Chapter 10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!






Gdy znaleźliśmy się na dachu, wciąż mocno trzymałam Strzałę w pasie, bojąc się, że gdy tylko się odsunę stanie się coś złego. W końcu jednak zrobiłam krok w tył, obserwując mściciela. Znałam tę wodę kolońską, a przez dzisiejsze spotkanie z nim głos też wydawał mi się znajomy. I chyba dotarło do mnie do kogo należał.

Barwa głosu może i była zmieniona, ale ta charakterystyczna woń. Byłam prawie pewna, że wiedziałam do kogo należał.

-Ta dwójka, która mnie dziś śledziła to twoi ludzie, prawda? - skinął głową. Tak też myślałam. - Dostałam dziś ofertę wsadzenia cię za kratki. - mruknęłam, krzyżując ręce na piersi. Od rauz uniósł głowę, świdrując mnie spojrzeniem.

-Zgodziłaś się? - głos wyprany z emocji. Jak on to robił? Przez cały czas nie okazywał uczuć to musiało być niezłe wyzwanie.

Uśmiechnęłam się pod nosem na jego pytanie. Mimo wszystko miał wątpliwości. Zabawne.

-Za pomoc w pojmaniu ciebie, miałam poznać tożsamość twoją i twojej drużyny. - zignorowałam jego pytanie. Obserwowałam go licząc, że w końcu zobaczę w nim jakieś emocje.

-Zgodziłaś się? - powtórzył pytanie, jednak tym razem brzmiał na zirytowanego i przerażonego jednocześnie. Więcej jednak on ma uczucia, zaśmiałam się w duchu. Chyba rozgryzłam zagadkę.

-Nie musi się Pan martwić, panie Queen. - mruknęłam, a Strzała cofnął się o krok - Nie zgodziłam się. - uspokoiłam go - Wierzyłam w swoje możliwości i sama chciałam odkryć twoją tożsamość i udało mi się. - uśmiechnęłam się.

-Muszę cię zmartwić, ale n...

-Mnie nie okłamiesz. - przerwałam mu - Za dużo dziwnych przypadków jak na jeden dzień. - schowałam dłonie w kurtkę - Najpierw Oliver Queen, później spotkanie ze Strzałą, a następnie jakiś chłopak nie wiadomo skąd. - zaśmiałam się. Naprawdę udało mi się to rozgryźć! - Plus - zrobiłam krok w jego stronę, biorąc głęboki wdech - masz wyjątkowo charakterystyczne perfumy. - podsumowałam z cwanym uśmiechem.

-Punkt dla ciebie, Camilo. -  westchnął - A teraz zabierajmy się stąd. - chwycił mnie za zgięcie w łokciu i pociągnął w stronę przeciwległej krawędzi dachu. Znów będziemy skakać? - Trzymaj się mocno. - polecił. - jęknęłam pod nosem i grzecznie spełniłam polecenie.

Objęłam go w pasie i poczułam jak jedną dłonią obejmuje mnie w talii i przyciąga bliżej siebie. Druga przymocował linę do pasa wokół bioder. Bez jakiegokolwiek uprzedzenia zrobił krok w przód, ciągnąc mnie za sobą i razem polecialiśmy w dół, utrzymywani tylko dzięki linie.

Przymknęłam oczy i mocniej wbiłam palce w ciało Queena. Skakanie pod dachach nie będzie moim ulubionym zajęciem. Dłoń blondyna mocniej zacisnęła na moim biodrze, a sekundy później poczułam grunt pod stopami. Przeżyłam. Niepewnie rozchyliłam powieki i spojrzałam na mściciela, który głęboko się nad czymś zastanawiał. W końcu jego wzrok padł na mnie i zaczął przewieracać.

-Co? - mruknęłam, odsuwając się od niego.

-Dlaczego nie skorzystałaś z oferty wsadzenia mnie do więzienia? - ten temat nurtował go przez cały czas. Wzruszyłam ramionami.

-Tak jak mówiłam, lubię pracować na swoich zasadach i bez ultimatum. - wyznałam - A Quentin Lance chciał sobie zrobić ze mnie marionetkę. - nie kryłam zirytowania - Na twoim miejscu bym na niego uważała, widać, że wiele o was wie i jest zdesperowany, aby pozbyć się ciebie z miasta. - uprzedziłam - Nie wiem co mu zrobiłeś, ale jest na ciebie wściekły. - podsumowałam.

-Wiedziałem to od jakiegoś czasu, ale nie sądziłem, że jego gniew jest aż tak ogromny. - westchnął - W każdym razie - odchrząknął - poradzę sobie z nim. - stwierdził - A teraz chodźmy. - pociągnął mnie za sobą. Zmarszczyłam brwi i nie mając wyjścia ruszyłam za nim.

-Gdzie mnie ciągniesz? - starałam się wyrwać, ale jego uścisk był zbyt mocny. Nie pozostało mi nic innego jak dalej iść za nim.

-Zabiorę cię do mojej kryjówki. - burknął - I tak już za dużo wiesz i masz przez nas masę problemów, musimy mieć jakiś plan działania. - wyjaśnił.

To był jego genialny plan? Brak planu! Przez tak długi czas ani on ani jego ludzie działali na żywioł? Porażka.

Moje życie zależało od bandy psychopatów w maskach... Bardzo nie dobrze.






*****
Co tam u was? Gotowi na święta? 😋🎄

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro