, chcesz pooglądać Barbie?- pytam zakładając ręce na piersiach.

-Zawsze i wszędzie!- mówi z ekscytacją, na co zaczynam się śmiać. Hazz porywa małą w ramiona i podrzuca ją do góry, ona się śmieje głośno i piszczy.

Idę się ubrać (No.84)) i umalować, biorę Sil za rękę i chcę ją przebrać i uczesać. Harry rozmawia przez telefon z Gemmą, wchodzi do pokoju, gdzie rozczesuję Sil włosy i piszczy, jak zawsze, gdy zdarza mi się ją szarpnąć.

-Gemma zaprosiła nas na swoje urodziny...- mówi Harry. -Robi je wcześniej ze względu na to, że mam wolne...-dodaje.

-Kiedy?- pytam.

-Za trzy dni...- mówi.

-To super, polecimy do Londynu... Dawno tam nie byłam...- mówię, a Harry się uśmiecha szeroko.

-Musimy kupić jej prezent...- mówi.

-Właśnie miałam to powiedzieć...

-Ostatnio jak się z nią widziałem, jej przyjaciółka, która jest malarką miała wystawę swojego obrazu w galerii, okrążyliśmy z Gem całą w pół dnia i bardzo jej spodobał jeden z obrazów, myślisz, że takie coś by jej się spodobało?- pyta mnie.

-Jeżeli bardzo jej się podobał, to pewnie...- mówię.-Ale ja jej kupię coś, jak kobieta kobiecie...

Harry wywraca oczami.

-Czemu ci się nie podoba wizja obrazu jako prezent?- pyta.

-Podoba mi się...- mówię, a Sil piszczy. Przepraszam córeczkę i czeszę ją dalej.- Ale ja się nie znam na obrazach, Harry, znam się na modzie i w tym jestem dobra, więc kupię jej coś o czym mam pojęcie...- mówię.

-Dobra.- burczy pod nosem.

Chichoczę pod nosem i kręcę głową.

-A ty co zrobisz cioci Gemmie na urodzinki?- pytam.

-Laurkę...- mówi.-Pomożesz mi ją narysować?- pyta.

-Jasne, kochanie...- całuję ją w czoło i mówię, że skończyłam już jej fryzurkę.

Harry wychodzi z sypialni gotowy i narzuca na plecy marynarkę.

-Chyba zaraz zacznie padać...- mówi z salonu.

Biorę Sil na ręce i ubieramy buty. Jedziemy do kina na Manhattanie, gdzie zaraz ma się zacząć projekcja, ludzie szaleją widząc Harry'ego i podczas, gdy on robi zdjęcia z fanami na kupuję napoje i popcorn.

-Ja chcę karmelowy...- mówi stając na paluszkach, by widzieć pana, który sprzedaje przekąski.

-Dobrze, słonko...- mówię.

Mężczyzna podaje mi wszystko, płacę i gdy Harry daje autografy daję mu bilet i wchodzę z Sil do sali. Siadamy. Mała jest podekscytowana i podskakuje.

-A mamusiu, ja mogę śpiewać piosenki?- pyta.

-Pewnie, że możesz...- mówię jej poprawiając włoski.

Harry wchodzi, gdy film się zaczyna i siada koło Silver po jej drugiej stronie.

(...)

-Mama, a zobaczę się z Lux?- pyta.

-Tak, ciocia Gemma mówiła, że Lux tez przyjdzie z ciocią Lou.

Mała klaszcze w dłonie, zakładam jej dżinsowe spodnie i beżową bluzeczkę z dużym kwiatem. Mówi mi, co chce mieć na włosach, więc rozczesuje je jej i czeszę loczki.

Harry

Wchodzę do sypialni i szukam marynarki.

-Mamusiu, gdzie biegniesz?- pyta Silver.

Wychylam się i słyszę, jak bose stopy Grace biegną wprost do łazienki. Marszczę brwi i podążam za nią do pomieszczenia, nim dochodzę do drzwi słyszę odgłos wymiocin. Wchodzę do środka.

-Słoneczko, co się dzieje?- pytam przerażony.

-Nie wiem, od rana mam mdłości i trochę mi słabo.- mówi.

Związuję jej włosy i kucam przy niej.

-Teraz już jest lepiej?- pytam.

-Nie, zaraz znów będzie kolejna seria, czuję to...- mówi cicho zamykając oczy.

Silver wchodzi do łazienki.

-Co się dzieje mamusi?- pyta trzymając w rączce misia.

-Weź ją stąd, Harry, nie chcę żeby mnie widziała w takim stanie...- mówi.

Kiwam głową i wyprowadzam ją z łazienki biorąc na ręce.

-Mamusia się troszkę źle czuje, poczekaj tutaj słoneczko tatuś zaraz wróci, jak pomoże mamusi.- mówię jej, a ona kiwa głową.

Wracam do Grace i w połowie drogi do łazienki, ona znów wymiotuje.

-To ta piekielna pizza, mówiłam ci, że za długo była w zamrażarce...- mówi wstając znad muszli.

-Ale mnie nic nie jest...- mówię.-Nie mdli mnie i czuję się dobrze.

Grace spuszcza wodę i podchodzi do zlewu, w którym puszcza zimną wodę, płucze usta kilka razy, moczy dłonie i przykłada je do policzków. Siada na zamkniętej muszli, a ja kucam opierając przedramiona o jej uda.

-Już jest ok?- pytam ją.

-Sama nie wiem...- mówi.- Czuję się dziwnie słaba...

-Powinnaś się położyć...- mówię.- Zanieść cię?

-Nie mogę się kłaść...- mówi wstając.- Muszę się przygotować do urodzin Gem...

-Nie musisz iść, ona przecież zrozumie...- mówię patrząc na nią.

-Nie... Nie jest aż tak źle...- mówi z lekkim uśmiechem.

-Czujesz się na siłach, żeby tam iść?- pytam ją, na co ona kiwa głową.

Wstaję z kucków.

-Mamy jeszcze czas do wyjścia, poleż trochę, pojadę do apteki po jakieś krople żołądkowe.- mówię.

Kiwa głową i bierze materiałową chustkę, moczy ją zimną wodą. Prowadzę ją do sypialni i kładę jej okład na czole. Całuję ją lekko w policzek i mówię Sil, by ubierała kalosze. Pyta, gdzie jedziemy, na co ja jej odpowiadam: Po kropelki dla mamusi...

Ubieramy się i wyjeżdżamy autem z garażu. Silver zdaje się bardzo martwić o mamę i ciagle wypytuje, dlaczego boli ją brzuszek, czy kropelki jej pomogą i czy czuje się lepiej. Gdy podjeżdżam do apteki pada coraz bardziej, Silver zakłada kaptur na głowę, biorę ją na ręce i pędziemy do środka. Podchodzę do okienka i uśmiecham się lekko do farmaceutki.

-Poproszę, coś na zatrucie pokarmowe, jakieś krople, albo tabletki, coś co zatrzyma wymioty.- mówię jej, na co ona poprawia okulary i kiwa w zrozumieniu głową. Rozmyśla i chodzi pomiędzy półkami, przynosi mi dwie buteleczki kropel i omawia zalety każdej z nich, radzi te z dodatkiem wyciągu z trawy cytrynowej.

-Wezmę je...- mówię.

Kobieta patrzy na mnie.

-Czy to partnerka ma problemy?- pyta.

Kiwam głową, kobieta uśmiecha się pod nosem i podaje mi test ciążowy.

-Ale nie...- uśmiecham się.-To nam niepotrzebne...- odsuwam je od siebie.

-Tabletki?- pyta.

-Ale co tabletki?

Kobieta patrzy na Silver i rozumiem jej aluzję. Ściągam małą z ramion i każę jej usiąść w kąciku dla dzieci.

-Zabezpieczacie się tabletkami?- pyta.

-Tak.

Kobieta idzie po jedno z opakowań tabletek antykoncepcyjnych i pokazuje mi co jest napisane z tyłu: "Tabletki antykoncepcyjne zapewniają 95% skuteczność w antykoncepcji. Nieregularne stosowanie nie zapewnia żadnej ochrony!"

-Radzę wziąć... Żeby nie musiał pan przyjeżdżać dwa razy...- mówi poprawiając okulary.- Regularne stosowanie to także 5% szans zajścia w ciążę...

Mam wrażenie, że z twarzy odpływa mi krew, a dłonie drętwieją.

-Wezmę...- mówię.- A tych testów poproszę nie jeden, a dwa.. Musimy mieć pewność.

Kobieta uśmiecha się i kasuje mi wszystko. Płacę. Kiwnięciem głowy dziękuję kobiecie i wołam Silver do siebie. Mała biegnie do mnie i rzuca się na mnie śmiejąc się.

-Z czego tak się śmiejesz?- pytam, gdy idziemy do auta.

-Będę dziś tańczyć z Lux...- piszczy podekscytowana, na co się uśmiecham. Wkładam ją do auta i zapinam jej pasy. Kładę torebkę na miejscu pasażera i patrzę na podłużne różowe pudełeczka, pośród których są krople żołądkowe.

Czy to możliwe, żeby moja Gracie była w ciąży?

Kiedy to Sil była w brzuchu Grace miała prawie identyczne objawy. Mdliło ją, czuła się słaba... Znam to tylko z jej opowieści, nie wiem, jak to było, nie było mnie przy niej...

Gdyby była w ciąży... Byłoby trudno, ale do ogarnięcia. Drugie dziecko... Cholera w wieku 23 lat? Silver była wpadką, ale jestem przeszczęśliwy, że ją mam... Ruszam samochodem i patrzę na nią w lusterku.

-Fuuu... Silver nie dłub w nosie...- mówię jej.

-Patrz tatusiu, a to jest zielone...- pokazuje, a ja parskam śmiechem.

-Prawdziwe księżniczki nie dłubią w nosie.- mówię jej.

Patrzy na mnie mając palec w jednej dziurce.

-Nie?- pyta.

-Nie...- odpowiadam jej, a ona wyciaga palec i patrzy na niego.

-Prawdziwe księżniczki dmuchają nosek w chusteczki.- mówię jej i podaję paczkę chusteczek.

Mała otwiera i wyciera palec.

-Już jest czysty.- pokazuje mi, a ja się uśmiecham.

-Teraz opróżnij nosek.- mówię jej, a ona próbuje dmuchać, wyciera go i robi dokładnie tak samo jak ja.

Marszczy nos.

-Pięknie...- mówię jej.

-A chcesz zobaczyć co wydmuchałam?- pyta.

-Nie chcę słonko...- mówię.-To co dmuchasz jest tajemnicą...- mówię jej, a ona słucha.

-Ale mamusia zawsze patrzy...- mówi.

-Mamusia patrzy, bo wtedy widzi, czy jesteś chora, czy zdrowa, ale inni nie muszą tego wiedzieć.

-Aha...- mówi w zamyśleniu.-No to nie zobaczysz mojej chusteczki...- mówi szczerząc się.

Kręcę głową z uśmiechem.

Dojeżdżamy do domu, wjeżdżam do garażu i wysiadam z auta. Pilotem zamykam bramę i odpinam Sil. Mała biegnie do środka, a ja jej pokazuję, żeby była cicho, bo mama może spać.

Włączam jej bajki na dole i idę na górę. Gdy tylko stawiam krok na ostatnim schodku odgłosy Grace z łazienki są już bardzo dobrze słyszalne. Zaglądam do niej i serce mi się kraje. Klęczy przed muszlą i znów wymiotuje.

-Zostaw mnie samą...- mówi.

-Nie zostawię, kupiłem ci krople. Masz je wziąć.- mówię.

Grace nie odzywa się przez kolejne 2 minuty po czym wstaje i myje zęby.

-Odkąd tylko wyjechaliście cały czas.- mówi.

Podnosi na mnie wzrok w lustrze. Ma strasznie podkrążone oczy i patrzy na mnie ledwo co otwartymi.

-Musiałaś się silnie zatruć.- mówię, w duszy chcąc żeby to rzeczywiście była prawda.

Podaję jej krople i wg ulotki musi wziąć 5 kropli i nic nie jeść, ani nie pić przez kolejne 20 minut.

-Napij się wody przed...- mówię jej.

-Żeby ją zwymiotować?

Wzdycham cicho i Grace nalewa sobie na język.

-Idę się położyć...- mówi cicho, a ja biorę szmatkę, którą miała na czole. Płuczę ją zimną wodą i kładę jej na czole.

-Obudź mnie godzinę przed wyjściem na urodziny...- mówi.

-Grace, ona naprawdę...- zaczynam, ale łapie mnie za dłoń.

-Obudź mnie godzinę przed...- powtarza.

-Ok, ale jeżeli będziesz się źle czuć to nigdzie nie idziemy...- mówię.

-To, że ja nie będę mogła, to nie znaczy, że ty nie pójdziesz na urodziny własnej siostry, ja nie jestem małą dziewczynką i dam sobie radę, weźmiesz Sil i będziecie się super bawić ze mną, czy beze mnie.- mówi stanowczo.

Wzdycham cicho i bez słowa wychodzę. Na szafce w łazience zostawiam testy ciążowe w razie potrzeby i schodzę na dół do Silver, okazuje się, że zasnęła oglądając bajkę, ja też jestem dziwnie znużony, więc nastawiam sobie budzik w telefonie i kładę się koło córki. Budzę się pół godziny później Silver śpi, więc korzystając z okazji idę na górę i sprawdzam, jak miewa się Grace, leży na boku, śpi, a okład jest na poduszce. Przebudza się, gdy wchodzę.

-I jak?- pytam siadając na brzegu łóżka.

-Lepiej...- mówi z lekkim uśmiechem.

Uśmiecham się z podwójna ulgą...

-Nie mdli cię?- upewniam się.

-Nie... Już jest znacznie lepiej, ale poza wodą nic nie będę tam jeść, ani pić...- mówi.

Głaszczę ją po policzku. Wygląda na bardzo wyczerpaną i zmęczoną, ma niesamowite wory pod oczami, a jej powieki są ciężkie.

-Grace, ale jesteś pewna?- pytam ją.

-Teraz juz znacznie bardziej niż 30 minut temu.

Podnosi się.

-...i nawet nie kręci mi się w głowie...- mówi.

Uśmiecham się i widzę, jak idzie do garderoby wybierać ubrania. Sil wchodzi do sypialni.

-Mamusiu, rozwaliło mi się...- pokazuje na włosy, na Grace bierze ją w ramiona.

-Spałaś?- uśmiecha się.

-Dora była nudna...- mówi i wtula się w ramię Gracie.

-Zaraz cię uczeszę, ale musisz mi dać chwilkę na przygotowanie się...

Sil kiwa głową i biegnie na nasze łóżko, kładzie się na brzuszku i podpiera brodę dłońmi. Obserwuje poczynania mamy.

Grace ubiera się (No.85) rozczesuje włosy, które spina w kucyka. Robi sobie makijaż i zdecydowanie radzi sibie w tym fantastycznie, bo jej twarz wygląda świeżo i pełna w energię, po podkrążonych oczach nie ma śladu. Uśmiecha się do nas.

-Chodź uczeszę cię...- mówi do Sil.

Mała siada między jej nogami i syczy, gdy Grace ciągnie ją za włosy.

-Wiesz, co kiedyś powiedziała mi moja najlepsza przyjaciółka, ciocia Lucy?- mówi.

-Co?- pyta Sil.

-Chcesz być piękna, musisz cierpieć.- mówi.

-Ja chcę być piękna...- mówi Sil.

-Więc, jeśli twoje piękno będzie zależało od bólu, zaciskasz zęby i przejdziesz to... Tak jak ja ciebie teraz, twoje włoski są bardzo poplątane, więc trzeba je mocno rozczesać...

Sil bierze sobie mocno do serca, co mówi jej mama i zaciska zęby, gdy Grace ją ciągnie.

Uśmiecham się szeroko.

-Jesteś dzielna...- mówię córce.

-Każda księżniczka jest dzielna...- mówi dumnie.

Moja ukochana kończy robotę z włosami małej i poprawia jej ubiór.

-Możemy iść...- mówi.

Schodzimy na dół, gdzie czeka taksówka, bierzemy prezenty i wsiadamy do niej. Mówię taksówkarzowi adres i ten nas wiezie. Grace patrzy się w okno.

-Na pewno, wszystko ok?- pytam ją.

-Tak, jest bardzo dobrze...- uśmiecha się.

Dojeżdżamy w ciągu 20 minut, wchodzimy do restauracji, gdzie Gemma rzuca się na nas. Składamy jej życzenia, dajemy prezenty.

-Nie musieliscie nic kupować...- mówi.- Bardzo dziękuję, że jesteście...

Obejmuję Grace i całuję jej czoło. Silver łapie swoją mamę za rękę, a ja zatrzymuję swoją siostrę.

-Ona się dzisiaj słabo czuje, od rana ma mdłości i prawdopodobnie się czymś zatruła, kupiłem jej krople żołądkowe i niby jest lepiej, ale nie sądzę...- mówię Gemmie, która kiwa głową.

-Ok, braciszku...- mówi.

Grace wita się z moim tatą oraz z Aoife.

-Świetnie wyglądasz...- mówi tata, a ona lekko się uśmiecha i dziękuje mu.

Witam się z rodziną i widzę, jak wszyscy szaleją na widok Silver, która wcale nie zdaje się być zainteresowana. Chce się bawić z Lux.

Siadam koło Grace i kelner pyta, co komu do picia, zamawiam sobie drinka, a Gracie szklankę wody.

-Jak się czujesz?- pytam mówiąc jej do ucha.

-Nienajgorzej, ale trochę mi duszno...- mówi.

-Chcesz się przewietrzyć?- pytam ją, ale przeczy.

-Jak ci się zrobi słabo, od razu masz mi mówić...- szepczę jej do ucha, na co ona kiwa głową i przytula się do mnie. Składam pocalunek na jej czole.

-Och gołąbeczki!- mówi babcia, a co wszyscy zaczynają się śmiać.

-Gilbert pamiętasz nas?- pyta.- Nasze pierwsze wakacje nad morzem... Jak poprosiłeś mnie o rękę i jak...

Dziadek przerywa i obrusza się.

-...nie pamiętam, to było tak dawno.

Wszyscy zaczynają się śmiać.

-My też tak kiedyś będziemy?- pyta mnie Gracie.

Chichoczę.

-Nie będę taki jak dziadek.- mówię jej, na co ona daje mi buziaka w policzek.

Jedzenie zostaje podane, a rodzina rozmawia między sobą, Grace i ja rozmawiamy z mamą jednocześnie spoglądając na Silver, która skacze z Lux do piosenek, a Lou robi im zdjęcia.

-Wiecie co...- zaczyna mama.-...gdy tak patrzę na Silver mam wrażenie, jakby upłynął miesiąc odkąd ją pierwszy raz wzięłam na ręce... Moja mała dziewczynka, jest juz dużą dziewczynką...- mówi.

-Przeżywam to dzień w dzień... Prowadząc z nią poważniejsze rozmowy niż to, czy naleśnik ma być z dżemem, czy z masłem orzechowym...- mówi Grace.-...jak na przykład dlaczego duże dziewczynki się malują... Odpowiedziałam jej, że lubią i czasami potrzebują, a ona tylko wzruszyła ramionkami i stwierdziła, że po co się malować, przecież wszystkie dziewczynki są piękne.

-Mądra wnusia...- mówi mama z szerokim uśmiechem.

Silver się przewraca, a wszyscy wstrzymują oddech. Mała wstaje i pląsa dalej, a cała rodzina jakby zaczyna oddychać i się śmieje.

Grace pije wodę i widzę, że nie jest z nią najlepiej...

-Pójdę do łazienki.- mówi mi do ucha.

-Ale chcesz wymiotować?- pytam ją.

-Nie, ale muszę skorzystać.- mówi.

Kiwam głową i gdy wstaje puszczam jej dłoń.

-Grace jest zmęczona?- pyta Aoife.

-Nie... Źle się czuje... Czymś się zatruła i ma mdłości.- mówię uśmiechając się lekko.

-Zatruła?- unosi brwi mama.

-Tak...- mówię.- Zrobiliśmy pizzę na kolację, która była w zamrażarce i prawdopodobnie od tego.

-Brała leki?

-Tak, krople żołądkowe.

-Czuje się lepiej...- mówię.-Przynajmniej tak twierdzi, ale sam nie wiem... Gdybyś ją zobaczyła mamo w domu, oczy podkrążone, powieki ciężkie tu to jak top modelka wygląda.

Kończymy jeść obiad, a Grace dalej nie ma.

-Idź, zobacz co z nią...- mówi babcia.

Kiwam głową i podążam do łazienki, wchodzę do damskiej.

-Gracie?- mówię.

-Tutaj...- mówi z ostatniej kabiny.

Wchodzę do środka.

-Harry, znów wymiotowałam.- mówi spuszczając wodę.- Wydaje mi się, że od intensywnego zapachu jedzenia w restauracji.

-Zawiozę cię do domu...- mówię jej.

-Nie, ja wrócę sama, zostań z Silver i wróćcie, jak się skończy impreza...- uśmiecha się lekko, chociaż widzę, że nie ma się dobrze.

Płucze usta wodą i opiera się o zlew.

-Co za cholera...- mówi pod nosem.

-Zatrułaś się... I tyle...- mówię jej.

-Ale żeby do takiego stopnia, że czuję, jakby odrywały mi się płuca?

Całuję ją w czoło i łapię za dłoń, gdy wychodzimy Gemma otwiera prezenty i gdy widzi nas robi się zmartwiona. Patrzę na siostrę znacząco, a ona wie juz o co chodzi.

-Grace nie czuje się najlepiej, więc to jej prezent najpierw otworzę...- mówi, a Gracie się uśmiecha.

Gem jest zachwycona sukienką, torebką, parą butów oraz zestawem sportowym z imieniem i nazwiskiem z jej kolekcji.

-Skąd wiedziałaś, że dokładnie takie klimaty mnie rajcują?- pyta przykładając sukienkę do siebie.

-Kto jak kto, ale dziennikarka Vogue'a wie wszystko...- mówię, a Gem przytula się do Grace i dziękuje jej.

Moja ukochana z uśmiechem przyjmuje uściski, ale niewiele mówi. Po otwarciu kolejnych kilku prezentów Grace daje mi do zrozumienia, że jedzie do domu. Gemma dziękuje jej za przyjście i moja ukochana żegna się z resztą mojej rodziny. Wychodzimy na zewnątrz i tam wsadzam ją w taksówkę, płacę z góry.

-Kochaniek, jeżeli coś będzie się dziać, od razu dzwoń do mnie.- mówię jej.

Kiwa głową i zamyka drzwi.

Wracam do środka i pierwsze co slyszę to:

-Gdzie mamusia?- pyta Silver.

-Mamusię bolał brzuszek i wróciła do domku.- mówi jej babcia.

Uśmiecham się i siadam do stołu.

Grace

Wlokę się na piętro i po drodze rozbieram się z ubrań. Zakładam dresy i zmywam makijaż. Gdy idę do pokoju, zaraz biegiem wracam do łazienki, by znów zwymiotować.

-Cholera...- jęczę pod nosem.-To jest nie do wytrzymania.

Za kilka sekund kolejna tura... Najgorsze, że nie jadłam nic od rana i nie mam czym zwracać.

-Gdy nie czuję omdlenia po kilku minutach wstaję z klęczków i podchodzę do zlewu, myję zęby i sięgam po krople. Moje oczy zauważają przezroczystą torebkę, w której są dwa różowe, podłużne pudełeczka. I ja dobrze znam te pudełeczka...

Wyciągam je z woreczka i układam koło siebie.

Po co Harry kupił testy?

Przecież to niemożliwe bym była w ciąży, zabezpieczamy się, a tabletki biorę codziennie rano, regularnie.

Zamykam klapę muszli i patrzę na nie.

-Nie, no przecież czułabym, że coś się we mnie zmieniło...- mówię do siebie.

Odkładam je i na zapach kropel znów otwieram muszlę i wymiotuję. Po kilku minutach znów lest lepiej, ale gdy myję zęby patrzę na te testy zastanawiając się ponownie. Wyciągam jeden z dwóch i postanawiam go zrobić. Postępuję wg instrukcji i czekam 5 minut na wynik.

Moja reakcja na wynik?

O cholera.

(...)

Siadam na muszli i patrzę na pozytywny wynik i chowam twarz w dłoniach. Przyznaję, że ręce mi się trzęsą, a w brzuchu aż się wywraca. Znowu chce mi się wymiotować, ale jestem w tak ciężkim szoku, że nie mogę się ruszyć z miejsca, by skierować się do środka muszli...

Patrzę na wyniki i cholera, chce mi się płakać i to nie byle jak... Chce mi się wyć!

-Ja w ciąży...- czuję, jak oczy zachodzą mi łzami. Wstaję z muszli i podnoszę koszulkę, by spojrzeć na brzuch w lustrze, jest twardy, ale takiego zaokrąglenia nie widzę, jest zbyt wcześnie...

-Będę mieć drugiego skrzata...- mówię do siebie, a z moich oczu znów wypływają łzy, ale teraz strumieniem.

Wycieram je otwartą dłonią i muszę wyjść z łazienki, bo zaraz zemdleję. Idę do sypialni, by ochłonąć. Kładę się do łóżka i przykrywam kołdrą pod szyję.

-Ja mamą? Drugi raz?- szepczę sama do siebie i odpływam.

Harry

Wchodzę do domu niosąc na rękach Silver, która nie dała rady i padła na kolanach babci Annie. Ściągam buty i idę zanieść małą do pokoju, rozbieram ją i ubieram w pidżamki. Przykrywam kołdrą i całuję w czoło. Przymykam do niej drzwi i idę do Gracie, zapalam lampkę i siadam na brzegu łóżka. Dotykam dłonią jej policzka i uśmiecham się widząc, jak śpi. Przebudza się, gdy ściągam koszulę.

-Jak się czujesz?- pytam ją.

-Już nie chce mi się wymiotować...- mówi.-...ale...

-Co ale?- pytam ją.

-...zrobiłam testy...- mówi.

-I?- patrzę w jej oczy.

Waha się przez chwilę i opuszcza głowę. Gdy podnosi ją do góry widzę na niej cień ekscytacji i przerażenia, nie odzywa się, ani słowem i opuszcza ją ponownie, zakrywa oczy dłońmi i zaczyna płakać. Podchodzę do niej i siadam obok obejmując mnie ramieniem...

-Jeden, który zrobiłam był pozytywny...- mówi przez łzy.

Biorę głęboki wdech i próbuje przyswoić myśl, że pod sercem Grace rośnie nasze kolejne dziecko... Wzdycham cicho, przyciągam ją do siebie i mocno przytulam.

-Jakoś sobie poradzimy...- mówię jej na ucho.

-Nie wiem co myśleć, Harry...- mówi mi.

-Szczerze mówiąc ja też...

-Moje myśli to jeden wielki chaos.

Grace siada mi na kolanach i wtula się w mój tors. Nie wiem, jak to będzie...

-Harry...- odzywa się po chwili.

-Tak?- pytam.

-Chodźmy spać... Pomyślimy jutro, ja dziś już nie widzę na oczy.

Przytulam ją mocno do siebie i całuję w czoło, po czym ona kładzie się do łóżka.

Idę do łazienki i patrzę chwilę na dwa testy... Wzdycham cicho i rozbieram się, by wziąć prysznic, potem kładę się koło Grace, która musiała jeszcze płakać, gdy wyszedłem. Ocieram jej łzy i kładę się obok, wtulam się w jej szyję i kładę rękę na brzuchu... Tak jak to zawsze miałem w zwyczaju robić, gdy to Silver była w środku.

Grace

Gdy się budzę zaczyna świtać, biorę dłoń Hazzy z mojego brzucha i wstaję do toalety... W drodze przecieram oczy i wzdycham cicho. Patrzę pozytywny test ułożony na blacie łazienki.

-Skoro już jestem w ciąży, to sprawdzę też drugim...- mówię do siebie. Zamykam się w łazience

Odpakowuję kolejny i postępuję wg instrukcji, kładę go obok jego poprzednika i czekam na wynik. Ten wyjątkowo długo się zastanawia...

Siadam na zamkniętej muszli i wyczekuję, chociaż mam świadomość na co... Przecieram zaspane oczy i zastanawiam się ile czasu minęło odkąd poddałam się testowi.

Wzdycham cicho i czekam, aż pojawią się kreseczki. Marszczę brwi i widząc jedną zastanawiam się, czy obraz nie plącze mi się przed oczami. Mrużę je i wytężam wzrok. Wskazuje jedną kreseczkę, a ja sięgam po ulotkę i szukam informacji o tym, ile kreseczek co znaczy.

"Po 5 minutach informacja o tym, jaki jest wynik zostaje podana.

2 kreski- wynik pozytywny

1 kreska- wynik negatywny"

Odstawiam ulotkę i wtedy po łazience roznosi się ciche pukanie do drzwi.

-Grace? Czemu tu jesteś? Coś się stało? Otwórz mi...

Wstaję z muszli i otwieram drzwi Hazzie.

Wprowadzam go do środka.

-Nie wiem, czy mam oczopląsy, ale czy te dwa testy róznią się wynikiem?- pytam go.

Harry przeciera oczy i patrzy na testy. Raz na ten, raz na ten.

Marszczy czoło.

-Zaraz... Ten jeden jest pozytywny, a ten drugi negatywny?- pyta.

-Czyli dobrze widzę...- mówię.

-Co to znaczy?- pyta mnie.

-Któryś musi być albo przeterminowany, albo zepsuty...

Harry szuka pudełek, ale wszystkie maja taką samą datę przydatności.

-Więc któreś są zepsute.- oświadczam.

-Patrzymy na nie.

-Kurde...- mówi Harry drapiąc się po czole.

-Zgłupiałam...- mówię i siadam na muszli.

-Wiesz, co będzie najlepszym rozwiązaniem?- mówi Harry.

-Co?- pytam.

-Jutro zadzwoń do swojej lekarki, może przyjmie cię na szybkie badanie i będziesz mieć odpowiedź.- mówi.

Kiwam głową.

Harry bierze testy i wyrzuca je do śmietnika.

-Chodź, idziemy spać... Wszystko okaże się jutro.- mówi i całuje mnie w czoło.

-Masz rację.

Następnego dnia jeszcze przed śniadaniem dzwonię do lekarki, która prowadziła mi ciążę... Mówi, że przyjmie mnie między pacjentkami. Tak więc, nic nie jem i piję sporo wody, oświadczam Hazzie, że jadę do lekarza, Silver chce mi towarzyszyć, ale Harry zagaduje ją.

Będąc w klinice lekarka mnie woła i wita się ze mną, w skrócie opowiadam jej o akcji z testami, a ona stwierdza, że najlepszym sposobem na upewnienie się jest wizyta na USG. Kobieta leje mi żelem po brzuchu i jeździ ultrasonografem. Patrzy w ekranik, a ja robię to samo... Właściwie sama juz nie wiem... Czy chcę tam zobaczyć kolejne dziecko, czy chcę zobaczyć pustą macicę... Mam mętlik w gło...

-Tam nic nie ma...- mówi lekarka przerywając moje rozmyślania i podaje mi ręcznik, by się powycierać. Czuję dziwne dreszcze na ciele, od stóp do głów...

-Na pewno?- pytam.

-Tak, nic tutaj nie ma...- mówi.

Na te słowa robi mi się dziwnie przykro. Nie chcę, by tak było, w końcu to nie jest odpowiedni czas na kolejne dziecko, ale...

-Jesteś zawiedziona...- mówi lekarka.

-Nie... To...- jąkam się.- Sama już nie wiem... Bardzo dużo pracuję, Harry też i nie dałabym rady...

-Ale...- unosi brew.

-Takie maleństwo w moich ramionach znów...- uśmiecham się.

-Próbujcie...- zachęca.

-Patrząc na to racjonalnie to drugie dziecko jest zabójstwem... Jestem sama przez tyle czasu, mam szaloną trzylatkę i maleństwo, które chce jeść i spać.

-W takim razie musicie znaleźć odpowiedni moment na dziecko... Poza tym Grace... Nie martw się, jesteś naprawdę młoda i macie mnóstwo czasu na dzieci... Silver jest waszą pierwszą i była wpadką, drugą ciążę już możecie zaplanować, dostosować do twojego narzeczonego.

Kiwam głową i z uśmiechem dziękuję lekarce. Żegnam się z nią i wychodzę. Słysząc odgłos obcasów odbijających się o linoleum opuszcza wzrok na mój płaski brzuch. Dotykam go dłonią i momentalnie robi mi się okropnie przykro. Nie chcę by tak było, ale nie umiem tego pohamować i opanować. Zaraz, czy do moich oczy napływają łzy?

Jedna skapuje mi na policzek, więc szybko ją ocieram i idę dalej pociagając nosem.

Paparazzi nie dają spokoju, wsiadam do auta i jadę prosto do domu. Słyszę piski Sil z ogrodu, więc ściągam buty i boso podążam po trawie. Harry siedzi na kosiarce i właśnie ją wyłącza, mała bawi się w piaskownicy. Mój narzeczony podchodzi do mnie i patrzy przejęty.

-I?- pyta.

Momentalnie do koich oczu napływają łzy, ale nie chcę się z nimi obnosić.

-Nie będziemy mieć dzidziusia...- mówię, Harry cicho wzdycha z ulgą, a ja muszę się odwrócić, bo łzy w kącikach oczu są na pograniczu wyplynięcia. Wolnym krokiem wchodzę do domu, kładę torbę na fotelu i opieram się o blat.

-Jesteś smutna?- pyta podchodząc do mnie.-...że nie jesteś w ciąży?

-Nie, to nie tak...- mówię opuszczając wzrok na podłogę. Łzy skapują mi, a Harry podnosi mi brodę palcem.

-Przecież mi możesz powiedzieć, co ci leży na sercu...- mówi głaszcząc mnie po policzku.

Wzdycham cicho i wycieram oko.

-Gdyby dziecko się pojawiło, mielibyśmy podwójny problem...- zaczynam.-Ale i podwójne szczęście... Śniło mi się dziś drugie dziecko, to była kolejna dziewczynka...- mówię.- Miała twoje oczy, włosy bardzo podobne do Sil, a rysy twoje, gdy machała nózkami z łóżeczka i widziała nas w jej policzkach były te dołeczki...- dotykam kciukiem dołeczków Harry'ego.- Była śliczną dziewczynką, naprawdę prześliczną... Ten sen sprawił, że zatęskniłam, jak Sil byla mniejsza, zatęskniłam za płaczem.w nocy... Zatęskniłam za byciem w ciąży i choć wiem, że to totalnie zaburzyłoby nasz harmonogram pracy, zaczęłam myśleć, jak to może być, jako mama 2 dzieci.

Harry wzdycha cicho.

-Mamy jeszcze czas na kolejne dziecko... Poczekajmy jeszcze trochę...- przytula mnie i całuje w czoło.

Kiwam głową wiedząc, że to co mówi jest najlepszym rozwiązaniem.

-Kocham cię mamusiu...- mówi mi.

-Ja ciebie też, tatusiu.- odpowiadam mu i wtulam się w jego tors.

(...)

Silver przybiega do mnie do łóżka i skacze po nim.

-Córciu, miej litość dla mamusi...- jęczę w poduszkę.

Mała klęka i daje mi buziaka w czoło.

-Ale mamusiu jestem głodna...- mówi podnosząc bluzeczkę od pidżamek i wskazując na wystający brzuszek paluszek.

Otwieram oko.

-A powiedz mi, co chciałabyś zjeść...

-Chrupki!- piszczy.

-Z mlekiem...- mówię.

-Mhm...- kiwa głową i zaczyna się bawić moimi palcami.

-Ciocia Tess dziś przyjdzie?- pyta.

-Tak...- mówię i podnoszę się na poduszce.- Nagrywam dziś reklamę... Pojedzie z nami, by się tobą zająć, jak będę pracować.

-A zabierze mnie na naleśniki?- pyta.

-Nie wiem, czy taka ilość naleśników, które jecie jak jesteście razem nie jest zbyt duża...

Mała się uśmiecha i kręci głową zarzucając loczkami.

-Nie...- chichocze.

-Dziś Tess cię zabierze gdzieś indziej.

-Nie na naleśniki?- pyta.

Wychodzę z łóżka i biorę Sil na ręce.

-Będą cię boleć zęby od takiej ilości naleśników Silver...

Mała wsuwa palce w moje włosy.

-Nie lubię, jak mnie bolą zęby...- burczy.

-W takim razie trochę trzeba odpocząć od naleśników...

Sadzam Sil na hokerze i robię jej płatki na mleku, sama przygotowuję sobie jajecznicę i gotuję wodę na kawę. Nalewam ciepłego mleka do miseczki i podsuwam Sil.

Mój telefon dzwoni i jestem prawie pewna, że to Tess, ale to Harry.

Odbieram i ramieniem przytrzymuję telefon.

-Słucham, kochanie?

-Miałem dzwonić wieczorem, ale rozmawiałem właśnie z mamą. Planują wakacje z Robinem, może weźmiemy ich ze sobą, co myślisz?

Uśmiecham się szeroko.

-Wakacje z babcią Twist? Zawsze.

-To fantastycznie...- mówi z uśmiechem.- Zawsze będziemy mieli możliwość, gdzies wyskoczyć razem.

-Masz rację, zawsze jakiś wypad we dwoje...

-...jakiś seks...

-Harry!- zaczynam się śmiać.

-Oj przecież nigdy mi nie odmówisz...- mówi.

-Zobaczymy...- mówię z uśmiechem nakładając jedzenie na talerz.

-Grace, odwołaj to!

-Nie... To ja będę decydować, kiedy będziemy to robić...

-Co robić?- pyta Sil.

-Jedzenie...- odpowiadam jej, a ona je dalej.

-Och ty niegrzeczna dziewczyno!

-Lubię, jak mnie tak nazywasz...- mówię.

-Dobrze, przyzwyczaj się, bo jesteś coraz bardziej nie do zniesienia.

Uśmiecham się.

-A to czemu?- pytam go.

-Dlatego, że mówisz mi rzeczy, które mnie podniecają, podczas, gdy jestem więcej niż 5 tys km od ciebie.

Zagryzam dolną wargę w uśmiechu.

-Już nie będę...- mówię.

-Dobrze, że słuchasz się tatusia...

Odkładam talerz i idę na chwilkę do sypialni.

-Uważaj tatusiu... Uważaj na mamusię...

-A to czemu?- pyta i jestem pewna, że się uśmiecha.

-Bo mamusia też jest słaba, gdy tatusia nie ma, ale jak tatuś wróci mamusia odzyskuje siły...- mówię szukając ubrań.

-Czy to za sprawą tatusia jesteś silna?- pyta.

-W dużej mierze...

-Myślałem, że całkowicie...

-W bardzo dużej mierze...- mówię.

-Ok, skumałem.

Szukam butów i gdy je mam idę do kuchni.

-Co robisz?- pytam go.

-Leżę, bo już u mnie jest późno, a jutro mamy trochę wywiadów w miejscowych radiach, a wieczorem koncert...

-Nagrywam dziś kampanię z Pantene...- mówię.-Wspominałam ci o niej.

-Tak, pamiętam... Silver jedzie z tobą?

-Tak, ale Theresa się nią zajmie...

-Dobrze... Kochanie, kończę, bo padam... Zadzwonię wieczorem i pogadam z małą...

-Ok. Kocham Cię...- mówię.

-Ja ciebie mocniej...

Rozłączam połączenie i wracam do kuchni.

-Mama czajniczek robi bul bul...- mówi.

-Wiem słońce, już go wyłączam.

Zalewam kawę i dosiadam się do Sil. Jemy posiłek, potem myjemy zęby.

-Zgadnij kto jedzie z nami na wakacje?- pytam Sil, gdy jedziemy samochodem na nagranie.

-Ciocia Gem?- pyta.

-Blisko, ale nie...

-Ciocia Lucy?

Przeczę.

-Ciocia El?

-Nie... Babcia Annie i dziadek Robin.

Mała klaszcze w dłonie z podekscytowania i cieszy się.

-Babcia obiecała mi kiedyś, że zrobimy dużo babek z piasku razem...

-Teraz będzie mogła to wykonać.- głaszczę ją po głowie.

Wjeżdżamy na parking budynku, gdzie ma się odbyć nagranie. Ashley i Sam już czekają na mnie, stylistka kampanii mówi, że zaczekała z doborem strojów, bym czuła się w nich komfortowo. Dziękuję jej i razem dobieramy kilka kreacji, które będą idealne do kręcenia.

Zaczynamy... WSTAWIĆ TU GIFY Z FOLDERU PANTENE PODPISANE „TO"

(...)

Cała ekipa na planie zaczyna bić brawa, a reżyser podchodzi do mnie, by pogratulować mi bardzo dobrego nagrania kampanii do Pantene. Z uśmiechem przebieram się w swoje rzeczy i w duszy także jestem bardzo dumna.

-Mamusia ma takie śliczne włoski!- mówi Sil patrząc na mnie z dołu wielkimi oczami.

-Ty masz jeszcze piękniejsze skarbie.- mówię jej i kucam, by dać buziaka w ustka.

Wstawiam na Instagrama zdjęcie na tle napisu Pantene i dodaję podpis: Wielki zaszczyt być nową twarzą kampanii Pantene „Strong Is Beautiful". Chowam telefon i łapię Sil za rękę. Chcę już stąd wyjść, jestem piekielnie zmęczona... Najważniejsze, że to co miałam zrobić na okres nastepnego tygodnia jest już wykonane, jutro tylko zrobię dokładne przejrzenie zdjęć do kolejnego numeru i wyślę ję do działu technicznego. Theresa mówi, że poleci na kilka dni do Londynu po jutrzejszej wizycie w UV. Pukanie do drzwi mojej garderoby sprawia, że podnoszę wzrok znad telefonu.

-Halo, czy mogę przeprowadzić wywiad z panną Moore?- pyta kobiecy, dobrze znany mi głos z wyraźnym brytyjskim akcentem.

-LUCY!- wykrzykuję i rzucam jej się na szyję.

-Cześć ślicznotko!- piszczy i całuje mnie w policzek, podczas, gdy ja miażdżę jej żebra. Podskakuję w miejscu czując, jak jestem cholernie szczęśliwa mając przyjaciółkę tu w Nowym Jorku, gdzie najbardziej mi brakuje spacerów i lunchów z nią.

Odrywamy się od siebie i zakładam jej kosmyk blond włosów za ucho. Przedstawiam Lucy Theresę.

-Co tu robisz?- pytam pakując rzeczy, Lucy w tym czasie przytula Silver i daje jej buziaki w policzek, a mała się do niej przytula.

-Przyjechałam do mojej najlepszej przyjaciółki!- mówi.- Mam kilka dni wolnego, w redakcji widziałam, że twoje zdjęcia z kampanii Pantene mają być w następnym numerze i dowiedziałam się, gdzie masz zdjęcia, Harry mi troszkę pomógł...- uśmiecha się.

-Super, że jesteś, trafiłaś idealnie, bo tylko jutro muszę jechać oddać zdjęcia do wydruku i będę wolna...

-Mam to wyczucie czasu...- mówi z uśmiechem i bierze Sil na ręce. Wychodzimy z budynku, gdzie odbywały się zdjęcia i wsiadamy do mojego auta. Jedziemy do apartamentu .

-Jak ci idzie?- pytam, gdy wychodzimy z windy.

-Dobrze, nawet nieźle...- mówi.- Mam sporo wywiadów i jeszcze piszę artykuły o gwiazdach... Więc jestem zadowolona...- uśmiecha się.-Dużo pracuję, ale nie odczuwam tego, Tyler też nie, bo ostatnio dużo wyjeżdża, prowadzi imprezy w Manchesterze w każdy piątek, więc tam jeździ.

Wchodzimy do mieszkania, a Lucy wstrzymuje oddech.

-Ale tu pięknie...- mówi.

-Nie widziałaś go jeszcze no nie?- pytam.

-Nie, za każdym razem, jak miałam przyjechać wypadało coś... Kto je tak urządził?- pyta, biorę jej walizkę i zanoszę do mojej sypialni.

-Znajomy Anny Wintour, jeden ze sławniejszych w NY projektantów wnętrz.

-Kurde, ty to masz szczęście...- uśmiecha się.

Uśmiecham się i wracam do Lucy.

-Jesteś głodna?- pytam ją.- Wczoraj zrobiłam tartę ze szpinakiem, mogę odgrzać i zjemy z winem...

-Byłoby super...- mówi Lucy zacierając dłonie.- Jadłam w samolocie tylko kubeczek budyniu i orzeszki.

-Zauważyłam, że jakoś marnie wyglądasz...- mówię jej, spoglądając na jej bladawe lica.-I pierwsze co to schudłaś...

-Widać?- pyta z uśmiechem.

-Widać, widać, ale nie wiem z czego ty się tak cieszysz, odkąd cię znam zawsze byłaś skóra i kości...

-Oglądałam ostatnio zdjęcia ze ślubu...- mówi, a ja wyciągam kieliszki na wino.-...i zauważyłam, że po ślubie parę kilo mi przybyło i chciałam wrócić do dawnej wagi...

-Wyglądasz pięknie i naprawdę nie ma potrzeby, byś miała co zrzucać...- nalewam jej wina i wyciągam potrawkę z kurczaka dla Sil, która ogląda bajki.

Lucy uśmiecha się.

-Kiedy dziecko?- pytam ją.

Moja przyjaciółka zaczyna sie śmiać i gdy widzi, że nie robie sobie jaj pytając ją o to poważnieje.

-Grace, przestań, ja się na matkę nie nadaję...- macha ręką.

-Co ty gadasz...- mówię jej.- A ja co w wieku 19 lat wiedziałam o matkowaniu? Lucy nic nie wiedziałam i mając mamę 500 km stąd byłam z tym sama. A ty mając prawie 24 nie wiesz kompletnie nic? Może ja zmienię pytanie: Czy chcesz dziecka?

Lucy patrzy na mnie nie wiedząc co odpowiedzieć... Waha się.

-Sama nie wiem... Wszystko jest fajnie, jak np. przychodze do ciebie i zajmuję się Sil, pobawię się z nią... Ale jak myślę o swoim dziecku to... Boję się.

Uśmiecham się.

-Pamiętasz, jak siedziałyśmy w łazience u mnie w mieszkaniu? Kiedy zobaczyłyśmy pozytywny wynik testu?

-Jasne, że tak, to było przeżycie, serce to prawie samo uleciało mi z klatki piersiowej.- mówi, na co się uśmiecham.

Wkładam tartę do piekarnika i nalewam wino, opieram się o blat kuchenny i obserwuję, która delektuje się smakiem wina.

-Ale pyszne...- mówi.

-Harry kupił ostatnio...- mówi łapiąc za łyżkę, by pomieszać potrawkę Sil.

Lucy uśmiecha się.

-Opowiadaj jak z moim kuzynem...- mówi.

Wzdycham cicho i patrzę na nią.

-Wszystko jest ok.- mówię.- Wszystko zostało wyjaśnione, sprawa jest jasna... i... znów jestem szczęśliwa...

-Widziałam wasze zdjęcia na AMA... Te zrobione podczas przerw i jedno było tak fantastyczne, że myślałam, że pęknę...

-Jakie?- pytam próbując potrawki.

-Harry stojący za tobą, tak jakby cię obejmował, ale jego palce trzymały pasy od twojej sukienki, które zasłaniały twoje piersi i chciał je zbliżyć jak najbardziej do siebie, by nie było ich widać.

-Jest takie zdjęcie?- śmieję się.

-Jakiś fan pewnie wam zrobił... Jest sporo zdjęć, jak się całujecie, jak on ci coś szepcze do ucha itp.

-Na AMA było ekstra... Naprawdę... Powrócił wtedy mój Harry na dobre...- mówię nakładając do miseczki jedzenie dla Sil.

-Cieszę się, że to już się wszystko wyjaśniło...- mówi Lucy.

-Ja naprawdę też... Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo trudne pod wieloma względami, ale tym głównym była sytuacja z nim... Czułam się tak potwornie sama, ale teraz wiem, że mam jego, mam Sil, mam ciebie i El... I tak naprawdę nie jestem sama...- mówię z lekkim uśmiechem.

Wołam Sil na jedzenie, a ona przybiega, ciocia sadza ją na hokerze i podaję małej jej plastikowe sztućce. Wyciągam tartę i słucham, jak Lucy pomaga Silver... Po zjedzeniu postanawiamy z przyjaciółką włączyć sobie jakąś komedię romantyczną i spędzić wieczór we dwie przy winie, potem idziemy spać, ale i tak rozmawiamy leżąc w łóżku...

(...)

-Wybierz mi ubrania...- mówi Lucy z łazienki.

-Czemu?- pytam ją.

-Bo ja nie wiem, jak mam się ubrać do redakcji Vogue'a.- mówi.- Nie mam kompletnie pomysłu...

Spoglądam do walizki przyjaciółki i wyciągam z niej małą czarną. Uznaję, że to bardzo dobry wybór i zaczynam szukać dla niej kozaków do ud. Na szczęście Lucy ma taki sam rozmiar stopy, jak ja. Przygotowuję wszystko jej i dokańczam makijaż. Mierzwię włosy i robię sobie selfie na IG. Odrzucam je do tyłu i ubieram swoje rzeczy (No.86) i boso podążam do Silver. Ubieram ją w czarne skórzane legginsy, białą bluzeczkę, oraz bejsbolówkę. Mała mówi, że lubi jak ma koczka, więc tak ją czeszę. Lucy ubiera się w to, co jej przygotowałam i z uśmiechem kroczy ku nas.

-Ale świetne buty...- mówi.- Muszę takie sobie kupić... Od kogo są?

-Od Stuarta Wietzmana...

-No to odłożę z wypłaty... One kosztują majątek...

-Kosztują... Ale po sesji do V Magazine dostałam takie pieniądze, że aż nie wierzyłam i postanowiłam sobie zrobić prezent.

Kończę fryzurę Silver i mówię, by wzięła sobie jakieś misie, żeby się nie nudziła. Zaraz wychodzimy z mieszkania i wsiadamy do mojego auta, jedziemy drogą i rozmawiamy. Silver opowiada, że dziś śniły jej się księżniczki oraz, że jedna z nich dała jej koronę i była królową. Chichoczemy z Lucy słysząc przejęcie mojej małej... Dojeżdżamy i parkujemy przed redakcją.

Harry

Wchodzimy do apartamentu, gdzie hotel przywiózł nam jedzenie. Sięgam po swoje sushi i siadam na kanapie.

-Jak tam z wami?- pyta mnie Zayn.

Uśmiecham się i opuszczam głowę.

-Po co go pytasz...- mówi Liam.- Zobacz jak kipi szczęściem...

-Jest super...- odzywam się.- Wszystko wróciło do normy i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy...

-No to kiedy oddasz Grace pierścionek?- pyta Louis.

-I kiedy do cholery narąbię się na waszym ślubie?- dodaje Niall, na co zaczynam się śmiać.

-Oddam jej pierścionek... Już naprawdę niedługo... Muszę zdobyć tylko taśmę, która jest w Londynie... Poproszę chyba mamę, by wpadła i ją wzięła...

-Jaką taśmę?- pyta Niall sięgając po skrzydełko kurczaka.

-Z tego, jak się jej oświadczyłem... Mam plan, jak to zrobić drugi raz...- mówię.

-A kiedy ślub?- pyta Liam.

-A bo ja wiem... Zależy od niej...- wzruszam ramionami.

-Chciałbyś już ślub, czy raczej wolałbyś poczekać?-pyta Zayn.

-Chciałbym ślubu, już dawno go chciałem, ale ciągle były jakieś przeciwwskazania ku temu.

Grace

Po kilku godzinach w redakcji postanowiłyśmy razem z Lucy wybrać się na zakupy, myślałam o zadzwonieniu po opiekunkę dla małej, ale stwierdziłam, że wózek, będzie dobrą opcją. Lucy przebrała się w swoje rzeczy i ja postawiłam na coś wygodniejszego (No.88). Chodzimy po sklepach i na rękach mamy już mnóstwo toreb. Przechodzimy koło perfumerii i Lucy mówi, że chciałaby sprawdzić, czy jest tu zapach, który ją interesuje, mówię, że zaczekam na zewnątrz. Oglądam się dookoła i zauważam salon sukien ślubnych, na wystawie jest bardzo ładna suknia, cała koronkowa oglądam ją.

-Oho widzę, że ktoś tu się przygotowuję do ślubu...- mówi Lucy stając obok mnie.

-Ładna, prawda?- pytam.

-Bardzo ładna...

Wzdycham cicho.

-Chcesz to możemy tu wejść...- mówi Lucy, gdy już chcę stamtąd odchodzić.

-Nie, nie ma potrzeby...- mówię.

-Czemu?

-Po co mam oglądać suknie, które i tak w najbliższym czasie nie ubiorę...- mówię przykrywając śpiącą Sil kocykiem.

-Po to, żeby mieć lepszy humor...- mówi Lucy unosząc brew.

-Lepszy humor...- mówię pod nosem.- Robi mi się przykro, jak na nie patrzę.

-Dlaczego?- pyta Lucy.

-Bo ja nawet nie dostałam pierścionka z powrotem...- mówię.- O ślubie mam myśleć?

-Oj Grace... Myślę, że kwestią czasu jest to, że Harry odda ci pierścionek. Może nie chciał byście od razu po wróceniu do tego co było, wracali do narzeczeństwa... Może chciał ci dać trochę czasu na oswojenie się z tym...

-Nie, nie chcę tam iść...- mówię krzyżując dłonie na klatce piersiowej.

-Czemu?- pyta Lucy po raz kolejny.

-Bo zrobię sobie nadzieję wchodząc tam...- mówię i łapię za rączkę wózka, w którym śpi Silver. Idziemy do kolejnych sklepów i tam robimy także duże zakupy.

-Jeżeli robilibyście ślub...- mówi Lucy, na co wywracam oczami.- To gdzie?

Wzruszam ramionami grzebiąc widelcem w sałatce, zrobiłyśmy sobie lekki odpoczynek, by potem wrócić do tego, co wcześniej.

-No na pewno miałaś jakiś pomysł gdzie...- mówi Lucy.

-Miałam, ale to było dawno...- mówię.

-No to co... Dawaj.

-Na przedmieściach Londynu jest takie miasteczko Cheesington...- mówię z przewracając widelcem pomidorka.- Tam jest taki pałacyk... Kiedyś, jak miałam fazę to patrzyłam ceny, wnętrza itp.

-I?

-No jest pięknie, ale nie wiem...- mówię.- Nie możemy zmienić tematu?- pytam.

-Nie.- odpowiada stanowczo.- W czym tkwi problem w tym miejscu?- pyta.

-No niby w niczym... Przypomina troche posiadłość, w której to ty brałaś ślub, ale jest większy...- mówię.- Jest duży ogród, sypialnie są pełne antyków i wszystko jest naprawdę super...- marszczę brwi.- Nie chcę o tym gadać, ten temat mnie dołuje...- mówię jej szczerze.

Lucy wzdycha cicho.

-Oj Gracie...- głaszcze moje kłykcie.

Wsuwam podziurawionego pomidorka do ust i patrzę, jak Sil się budzi. Uśmiecham się do niej i wyciągam z wózka, całuję ją w czółko i poerwsze co słyszę to: Mamusiu, jestem bardzo głodna...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro