Chapter 16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!






-Dowody przedstawione przez obrońcę Camilę Howard, jasno wskazują, że Pan John Diggle jest niewinny. - sędzia zabrał się za mowę ostateczną, a ja poczułam jak kamień spada mi z serca po jego pierwszych słowach - Pan John Diggle zostaje uniewinniony od zarzucanego mu czyny i natychmiastowo zwalnia się go z pobytu w więzieniu. - zakończył. Uśmiechnięta od ucha do ucha spojrzałam na Johna, który wygadał jakby miał zacząć płakać ze szczęścia.

-Jesteś wolny. - szepnęłam do mężczyzny.

-Nawet nie wiem jak mam ci dziękować. - westchnął. Puściłam mu oczko i odwróciłam się w drugą stronę. W pierwszej ławce siedział Oliver, Felicity i żona Johna, którzy byli równie szczęśliwi.

Policja zdjęła kajdanki mojemu klientowi, a ja od razu poszłam do ławy przysięgłych. Zazwyczaj są jakieś druczki do podpisania.

-Panno Howard, w jaki sposób weszła pani w posiadanie tego nagrania? - oskarżyciel spiorunował mnie wzorkiem. Uśmiechnęłam się niewinnie.

-Wybacz, Philip, ale nie będę pomagać człowiekowi, który gra przeciwko mnie. - wzruszyłam ramionami - Jest coś, co muszę podpisać? - spojrzałam na sędziego. Pokręcił głową. - Dziękuję. Miłego dnia życzę. - mruknęłam i wyszłam z sali rozpraw.

-Camila. - moim oczom ukazał się Oliver. Zdenerwowany w dodatku. Ja mu uratowałam kumpla, a ten znów zły? Co z nim nie tak?

-Co tam? - zapytałam, idąc przed siebie. Szybko mnie zdogonił.

-Groziłaś Quentinowi? - wyszeptał blisko mojego ucha. Poczułam ciarki, które przeszyły przez moje ciało. Nie powinno tak być... Nie powinien tak na mnie działać.

-Troszkę. - wyznałam.

-Zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - prychnął. Pokręciłam głową.

-Nope. - minęłam kolejne drzwi, a on za mną.

-W pewnym sensie groziłaś Laurel. - chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Wypuściłam powietrze z płuc.

-Jeśli już musisz wiedzieć to nie zamierzałam tego zrobić. - wyznałam - Ale potrafię być przekonująca i musiałam zdobyć to nagranie. - mruknęłam - To tyle. - wzruszyłam ramionami.

-Więc nie zamierzałaś...

-Nie. - przerwałam mu - A ty zamierzałeś powiedzieć, że - rozejrzałam się wokół, aby upewnić się, że nikogo nie było w pobliżu - to ona jest Czarnym Kanarkiem? - prychnęłam, kładąc dłonie na biodrach. Widziałam zmieszanie na jego twarzy.

-Powinienem był powiedzieć na początku. - westchnął - Ale ona nie chciała, a ta decyzja powinna należeć do niej i... - był naprawdę zmieszany. Czyli jednak potrafi okazywać emocje. Dobrze wiedzieć.

-Nie oskarżam cię, ani nic w tym stylu. - przerwałam - Po prostu pytam. - doprecyzowałam - Więc nie panikuj. - puściłam mu oczko.

-Niepotrzebnie na ciebie naskoczyłem... - podrapał się po głowie. Machnęłam dłonią.

-Zdarza się. - rozejrzałam się wokół - Coś jeszcze czy to wszystko? - spojrzałam na niego.

-Chciałem podziękować za wyciągnięcie Johna i...

-Nie ma sprawy. - mruknęłam - Taka moja praca. - uśmiechnęłam się lekko - Coś jeszcze? Nie ukrywam, że mam jeszcze sporo pracy na dziś i...

-Nie o to mi chodziło. - przerwał. Spojrzałam na niego zdziwiona. O czym on mówił? - Tak jak mówiłem, zanim mi przerwałaś. - spojrzał na mnie wymownie. Co mam powiedzieć? Zboczenie zawodowe, nic z tym nie zrobię... - Chciałem ci podziękować i pomyślałem o kolacji. - nieświadomie rozchyliłam usta przez zaskoczenie. Tego się nie spodziewałam.

-Jasne. - odchrząknęłam, starając się odzyskać rezon - O której byście chcieli się spotkać? - bo chyba chodziło mu o całą ekipę, prawda?

Zaśmiał się, kręcąc głową.

-Jak na prawnika, to nie grzeszysz inteligencją. - parsknął - Wszystko źle interpretujesz. - sprostował, widząc moje zagubienie - Kolacja. Ja i Ty. - wyjaśnił, patrząc na mnie wyczekująco.

Ooooo. Ja i on... I Wszystko jasne. Chwila. Nic tu nie było jasne. Chciał mi tylko podziękować czy zapraszał na randkę? Dawno nie byłam na żadnej randce...

Zwolnij, Cami. Dlaczego miałby cię zapraszać na randkę? Przecież powiedział, że chce tylko podziękować. Nie dokładaj sobie i nie wyobrażaj za wiele. Nie powinnam robić sobie nadziei.

Ale z drugiej strony... Nie! Nie ma żadnej drugiej strony. To spotkanie czysto biznesowe i tyle. Koniec, kropka.

-Pewnie. - przerwałam ciszę, która zapanowała przez moje wewnętrzne rozterki - Z chęcią. - dodałam z uśmiechem - Gdzie i o której?

- Bądź gotowa na dwudziestą. - poprosił - Przyjadę po ciebie. - dodał i odszedł.

Super. Nie spędzę wieczoru samotnie tylko z kumplem na kolacji. Kumplem. To nie chłopak. I to nie będzie randka. Zwykłe spotkanie dwójki znajomych. Tyle...


Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro