Rozdział 138

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jadę prosto z pracy na lotnisko, gdzie Harry ma przylecieć, nie ma ze mną Sil, bo jest z nią Silvia. Gdy widzę go wychodzącego z tunelu, na sercu robi mi się cieplej... Chowam telefon do torebki i wstaję z krzesełka. Widzi mnie i macha, musi iść po walizkę, więc dopiero za kilkanaście sekund będę mogła się do niego przytulić. Wieszam torebkę na ramię, Harry sięga po swoją torbę.

-No chodź do mnie!- mówi głośniej, a ja do niego podbiegam. O dziwo nie łamię kostek na tych piekielnie wysokich szpilkach. Rzucam się w jego ramiona i mocno przytulam, całuję go w policzek, ale dla niego to jest za mało, muska moje usta, zgłębia trochę pocałunek i robi to mocniej. Splatam ręce na jego karku i czuję, jak jego dłonie suną się z kości ogonowej na pośladki. Szybko daję mu buziaka i łapię za rękę.

-Gdzie tak pędzisz?- pyta mnie.

-Muszę zrobić pranie twoich rzeczy, tak się składa, że jutro jedziemy na wakacje.- mówię i właśnie wtedy wkraczamy w strefę paparazzich.

Zasłaniam twarz przed fleszami i przyspieszam tempa, gdy idziemy do samochodu.

-Ja się zastanawiam, jak ty wytrzymujesz na tych szpilkach...- mówi mi, na co chichoczę.

-Jest ekstra, ale robisz mi masaż stóp wieczorem...- mówię.-Kto prowadzi?

-Ty prowadź.- mówi i wsiada po stronie pasażera. Wsiadamy i ruszamy, całą drogę łamię przepisy na drogach.

-Harry przestań się śmiać...- mówię wyprzedzając samochód przed nami.

-Tylko mi potem nie mów, żebym zapłacił mandaty...- mówi.

-Zawsze płacisz moje mandaty...- mówię.- Kto je teraz zapłaci?- pytam, a on chichocze głośniej.

-No kto ty, moja droga. Poprawię pas, bo się boję...- mówi, a ja chichoczę.

Zwalniam trochę i stajemy na światłach.

-Tęskniłam za tobą, kędziorku...- nachylam się, by dostać od niego buziaka. Muska moje usta i uśmiecha się.

-Ja też tęskniłem za tobą, piracie drogowy...- mówi, a ja zaczynam się śmiać. Zielone światło, a ja ruszam z piskiem.

-Ty jesteś niepoważna, Grace...- mówi.

-Harry wyznam ci moje prawdziwe zamiary.- mówię trąbiąc na samochód, który nie jedzie.- Nasza córka jest u opiekunki, a ja od dwóch tygodni nie uprawiałam seksu i zamierzam to z tobą zrobić, gdy tylko wejdziemy do domu... Rozumiesz?- pytam go.

Patrzy na mnie zszokowany i oniemiały.

-Już nie pisnę słowa.- mówi.

Jedziemy kilka kilometrów, gdy nagle syrena policji rozbrzmieqa za mną.

Przeklinam głośno i zjeżdżam na pobocze. Poprawiam włosy i bluzkę, tak by było mi widać piersi.

-Co ty robisz?- pyta Harry z szeroko otwartymi oczami.

-Ominęłam tak już 14 mandatów.- mówię.- Nie odzywaj się, ani słowem...- mówię cicho, a on unosi brew.

-Nie rób tak, kiedy muszę się łasić przed innym facetem...- mówię. Spoglądam w lusterku i uśmiecham się widząc młodego policjanta.

Otwieram szybę i gdy podchodzi wzdycham cicho. Mężczyzna przedstawia się i prosi o dokumenty.

-Jechałem za panią od 10 km i popełniła pani na tej drodze sporo wykroczeń...- mówi unosząc brew. Cholera wygląda jak Jon Kortarenjon.

-Wiem, wszystko wiem...- mówię opierając łokieć o pustą, przestrzeń, gdzie była szyba...

-Gdzie było tak pani spieszno, mogę wiedzieć?- pyta spoglądając na mój biust.

-Och panie sierżancie...- spoglądam na plakietkę z nazwiskiem.-...Smith...

-Nie mam tytułu sierżanta...- mówi.

-A jaki ma pan tytuł?- pytam.

-Jestem starszym aspirantem...- mówi.

-To oburzające, że jeszcze go pan nie dostał, wszyscy policjanci, którzy do tej pory robili kontrole byli niemili, niekulturalni i chamscy... A pan? Pan jest spokojny, zadaje pytania, kulturalnie i takie osoby, jak pan, panie aspirancie powinny być awansowane szybciej.- mówię z uśmiechem.

-Dziękuję, bardzo pani miła...- mówi.

-Odwdzięczam się tym samym, co uzyskuję od pana...- mówię.

-Dobrze...- facet wraca do rzeczywistości.- Dlaczego pani jechała łamiąc przepisy?

-Gdyby pan wiedział ile ja rzeczy dziś załatwiłam, to jestem pewna, że nawet jako policjant łamałby pan przepisy...- mówię.- Pracuję w modzie, a dokładnie w Vogue'u...- mówię.-Wie pan co to?- pytam.

-Jasne...- mówi.

-Mało mężczyzn wie takie rzeczy...- mówię z uśmiechem, Harry prycha cicho pod nosem.-...Więc organizuję pokaz i zamówiłam 16 sukni, gdy przysyłka miała już zostać dostarczona, okazało się, że kurier pomylił zamówienia i została w Waszyngtonie, musiałam po nie jechać... Potem zepsuły się światła i w wybiegu zrobiła się dziura...- mówię to, co mi ślina na język przyniesie.- Jestem tak potwornie padnięta, że chyba nigdy tak nie byłam...- wzdycham cicho.

-No to rzeczywiście miała pani trudny dzień...- mówi poprawiając czapkę.

-Najtrudniejszy dzień ever...- mówię.

Policjant patrzy na mnie.

-Nie mogę zostawić pani bez kary...- mówi.- To były poważne naruszenia.

-Ja wszystko rozumiem panie władzo...- mówię.-... przyjmę to na otwartą pierś.- mówię, a on automatycznie na ułamek sekundy zniza wzrok na moje dwie koleżanki, którym serio wiele zawdzięczam...

Policjant zniża głowę i patrzy na Harry'ego.

-A pan nie mógł uspokoić koleżanki na drodze?- pyta.

-A poznaje go pan?- pytam.

-Nie, a powinienem?- pyta.

-Tak się pytam...- odpowiadam szybko. -On jest głuchoniemy...- mówię i prawie sama parskam śmiechem. Harry spina twarz i będę musiała mu zapewnić niezłą rozrywkę za to wszystko, obraził się.

-To pani chłopak?- pyta.

-Kuzyn...- mówię.-Przyleciał z Anglii na kilka dni...- mówię.

-Biedny...- mówi Smith.

Mężczyzna wystawia głowę na zewnątrz i spogląda na moje dokumenty.

-Powiem szczerze, że wykroczenia, które pani zrobiła zapłaciłaby pani nawet 5 tys dolarów...- milknie i uśmiecha się lekko do mnie.-Dziś daję pani upomnienie...- mówi, a ja w duszy się uśmiecham, wzdycham teatralnie.

-Naprawdę nie wie pan ile to dla mnie znaczy... Dziękuję panie aspirancie...- mówię.

-Nie ma za co... Proszę starać się nie łamać prawa i uważać na drodze.- mówi i jestem pewna, że to wyklepana formułka.

-Oczywiście, obiecuję z ręką na sercu...- mówię, na co on się żegna i odchodzi.

-Widzisz? Mówiłam... Gracie ma triki...- uśmiecham się do siebie.

Harry nic nie odpowiada.

-Czemu nic nie mówisz?- pytam go.

-Bo jestem twoim głuchoniemym kuzynem...- mówi. Radiowóz mija nasze auto i jedzie dalej.

-Nie złość się...- mówię mu.- Nie chciałam dostać mandatu...- mówię kładąc dłoń na jego udzie.

-Dawno nie widziałem, żeby ktoś tak z kimś flirtował...- mówi Harry robiąc minę obrażonego dziecka.

-To było ostatni raz...- mówię zbliżając usta do jego ucha.

Moja dłoń przenosi się na krocze H i jeżdżę nią w górę i w dół. Całuję go za uchem, a gdy słyszę nerwowe przełknięcie śliny, uśmiecham się i całuję go raz w szyję po czym ruszam i jadę prosto do domu.

-Jesteś mi winna porządny seks...- mówi Harry wchodząc za mną i zamykając drzwi.

-Zaraz się zrobi...- mówię i idę do sypialni.

-Wracaj tu!- mówi z przedpokoju.

-Czekaj ściągnę rzeczy, bo jeszcze coś się podrze...- mówię.

Z salonu słyszę cichy chichot mojego faceta, z pomieszczenia widzę, że usiadł na kanapie, więc to tam dziś to zrobimy... Poprawiam stanik i rozczesuję włosy, wychodzę z sypialni i wykorzystuję, że siedzi, tak więc siadam mu na kolanach, tak, by mieć twarz z przodu. Całuję go delikatnie wykonując delikatne ruchy biodrami do orzodu i do tyłu. Harry łapie za moje pośladki i potwornie mocno je ściska, z moich ust wydostaje się dźwięk jęku. Odpinam pasek od jego spodni i rozpinam rozporek, schodzę z jego kolan i zsuwam jego spodnie z pośladków, łapię za nogawki i odrzucam je daleko, siadam znów na jego pasie i wykonuję na nim kółka biodrami, cały czas patrząc w jego oczy. Po krótkim czasie jest twardy i coraz bardziej podniecony, wykorzystuję to i droczę się z nim. Opiera głowę o zagłówek i stara się zapaniwać nad oddechem. Całuję jego jabłko Adama i całą szyję, przy okazji unosząc koszulkę do góry. Ściągam mu ją i wpijam się w jego usta z taką żarliwością, że zdrowo przekracza jakiekolwiek poziomy... Harry jęczy mi w usta, żebym ściągnęła majtki. Uśmiecham się, bo chcę, go jeszcze trochę podenerwować.

-Daj mi jeszcze chwilkę...- mówię w usta i robię mocny ruch biodrami.

-O nie.- mówi mi w usta i podnosi mnie. Kładzie na plecach i góruje nade mną.

-No i kto teraz jest górą?- pyta unosząc brew.

-Wciąż ja...- patrzę mu w oczy.-Bo to ja cię doprowadzam do takiego stanu...- dodaję, a on zrywa mi majtki.

Kiedy we mnie wchodzi, nie wiem, jak się zachowywać, bo jest tak potwornie szybki, że brakuje mi tchu, patrzy mi w oczy i wpija mi się w usta.

-Kocham Cię seksoholiczko...- mówi, na co się uśmiecham.

-Dobraliśmy się...- mówię i łapię Hazzę za ramiona, zwalnia i ściąga mi stanik, rzuca go gdzieś. Przyspiesza, a ja wyginam tułów, bo nie jestem zrobić czegoś innego...

(...)

-Moja mama i Robin już jadą...- mówi Harry opierając się o blat w kuchni, ja nalewam sobie wody do szklanki.

-Już?- pytam przerażona.- Muszę się ubrać...- mówię i przechodzę koło Harry'ego, łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Zaraz czuję, jak wyspa kuchenna wbija mi się w lędźwie.

-Oj kochanie przestań, jadą z lotniska, zdążymy powtórzyć to, co było przed chwilką...- mówi i wpija mi się w usta.

Podoba mi się ten pomysł, ale na pewno nie wybaczyłabym sobie, gdyby mama Hazzy przyjechała, podczas, gdy my bylibyśmy w trakcie zabawy.

-Zrobimy to już tam...- mówię pomiędzy pocałunkami.

-Oszalałaś?- pyta Harry i wsuwa dłoń pod moje stringi.- Zrobimy to dziś w nocy...- mówi.

-Jak twoja mama i Robin będą w pokoju obok?- pytam, a robi mocny ruch biodrami.

-Będziemy bardzo cichutko...- dodaje.

Odpycham go i idę do sypialni.

-Przestań chodzić tak ubrana, jak znów mam na ciebie ochotę...- słyszę z kuchni i sięgam po ciuchy (No.89).

Nakładam koszulkę wracając do salonu.

-Może ty też się ubierz...- mówię patrząc na jego nagie ciało jedynie w opiętych bokserkach.

-A co nie podobam ci się tak?- pyta unosząc brew.

-Podobasz, ale nie chcę, by było po nas widać, że uprawialiśmy seks...- mówię ścierając blat i jednocześnie wkładając naczynia do zmywarki.

-Uwielbiam, gdy to mówisz... Tak zmysłowo brzmi w twoich ustach...- mówi łapiąc mnie za biodra, uśmiecham się i zaraz odpycham go.

-Ubierz się...- mówię patrząc na niego.- Proszę cię...

-Za bardzo przeżywasz, że przyjeżdżają...- wzdycha Harry.

-Tak już mam, uwielbiam twoją mamę i mam nadzieję, że w jej oczach jestem ułożoną, kulturalną i miłą dziewczyną...- mówię chowając szklanki do szafki.

-...podczas, gdy to jest nieprawda...- mówi Harry idąc do sypialni.

-Nie jestem taka?- pytam go.

-Kochanie jesteś gorąca, seksowna, ostra i lepiej z tobą nie zadzierać...- mówi, a ja chichoczę i kręcę głową.

-Ale to jak jestem z tobą...- mówię i spoglądam na odbicie w szybie szafek kuchennych, moje włosy to jeden wielki busz, więc idę do łazienki by je rozczesać. Robię sobie warkocza na boku i wracam do kuchni. Tam chowam wysuszone naczynia do szafek, zbieram porozrzucane na stoliku na kawę w salonie magazyny, chowam komputer na półkę i ścieram kurze na bokach kanapy. Ścielę łóżko u nas w sypialni będąc łapana, szczypana i dotykana prawie cały czas. Przecieram zlew w łazience oraz szybko przepłukuję prysznic. Gdy wszystko wygląda naprawdę w miarę rozbrzmiewa dzwonek do drzwi, podążam ku nim i otwieram.

-Dzień dobry...- mówię z uśmiechem.

-Dzień dobry.- odpowiada Anne i wita mnie uściskiem.

-A gdzie jest Robin?- pytam łapiąc za jej walizkę.

Kobieta wzdycha cicho i siada na pufie w przedpokoju, by ściągnąć buty.

-Został wczoraj wezwany do pracy, bo jakiś budynek ma zostać oddany za kilka dni, a nie jest skończony, a on jako kierownik musiał zostać...

-O nie...- mówię.

-Wielka szkoda, mam w pracy urlop dwa razy do roku i nie będziemy mieli kiedy nawet razem pojechać...- mówi cicho i lekko się uśmiecha, gdy Harry idzie ku niej, by się przywitać.

-Cześć Mamo...- mówi i bierze ją w mocny uścisk.

Anne wszystko opowiada nam od początku do końca, mówi, że chciała rezygnować, ale Robin kazał jej jechać, spędzi czas z synem, którego tak rzadko widzi i wnuczką... To był jedyny powód.

-Myślałam, że zamiast Robina pojedzie Gemma, ale niestety praca jej nie pozwala...- mówi sącząc swoją herbatę.

-Tak się dzieje mamo, nie bądź smutna, masz tam wypocząć i nabrać sił...- mówi Harry i całuje ją w czoło.

Anne lekko się uśmiecha i jej uśmiech rośnie bardziej, gdy Hazz wraca do mnie i obejmuje od tyłu.

-Tak się cieszę, że kryzys za wami...- mówi.

Uśmiecham się i spoglądam na twarz ukochanego, który daje mi buziaka w usta.

-Bardzo za nią tęskniłem...- mówi i rozpuszcza mi włosy.

-O nie...- jęczę zabierając mu gumkę do włosów.- Nie tykaj ich...- mówię mu, a on chichocze.

Związuję je i przypomina mi się ważna sprawa.

-Pozwoli pani, że pójdę uprać rzeczy Harry'ego, żeby suszarka zdążyła je wysuszyć...- mówię.

-Pewnie, kochanie idź... Taka rola mamy...- mówi z uśmiechem.

Kiwam głową zgadzając się z nią i idę do sypialni, by wyciągnąć rzeczy mojego faceta. Na wierzchu jest torebka z VS, wzdycham cicho i gdy widzę czerwoną wstążkę odkładam to na półkę. Niosę jego rzeczy do prania i dzwonek do drzwi zwiastuje powrót Silver, która szaleje na widok babci. Jej piski, śmiechy są słyszalne w całym apartamencie. Wykonuję swoją robotę i idę do sypialni, by zacząć pakować siebie samą, potem zajmuję się ciuszkami Silver, która chce mieć swoją walizkę. Chowam część kosmetyków do kosmetyczki i słyszę, jak Sil biegnie do mnie.

-Mamusiu, a ja mogę być z babcią w pokoju?- pyta.

Patrzę na nią.

-Nie wolisz być z mamusią i tatusiem?- pytam ją.

-Grace zgódź się!- krzyczy Harry, a ja dobrze wiem, że spokojnego wieczora nie będzie z tym napalonym mężczyzną.

-Chcę być z babcią, bo babcia czyta mi bajki i śpiewa kołysanki, a wieczorem zawsze mi opowiada, jak tatuś był mały...- mówi.

-Jeśli chcesz, to oczywiście, że się zgadzam...- mówię z uśmiechem i mała w podziękowaniu daje mu buziaka w usta.

-Kocham cię mamusiu...- mówi i ucieka do salonu.

Zbliża się wieczór, robię kolację podczas której dyskutujemy o wyjeździe. To bardzo fajnie, że Anne z nami jedzie, uwielbiam ją, jej poczucie humoru, pogodę ducha i to, że na jej twarzy zawsze jest uśmiech, poza tym Silver i Harry są bardzo szczęśliwi, że babcia i mama będzie z nimi. Wiem, jak Hazzie brakuje jej w trasie... Tak samo jej brakuje Hazzy...

Z uśmiechem odpisuję na sms-a Theresy, która pozdrawia mnie z Londynu, do sypialni, gdzie siedzę wchodzi Harry.

-Idziemy się wykąpać?- pyta opierając się o framugę drzwi.

-Nie, nie idziemy.- mówię.

-Czemu?- odpycha się i podchodzi do mnie.

-Bo twoja mama tu jest...- mówię.

-Chcesz być cnotką, kiedy ona tu jest?- pyta mnie unosząc brew.

-Tę dzisiejszą noc tak, jutro wieczorem będziemy mieć wspólną łazienkę, a mała będzie z twoją mamą, więc wtedy co dzień będziesz miał kąpiele...- mówię szukając olejków.

Harry wzdycha i siada na łóżku.

-Pocałuj mnie...- mówi.

-Nie teraz, widziałeś olejki?- pytam go oglądając się dookoła.

-Są na szafce w łazience...- mówi i łapie mnie za biodra, przyciąga do siebie, tak że na niego spadam.

-Harry...- mówię próbując wstać.

-Teraz cię pocałuję...- mówi poważnie, po czym przechodzi do czynów. Wpija mi się w usta i gdy chcę wstać łapie mnie za dłonie, tak bym nie mogła się wydostać i wstać.

-Harry...- mówię w przerwie na oddech.- Puść...- tylko tyle daję radę powiedzieć, bo znów wpija mi się w usta. Moja dłoń, która stała się wolna, po tym jak Harry wolał dotknąć swoją dłonią mojego policzka, dotyka także jego policzka. Kładzie mnie na plecach na łóżku i góruje nade mną, nie chcę się odrywać od niego, ale mam tyle do zrobienia i do tego rano musimy wstać, by jechać na lotnisko.

-Hazz...- mówię odsuwając usta.-...ja nigdzie nie wyjeżdżam bez ciebie, ok?

-Wiem o tym...- mówi.- Dlaczego tak powiedziałaś?

-Bo całujesz mnie, jakbyś się żegnał...- mówię i daję mu buziaka. On odsuwa się i puszcza mnie.

-Grace?- woła mnie na chwilę, więc się wracam.

-Tak, kochanie?

-Czyli nie będzie wspólnej kąpieli...- mówi robiąc smutną minkę

-Nie dziś...- mówię.

Kąpię Silver, a potem gdy mama H bierze prysznic rozkładam jej kanapę w pokoju. Następny idzie Harry, bo stwierdzam, że muszę odłożyć trochę rzeczy, bo walizka się nie domyka. Kładę Sil do snu i daję jej soczystego buziaka na dobranoc i życzę, żeby się jej śniły wróżki. Uśmiecha się i zasypia.

Mój ukochany wychodzi w samych bokserkach i życzy matce słodkich snów oraz całuje ją na dobranoc. Potem idzie do łóżka, a ja biore prysznic i zmywam makijaż. Ubieram spodnie od pidżam, które będę miała tu pierwszy raz... Przyrzekam, zawsze śpię w majtkach. Narzucam koszulkę i także życzę Anne dobrej nocy, zanim nawet jednak zdążę zamknąć drzwi od sypialni, Harry unosi się podniesionym głosem: No ty chyba żartujesz z tymi spodniami...- mówi, a ja zaczynam się śmiać.

-Ściągaj je...- mówi poważnie.

-Nie, dziś śpię w nich.- odpowiadam.

Harry odkrywa się i pokazuje, jak to on śpi.

-To co, że ty jesteś tylko w bokserkach, ja dziś śpię tak...- mówię siadając na brzegu łóżka. Nastawiam budzik na 5:00. Będziemy lecieć cały dzień i jeszcze trochę.

-Ściągaj do cholery te portki.- mówi.

-Przestań, twoja mama jest tutaj i nie będę paradować w majtkach.- mówię.

-Ja nie wierzę...- wzdycha Hazz.

Chichoczę i wchodzę pod kołdrę do mojego faceta.

-Ja nie zasnę.- mówi Harry.

-Czemu?- pytam poprawiając poduszkę.

-Bo masz spodnie...- mówi.

-I to ci spędza sen z oczu?- pytam.

-Dokładnie, nie jestem przyzwyczajony do materiału pod kołdrą...- mówi.

Wywracam oczami i wzdycham cicho.

-To się przyzwyczaj...- mówię mu i kładę się do niego tyłem.

-Denerwujesz mnie...- mówi.

-Ty mnie bardziej.- mówię mu i dodaję: Dobranoc.

Hazz zgasza swoją lampkę i przytula mnie od tyłu. Po jakimś czasie mimo, że nie śpię, bardzo się staram... Czuję, jak palce Harry'ego łapią za gumkę od spodni i zsuwa je z moich pośladków.

-Jeżeli mi je ściągnięsz to śpisz na balkonie.- mówię.

Harry chichocze mi we włosy.

-Wolę mieć do ciebie dostęp...- mówi.

-Tak, wiem... Ale nie dziś.- mówię i zasypiam.

Rankiem oczywiście spodni nie mam, a dłonie mojego ukochanego są albo na piersiach, albo blisko mojej kobiecości. Zwlekam się z łóżka i narzucam ściagnięte spodnie, Harry przerzuca się na drugi bok, wychodzę z pokoju i widzę, jak mama Hazzy stoi na balkonie. Przechodzę kilka metrów i idę ku niej.

-Nie śpi pani?- pytam.

-Nie, słyszałam twój budzik...- uśmiecha się.

-Obudził panią przez drzwi?- pytam.

-Mam słaby sen... Budzę się i długo nie mogę zasnąć...- mówi.

-Będę robiła kawę, chce pani?- pytam.

-Jasne, pomogę ci zrobić śniadanie.- mówi i razem ze mną wraca do środka.

Rozmawiamy i przygotowujemy jajecznicę na bekonie, Silver wychodzi z misiem ze swojego pokoju.

-Mamusiu, jest ciemno, czemu chodzisz?- pyta podchodząc.

-Bo zaraz lecimy, gdzie są palmy i dużo słoneczka.

-Kiedy?- pyta Sil.

-Niedługo...- odpowiada Anne.

-A ja mogę posiedzieć z wami?- pyta.

-Nie chcesz spać?- pytam ją.

Przeczy.

-To masz super ważne zadanie misiaczku...- mówię.

-Jakie?- pyta.

-Musisz obudzić tatusia...- mówię jej.

-Umiem budzić tatusia...- mówi z uśmiechem.

-To działaj!- mówię, a mała na paluszkach idzie do Harry'ego.

Zalewam kubki kawą, a Anne pyta, gdzie mam talerzyki, pokazuję jej gdzie i nakłada jedzenie. Słyszymy śmiech Silver i zaraz mała wybiega do kuchni z powrotem.

-Udało się?- pytam.

-Tata powiedział, że jak jeszcze raz skoczę mu na brzuszek zje mi nogę...- mówi i pokazuje, że chce usiąść na hokerze.

Harry wychodzi z sypialni, a widok jego włosów, że i ja i Anne zaczynamy się śmiać.

-Jego kręcone włosy pozostają dla mnie nieprawdopodobną zagadką...- mówi Anne podając Silver talerzyk, a ja chichoczę na jej słowa.

-Moja mama nie ma, a tata nie miał kręconych włosów, ja i Sean mamy... On i tak je ścina na krótko, a ja prostuję je. Jak wstaję rano po umyciu głowy to normalnie jak Keri Russell...- mówię.

-Nie widziałam cię w takich włosach...- mówi.

-Bo zawsze je prostuję.- mówię słodząc kawę sobie i Harry'emu.

Mój ukochany wychodzi z łazienki i podchodzi najpierw do Sil i daje jej całusa w czoło, potem do mamy i tak samo jak córkę, całuję ją w czoło, a potem do mnie i wpija się w moje usta, potem staje za mną i obejmuje w biodrach, podczas, gdy nalewam mleczko do kubków. Zatapia twarz w moich włosach i delikatnie nas kołysze, czuję delikatne pocałunki na obojczyku.

-Harry jedzmy...- mówię.

Wzdycha cicho.

-Nie dajesz mi dostępu do siebie...- mówi naburmuszony, Anne chichocze, a jej syn zajmuje miejsce koło Sil.

-Jak ci dam dostęp to nie zdążymy na samolot...- mówię, a on uśmiecha się głupawo i bierze do ust jajecznicę. Siadam na blacie i jem swoje.

Zjadam pierwsza i latam po całym apartamencie chowając część rzeczy. Ubieram się (No.91) związuję włosy w niechlujnego koka i nie maluję się, potem ubieram Sil i zamykam walizkę. Po 30 minutach jesteśmy gotowi do wyjścia. Harry bierze torbę moją i jego, ja biorę torbę Silver i mama Hazzy bierze swoją.

Wkrótce już siedzimy w samolocie i czekamy na odlot. Silver siedzi z babcią, a ja z moim ukochanym, słyszę jak mała rozmawia z babcią. Harry kładzie dłoń na moim udzie i spogląda mi w oczy.

-To będzie super wyjazd...- mówi z uśmiechem.

-Wiem...- odwzajemniam uśmiech i daję mu buziaka.

Pilot startuje, a my rozpoczynamy podróż...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro