Chapter 2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

20 gwiazdek = nowy rozdział!








-To jakiś obłęd. - mruknęłam po chwili namysłu. Nie po to studiowałam prawo, żeby teraz spiskować z mścicielem. - Nie. - potrząsnęłam głową - Nie zgadzam się i w niczym nie pomogę. - oznajmiłam i przeniosłam wzrok ze Strzały na koleżankę - Nie spodziewałam się, że jako córka kapitana będziesz się bawić w takie coś. - skinęłam na mężczyznę obok - Ale to nie moja sprawa i nie zamierzam cię oceniać. - westchnęłam - Tak jak chcieliście, nikt się nie dowie o naszym spotkaniu, bo miałabym przez to ogromne problemy. - dodałam i jakby nigdy nic, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do drabinki. Ostrożnie pokonałam wszystkie stopnie aż w końcu stanęłam na ziemi.

Mocniej otuliłam się płaszczem i obeszłam budynek komendy, gdyż samochód zaparkowałam po drugiej stronie ulicy. Wolałam nie ryzykować, że ktoś się dowie, że tu byłam. Włożyłam dłonie do kieszeni płaszcza, gdyż czułam, że zaraz odpadną mi dłonie od zimna.

Do samochodu zostało ma jakieś kilkanaście metrów, gdy nagle poczułam mocne uderzenie i wylądowałam na ziemi. Przeturlałam się kawałek i od razu uniosłam głowę, patrząc na oprawce. Facet w czarnym kapturze z kołczanem i łukiem. Okey, to na pewno nie był Zielona Strzała.

-Kim jesteś? - wysyczałam, podnosząc się. Szybko otrzepałam się z ziemi, nie spuszczając wzorku z mężczyzny, stojącego naprzeciwko mnie.

Nie widziałam jego twarzy. Budową ciała przypominał mężczyznę i nie widziałam żadnych szczególnych znaków. Nie wróżyło to nic dobrego dla mnie. Facet naciągnął strzałę na cięciwę. Coraz ciekawiej...

Serce zaczęło szybciej pompować krew, która wręcz wrzała w moich żyłach. Oddech stał się nieregularny i miałam wrażenie, że zaraz zacznę się dusić z powodu braku tlenu.

-Czego chciał od ciebie Zielona Strzała? - głos wydawał mi się dziwnie znajomy. Na sto procent już go gdzieś słyszałam. Tylko gdzie i u kogo? - Mam powtórzyć? - zirytowany, wyrwał mnie z rozmyśleń.

-Nie mam pojęcia o czym mówisz. - odszczekałam od razu - Nigdy nie miałam bezpośredniego kontaktu ze Strzałą i nie mam zamiaru tego zmieniać. - nie byłam idealnym człowiekiem. Miałam wiele wad i równie dużo zalet. Kwestią sporną było kłamanie, jedni twierdzili, że to prawdziwy dar, a drudzy mówili, że to przekleństwo. Osobiście skłaniałam się ku pierwszej opcji. - Kim jesteś? - warknęłam - I czego ode mnie chcesz? - wiedziałam, że jako prawnik wielu niebezpiecznych ludzi trafi przeze mnie za kratki. Byłam świadoma, że będą chcieli zemsty. To mógł być jeden z takich ludzi.

-Jesteś wyjątkowo pewna siebie. - kpina w jego głosie, znów wprawiła mnie w osłupienie. Czułam strach i obawiałam się tego, czy wyjdę z tej sytuacji cało.

Pewność siebie całkowicie mnie opuściła i pozostał tylko lęk, ale nie miałam zamiaru tego pokazywać. Do ostatniej chwili trzeba bronić swojego i nie dać się wprowadzić z równowagi.

-Camilo Howard. - chłód w tonie jego głosu sprawił, że odpłynęły mi kolory z twarzy. Strzała była wycelowana idealnie w moją pierś. Bardzo nie dobrze! - Ostatnia szansa, abyś powie... - i padł na ziemię. Z nikąd pojawił się Zielona Strzała, powalając mężczyznę z czarnym stroju.

Uniósł głowę i choć nie widziałam jego twarzy, byłam pewna, że wpatruje się centralnie we mnie. Zerknął za siebie, co mimowolnie również zrobiłam. Mężczyzna zdążył się podnieść i znów chwycić broń. Strzała nie czekał, rzucił się w moją stronę i pchnął. Przeturlaliśmy się przez maskę mojego auta i spadliśmy za nie. Chwilę później strzała przeleciała kilka metrów od mojej głowy. Mogłam skończyć jako szaszłyk...

-Jak dam ci znak, to uciekasz, jasne? - niski głos odbił się echem w mojej głowie. Uciekam. Na jego znak po prostu uciekam. Co? Że niby ja mam uciekać? No to nie w moim stylu.

-Słucham? - oburzyłam się - Jakiś facet próbuje mnie zabić przez ciebie. - wypomniałam mu - A ty śmiesz mi jeszcze rozkazywać? - prychnęłam - Twoje niedoczekanie. - stwierdziłam. Kolejna strzała przeleciała obok mnie. Moje biedne autko pewnie nadaje się jedynie do kasacji.

-Próbuje uratować ci życie! - prychnął. Przewróciłam oczami.

-A prosiłam o pomoc? - posłałam mu wściekłe spojrzenie.

-Gdyby nie ja byłabyś martwa! - teraz chyba go wkurzyłam.

-Gdyby nie ty, mojemu życiu nic by nie zagrażało. - wysyczałam. Westchnął i niechętnie skinął.

-Z tym muszę się zgodzić. - mruknął.

-Darujcie sobie! Dziewczyna i tak skończy ze strzałą w sercu! - usłyszałam krzyk mężczyzny. Jęknęłam cicho i mocniej wcisnęłam ciało w bok samochodu. Spojrzałam na mściciela, który był tuż obok mnie. Właśnie się wychylił, aby wystrzelić kolejną strzałę w przeciwnika.

-Masz może jakoś pomysł jak nas stąd zabrać? - nie kryłam nadziei, którą pokładałam w jego osobie. Jednocześnie wciąż czułam się przerażona i nie wiedziałam czy dożyję kolejnego poranka.

Zielona Strzała rozejrzał się wokół, w końcu spojrzał na wysoki budynek przed nami. Miałam wrażenie jakby coś kalkulował w głowie. Usłyszałam świst i strzała wbiła się w oponę, tuż obok mnie. Pisnęłam i odsunęłam się od auta.

-Mam. - głos mściciela sprawił, że skupiłam całą uwagę na nim. Westchnął i zrobił krok w moją stronę. - To dość głupie pytanie, ale jesteś w stanie zaufać mi w jakimś minimalnym stopniu? - od razu pokręciłam głową - Tak też myślałem. - westchnął.

Błyskawicznie wstał i naciągając strzałę na cięciwę wystrzelił ją w mojego napastnika. Trafiła idealnie w prawe ramię mężczyzny, upadł z jękiem, chwytając się za obolałą część ciała.

Później zrobił krok w moją stronę i nim zrozumiałam co się dzieje, poczułam jego ramię owijające się wokół mojej talii. Przycisnął mnie do swojego ciała i wystrzelił kolejną strzałę, tym razem na dach budynku przed nami. Lina doczepiona do strzały naprężyła się i pociągnęła nas w górę. Z piskiem wtuliłam się w Zieloną Strzałę i mocno objęłam go w pasie, aby nie spaść.








Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro