Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po poznaniu planów na jutrzejszy dzień, stwierdziliśmy, że urwiemy się i pojedziemy spotkać z Saige. To dużo lepsze niż zwiedzanie okolicznych kościołów i spacerów po lasach, które nam oferują na ten dzień. Aktualnie przebywałam z Melissą w pokoju rozpakowując ostatnie rzeczy i parząc sobie herbatę. Za pół godziny miało zacząć się ognisko, którego celem jest "zbliżenie" nas. Nie żeby coś, ale znam tych wszystkich ludzi za dobrze. Wiem, co robi Benjamin gdy nikt nie patrzy, dlaczego Loretta siedzi sama na stołówce i co je Maise gdy nikt nie patrzy. Mówiłam, jestem typem obserwatora. Mimo to przyjaciele przekonali mnie do pojawienia się. Stwierdziłam, że wyjdę tam z kocykiem i herbatką, zjem kilka pianek i zniknę niezauważona, aby położyć się do łóżka.

Nie, żebym była typem aspołecznego człowieka. Takiego, który ludzi unika, skądże. Ja bardzo lubię kontakt z niektórymi jednostkami, jednakże "co za dużo, to niezdrowo". Po prostu nie jestem w stanie siedzieć z ludźmi parę dni z rzędu nie mając chwili dla siebie. Potrzebuję tego. Tego momentu, gdy jest tylko cisza i ja. Kiedy mogę się rozluźnić popijając jakiś napoik i czytając książkę, ewentualnie oglądając coś. Albo zdrzemnąć się. Zwyczajnie męczy mnie częste obcowanie z innymi osobnikami. Nie uważam tego za coś nienormalnego, każdy w końcu potrzebuje przerwy od ciągłego zgiełku.

-O czym tak myślisz? Stoisz nad tą walizką od kilku dobrych minut, ale nic nie wyjęłaś i patrzysz się tępo w ścianę-zwróciła mi uwagę Mel.
-Zwykłe rozmyślanie o życiu. Nie przejmuj się mną
-A właśnie, że będę. Znaczy się, naprawdę zamierzasz wyjść tak na ognisko?
-No nie mów mi, że powinnam ubrać się jak na imprezę-mentalnie przywaliłam sobie właśnie deską do krojenia w twarz
-Nie, załóżmy nasze onesie, widziałam, że je wzięłaś. I zamiast herbaty, zrobię nam czekoladę, bo przywiozłam. Z bitą śmietaną i piankami
-Może mi powiesz, że jeszcze ubijałaś tą śmietanę w autobusie?
-Coś ty. Zrobiłam ją rano w domu, głuptasie.
-Nie zdziwiłabym się, gdybyś trzymała cały dobytek wraz z domem w tej walizce-zaśmiałam się
-Nie mówmy już o tym. Odstawmy się jak menele i wyjdźmy do ludzi

Tak jak powiedziała, tak się stało. Zamiast szykować się jak szczury na otwarcie kanału i zrobić wielkie wejście, wyszłyśmy w piżamkach z kocykami, jej różowym, moim z Kubusiem Puchatkiem, w nieco rozwalonych włosach i ze zmytym makijażem. Najważniejsze, że umyłyśmy zęby i zachowujemy higienę.
-Przyszły gwiazdy wieczoru-skomentował jakiś uszczypliwy nauczyciel
-Ma pan jakiś problem? To źle, że czujemy się tu swobodnie i jak w domu?-odparła z przekąsem Melissa, ucierając tym samym nosa profesorowi.
-Ależ oczywiście, że nie, ja już się nie odzywam.

Shawn i Knox przyszli chwilkę później niż my. Uśmiechnęli się, widząc jak jesteśmy ubrane. Następnie usiedli naprzeciwko nas, gdyż obok nie było już miejsc. Mendes przyniósł gitarę i chwilę po tym, jak każdy wyklepał regułkę z imieniem i swoimi zainteresowaniami, zaczął grać znajomą melodię "One of us" od Joan Osborne. Zaczęło się całkiem niewinnie, d piosenek religijnych i nawiązujących do Boga, przez popowe hity, aż do piosenek, których słowa nie należały do najładniejszych, ale zmęczeni nauczyciele poszli spać bardzo wcześnie. Z miłego ogniska z gitarką zrobiła się tam impreza. Ktoś przyniósł głośnik, inni przynieśli alkohol i zaczęło się. Ja i Knox nie pobyliśmy tam za długo. Wzięliśmy skromnie po jednym prawie i usiedliśmy na plaży. Po chwili dosiadł się Shawn z Melissą, którzy również postanowili nie wypić za wiele.

Siedzenie na plaży i przyglądanie się falom nieopodal, przyprawiło nas o nostalgię. Przez dłuższy moment siedzieliśmy w ciszy po prostu podziwiając nocne krajobrazy i ignorując ludzi bawiących się kilkaset metrów za nami.
-Czy wy też zastanawiacie się czasem, co z nami będzie po śmierci?-rzucił Knox, otwierając puszkę z piwem
-A kto by się nie zastanawiał?-odparła Melissa, jakby było to oczywiste-I wierzę w reinkarnację
-Ja za to boję się śmierci. W cholerę się boję i chciałabym, aby reinkarnacja istniała. Nieironicznie. Może nie, żeby w którymś życiu być zwierzęciem, ale sama idea odradzania się jako inny człowiek daje mi więcej spokoju, niż to, że rozłożę się w ziemi i już nikt nie będzie o mnie pamiętał.-odparłam
-Racja, ale i tak mózg by wykształcał się na nowo. Chociaż z drugiej strony to dobrze, nie chciałbym żyć ze świadomością, że już kiedyś istniałem, miałem innych, lepszych, gorszych przyjaciół, drugą połówkę... to mogłoby być bardzo złe. Ciągle szukalibyśmy osób, w które teraz się wcielili i zmarnowalibyśmy całe życie tej niewinnej, nowej na świecie "osoby", albo raczej "ciała"? Nie wiem, gubię się
-Jeśli ta osoba nie miałaby celu w życiu to lepiej szukać dawnych znajomych niż się opierdalać-wtrącił Knox pół żartem
-Każdy ma jakiś cel. Chociażby przecierpieć na Ziemi te kilkadziesiąt lat i popatrzeć pustym wzrokiem na krajobrazy, jak my teraz-dodałam
-Ja chyba nie mam celu-powiedziała Mel-W sensie, osiągnęłam tyle w szkole, nauczyłam się wielu rzeczy, ale nie prosiłam o to. Nie chciałam tego. Samo wyszło. Nie urodziłam się po to by to wszystko zdobywać. Nie wiem co chcę ze sobą zrobić. Boję się, że zniknę jako człowiek, który nie dążył do czegoś tak bardzo. W sensie, to co mam, dostałam fartem. Nie wiem jak-przerwała, po czym nastała długa cisza-Chociaż nie. Chciałabym się spotkać z ojcem. Można powiedzieć, że to mój cel.

-----------------------

Witam wszystkich tu obecnych, zapomniałam, że wczoraj był piątek i nie dodałam, ale jestem!!!

Nawet nie wiecie ile mam wrednych pomysłów na tą książkę i gosh z chęcią bym je tu wypisała XD

Spadam, bo sypne przypadkiem haha

Miłego dnia, Izzie x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro