10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nie wiedziałam, co powiedzieć. Siedziałam na kanapie ze zbitym wzrokiem, a myśli przelatywały przez moją głowę jak przez chmurę.

Rozumieli moją reakcję. Rozumieli, że to dla mnie szok. Pozwolili mi siedzieć w ciszy, przy delikatnych dźwiękach cykania zegara. Hanna nalała do kieliszka kolejne otwarte wino i pogrążyła się w swoich rozważaniach.

Pierwszy odezwał się Alan, wyciągając teczki z szafki.

— To są jej badania... Jeśli zerwę całkowicie układ, Hanna zostanie bez pomocy. To jedyny lekarz który daje jej specjalne leki niedostepne nigdzie indziej. Jedyny lekarz, który robi to za darmo. Jestem w stanie płacić Monice jeśli to ma dać szansę Hannie.

— On jest naiwny, Rose, nie słuchaj go - prychnęła Hanna, cała już czerwona. - Nie można mi pomóc. To kwestia kilku lat gdy umrę. Nie ma na to lekarstwa.

— Przestań tak mówić! - wrzasnął chłopak. - Straciłaś nadzieję, ale ja jeszcze nie!

— Hanno... - odezwałam się słabym głosem. - Jeśli nie będziesz zażywać tych tabletek to twój stan się pogorszy.

— Cały czas mi się pogarsza, tylko tego nie widać. Jesteście naiwni wierząc, że jest dla mnie szansa, skoro nawet ojciec Monicki rozkłada ręce. Nie będziesz utrzymywał tę sukę za swoje pieniądze! Nie pozwolę na to i koniec!

— Hanno, uspokój się - usiadłam obok niej na tyle blisko, że czułam jak jej ramiona drżą. - Jestem z tobą. Oboje jesteśmy. Nie chcemy cię zostawiać.

— Przestańcie się nade mną użalać - warknęła dziewczyna i wstała. - To moje życie i ja decyduję co z nim zrobię. I wyraźnie powiedziałam, że Alan ma zerwać ten chory układ. Zdechnę, ale nie dam tej kretynce satysfakcji. Nie wzbogaci się na moim zdrowiu!

Weszła do pokoju i trzasnęła drzwiami.

***

Kolejne dni były ponure ale zupełnie inne od dotychczasowych.

Hanna jak zwykle większość dni spędzała w szkole a Alan...postanowił zrobić sobie kilka dni wolnego od pracy i załatwiał sprawy z domu. Siłą rzeczy razem gotowaliśmy obiad i razem spędzaliśmy czas, głównie na rozmowach.

Chłopak był mocno przybity stanem Hanny; wiedziałam, że teraz, kiedy wiem o jej chorobie, może sobie pozwolić przy mnie na ukazywanie emocji.

- Hanna zawsze była siostrą, którą chętnie się zajmowałem i bawiłem, nawet wtedy kiedy koledzy się ze mnie śmiali - wyznał mi któregoś popołudnia. - Przez brak rodziców czułem się za nią odpowiedzialny. Zresztą Hanna była cudowna, znaczy do tej pory jest - poprawił się. - Zawsze jest dla mnie najważniejsza. Naszą relację psuła Monica. Miała wpływ na wszystko, co działo się w moim życiu. Nie wspominając o tym, że była szaleńczo zazdrosna o ciebie.

Prychnęłam. Być zazdrosnym o kogoś takiego jak ja...

- Ona nie wiedziała co to empatia czy szacunek do drugiej osoby. Chciała, bym należał tylko do niej. Dlatego tak rzadko u was bywałem bo nie chciała, żebyśmy się widzieli.

- To dziwne, bo bardzo namawiała mnie na zajęcia z tobą - mruknęłam. Siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy serial. Odkąd Alan wziął urlop, wciągnęliśmy się w The Society.

- Nie wiem, co chciała w ten sposób osiągnąć - wzniósł oczy do nieba. - Tak czy siak, uważam że i tak poczyniłaś spory progres.

- Tym, że wyszłam do sklepu? No tak, nieskromnie powiem, że jestem z tego dumna - zacisnęłam usta, by się nie uśmiechnąć.

- Wiesz, zawsze myślałem że ja i Hanna mamy ciężkie życie. A potem usłyszałem twoją historię i... - pacnął się w czoło. Chyba nie to chciał powiedzieć.

- Spokojnie, wiem co chcesz powiedzieć - odruchowo dotknęłam jego dłoni, ale natychmiast ją cofnęłam.

- Nie wiesz. Wybacz, to nie miało tak zabrzmieć - szukał słów. - Chodzi o to, że cię podziwiam, Rose. Serio. Przeszłaś wiele a mimo to nie poddajesz się i walczysz o siebie. Masz nadzieję, że w końcu zaczniesz normalnie żyć. Hanna powinna mieć takie podejście...

Westchnęłam.

- Hanna się pogodziła ze swoim losem - powiedziałam. - Alanie, muszę cię spytać o coś ważnego.

Podniósł na mnie wzrok.

- Czy namówisz Hannę, aby pojechała z nami do Lilywhte? Kilka wiosek za moją wsią mieszka pewna kobieta, mówią że to szamanka. Może...

- Rose, nie obraź się ale to słaby pomysł. Hanna jest pod opieką jednego z najlepszych lekarzy w Ameryce, te lekarstwa kosztują krocie. Nie wmówisz mi, że jakaś zielarka da radę ją wyleczyć bo to niemożliwe. Żadna roślina jej nie pomoże.

- Alanie... - dlaczego nie chce dać jej szansy?! - Spróbujmy!

- Nie ma opcji. Nie pojadę tam - wstał z miejsca, a ja poczułam, że on również się pogodził z jej losem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro