Chapter 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

20 gwiazdek = nowy rozdział!

To co, lecimy z tematem? 🖤






Zirytowana po raz kolejny spojrzałam na zegarek. Laurel była spóźniona już dwadzieścia minut. Wypuściłam powietrze z płuc, przewracając oczami. Stałam na dachu jak jakaś kretynka i marzłam już od dwudziestu minut i nawet nie wiedziałam czemu to robiłam. Był listopad a co za tym szło, pogoda dawała w kość, jednak najwyraźniej Lance wcale to nie przeszkadzało w wystawieniu mnie na ten ziąb.

-Mam dość. - mruknęłam sama do siebie i ruszyłam do drabinki, po której tutaj weszłam już miałam zrobić pierwszy krok na stopień, gdy usłyszałam kroki za plecami. Błyskawicznie się odwróciłam, rozglądając wokół. Było ciemno i nie wiele widziałam. Jednak zauważyłam przed sobą dwie sylwetki. Kobietę i mężczyznę.

-Wybacz spóźnienie. - gdy usłyszałam ten głos, wszystko było jasne. Laurel postanowiła się jednak pojawić. Jak miło...

-Dłużej się nie dało? - prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. Przymrużyłam oczy patrząc za plecy dziewczyny. - Kim jest twój towarzysz? - skinęłam głową na mężczyznę z tyłu. Westchnęła ciężko.

-Zanim ci wszystko wyjaśnię, czy mogłabyś całą tę rozmowę zostawić dla siebie? - uniosłam brew w górę. Prosi mnie o spotkanie i stawia jakieś warunki? Z choinki się urwała?

-Co? - prychnęłam - O czym ty do mnie mówisz, dziewczyno? - powoli kończyła mi się cierpliwość.

-Nikt nie może się dowiedzieć o tym czego się dowiesz. - oznajmiła - Nikt nawet nie może wiedzieć o tym spotkaniu, jasne? - wzięłam głęboki wdech. Normalnie powiedziałabym, że nie i odeszła. Jednak ciekawość brała górę i nie umiałam tak po zrezygnować. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Howard...

-Okey. - mruknęłam w końcu - Niech będzie. - warknęłam - Trzymam język za zębami. - przewróciłam oczami - A teraz mów, kim jest czubek za twoimi plecami? - straciłam resztki cierpliwości. Odwróciła się i skinęła głową, dając mu znak aby podszedł.

-Wszystko mam za ciebie mówić? - prychnęła. Za niego? Czyli to on chciał się ze mną spotkać? Kim on w ogóle jest?

-Poradzę sobie. - usłyszałam niski, męski głos. Facet zrobił kilka kroków w przód i stanął obok Laurel, a ja poczułam jak mój oddech przyspiesza, a serce przestaje bić regularnym rytmem. Przede mną stał nie kto inny jak Zielona Strzała. Nosz ja pierdole. W co ja się wpakowałam?

-Nie chcę być niegrzeczna - zaczęłam, cały czas wpatrując się w Strzałę - ale nie będę się bawić w żadne interesy z tym tu. - głową skinęłam na mężczyznę - Nawet nie ma takiej opcji. - prychnęłam i odwróciłam się w drugą stronę.

-Miasto jest zagrożone, a ja nie jestem w stanie sam zbyt wiele zdziałać. - głęboki głos mściciela sprawił, że stanęłam w miejscu, analizując jego słowa. Miasto jest zagrożone. Starling City to mój dom i nie pozwolę, aby cokolwiek lub ktokolwiek mu zagrażał. Westchnęłam i odwróciłam się w jego stronę, kręcąc głową.

-Mów dalej. - prychnęłam niechętnie. Skrzyżowałam ręce na piersi i patrzyłam w niego wyczekująco.

-Niejaki Malcolm Merlyn...

-Nie żyje. - przerwałam mu z kpiną w głosie. Zgon Merlyna został stwierdzony ponad miesiąc temu.

-Żyje. - prychnął. Zagryzłam dolną wargę. Normalnie nie brałabym jego słów na poważnie, ale w tym mieście ostatnio działo się dużo dziwnych rzeczy. Za dużo abym mogła tak po prostu stwierdzić, czy ktoś tak wpływowy jak Malcolm mógł uniknąć sprawiedliwości. Wiedziałam, że był w stanie. Jednak było to bardzo nieprawdopodobne.

-Jakim cudem? - nie kryłam zainteresowania.

-To dość... długa historia. - zakończył temat - Nie to jest teraz najważniejsze. - odchrząknął - Laurel pomagała mi rozwiązać sprawę Merlyna, ale kapitan ukrócił jej dojścia. - westchnął - Sam nie mam dostępu do systemu policyjnego, bazy danych czy materiałów dowodowych i reszty dokumentów. Laurel też już mi nie pomoże. Potrzebuję kogoś zaufanego, kto mógłby nam pomóc. - miałam wrażenie, że nie wytrzymam i wybuchnę śmiechem. Ukryta kamera? A może kabaret? Czy on myślał, że poszłam na prawo, aby pomagać przestępcom? - Domyślam się, że masz wyrobioną opinię ma temat mój i mojego działania, ale nie mam złych zamiarów w odróżnieniu od Merlyna. - i co ja niby miałam mu powiedzieć? Nie jestem zainteresowana współpracą? Widziałam, że chciał coś dodać, ale toczyl wewnętrzną walkę sam ze sobą. W końcu wypuścił powietrze z płuc i uniósł głowę. Nie widziałam jego twarzy, oczu. Widziałam tylko ciemność... - Potrzebuję twojej pomocy. - wyszeptał. Przeniosłam spojrzenie na koleżankę i widziałam szok na jej twarzy. Tego się chyba po nim nie spodziewała. Odchrząknęła i skupiła swoją uwagę na mnie.

-I co powiesz? - uśmiechnęła się. No właśnie, dobre pytanie. Co powiem?




Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro