Chapter 15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!







-Witam, kapitanie Lance. - uśmiechnęłam się jadowicie na widok policjanta. Mężczyzna stanął jak słup soli i cały pobladł. Chyba obawiał się tego co mogło się teraz stać.

Uśmiechnęłam się szerzej, patrząc na reakcję, którą w nim wywołałam. Zerknęłam ukradkiem na zegarek na nadgarstku. Było krótko po dwunastej, byłam na czas.

Minęłam kapitana i ruszyłam do znajomego mi mężczyzny.

-Justin. - zatrzepotałam rzęsami, stając przed szatynem - Pamiętasz, że masz u mnie dług? - wydęłam wargi. Niepewnie skinął głową. - Świetnie. - ucieszyłam się - Załatw mi spotkanie z Johnem Diggle'em. - zażądąłam.

-Ja... Nie mogę. - pokręcił głową. Prychnęłam.

-Owszem możesz. - warknęłam - I oboje wiemy, że to zrobisz, bo inaczej wszyscy tutaj dowiedzą się o...

-Dobra. - przerwał mi - Za dwadzieścia minut w sali przesłuchań. - mruknął i odszedł.

W inny sposób na spotkanie z Johnem, musiałabym czekać około tygodnia, a nie miałam na to czasu. Był nam potrzebny do pozbycia się Merlyna z miasta.

-Więc jednak pomagasz. - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i z kpiną wymalowaną na twarzy, spojrzałam na Laurel.

-Przez ciebie nie miałam wyboru. - prychnęłam - Ten wariat zauważył mnie ze Strzałą i próbował zabić. - zauważyłam skruchę na jej twarzy. Chyba o tym nie wiedziała. - Więc owszem. Pomagam. - dodałam.

-Wybacz. - szepnęła - Nie chciałam, aby tak wyszło...

-Ale wyszło i nikt tego nie zmieni. - podsumowałam - A teraz wybacz, ale musze wyciągnąć Johna z więzienia.

-Wiem. - przytaknęła - Oliver mi mówił. - dlaczego ona wciąż ze mną rozmawia? - Musisz wiedzieć, że ja nie mogłam go reprezentować, gdyż...

-Laurel, nie gniewaj się, ale nie interesuje mnie to. - przerwałam jej - Jestem tu, bo nie lubie niesprawiedliwości. John jest niewinny, więc go wybronię. - wyjaśniłam - Jestem tutaj, nie dlatego, że szukam przyjaciół w tobie czy innym, po prostu chcę przeżyć. - wyminęłam szatynkę i poszłam do automatu po kawę.

Właściwie dlaczego ja jej tak nie lubiłam? Nigdy nie miałyśmy ze sobą kontaktu, a jak już to nie byłyśmy do siebie pozytywnie nastawione. Czemu? To chyba pozostanie bez odpowiedzi.

Wzięłam kawę i wróciłam na salę główną, gdzie czekał na mnie Justin. Skinął głową, abym podeszła. W ten sposób kilka minut później siedziałam z Johnem Diggle'em sam na sam.

-Camila Howard. - mruknęłam, siadając naprzeciwko czarnoskórego - Wyciągnę cię stąd. - dodałam zadowolona.

-Oliver wspomniał mi o tobie. - wyznał cicho - Jednak nie wydaje mi się, żebyś miała szansę. Chyba jestem stracony. - westchnął. Prychnęłam zirytowana.

-Miewałam gorsze przypadki. - chciałam go pocieszyć - Oliver mówi, że jest nagranie, które dowodzi twojej niewinności. - dodałam. Skinął głową. - Czemu więc myślisz, że to przegrana sprawa? - zdziwiłam się.

-Bo nawet Oliver nie był w stanie tego nagrania zdobyć. - prychnął - Jak ty chcesz to zrobić? - zakpił. Poczułam jak w kącikach moich ust pojawił się uśmiech. Kochałam udowadniać innym swoje możliwości.

-Zaskoczę pana, Panie Diggle. - zagryzłam dolną wargę - Potrafię zagrać bez zasad i tym razem też to zrobię. - obiecałam - Podana ci już termin rozmowy? - skinął głową - Kiedy? - zaśmiał się, patrząc w podłogę. Dłonie miał na stole, a nadgarstki skute były kajdankami. Przykry widok.

-Jutro. - spojrzał na mnie z krzywym uśmiechem.

-I nie dali ci prawnika do tego czasu? - zirytowałam się. Według prawa, każdemu przysługiwał prawnik wskazany przez sąd i to co najmniej tydzień przed rozprawą. Oni już go skazali... Ich niedoczekanie.

-Mówiłem, że to koniec. - zobaczyłam bezradność na jego twarzy i miałam dość. Okey, więc muszę nagiąć pewne zasady.

-Widzimy się jutro w sądzie. - wstałam od stołu i ruszyłam do wyjścia. Chwyciłam za klamkę i odwróciłam się w jego stronę. - Szykuj się do wyjścia. - puściłam mu oczko i wyszłam.

Westchnęłam i rozejrzałam się wokół. Jeśli zrobię to co zamierzam zrobić, to mogę mieć poważne problemy. No cóż, jak to mówią "jest ryzyko, jest zabawa".

-Kapitanie Lance, musimy porozmawiać. - warknęłam, stając nad biurkiem mężczyzny - Teraz. - dodałam i wyszłam na zewnątrz. Wypuściłam powietrze z płuc, gdy tylko znalazłam się na świeżym powietrzu. To głupota...

Będzie dobrze. John będzie wolny, a ja jakimś cudem zachowam posadę. Marzenie...

-Słucham, panno Howard. - odwróciłam się w stronę mężczyzny.

-Zapraszam na spacer. - uśmiechnęłam się sztucznie i poszłam przed siebie. Wiedziałam, że ciekawość go zżera i zrobi co każę. W końcu znaleźliśmy się w parku, gdzie żadne kamery nie rejestrowały naszej rozmowy.

-Dowiem się o co chodzi? - prychnął. Skinęłam głową.

-Jak tylko wyłączy, pan, dyktafon, który jest w prawej kieszeni. - szok wymalowany na jego twarzy to dla mnie nieziemska satysfakcja.

Westchnął i wyłączył urządzenie.

-Więc? - nalegał.

-Powiem tylko raz i liczę, że wystarczy. - zatrzepotałam rzęsami - Proszę o nagranie, którego jest Pan posiadaczem. - warknęłam - Podobno zawiera ono dowody na niewinność Johna Diggle'a. - dodałam. Zaśmiał się, kręcąc głową.

-Nie wiem o czym mówisz...

-Takie gierki to nie ze mną. - wysyczałam - Albo dostanę nagranie i nie powiem w sądzie w jaki sposób weszłam w jego posiadanie albo zaraz idę na policji i mówię, że Pańska córka pracuje ze Strzałą. - dodałam. Pewność siebie całkowicie z niego wyparowała... Był świadomy, że byłam w stanie to zrobić. Byłam wystarczająco nieobliczalna.

-Nie zrobisz tego. - syknął i zrobił krok w moją stronę - Nie masz prawa mnie szantażować! - wyrzucił ręce w powietrze.

-Nagranie albo idę na policję. - powtórzyłam.

-Nie polecam. - zaśmiał się - Jakie masz dowody na to, że jest Czarnym Kanarkiem? - zakpił. No proszę... Laurel Lance to Czarny Kanarek? Bosko się złożyło.

-Nie wiedziałam, że nim jest. - mruknęłam zadowolona z obrotu sprawy - Ale skoro już wiem, odpowiednio to wykorzystam. - dodałam, szczerząc się.

-Zielona Strzała ci nie pozwoli... - zaśmiałam się.

-Nie zapytam o pozwolenie. - prychnęłam - Na ten moment moim calem jest wydostanie John Diggle'a z więzienia i zrobię to za wszelką cenę. To jak? - Oczywiście nie doniosłabym na Laurel, ale skąd on miałby o tym wiedzieć. Byłam w stanie posunąć się daleko, ale nie aż tak...

Mężczyzna zaklął pod nosem i wyciągnął pendrive z kieszeni spodni, podającym mi go.

-To wszystko co mam. - warknął i odszedł. Uśmiechnęłam się lekko. Wygrałam.





Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro