QnA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Żeby nie było — oktaryna to ósmy kolor tęczy według serii „Świat Dysku". Kolor ten ściśle wiąże się ze zjawiskami magicznymi. Przyda Wam się to za chwilę.

---

— Witam wszystkich zebranych! Zgromadziliśmy się tu dzisiaj, aby... — Námo, który przemawiał do całej reszty Valarów oraz Majarów, zebranych w kółku i siedzących na ziemi po turecku, został brutalnie odtrącony łokciem przez zirytowanego Irma.

— Dobra, dobra, z całym szacunkiem, bracie, ale nikt ci nie płaci za pieprzenie jak ksiądz na ambonie. Tak, zainteresowanym udzielę wyjaśnień czym jest ksiądz, czym ambona i czemu ksiądz na niej pieprzy, ale w znaczeniu gada bez sensu, niestety lub stety — zapewnił, a zanim ktokolwiek zdążył usadzić jego, zaczął: — Sprawa wygląda tak, że, drodzy towarzysze, wrobili nas. Wrobili nas w odpowiadanie na pytania zadawane przez wiernych fanów naszych konwersacji na służbowym chacie.

Dosłownie cała komnata miała miny „polite cat".

— Kto powiedział, że musimy na nie odpowiadać? — zapytał w końcu Oromë, bez większego zainteresowania.

Trzasnął piorun i na środku stanął Eru. Wyglądał oktarynowo.

— Ja — oznajmił z nieznoszącą sprzeciwu radością. W rękach miał gigantyczne pudło oktarynowego popcornu. Po sali poniosły się narzekania, ale Ilúvatar nawet nie skończył. — Przyprowadziłem też Melkora i resztę — stwierdził. Zza niego wychylił się niedoszły władca Ardy. Widząc Tulkasa, który uśmiechnął się do niego okropnie wesoło, schował się z powrotem. Aulë chyba zgrzytnął zębami.

Ojciec Wszechrzeczy, zauważając skwaszone miny większości Ainurów, machnął oktarynową ręką, aż poleciały od niej delikatne iskierki.

— Oj, no, przesadzacie. Wszyscy mi obiecali, że nic takiego nie zrobią — zapewnił ich. — Już, już, nie mam aż tyle czasu, zająłem się ostatnio tworzeniem nowego wszechświata, także szybko! — popędził całą zgraję, która wisielczo pokiwała głowami. — Jedziesz, Námo!

— Jestem Irmo, tate — przypomniał mu Lórien.

W komnacie zrobiło się ciemno.

— Korki wam padły? — zainteresował się Eru, kiedy Ainurowie zaczęli się rozglądać ze zdumieniem.

Światło wróciło. Ungoliant usiadła obok Vardy w swojej najbardziej ludzkiej postaci (wciąż miała ośmioro czerwonych oczu).

— To tylko ja — powiedziała. — Możecie kontynuować — zezwoliła też. Varda odsunęła się kawałek w stronę Manwëgo. Ilúvatar nie wyglądał na przejętego.

— No, Melkor, Mairon i cała reszta, siadajcie gdzieś! — ponaglił ich. Melkor z cierpiętniczą miną powlókł się w stronę Virilomë, a za nim kolejno poszli Mairon (z płonącymi włosami), Gothmog (ten z kolei z rogami), Tevildo (z intensywnie zielonymi, kocimi oczami), Thuringwethil i Curumo (wyglądali zupełnie normalnie). Nikt nie był pewien, czy Mairon przypadkiem, czy też celowo wybrał miejsce zaraz obok Aulëgo. Ten odsunął się i prychnął.

— No, jedziesz, Irmo — powiedział wreszcie Eru, sadowiąc się na chmurce pod sufitem.

Valar wyjął telefon, usiadł i wyszczerzył się.

— Uwaga, zaczynam. Od samego dołu, żebyście wiedzieli, jak nisko się stoczyliśmy — oznajmił z szerokim uśmiechem. Nikt nie był pewien, czy od strony jego brata faktycznie padło „pierdol się", czy też jednak się przesłyszeli. — Pierwsze pytanie jest do mnie i brzmi: „Irmo, jaki jest twój ulubiony ship? Pomijając Irmo x Estë (jesteście uroczy)" — zastanowił się przez chwilę. — Wszystko x wszyscy, Námo x Heherbatka, Ulmo x Salmar. Tak, wiem, że jesteśmy uroczy. Dziękujemy za komplement — dodał też. Estë obok niego wyglądała, jakby przysypiała. Uśmiechała się jednak cały czas.

— No dobra, jedziem dalej. „Jak smakuje krew Eönwëgo? Do kogokolwiek, kto wie." — Rozejrzał się z wyraźnym oczekiwaniem.

— Dżem malinowy — odparł na to z równie wyraźnym samozadowoleniem Mairon. Manwë został powstrzymany od rzucenia się na nieszczęsnego Majara przez Vardę, ale zaciskał pięści i wyglądał, jakby miał zamiar rzucić go gadom na pożarcie. Sam Eönwë sprawiał natomiast wrażenie speszonego.

— Cool — skwitował odpowiedź Lórien. — „Arien, dlaczego tak właściwie odrzucasz Tiliona?".

— Nie wiem, za mało prestiżowy. Jakiś taki dzban przylep-rzep, fuj — prychnęła Słońce. Księżyc dramatycznie złapał się za serce i zaszlochał.

— Zamknij mordę, Tilion. Dzięki. Myślałem, że po prostu jesteś tęczowa, jak Ulmo. — Wzruszył ramionami prowadzący ten cyrk na kółkach. — O, Gothmog, do ciebie. „Lord Biznes faktycznie się do ciebie przyczepił po tym nieperfekcyjnym wyzwaniu?"

Balrog westchnął tak cierpiętniczo, że niektórzy aż zmarszczyli brwi.

— Przez trzy lata w losowych momentach przypominał mi, że nieperfekcyjnie je wykonałem. Raz próbował nawet mnie uperfekcyjnić. Nie pozdrawiam Lorda Biznesa, wal się — odpowiedział w końcu. Mairon prychnął śmiechem.

— Pamiętam to. Tifil musiał go odciągnąć za włosy, c'nie? Był wściekły jak Carcharoth, miałem ubaw przez następne trzy lata!

Aulë znów zgrzytnął zębami. Eru zajadał oktarynowy, niekończący się popcorn.

— Eöś, teraz ty. Dwa pytania. „Którą z osób, jakie pojawiły się na chacie, lubisz najbardziej?" i „Jak ci się pracuje u Manwëgo? Dobrze płaci?" — ciągnął bezlitośnie Irmo. Eönwe, najwyraźniej speszony, że cała sala spojrzała na niego, wzruszył nieśmiało ramionami.

— Chyba lubię każdego tak samo. Lubienie kogoś bardziej byłoby niesprawiedliwe i niemiłe. A Manwë to bardzo dobry król — dodał z zakłopotaniem.

— Nie powiedziałbym — wtrącił Eru, flegmatycznie jedząc popcorn. — Ale jedźcie dalej.

— Okej, okej, to teraz... „Ilmarë, jak zemściłaś się na Maironie za wyzwanie z całowaniem?" — podjął szybko temat Irmo, widząc, że Manwë znajduje się na granicy płaczu. Majar z godnością wzruszyła ramionami.

— Nijak. Jestem ponad takie rzeczy — oznajmiła chłodno, obrzucając wszystkich wyzywającym i jednocześnie dostojnym spojrzeniem.

— Gówno prawda, wysłała mi gwiazdę neutronową do pokoju — wymamrotał pod nosem Mairon.

— Jak ty żeś to przeżył? — zdumiała się Varda, na co tamten wzruszył ramionami.

— Nie było mnie w nim — przyznał po prostu. Ilmarë uderzyła pięścią o otwartą dłoń w geście niechętnego przyznania porażki.

— Jeszcze cię dopadnę — obiecała.

— Dobra, dobra, cicho tam, morda tam. Tevildo! „Ile razy zostałeś uperfekcyjniony?" — przerwał im Valar, kierując spojrzenie na kociego władcę. Mina Tifila wyrażała horror, przerażenie, zniechęcenie, ból i dwudziestotrzyletni pobyt w łagrze.

— Nie wiem — wyznał grobowym głosem, patrząc tym mówiącym więcej niż tysiąc słów spojrzeniem w pustkę.

— F, dzbanie, F. — Gothmog poklepał go pocieszająco po plecach.

— F — powtórzył z kamienną twarzą Irmo. — „Oromë, w sporze ptaki Manwëgo vs koty Vardy, czyją stronę trzymasz?"

Oromë, świadomy palącego wzroku obojga Aratarów, poruszył się z zakłopotaniem.

— Niczyją, niech się sami biją i mnie w to nie mieszają — wybrał w końcu możliwie najbezpieczniejszą opcję.

— Nudno, oczekiwałem po tobie czegoś lepszego — oznajmił z dezaprobatą pan snów. — O, Mairon, teraz ty. „Co najbardziej kochasz w Thuringwethil?"

Nastąpiła chwila długiej ciszy, w której wspomniany wyżej Majar (należy nadmienić, że lekko zaczerwieniony) zastanawiał się nad odpowiedzią.

— Te nieliczne momenty, w których za mną nie łaziła — uznał. — Żeby nie było, jesteś spoko, ale czy musisz zachowywać się jak Tilion łażący za Arien? — dodał w stronę nietoperzycy, która tylko uśmiechnęła się uroczo. Na twarzy Lóriena pojawił się uśmieszek.

— „Thuringwethil, co najbardziej kochasz w Maironie?" — zacytował powoli, z prawdziwą satysfakcją wypowiadając każde słowo. Wszyscy doskonale wiedzieli, że właśnie wkroczył na mroczną ścieżkę shipera.

— Och. Ooch! Smak jego krwi! — odpowiedziała z szerokim uśmiechem, tym samym pokazując wampirze kły. Sauron wzdrygnął się, Irmo uniósł brwi.

— Każdy powód jest dobry — stwierdził w końcu i zerknął na ekran. Na jego twarzy uśmiech poszerzył się i zmienił w nieco perfidny. — Osobo, która to pisała: wiedz, że przeszłaś samą siebie i to pytanie jest piękne, bardzo chętnie zobaczę reakcję. Jestem zobowiązany za nie podziękować, więc dziękuję, a jak chcesz, to możemy się dogadać co do ceny paru ciekawych specyfików. A teraz uwaga, cytuję słowo w słowo „Aulë, przytul Mairona. Proszę no, po prostu proszę, to nie może się tak skończyć, chyba nie masz serca z kamienia..." — Tu popatrzył na Aulëgo, który odwrócił wzrok.

— Noż ja komuś zaraz nóż pod żebra wpakuję i wywiozę na sankach do krainy wiecznej szczęśliwości — warknął pod nosem. Mairon z zakłopotaniem wlepił spojrzenie w posadzkę.

— Dlaczego mam wrażenie, że to będę ja? — zapytał marudnym głosem Melkor, na wszelki wypadek chowając się nieco za Ungoliant.

— No zgadnij — prychnął kowal. — Nie, nie przytulę tego niewdzięcznego zdrajcy — oznajmił całemu zgromadzeniu. Mairon zaczynał wyglądać tak, jakby wpadł w silnie żrący kwas. Pewnie zżerały go wyrzuty sumienia. Albo zażenowanie. Jedno z dwóch, ewentualnie oba.

Ups. Nasi fani będą zawiedzeni, zawsze uważali, że nie będziesz żywił do tego debila urazy — przypomniał radośnie Irmo. — Nikt się nie spodziewał hiszpańskiej Inkwizycji, ale plot twisty zawsze są dobre, więc tu mamy taki jeden.

— Co ty chciałaś za wygrany zakład, Varda? — zainteresował się Eru bez żadnego przejęcia. — Bycie wszechmogącą?

— Co to za zakład i czemu ja się nie założyłem?! — oburzył się Irmo.

— Powiedziałam, że Aulë nie przytuli Mairona, a Eru się nie zgodził. A teraz proszę moje moce — wyjaśniła Varda. Wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie.

— Kurwa, ja też chcę... — mruknął zawiedziony Irmo. — Dobra, później coś ogarnę, wracamy do pytań. O, pierwsze od następnej osoby jest do mnie! — ucieszył się. — „Irmo, mała propozycja: co dasz w zamian za tabletki?" Pozwolę sobie to zinterpretować w sposób taki, że te tabletki to jednak chcesz ode mnie, więęęęc... skołuj mi kilka sztuk Sputnika V, to pogadamy. A teraz dalej, prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu. „Tulkas, możesz wstać i dać z liścia morgothowi?". O, Morgoth z małej, podoba mi się to. No, Tulkas, wstawaj. — Tempo mówienia Irma było zatrważające. Melkor struchlał, pisnął i schował się za Ungoliant. Ona jednak odsunęła się na bok. Zadowolony Tulkas z uśmiechem na pół twarzy podszedł dziarsko do nieszczęśnika i dość mocno uderzył go w twarz otwartą dłonią.

— Nie ma sprawy — powiedział zaraz potem i zaśmiał się głośno. — Lubię osobę, która poprosiła mnie o zrobienie tego.

— Prawda? Bardzo dobry ziomuś. O, o! — Lórien wyraźnie się podekscytował. — Námo, Námo, pytanie do ciebie! „Sędzia kalosz, lubisz kalosze?"

Námo, marszcząc brwi i wyglądając spod kaptura zażenowanym wzrokiem, sprawiał bardzo sędziokaloszowate wrażenie.

— Nie — warknął jadowicie, nie gorzej od Melkora.

— Sędzia kalosz! — wrzasnął ktoś z tyłu sali. Irmo podchwycił, a po chwili wszyscy, nie wyłączając z tego Eru, skandowali "SĘDZIA KALOSZ", póki Lórien nie zaczął krztusić się ze śmiechu po wyjątkowo mocnym kuksańcu pod żebra od swojego brata.

— Jedźmy dalej, kalosze chyba są niebezpieczne — wydusił, kiedy już się uspokoił. — „Varda. Czy pewnego razu brokat się wysypał, co spowodowało powstanie gwiazd?". Ej, a wiesz, że mnie to też ciekawi — zwrócił się do Eléntari, która uniosła brwi z niebotycznym zdumieniem.

— Przepraszam, mocium panie, co do kurwy? Gwiazdy to był starannie przemyślany projekt, który miał na celu...

— Raz się ze mną założyła, kto zrobi lepszą świecącą i naturalną rzecz — przerwała jej radośnie Yavanna. — Moje świetliki przegrały — dodała też, ale nie wyglądała na specjalnie zasmuconą z tego powodu.

— Czy wszystko, co stworzyła Varda, powstało przez zakład?! — Nie wytrzymał w końcu Melkor. — Starałem się, żeby zrobić cokolwiek oryginalnego, zapierdalałem przez ileś lat, a Varda tworzyła wszystko, bo się zakładała?! I I TAK WSZYSCY LUBIĄ JEJ TWORY BARDZIEJ, NIŻ MOJE?! — wrzasnął z oburzeniem. To natomiast spotkało się z pobłażliwymi  i łagodnie zdziwionymi spojrzeniami całej reszty.

— No, nie inaczej — przytaknął Manwë, najwyraźniej biorąc to za powszechnie znany i oczywisty fakt. Jego brat wyglądał, jakby uszło z niego powietrze.

— Dobra, dobra, bo nam się czas antenowy skończy! — ponaglił ich Irmo. — O, a to ciekawe. „morgoth, jak się czujesz?". Morgoth, rzecz jasna, z małej — dodał.

— A jak mam się czuć, jak najpierw Tulkas zajebał mi w twarz, a teraz dowiedziałem się, że twory Vardy to skutki jakichś jebanych zakładów?! — Wściekłość wyraźnie mu nie przeszła, aż poczerwieniał na zazwyczaj bladej twarzy.

— Wciąż cię nie zjadłam, traktuj to jako pozytyw — przypomniała mu Virilomë, uśmiechając się.

— NO ZAJEBISTY POZYTYW, DZIĘKUJĘ PIĘKNIE ZA NIEGO! — wybuchnął, na co pajęczyca bez żadnego poruszenia poklepała go po ramieniu.

— Kontynuujcie — poprosiła spokojnie, nic sobie nie robiąc ze zdumionych spojrzeń, jakie na niej spoczęły.

— Ta jest, towarzyszko! „Eönwë, jesteś o wiele bardziej ogarnięty niż cała zgraja valarów. Nie myślałeś kiedykolwiek, aby im się zbuntować?" Valarów z małej, dziękujemy za docenianie naszej inteligencji, polecamy się. Oprócz Sputnika V, to mnie jeszcze przeproś — skierował się do nieobecnego czytelnika. — No, Eönwë, nasza inteligencjo, mów.

Herold Manwëgo wyglądał na zakłopotanego. Gdyby się dobrze zastanowić, prawie zawsze tak wyglądał.

— Nie myślałem, bo Valarowie są dobrzy. Może nie mądrzy, ale dobrzy na pewno. Dlaczego miałbym się buntować? Żeby dołączyć do Melkora? A co on sobą reprezentuje? — zapytał. Mairon wstał z miejsca, z oburzeniem, gotów stoczyć pojedynek z rzekomym najlepszym przyjacielem, byle bronić swojego honoru. W końcu którzy przyjaciele nie biją się ze sobą z błahych powodów? Aulë już miał go powstrzymywać, ale widok Gronda w ręce Eönwëgo, przezornie zaniechał taki zamiar.

— Ostatnia szara komórka przemówiła — skomentował pod nosem Ulmo, obserwując roztaczające się przed nim prawie dantejskie sceny.

— Siadać, albo Tulkasem poszczuję! — zawołał Ilúvatar.

— Czy możemy przejść dalej, bez rozpatrywania szczegółowo inteligencji wszystkich nas tu i każdego z osobna? Bo ja się obawiam, że wyjdzie ujemna. — Głos Lóriena wzbił się ponad kilka innych. — Uwaga, pytam dalej, bo mi stężenie głupoty zaczyna szkodzić.

— To jakim cudem ciągle żyjesz? — wymamrotał pod nosem Námo i pod wpływem chwili wyrwał bratu telefon. — Dawaj mi to, moja kolej, ty pierdolisz od rzeczy — oznajmił, a kiedy okradziony próbował odebrać swoją własność, po prostu uniósł rękę do góry. Na nieszczęście dla Irma, był wyższy.

— Tevildo, ile masz zdjęć kotów? — zapytał po prostu, nic sobie nie robiąc z tego, że telefon wciąż znajdował się w jego prawej, wyciągniętej do góry dłoni i nie widział jego ekranu.

— Moment, zaraz sprawdzę... 17352 zdjęcia, 4088 filmików i 666 zdjęć Behemotka, bo mam na niego oddzielny folder, więc razem jest tego ponad 20 tysięcy — odpowiedział po przeszukaniu zawartości galerii w telefonie. — Chcecie zobaczyć? — zaproponował z uśmiechem.

Námo był tak zdziwiony, że Irmo dał radę wyrwać mu telefon.

— Podziękujemy, a teraz, Ulmo. „Gul gul, czy bul bul?" — wypowiedział szybko, nim znów stracił urządzenie. Rzucił się na Mandosa z takim impetem, że telefon upadł na kamienną posadzkę.

— Odpowiedź na to pytanie powinna chyba brzmieć „ja pierdolę" — rzucił z przekąsem pytany. — A w twoim telefonie pękła szybka i zepsuł się ekran — dodał dobrodusznie.

— O żesz kurwa mać, nie może być...! — zawołał Valar, sięgając po nieszczęsne urządzenie. Potrząsnął nim w akcie bezdennej rozpaczy. — Widać tylko dwa ostatnie pytania od tej osoby, a nie mogę przewinąć — oznajmił grobowym głosem po kilku próbach skomunikowania się z oprogramowaniem poprzez różne gesty.

— Czyli mamy wolne, tak? — odezwał się po raz pierwszy od początku Curumo. Aulë chyba zgrzytnął zębami.

— Ostatnie dwa pytania i tak, macie wolne. Do czasu, aż nie zorganizujemy nowego telefonu — odpowiedział Lórien.

— Mogę użyczyć swojego — zaoferował Manwë, jako jedyny, który nie został zaciągnięty siłą.

— Bez sensu. Nie masz Wattpada, żadne z was nie ma. Skołujemy coś, a teraz dwa ostatnie pytania i wypuśćcie mnie stąd, bo ani chwili dłużej, kurwa, nie zniosę. — Mandos wyglądał na załamanego.

— „Tilion: życzę powodzenia z Arien. Chcesz błogosławieństwa do tego?" — przeczytał Irmo. — Nie wiem, na co ci błogosławieństwo, ale cool, ja też chcę.

— Dziękuję, poproszę błogosławieństwo — wymamrotał Tilion pod nosem, wpatrując się w swoje stopy ze zrezygnowaniem. Mina Arien wyrażała zaniepokojenie tak wielkim zniechęceniem widocznym u Majara.

— „Arien, czy kiedykolwiek dostałaś w głowę czymś ciężkim?" Ciekawe o co chodzi w tym pytaniu — zastanowił się na głos Irmo, na co dostał ciężką pięścią brata w głowę.

— Nie filozofuj — poprosił. — Gadaj, Arien, mój socjalizacjometr zaraz wybuchnie.

— Nie, nie dostałam niczym ciężkim w głowę i nie zamierzam tego zmieniać — odpowiedziała skonsternowana.

— Powodzenia — życzył nad wyraz miłym głosem Námo. — A teraz mam prośbę do was wszystkich: wypierdalać, bo głowa mnie boli od natężenia waszej głupoty — stwierdził i teleportował się z daleka od jeszcze nie do końca rozumiejącej co zaszło zgrai. Pomyślał, że musi zrobić sobie herbatę. Mocną. Najlepiej taką z cyjankiem.

---

Ha, byście chcieli wszystko w jednym kawałku? No, jasne, jasne. Jeszcze czego. Bawię się w rasowy Polsat od dobrych kilku miesięcy, przebłagajcie mnie jakąś ofiarą, a wtedy może napiszę następną część.

Nie, to nie ma korekty.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro