Chapter 6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

25 gwiazdek = nowy rozdział!







-Jakim cudem? - zdziwiłam się.

-Nie wiem... - mruknął, przecierając twarz dłońmi - Nie wiem jakim cudem weszli w posiadanie tego nagrania, ale jestem pewien, że ma je Quentin Lance. - mówił, jakby nie miał co do tego żadnych wątpliwości. To była jedna wielka teoria spiskowa, na którą nie było dowodów.

Zagryzłam dolną wargę, wpatrując się w blondyna. Dziwnym trafem, Quentin Lance dzwonił dziś, gdyż koniecznie musiał się ze mną zobaczyć. To nie mógł być zbieg okoliczności.

-Mam podstawy, aby ci wierzyć. - wyszeptałam niepewnie - Quentin dziś do mnie dzwonił i brzmiał dość dziwnie... - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad wcześniejszą rozmową z kapitanem - Skąd wiesz, że mają nagranie? - zauważyłam jak jego mięśnie napinają się, a on sam usilnie stara się zachować spokój. Ciekawe co takiego ukrywał Pan Oliver Queen... - Miałeś być ze mną szczery. - wypomniałam - A widzę, że coś ukrywasz.

-Nie ukrywam. - zaprzeczył od razu. Miałam ochotę się zaśmiać. Nie sądził chyba, że tak łatwo będzie mną manipulował? Ładna buźka i śliczne oczy to za mało, żeby mnie omamić.

-Nie pogrywaj ze mną. - mruknęłam - Bądź szczery, a ja pomogę twojemu przyjacielowi. - to był prostu układ. Co takiego ukrywał?

-Jestem z tobą szczery. - stał przy swoim. Koniec tego dobrego. Nie będę marnować czasu na takie debilne gierki.

Westchnęłam i chwyciłam swój płaszcz z oparcia krzesła. Wstałam i okryłam się kurtką.

-Miło było poznać. - uśmiechnęłam się krótko, jednak nie było w tym nawet nuty szczerości - Proszę mi więcej nie zawracać głowy. - dodałam i wyszłam z restauracji.

Jeśli ktoś potrzebuje mojej pomocy to pomogę. Jedyne czego wymagam w zamian to szczerość, abym mogła wykonać swoją pracę jak najlepiej potrafiłam. Najwyraźniej Queen miał swoje powody, aby coś przede mną zataić. Nie mam zamiaru się w to mieszać, ale jeśli mam ratować Johna to muszę wiedzieć wszystko.

Szybko pokonałam odległość z knajpy do budynku kancelarii, jednak nie dane było mi spokojnie dojść do biura. Miałam minąć ostatni zakręt, gdy poczułam szarpnięcie za ramię i znalazłam się w jakimś zaułku z... Zieloną Strzałą? A ten czego chciał?

-W czym mogę pomóc? - skrzyżowałam ręce na piersi, obserwując mściciela.

-Mamy źródła, które podają, że Malcolm Merlyn wrócił do miasta na stałe. - zrobił krok w moją stronę, a do mojego nosa dotarł zapach jego wody kolońskiej. Dałabym sobie głowę uciąć, że skądś znam ten aromat. Był wyjątkowo charakterystyczny.

-Co ja mam z tym wspólnego? - zainteresowałam się. Czy ja nie mogłam mieć pięciu minut spokoju? Proszę o tak wiele?

-Wie, że masz ze mną kontakt. - odparł.

-I wpadłeś na genialny pomysł, aby znów doprowadzić do naszego spotkania? Nie pomyślałeś, że to jedynie przysposobi problemów? - zirytowałam się. Byłam w niebezpieczeństwie, a on postanowił wpakować mnie w jeszcze większe bagno.

-Raczej cię ostrzec. - odchrząknął - Merlyn wie, że masz dużo do powiedzenia w mieście. Jesteś zaufaną osobą i masz ogromne możliwości i umiejętności. Jesteś dla niego pewnego rodzaju zagrożeniem. - wyjaśnił. Ja zagrożeniem dla jakiegoś psychopaty? Nie wydaje mi się. - Obawia się tego, co możesz mu zrobić. - mruknął i uniósł głowę, patrząc mi w oczy - On cię obserwuje i szuka odpowiedniego momentu do ataku. - uprzedził.

Jakiś psychopata chce mnie zabić, a ja nie miałam jak się bronić. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Co mam robić? Bo pójście na policję, raczej nie wiele pomoże.

-Co powinnam zrobić? - zapytałam w końcu. Sama nic bym nie wymyśliła, może on pomoże.

-Uważać i się nie wychylać. - doradził. Parsknęłam śmiechem.

-Jestem prawnikiem. - mruknęłam - Na codzień pakuje przestępców do więzienia. Raczej nie mogę się nie wychylać. - prychnęłam - Jakieś inne pomysły? - pokręcił głową.

-Na ten moment to jedyne wyjście, abyś była bezpieczna. - stwierdził. Czyli jednak nie będę bezpieczna.

-Przykro mi, ale muszę robić co do mnie należy. - oznajmiłam - Ludzie liczą na moją pomoc. - wzruszyłam ramionami - Nie mogę ich zostawić. Jestem im potrzebna. - dodałam i odsunęłam się od Strzały. Ruszyłam do kancelarii.





Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro