5. Jestem tym samym co on

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzimy w jednej z Piastowskich knajp. Maja stwierdziła, że tutaj nikt nas nie zobaczy. Taką mam też nadzieję.

Wpatruję się w blondynkę, gdy ta przegląda menu. Nie potrafię opisać słowami jak bardzo cieszę się, że ją widzę, po tak długim czasie. Dopiero, gdy ją zobaczyłem dotarło do mnie, jak bardzo za nią tęskniłem.

- Kuba - jej głos sprawia, że natychmiast wracam na ziemię - Czemu tak na mnie patrzysz?

- Brakowało mi ciebie...

Na jej twarzy pojawia się współczucie. Odkłada kartę z daniami na stolik i nasze spojrzenia się spotykają.

- Co się dzieję? - przerywa ciszę między nami - Zniknąłeś z dnia na dzień, bez słowa, bez pożegnania... dlaczego?

- To wszystko przez tatę... - wzdycham - On się nie zmienił, rozumiesz? Nigdy się nie zmieni.

- Ale... jak to? Przecież on i Lara są szczęśliwym małżeństwem. To znaczy, nie do końca szczęśliwym odkąd uciekłeś.

- To nie do końca tak. Równy miesiąc od dnia, w którym wyjechałem miałem osiemnaste urodziny. Ojciec wiedział, że nawet jeśli policja przywiezie mnie z powrotem do domu, to za kilka tygodni będę mógł zgodnie z prawem wyjechać.

- Ale Igor nie rozumie tego tak samo jak my wszyscy. Nie wiemy co skłoniło cię do wyjazdu. Proszę cię, Kuba - kładzie swoją dłoń na mojej - Musisz mi powiedzieć.

- Jest mi wstyd... Co mam poradzić na to, że się wstydzę własnego ojca? To zwykły skurwiel, rozumiesz?

- Ale Kuba...

- Posłuchaj... Jakiś czas przed moim wyjazdem zauważyłem, że dziwnie się zachowuje. Wychodził z domu wieczorami, gdy wszyscy spaliśmy. Śledziłem go przez kilka dni. Ostatniego dnia dojechałem za nim na jakąś melinę. Wszedłem za nim do środka i zobaczyłem jak w towarzystwie ćpunów wciąga jakieś dragi, a później jedna z tych dziewczyn ciągnie go do oddzielnego pomieszczenia i... - przymykam oczy - no po prostu jak sobie o tym przypomnę to mam ochotę mu coś zrobić - mówię z naciskiem przez zaciśnięte zęby.

- Kuba - upomina mnie dziewczyna - Nie wolno ci tak mówić, to twój ojciec, wychował cię...

- Wychował mnie?! - wybucham zwracając na siebie uwagę innych ludzi w restauracji - Na kogo?! Ty nawet nie wiesz...kim ja jestem... - zabieram swoje rzeczy i wychodzę, zostawiając Majkę samą.

Opuszczam restaurację wściekły, otwierając z impetem drzwi od lokalu, które z trzaskiem się zamykają. Świeże powietrze owiewa moją twarz. Ruszam przed siebie, ale już po chwili słyszę za sobą wołanie blondynki.

- Kuba! Kuba zaczekaj - podbiega do mnie i łapie mnie za ramię - Co masz na myśli?

- Jestem tym samym co on - mówię patrząc jej prosto w oczy - Jestem uzależniony - rozkładam bezradnie ręce, zanosząc się bezradnym śmiechem.

Na jej twarzy maluje się ból i rozczarowanie. Ale czemu się dziwić?

Krzyżuję dłonie na karku i zaczynam chodzić w kółko.

- Jak to... Jak to uzależniony? Ty...

- Tak - przerywam jej - Od narkotyków, od tego gówna, rozumiesz? Dlatego cię zostawiłem bez słowa. Nie chcę cię ranić, nie chcę, żebyś przechodziła ze mną to samo, co moja matka z moim ojcem. Zrobiłem to, bo cię kocham najmocniej jak potrafię, ale wiem, że to nie wystarczy, bo nic nie mogę ci dać. Nie mam nic, co mógł bym ci podarować. Nie zasługuję na ciebie. Przepraszam.

Do moich oczu napływają łzy, po czym odchodzę w kierunku osiedla, a Majka już mnie nie zatrzymuje.

***

Wchodzę do środka, ale salon jest pusty. Zauważam otwarte drzwi balkonowe i zamierzam to sprawdzić. Okazuje się, że Daria siedzi tam, paląc papierosa.

- Już jesteś? - pyta przenosząc na mnie wzrok.

- Tak... - odpowiadam i siadam na wolnym krześle obok dziewczyny.

- To dla ciebie - Daria wciska mi w dłoń klucze - Mogą ci się przydać.

- To klucze od mieszkania? - pytam zaskoczony.

- Zgadza się, wygląda na to, że nieco dłużej tu zostaniesz.

- Nie, posłuchaj... - wzdycham i oddaje jej klucze - Jutro wracam.

- To ty mnie posłuchaj - przenosi wzrok w moje oczy - Nie wiem co między wami zaszło. Ale chyba nie chcesz tego do końca spieprzyć? Ona nadal cię kocha.

Patrzę chwilę w jej oczy, po czym spuszczam wzrok na swoje dłonie.

- A ty kochasz ją - dodaje po chwili.

- Daria, ja ci o czymś nie powiedziałem.

- O czym?

- Urodziłem się tutaj. Wyjechałem jakiś rok temu, to długa historia.

- Wiem, domyśliłam się, gdy was zobaczyłam - odpowiada, zaciągając się używką - Chcesz? - częstuje mnie papierosem.

- Dzięki - biorę jednego z paczki - Ta dziewczyna... To Majka. Znamy się od dziecka, od urodzenia. Nasi rodzice się przyjaźnią. To moja przyjaciółka i była dziewczyna.

- Ładna - stwierdza wydmuchując dym przed siebie.

- Przepraszam cię naprawdę... Ja nie chciałem cię okłamać.

- Rozumiem, nie jestem zła.

- Naprawdę? Ale przecież... Spaliśmy ze sobą i myślałem, że ty...

- Nie jestem desperatką, Kuba - przenosi na mnie znaczące spojrzenie - Nie łudziłam się zbytnio po tym co między nami zaszło, że będziemy razem. Znamy się kilka dni, do tego takie historie raczej nie kończą się miłością na całe życie. Nie mam prawa mieć pretensji.

Patrzę na nią z ulgą i posyłam jej lekki uśmiech.

- Dziękuję.

- A co do tego - ponownie wciska mi klucze w dłoń - Masz tu sporo spraw do załatwienia, czuję to. I to nie tylko z Mają, prawda?

- Tamte sprawy nie są ważne... już nie...

- Mniejsza z tym. Możesz tu zostać ile chcesz. Dlatego ci to daję.

- Jesteś wielka, naprawdę.

Blondynka odpowiada mi uśmiechem.

- Wyjaśniliście sobie wszystko? - kontynuuje.

- Nie... Wyznałem jej prawdę i odszedłem. Nie jestem w stanie teraz patrzeć jej w oczy.

- Prawdę, czyli?

Przenoszę poważny wzrok na blondynkę. Ona dokładnie mi się przygląda.

- Wpadłem w pieprzony nałóg. Jestem narkomanem.

Daria milczy przez chwilę. Przenosi wzrok przed siebie.

- Co? - odzywam się - Pewnie masz mnie za jebanego ćpuna bez przyszłości.

- Też miałam z tym problem. Wyszłam z tego.

- Naprawdę?

- Tak. To siedzi w twojej głowie. Możesz z tym wygrać. Musisz tylko chcieć. Przepraszam, idę się położyć. A ty - przenosi na mnie wzrok - Porozmawiaj z nią, dobrze ci radzę. Póki masz jeszcze szansę - kładzie dłoń na moim ramieniu, zaciskując usta w wąską kreskę - Dobranoc.

- Dobranoc - odpowiadam, a dziewczyna wchodzi do mieszkania.

Może i ona ma rację. Ale jak? Jak mam to naprawić? Ja, oznaczam same kłopoty. Nie chcę zniszczyć jej życia.

Ale muszę jeszcze raz z nią porozmawiać.

Wchodzę do mieszkania. Blondynka leży już w łóżku. Kątem oka widzę, jak na mnie patrzy. Ja natomiast zmierzam prosto do drzwi wyjściowych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro