Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Noc była jeszcze młoda, a ja już leżałam na łóżku oglądając serial. Byłam prawie pewna, że następnego dnia nie wstanę do szkoły, bo czułam się strasznie ciężka przez nadmiar pizzy. Wyglądałam i czułam się jak jakiś tatusiek z piwnym brzuszkiem, który tylko siedzi przed telewizorem i ogląda mecze.
W pewnym momencie, gdy jako jedyna śmiałam się z żartów Chandlera, usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Nie powiem, przeraziłam się, w końcu Zach poszedł do pracy...

– Nie strzelać! To tylko ja – powiedziała, poprawiając nieudolnie torbę. – Jejku, ale się wystraszyłaś. Pierwszy dzień w pracy, a nikt już nie pamięta, że Chris też tu mieszka

– Pamiętałam, po prostu myślałam, że wychodzisz... nieco później – dodałam spoglądając na zegarek.

–Wyszłam normalnie, po prostu ktoś mnie podrzucił. I patrz co przyniosłam – podekscytowała się. – Pizzę hawajską!

– O mój Boże, Christina, kocham cię – wyznałam biorąc jedzenie ze stołu. Wiedziałam, że tego pożałuję, bo już czułam się niczym zawodnik sumo, ale nigdy nie odmawiam pizzy. Nie hawajskiej.

W tle leciały kolejne odcinki serialu, ale nie skupiałam się na nich, bo i tak znałam je na pamięć. Chris usiadła obok mnie więc po prostu zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym.

– Dobra, bo nie mogę już wytrzymać z ekscytacji– zmieniła temat. – Co to za ludzie w pizzerii, którzy dosiedli się do ciebie i Zacha? W szczególności mówię o tym chłopaku, z którym gadałaś.

– Naprawdę, nie mówiłam ci o nim nigdy? To Shawn Mendes.

– Ten bogaty chłoptaś, za którym nie przepadałaś? Evie, nie poznaję cię. 

– Spokojnie, nic się pomiędzy nami nie dzieje, jeśli to masz na myśli. Słyszał moją wypowiedź podczas projektów edukacyjnych i stwierdził, że potrzebuje kogoś odważnego i kontrowersyjnego w grupie.

– I dlatego poszliście razem na pizzę? – zapytała, bo chyba czegoś nie zrozumiała.

– Nie, to był czysty przypadek. Okazało się, że ja i Fletcher siedzimy na ich stałym miejscu, ale na szczęście przyszli mniejszą grupką i nas nie wygonili. A nawet przyjęli z otwartymi ramionami. To znaczy Shawn, to on powiedział, że możemy z nimi zostać. Ale było całkiem przyjemnie, poza tym Zach chyba zauroczył się w przewodniczącej szkoły.


– O nie, Evangeline, ja znam ten uśmiech, planujesz coś?

– Właściwie, to nic póki co. W sensie, jeszcze nie wiem, czy chcę zgładzić całą ich populację, czy po prostu wyrządzić nieśmieszny żarcik. Wszystko zależy od tego, jak będą postępować.

– Mam wrażenie, że nadawałabyś się na sędzię. Naprawdę, osądzanie ludzi wychodzi ci bardzo dobrze. Na pewno byłabyś sprawiedliwa i godna swojej pracy.

– Tak myślisz? – nie dowierzałam. – Myślałam raczej o pracy na złomowisku, no wiesz, w otoczeniu najbliższych.

– W sensie, że śmieci? Nieśmieszne.

– Nie widzę się w roli sędziego. Po prostu nie.

– To co chciałabyś robić w życiu?

– Nie jestem pewna, wydaje mi się, że zostanę jakimś krytykiem i zrównam wszystkich z podłogą.

– Do tego też się nadajesz. Wszystko co tyczy się zniszczenia ludzi idealnie pasuje do ciebie.

Ała, trochę zabolało. Uważam się za sprawiedliwą osobę, a nie destrukcyjną.

– Wiesz, że Shawn odprowadził mnie do domu? – zmieniłam temat. – Znaczy, nie do końca, po prostu wyszedł wcześniej od przyjaciół i szedł w moją stronę. Nie wiedziałam, że mieszka w okolicy, może to dlatego że ciągle jeździ, zamiast chodzić. Mimo to, było miło. Pośmialiśmy się, a on jest naprawdę spoko.

– Evie, czy to naprawdę ty? Jesteś taka ludzka i opowiadasz mi o swoich uczuciach, ja...wow. Nie miałaś przecież go zrównać z ziemią?

– Nie wiem Chris, daj mi z tym spokój. Tak naprawdę jeszcze go nie znam, a nie lubię planować wydarzeń na dłużej, niż tydzień przed. Jeżeli coś się wydarzy, co sprawi, że zmienię zdanie o nim i jego przyjaciołach, to dowiesz się pierwsza. Na razie daj mi zbadać teren.

– Wybacz, wybacz, wybacz. Po prostu tak mnie ciekawią twoje intrygi, a jak już opowiadasz mi o czymś to jestem święcie przekonana, że coś kombinujesz i aktualnie nie mogę się przestawić na to, że opowiadasz mi o "zwyczajnej" znajomości. A teraz możesz kontynuować.

– Już nic więcej się nie wydarzyło. Nie chcesz może pogadać o Zachu?

– Nie, jemu zawsze wszystko się udaje, więc pewnie skończy w związku z tą całą...

– Melissą – wtrąciłam.

– Dokładnie, Melissą. Melissą? Brzmi jak herbata, jak można tak skrzywdzić dziecko?

– Rozmawiasz z Evangeline, moje imię kojarzy się z ewangelią.

– Na pewno nie, znam cię zbyt dobrze, nie interesują cię sprawy religijne. Właściwie, dlaczego mama dała ci tak na imię? Jest...raczej niespotykane i nieco dziwne.

– Jeżeli dobrze pamiętam, to ma francuskie, albo greckie pochodzenie. Oznacza dobre wieści, chociaż to nie pasuje do mojego poczęcia. Byłam wpadką, już na wstępie wykryli u mnie jakieś wady, mama podczas ciąży też miała problemy .

– Powiem tylko, że średnio ci dopasowano imię .

– Zdaję sobie z tego sprawę.

– Poza tym, to wcale nie były dobre wieści, zwłaszcza, że mówiłaś że twój tata...

– Nie mówmy o tym – przerwałam. - Chcę porozmawiać o czymś przyjemnym.

Nie, żebyśmy tak przesiedziały całą noc, ale tak. Zrobiłyśmy to. 

------------

Przepraszam, rok szkolny wybił mnie z rytmu. Postaram się teraz coś dodawać, przynajmniej raz na 2 tygodnie 

PS. W załączniku piosenka, którą ostatnio słucham w kółko

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro