Chapter 18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!






Kolejny pocisk przeleciał ponad moją głową. Schyliłam się jeszcze bardziej i posłałam przerażone spojrzenie w stronę Olivera.

-Co teraz? - szepnęłam, schowani byliśmy na stołem w restauracji, który leżał przewrócony.

-Tak się składa, że na randki łuku nie biorę. - prychnął.

-Najwyraźniej powinieneś. - mruknęłam - Kto do nas strzela? I dlaczego?

-Jeszcze nie wiem... - tylu mężczyzn na świecie, a mi się zachciało randki z psychopatą. Chwyciłam torebkę i wybrałam numer Felicity.

-Jakim cudem nie mam zasięgu? - jęknęłam.

-Obstawiam, że to też ich sprawka. - odparł - Zakładam, że nie masz przy sobie broni? - zażartował choć sytuacja była napięta. Ale ze mnie debil... Przecież mam przy sobie pistolet.

-W sumie to mam. - mruknęłam, podając mu broń do ręki - Strzelasz tylko z łuku czy pistolet też się nada? - skinął głową.

-Jestem wszechstronnie uzdolniony. - puścił mi oczko i wychylił zza stołu. Oddał dwa strzały i były raczej trafione, gdyż było słychać czyjś jęk. Znów schował się za blat stołu, patrząc na mnie, jakby czekał na jakąś radę. Wzruszyłam ramionami.

-Co tak na mnie patrzysz? - posłał mu zdziwione spojrzenie - Muszę sobie jakoś radzić, więc noszę przy sobie broń.

-I stwierdziłaś, że na randkę ze mną potrzebny ci będziepistolet? - prychnął.

-Nie. Właściwie to zapomniałam, że go mam, jeśli mam być szczera. - wyjaśniłam. W dalszym ciągu wyglądał na zaniepokojonego. - Poważnie mówię. - starałam się go przekonać.

Kolejna kula przeleciała nad moją głową. Skuliłam się i przysunęłam bliżej Olivera.

-Jest szansa, że wyjdziemy z tego cało? - jęknęłam.

-Byłoby łatwiej, gdyby we mnie nie mierzyli. - wyjaśnił - Wtedy w prosty sposób bym ich zestrzelił. - westchnęłam.

-Mam nadzieję, że strzelasz tak dobrze jak mówisz. - warknęłam, odsuwając się od blondyna. Chwycił mnie za łokieć i ponownie przysunął do siebie.

-Co ty robisz? - syknął.

-Ratuję nam życie. - odparłam - Odwrócę ich uwagę, a ty zajmiesz się resztą. - prosty plan, którego powodzenie zależało od tego, jak dobrym strzelcem był Oliver.

-Nie pozwolę Ci na to. - zaoponował.

-Tylko widzisz, kochany, ja nie proszę i pozwolenie. - uśmiechnęłam się kwaśno i wybiegłam zza blatu. To chyba najgłupsza rzecz jaką zrobiłam w całym swoim życiu... - Ej frajerzy! - wrzasnęłam - Nie jesteście w stanie trafić w dziewczynę? - zakpiłam. Widziałam, że zbiłam ich z tropu. Co za debile...

Unieśli broń i wycelowali we mnie. Nie dobrze. Rzuciłam się w stronę innego przewróconego juz stołu i ukryłam za blatem. Nie dam się zabić.

Usłyszałam strzały. Cztery strzały i po każdym z nich było słychać jęk, spowodowany bólem.

-Koniec. - usłyszałam głos Queena. Niepewnie uniosłam głowę, wychylając się ponad blat. Wszyscy leżeli nieprzytomni na podłodze, a nad nimi stał Oliver. - Nic ci nie jest? - odwrócił wzrok od nich, skupiając się na mnie.

-Jest okey. - mruknęłam, idąc w jego stronę - Każde wyjście będziesz się tak teraz kończyło? - skinęłam głową na ludzi w kominiarkach. Westchnął, wzruszając ramionami.

-Mam nadzieję, że nie. - wyznał - Ale nie mam pewności, gdyż Malcolm jest dość nieprzewidywalny. - prychnął - Muszę coś wymyślić, bo inaczej komuś stanie się krzywda... - wyglądał na bardzo zmartwionego. Szczerze, wcale mu się nie dziwiłam. Martwił się o swoich bliskich.

-Coś wymyślimy. - stanęłam bliżej niego i położyłam dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie zaskoczony.

-My? - mruknął. Zaśmiałam się krótko.

-A myślałeś, że co? Że was zostawię? Utknęłam w tym z wami, więc razem się tym zajmiemy. - podsumowałam.

-Ale wiesz, że to niesie ze sobą ogromne ryzyko? - prychnęłam.

-Przed chwilą próbowali mnie zabić. Widzę, że nie ma żartów. - westchnęłam, krzyżując ręce na piersi.

-Szkoda, że tak się potoczył ten wieczór... - widziałam, że był naprawdę zły. Byłam fatalna w kontaktach międzyludzkich i nigdy nie wiedziałam co powiedzieć...

-Mogło być gorzej. - stwierdziłam - Przecież wyszliśmy z tego cało. - zaśmiał się.

-Nie chcę, aby wieczór zakończył się w ten sposób. - ożywił się. Zmarszczyłam brwi.

-Masz jakieś propozycje? - spojrzałam na zegarek, było krótko po dwudziestej drugiej.

-Chyba mam. - uśmiechnął się pod nosem - Chodź. - chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął do wyjścia.

-A co z nimi? - będąc przy wyjściu, wskazałam na facetów w kominiarkach, którzy wciąż leżeli na podłodze.

-Oni to już zmartwienie policji. - wyszliśmy na zewnątrz.

-Gdzie mnie zabierasz? - zainteresowałam się. Lubiłam wiedzieć co się dzieje i mieć kontrolę nad sytuacją.

-Dowiesz się na miejscu. - odparł krótko.

-Wolę wiedzieć teraz. - starałam się go przekonać.

-Ale to nie koncert życzeń. - i za co ja go lubiłam?







******
Co tam u was? 😋

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro