Chapter 30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział!






-Nic nie namierzyłam. - mruknęła Felicity - Żadnego ładunku wybuchowego. - prychnęła - Nic nie rozumiem. - spojrzała na Olivera - W całym mieście nie dzieje się nic podejrzanego. Żadnych spraw powiązanych z Merlynem.

-Merlyn zamierzał zaatakować dziś. To pewne. - warknął Oliver - Nic już nie wiem...- mruknął pod nosem.

-Może taki jest jego plan? - wtrąciłam niepewnie - Pewnie chce uśpić twoją czujność. - zdanie skierowałam do Olliego.

-Może. - zgodził się - Albo znów nas przechytrzył. - pokręciłam głową.

-Wątpię. - mruknęłam i skierowałam wzrok na blondynkę przy komputerze - Policja wyszła na ulicę? - zapytałam.

-Przeczesują całe miasto. - zaśmiała się - Nieźle ich ustawiłaś. - dodała.

-Zrobiłam, co musiałam. - podsumowałam. Na ekranie pojawił się jakiś komunikat i zaczęło się głośne pikanie. - Co się dzieje? - spytałam.

-Odbieramy jakiś sygnał. - mruknęła Felicity, na ekranie pojawiła się mapka i dziewczyna szybko znalazła konkretną ulicę i monitoring na niej. - Malcolm jest w mieście. - zdziwiła się.

-Coś jest nie tak. - Oliver chwycił za łuk i jakby nigdy nic wybiegł z kryjówki.

-To tyle? - zaskoczona spojrzałam na Felicity - On tak zawsze? Wychodzi bez słowa i robi, co uważa za słuszne? - prychnęłam.

-Witam w moim świecie. - parsknęła - Zaraz pojawi się tu John z resztą drużyny i ruszą na pomoc Oliverowi. - wzruszyła ramionami - To pewnego rodzaju rutyna. - podsumowała. Zmarszczyłam brwi.

-Więc Ollie robi co chce, a oni...

-Jesteśmy! - John chwycił dwa pistolety i maskę, a reszta drużyny zabrała swój sprzęt i pognała na pomoc Strzale.

-Nic nie mówiłam. - westchnęłam.

-Można się przyzwyczaić. - mruknęła.

-Nie martwicie się o niego? - zdziwiłam się.

-Martwimy. - zaśmiała się - Jesteśmy przyzwyczajeni, że robi, co chce, ale za każdym razem martwimy się o niego tak samo. - wyznała - To nie tylko lider tej drużyny, ale też nasz przyjaciel. - wzruszyła ramionami. Spojrzałam na ekran za jej plecami i zasłoniłam usta dłonią, aby nie krzyknąć z przerażenia.

-Przyjaciel, który ma problemy. - jęknęłam i wskazałam na ekran. Oliver właśnie walczył z Malcolmem i mówiąc delikatnie obrywał.

-Cholera. - warknęła - John? - połączyła się z mężczyzną.

-Co jest, obserwatorko? - blondynka nie kryła przerażenia.

-Oliver ma problemy i to dość poważne. - oznajmiła - Gdzie jesteście? - prychnęła.

-W drodze! - warknął - Żaden z nas nie jest Flashem. - patrzyłam na ekran i z sekundy na sekundę byłam coraz bardziej przerażona. To wyglądało jakby Malcolm zamierzał go zabić.

Przyglądałam się i w końcu zrozumiałam, że znałam to miejsce. Znałam też niezły skrót.

-Wiem co robić. - chwyciłam Felicity za ramię i nie czekając na odpowiedź wybiegłam. Wołała moje imię, ale nie miałam czasu, aby nad tym myśleć, gdyż jedyne o czym teraz myślałam to pomoc Oliverowi.

Przepychałam się między ludźmi na chodniku.

-Z drogi! - wrzasnęłam, gdy kolejny mężczyzna stanął mi na drodze. Skręciłam w boczną uliczkę i przebiegłam po schodach w dół. Wiedziałam gdzie jest metro i jak dotrzeć tam, w najszybszy możliwy sposób.

W końcu zeskoczyłam z ostatniego stopnia i tak jak myślałam. Przede mną był Malcolm i Oliver, którzy toczyli zawziętą walkę. Spodziewałam się, że będę na miejscu jeszcze przed drużyną Strzały, ale teraz nie miałam pojęcia co powinnam zrobić. Kurwa! Mogłam to lepiej przemyśleć.

Nie umiałam się bić, ale przez całe liceum startowałam w biegach. Podczas studiowania też trochę biegałam, więc może uda mi się odwrócić uwagę Merlyna i uciec od śmierci? Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana...

Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym się bronić. Na próżno. Wokół nie było nawet głupiego kamienia. To się nazywa mieć pecha.

Zdesperowana ściągnęłam jeden but ze stopy. Moje ukochane czarne botki...

No cóż, mówi się trudno i żyje się dalej.

-Głupota nie boli tylko dokucza. - mruknęłam sama do siebie i rzuciłam butem w Merlyna, trafiając w głowę- Ej, Malcolm! - warknęłam, wychodząc zza ściany - Dwa razy próbowałeś mnie zabić i jakoś nie poszło. - prychnęłam - Do trzech razy sztuka? - zakpiłam.

-Uciekaj stąd! - warknął Oliver. Taki miałam plan, ale to za chwilę.

-No dalej. - prychnęłam - Boisz się kobiety, która nie ma przy sobie broni? Słabo. - podpuszczałam go. O dziwo mój pomysł, poszedł zgodnie z planem. Marlyn przestał dusić Olivera i ruszył w moją stronę. Cholera. Czas wiać. - Miło było. - pomachałam i ruszyłam na schody z drugim butem w dłoni.

Bieganie tylko w skarpetkach w listopadzie to był głupi pomysł. Nigdy więcej!

Zostały mi dwa stopnie i byłabym na ulicy. Niestety, poczułam ból łydki i padłam na beton, spoglądając w dół. Dostałam strzałą i bolało jak cholera.

-I po zabawie. - jęknęłam.







*****
A widzieliście nową pracę na moim profilu? 🙈

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro