Chapter 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

20 gwiazdek = nowy rozdział!





Zmarznięta wróciłam do domu, moje auto ucierpiało przy ataku Merlyna i nadawało się na złom... Musiałam wracać pieszo, a w międzyczasie zaczęło padać. Deszcz i moje włosy to złe połączenie, więc gdy spojrzałam w lustro wygadałam jak mokry pudel. Bosko...

Jęknęłam i ściągnęłam z ciała mokry plaszcz. Pozbyłam się butów i od razu ruszyłam do łazienki. Gorąca kąpiel. To jedyna rzecz, która jest w stanie mi dziś pomóc...

~~~~~

Usłyszałam budzik i już wiedziałam, że to koniec sielanki i pora wstawać. Jęknęłam pod nosem i chwyciłam komórkę, aby wyciszyć alarm. Godzina szósta, a ja musiałam wstawać.

Wygramoliłam się z łóżka i zamkniętymi oczami, poczłapałam do łazienki. Po drodze zgarnęłam czarną koszulę, tego samego koloru spodnie i marynarkę. Szybko opłukałam twarz, umyłam zęby i zrobiłam makijaż. Nie malowałam się mocno, jedynym mocnym akcentem była szminka. Kochałam mocne odcienie, tego dnia postawiłam na ciemny fiolet.

Ogarnięta wyszłam z łazienki i zerknęłam na zegarek. Miałam jeszcze pół godziny do spotkania, więc mogłam sobie pozwolić na dobre śniadanko. Zadowola wparowałam do kuchni i zabrałam się za robienie tostów z Nutellą.

Kończyłam drugą kromkę, gdy mój telefon dał o sobie znać.

-Camila Howard. - mruknęłam z buzią pełną jedzenia - W czym mogę pomóc? - dodałam, gdy udało mi się przełknąć jedzenie.

-Witam, z tej strony kapitan Quentin Lance. - zmarszczyłam brwi. Ciekawe czy ojciec Laurel wie czym zajmowała się jego córka.

-W czym mogę pomóc, kapitanie? - włożyłam naczynia do zlewu i chwytając kluczyki ruszyłam do wyjścia. Na stopy założyłam klasyczne czarne szpilki, zamknęłam drzwi i poszłam w stronę kancelarii.

-Znajdziesz dziś czas, aby się ze mną spotkać? - kolejny... Co oni myślą, że ja nie mam nic do roboty, że ciągle chcą się ze mną widywać? Litości.

-A, o co konkretnie chodzi? - nie lubiłam owijania w bawełnę. Usłyszłam westchnienie.

-To nie rozmowa na telefon. - prychnęłam na to stwierdzenie.

-Ostatnio, gdy usłyszłam takie słowa wpakowałam się w niezłe problemy. - oznajmiłam - Drugi raz tego błędu nie popełnię. - dodałam - Albo mi Pan, powie o co chodzi albo nie mamy o czym rozmawiać. - zabrzmiałam naprawdę wrednie...

-Wolałbym porozmawiać w cztery oczy. - parsknęłam śmiechem.

-Przepraszam, ale to marnowanie mojego czasu. - warknęłam i zakończyłam połączenie. Co się dzieje z tymi ludźmi...

Pokręciłam głową, wchodząc do kancelarii.

- Cześć, Meredith. - uśmiechnęłam się do sekretarki, która jak zwykle była przed czasem.

-Cześć, Cami. - uśmiechnęła się do mnie - Ktoś na ciebie czeka. - mruknęła, poruszając brwiami. Parsknęłam śmiechem.

-Tak, wiem. - zaśmiałam się - Pani Coleman. - dodałam. Zajmowałam się jej sprawą od jakiegoś tygodnia. Wnuczek ją okradł, a ona postanowiła złożyć na niego skargę i walczyć o swoje. Podziwiałam ludzi jak ona.

-Nie, nie. - pokręciła głową - Jakiś przystojniak. - zagryzła wargę. Zmarszczyłam brwi.

-Przystojniak? - zdziwiłam się - Jesteś pewna, że czeka na mnie? Jestem pewna, że mam teraz spotkanie z panią Coleman. - mruknęłam, wyciągając z torby swój kalendarz. Przecież gdyby nie on to ja bym się zgubiła.

Przejechałam wzrokiem po datach aż dotarłam do dzisiejszej. Godzina siódma, spotkanie z Theresą Coleman. Czyli się nie pomyliłam.

Więc o jakim facecie mówiła blondi? Westchnęłam i po prostu ruszyłam do swojego biura. Po drodze żaden mężczyzna nie przykuł szczególnie mojej uwagi, więc stwierdziłam, że Meredith najzwyczajniej w świecie się pomyliła.

Chwyciłam klamkę i usłyszałam swoje imię.

-Camila Howard? - odwróciłam się i ujrzałam wysokiego, dobrze zbudowanego faceta. Ubrany był w zwykłe jeansy, czarny T-shirt i skórzaną kurtkę. Skinęłam głową.

-Tak. - odparłam - A kto pyta? - całą uwagę skupiłam na jego twarzy.

-Oliver Queen. - wyciągnął dłoń w moją stronę. Nadal nie rozumiałam całej tej sytuacji, ale zrobiłam krok w jego stronę i grzecznie uścisnęłam dłoń. Gdy stanęłam bliżej Pana przystojniaka poczułam zapach drogiej wody kolońskiej, od której aż zakręciło mi się w głowie. Przystojny, stylowy i ładnie pachnie. Czego chcieć więcej?

-Przepraszam, ale Pan w jakiej sprawie? - skrzyżowałam ręce na piersi, świdrując mężczyznę wzrokiem.

-Mojego przyjaciela oskarżono o morderstwo, a jest niewinny. - mruknął - Potrzebuje prawnika. - pokiwałam głową.

-Oczywiście. - przytaknęłam - Rozumiem. Proszę się umówić na spotkanie, a ja...

-To bardzo pilne. - przerwał mi. Zirytowana wypuściłam powietrze z płuc. Czekało na mnie dziś więcej pracy niż myślałam.

-Proszę na mnie poczekać. - mruknęłam niechętnie - Za pół godziny mam przerwę. Wtedy się Panem zajmę. - oznajmiłam. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie, ale przysięgałam pomagać innym i zmierzałam konsekwentnie się tego trzymać.

-Dziękuję. - uśmiechnął się i odszedł. Jęknęłam pod nosem i weszłam do swojego biura. Więcej roboty...

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro