from: Mercedes, to: Edward - seventh

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mój jedyny, najukochańszy Edzie!
Kolejny list i kolejna nieskomplikowana sprawa. Obejmująca temat fragmentu naszej cotygodniowej rutyny. Sobotnie i niedzielne pobudki. Bardzo wczesne w dodatku. Zawsze niespodziewane. A przy okazji niezapomniane...
Nigdy nie nazwałam przy Tobie weekerndowych pobudek przyjemnymi.
Zamiast tego tylko denerwowałam się i jeszcze nie dobudzona próbowałam bronić się przed Twoimi dłońmi wyrywającymi mnie z ciepłego łóżka. Jak się już pewnie spodziewasz, wcale nie czułam wtedy złości. Właściwie, było zupełnie przeciwnie - często stanowiły one najlepszą część mojego dnia.
Zawsze twierdziłeś, że ostatnich, wolnych dni tygodnia nie wypada marnować na spanie, a tym bardziej samo wylegiwanie się w łóżku. Przychodziłeś do mnie o różnych porach. Czasem dawałeś mi pospać aż do dziewiątej, za to innym razem pojawiałeś się u mnie już o czwartej trzydzieści. Nadal zastanawiam się, czy wybór godziny danego dnia zależał od czegoś konkretnego, a jeżeli tak, to od czego.
Jednak oprócz czasu, w którym mnie nawiedzałeś, cała reszta zawsze wyglądała bardzo podobnie. Zaczęło się, gdy mieliśmy po szesnaście lat. Na początku nie za dobrze Ci to wychodziło - próbowałeś po cichu znaleźć się w moim pokoju, tym razem wchodząc normalną drogą, nie oknem. Ale w ciszy przeszkadazały Ci skrzypiące drzwi, których odgłos psuł cały efekt i od razu mnie budził. Po jakimś czasie jednak wpadłeś na pomysł, by w każdy piątek wieczorem, kiedy byłam już w piżamie i leżałam w swoim łóżku, przy opuszczaniu mojego pokoju po raz ostatni, zostawić otwarte drzwi. Udało Ci się to zrobić jedak tylko raz, bo za każdym następnym sama pilnowałam by je domykać. Ale Ty się nie poddawałeś. Czasami nawet uchylałeś je, czekałeś, aż zasnę i dopiero wtedy odchodziłeś. Najpierw bardzo mnie to irytowało. Bałam się, w jakim stanie możesz mnie zastać, kiedy wejdziesz do pokoju w trakcie mojego snu. W dodatku często lunatykowałam i mówiłam przez sen, co zwiększało moje obawy przed tym, że mogę przy Tobie zrobić coś głupiego! Ale nigdy Ci o tym nie powiedziałam, tylko wciąż zachowywałam się, jakbym miała specjalnie robić Ci na złość.
Tak naprawdę kochałam, kiedy rano pierwszym widokiem, który zobaczyłam, była Twoja uśmiechnięta twarz. Ale zrozumiałam to dopiero później. Wtedy też już specjalnie udawałam, że zasnęłam, żebyś nie musiał dodatkowo czekać. Chciałam, żeby drzwi zostawały otwarte, byś rano mógł przez nie bezszelestnie przejść, jednak nigdy nie potrafiłam się do tego przyznać...
Te Twoje weekendowe pobudki były idealną sprawą. Dzięki nim nie tylko tyle, że nie marnowałam dnia i miałam więcej czasu na robienie przeróżnych rzeczy. Ale też to, że mogłam dłużej być z Tobą. I nie tylko to, że zamiast okropnego dźwięku budzika czy też zwykłych odgłosów odkurzacza budził mnie Twój łagodny głos. Ale także to, że dzięki nim byłeś pierwszym, co rano mnie spotkało. A to oznaczało, że każdy początek dnia mogłam już zaliczyć do udanych.
Podczas wszystkich tych lat, kiedy wreszcie pozwalałam Ci na niezamykanie pokoju, trochę zmieniłeś taktykę. Najpierw zakradałeś się do środka, a potem delikatnie układałeś się na moim ogromnym łóżku. Następnie czekałeś, aż sama się przy Tobie obudzę. Bo zawsze się budziłam. Ale nie dopiero wtedy, kiedy otwierałam oczy. Prawie za każdym razem budziłam się już przy samym Twoim wejściu do pomieszczenia. I tym razem nie chodziło już o żadne skrzypienie czy inne odgłosy. Z samego rana budził mnie Twój piękny zapach. Ale kiedy Ty powoli siadałeś, a dalej kładłeś się tuż koło mnie, po prostu nie mogłam tak zwyczajnie podnieść powiek. Chciałam leżeć tam z Tobą jak najdłużej. Spokojnie wdychać ten niesamowity aromat i ukrycie przyglądać się, jak cudownie uśmiechasz się na mój widok.
I dopiero po kilku, a czasem nawet kilkunastu minutach spędzonych właśnie w ten sposób, nie spiesząc się szczególnie, odsłaniałam swoje oczy. I wtedy wreszcie mogłam się skupić na Twoich. A Ty zawsze witałeś mnie tym samym tekstem dokładnie w momencie, kiedy moje powieki się unosiły. "Witaj, moja piękna Mercedes!". Czasem miałam wrażenie, że co do sekundy przewidywałeś, kiedy nastanie ten czas.
Przepraszam zatem za to, że nigdy nie powiedziałam Ci, jak ważne były dla mnie te pobudki.
Za to, że nigdy nie przyznałam, jak ważne było dla mnie budzenie się przy Twoim boku.
Za to, że nie zaznaczyłam, jak bardzo bym chciała byś budził mnie w ten sposób również przez resztę tygodnia.
Za to, że nigdy nie podziękowałam, że nie pozwoliłeś mi zmarnować weekendu.
Za to, że nie powiedziałam, że dzięki temu byłeś dla mnie przerwszą rzeczą, o której myślałam tuż po przebudzeniu, co zawsze dodawoło mi siły na cały dzień.
A teraz z przyzwyczajenia wieczorami nadal zostawiam uchylone drzwi mojego pokoju. W weekendy też nie śpię aż do południa, chociaż na tym coraz bardziej przestaje mi zależeć. Już nie mam dla kogo się budzić z samego rana. Ale nadal jesteś moją pierwszą myślą po wybudzeniu. A ja, nie zamykając sypialni... Chyba nadal mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pojawi się w niej Twój zapach, który całkowicie ją wypełni i pomoże mi się obudzić...
Na zawsze Twoja,
Mercedes Courtney xx
♥♥♥♥♥
Przez te wszystkie lekcje zdążyłam zapomnieć, że dzisiaj wtorek :'') Ale niedawno mnie olśniło, więc wstrzymałam na moment naukę i przybywam.
Dziękuję za Waszą cudowną obecność i o niej informowanie, mam nadzieję, że dalej będzie tak, a może i nawet jeszcze lepiej :)
Lubicie wcześnie wstawać w weekendy?
A teraz spadam, bo zero czasu!
~ zdychająca ze zmęczenia, niedouczona autorka xx
PS: Nawet nie mam czasu na obrazek, piosenkę czy dedykację :'') Przepraszam ;-;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro